Nie, to żaden wstyd nie znać włoskiego perkusisty Roberto Pistolesiego. Choć nie jest on wcale początkującym artystą, to jednak dotąd nie udało mu się przebić do pierwszej ligi europejskich bębniarzy jazzowych. Dotąd bowiem ukrywał się głównie za plecami innych muzyków. Aż wreszcie postanowił stanąć na czele formacji, która spełni jego ambicje kompozytorskie. W efekcie powstała płyta zatytułowana „Open Lands and Moving People”.
Artystyczne oblicze internacjonalizmu
[Roberto Pistolesi „Open Lands and Moving People” - recenzja]
Nie, to żaden wstyd nie znać włoskiego perkusisty Roberto Pistolesiego. Choć nie jest on wcale początkującym artystą, to jednak dotąd nie udało mu się przebić do pierwszej ligi europejskich bębniarzy jazzowych. Dotąd bowiem ukrywał się głównie za plecami innych muzyków. Aż wreszcie postanowił stanąć na czele formacji, która spełni jego ambicje kompozytorskie. W efekcie powstała płyta zatytułowana „Open Lands and Moving People”.
Roberto Pistolesi
‹Open Lands and Moving People›
Utwory | |
CD1 | |
1) High Res Skies | 06:52 |
2) Critical Battery, Please Charge [Ambrosean] | 05:37 |
3) And the Infinite Sadness | 10:19 |
4) Latina | 05:52 |
5) Orchestral Unfavourites | 07:03 |
6) Serious Moves Towards an Argument | 06:59 |
7) Slow March | 04:43 |
8) The Big Wave | 05:32 |
9) C-Ornette Alla Crema | 03:51 |
10) The Craziest Things | 09:03 |
Też miewacie niekiedy takie wrażenie, że im bardziej zagłębiacie się w jakiś styl czy gatunek muzyki, im więcej poznajecie zespołów i solistów – tym tak naprawdę, jak się ostatecznie okazuje, mniej wiecie? Bo zdajecie sobie sprawę, jak olbrzymi to jest ocean, jak wiele rzeczy nam na co dzień umyka. Każdego tygodnia ukazują się na całym świecie zapewne tysiące płyt. Zgodnie z prawami statystyki w tym gronie musi być kilka fenomenalnych i całkiem sporo wyśmienitych. Ile z nich poznamy? Ile nam umknie? Obawiam się, że niemało. Może dotrzemy do nich po kilku tygodniach bądź miesiącach, czasami nawet latach – i to tylko wtedy, gdy odkryje je za nas ktoś inny, a my akurat przeczytamy jego zachwyty nad danym wydawnictwem. Całkiem możliwe, że tak właśnie może stać się z solowym debiutem włoskiego perkusisty jazzowego Roberto Pistolesiego (rocznik 1978). A raczej „mogłoby”, wierzę bowiem, że po przeczytaniu tego tekstu zrobicie wszystko, co możliwe, aby albumu „Open Lands and Moving People” nie przegapić.
Choć to debiut artysty rodem z Frosinone (w środkowych Włoszech), on sam wcale nie jest na scenie jazzowej żółtodziobem. Nic z tych rzeczy! Studiował w Nowym Jorku, a obecnie rezyduje w Holandii. Na swoim koncie ma współpracę z takimi tuzami współczesnego jazzu, jak saksofoniści Stefano Di Battista i David Liebman oraz trębacze Enrico Rava i Paolo Fresu. Od lat jest również podporą tria prowadzonego przez pianistę Roberto Tarenziego, z którym wydał trzy płyty: „One Day I’ll Fly Away” (2009), „Live” (2015) oraz „11 Little Things” (2019). Zebrane doświadczenie sprawiło, że nie tak dawno postanowił „pójść na swoje”, spróbować sił jako kompozytor i wydać longplay pod własnym nazwiskiem. Wspomniany już krążek „Open Lands and Moving People” ujrzy światło dzienne w 16 lutego nakładem ateńskiej wytwórni ПK Music.
Album nagrano w kwintecie, który – obok lidera – tworzą: wspomniany już włoski pianista Roberto Tarenzi, duński gitarzysta Teis Semey (o którym w „Esensji” można było przeczytać przy okazji wydania albumu „
Mean Mean Machine”), hiszpański saksofonista tenorowy Daniel Juárez oraz kanadyjski (kontra)basista Zack Lober. Gościnnie pojawili się natomiast holenderska wokalistka i wibrafonistka Sanne Huijbergts (w utworach „High Res Skies”, „And the Infinite Sadness”, „Latina” i „C-Ornette Alla Crema”) oraz rosyjski, lecz mieszkający w Groningen w Holandii puzonista Pasza (Paweł) Szczerbakow (usłyszeć go można – pod warunkiem jednak, że mocno wytężycie słuch – w „Orchestral Unfavourites”). Prawdziwie internacjonalistyczna ekipa się z tego zrobiła, prawda? Zatem i nagrana przez taki skład muzyka musi być niezwykła.
Dziesięć bardzo zróżnicowanych pod względem stylistycznym kompozycji autorstwa Roberto Pistolesiego układa się w ponad godzinną opowieść, której wspólnym mianownikiem jest – improwizacja. Nie freejazzowa, choć i takie „wycieczki” się trafiają, ale klasyczna, nawiązująca do hard- i post-bopu z lat 60. ubiegłego wieku. Wyrastająca z fascynacji Ornette’em Colemanem,
McCoyem Tynerem czy Billem Evansem. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że lider jest perkusistą, nie można nie zwrócić uwagi na inspiracje – w nieco mniej stopniu – Tonym Williamsem i – tu już znacznie większym –
Jackiem DeJohnette’em. Mimo tego zakorzenienia w klasyce, muzyka zawarta na „Open Lands and Moving People” brzmi bardzo świeżo i energetycznie, co jest także zasługą odpowiedniej produkcji. I, bez wątpienia, dźwięków dogranych przez Teisa Semeya, któremu – jak się okazuje – także nieobca jest gitarowa klasyka jazzowa w wykonaniu Granta Greena czy Johna Abercrombiego.
Pistolesi-kompozytor postanowił w niczym się nie ograniczać. Jego utwory są więc rozbudowane i nierzadko wieloczęściowe; niektóre z nich, pod względem konstrukcyjnym, przypominają nawet minisuity – tyle w nich się dzieje. Dowodem na to jest już otwierający album utwór „High Res Skies”, który po nastrojowym wstępie fortepianowo-perkusyjnym, wspartym przez wokalistkę i gitarzystę, szybko zyskuje na intensywności i mocy. Spora w tym zasługa Semeya, ale również Sanne Huijbergts, która odłożywszy na jakiś czas mikrofon, sięga po wibrafon, by nawiązać dialog z liderem. A wszystko to zajmuje zaledwie nieco ponad dwie minuty. Kolejne upływają głównie pod dyktando Teisa, który dostaje od Roberto wystarczająco czasu, aby snuć swoją – z czasem coraz bardziej skomplikowaną i energetyczną – opowieść. W ostatniej części duński gitarzysta wprowadza zupełnie nowy wątek, który prowadzi aż do finału, mając w tym mocne wsparcie sekcji rytmicznej.

Jeśli w jednym numerze instrumentem dominującym jest gitara, można oczekiwać, że w kolejnym zostanie ona zastąpiona przez inny. I tak też się staje w drugim w kolejności „Critical Battery, Please Charge (Ambrosean)”, w którym gitary co prawda nie brakuje, lecz mimo wszystko na plan pierwszy wybijają się saksofon Juáreza i fortepian Tarenziego – w duecie bądź solo. Ponad dziesięciominutowy „And the Infinite Sadness” to najdłuższy fragment płyty. Można się więc łatwo domyśleć, że i tutaj Pistolesi przygotował kilka intrygujących niespodzianek. Mamy przeróżne brzmienia gitary (od bardzo stonowanej do sprzężonej), klasycznie jazzowy śpiew Sanne, wreszcie stopniowo narastające, aż do przesilenia, improwizacje solistów – Roberto, Teisa i Daniela (w takiej właśnie kolejności), które wieńczy subtelna coda gitary. Dla odmiany „Latina” to utwór bardzo rytmiczny i momentami wręcz taneczny, w który wplecione są jednak improwizacje fortepianu i gitary. Zaskoczeniem w tym kontekście może być bardzo intensywna końcówka, w której – na modłę freejazzową – każdy z solistów gra swoje. A i tak potrafią się zazębić.
„Orchestral Unfavourites” prezentuje jeszcze inne oblicze włoskiego perkusisty. To bardzo podniosła, w swoim wydźwięku wręcz posępna kompozycja, której powolny rytm nadaje wręcz charakter elegijny (podsycany jeszcze przez pojawiający się w tle puzon Szczerbakowa). Chociaż i w niej znajduje się miejsce na twórcze poszukiwania fortepianu i saksofonu (gitara tym razem zostaje zesłana na dalszy plan). Co zresztą odbija sobie w wyjątkowo, nawet jak na Pistolesiego, skomplikowanym rytmicznie „Serious Moves Towards an Argument”. Gitara Semeya staje się tu, o dziwo, elementem porządkującym, co poniekąd stanowi ciszę przed burzą, jaką w finale wywołuje rozbudowana partia saksofonu Juáreza. W „Slow March” kwintet nawiązuje do atmosfery „Orchestral Unfavourites”, chociaż bez tego quasi-orkiestrowego rozmachu, za to z przejmująco smutną i niepokojącą narracją.

Ponownie nastrój zmienia się – i to niemal o sto osiemdziesiąt stopni – w „The Big Wave”, w którym praktycznie od pierwszej do ostatniej sekundy motorem napędowym jest niekiedy przewidująco rytmiczny, to znów improwizująco nieokiełznany fortepian Tarenziego. Aczkolwiek w paru momentach wspomagają go w znaczący sposób także pozostali instrumentaliści, zwłaszcza Teis Semey. W „C-Ornette Alla Crema” lider zespołu oddaje pole wokalistce, która tym razem za głównych kompanów bierze sobie saksofonistę (na otwarcie), kontrabasistę (w części środkowej) i pianistę (na zamknięcie). Całość zmyka druga pod względem długości kompozycja, którą jest – uwaga! tytuł znaczący – „The Craziest Things”. Przy okazji otrzymujemy definicję tego, czym dla Roberto Pistolesiego jest „szaleństwo” (to oczywiste, że chodzi o to artystyczne, nie psychiczne). W każdym razie czymś optymistycznym, bo taki też charakter ma ten utwór, w którym notabene wreszcie szansę wybicia się na plan pierwszy (i to dwukrotnie) otrzymuje kontrabasista Zack Lober.
Podsumowując: wytropcie „Open Lands and Moving People”, bo to płyta, która sprawi Wam wiele radości i zagwarantuje niezapomniane chwile.

Skład:
Roberto Tarenzi – fortepian
Teis Semey – gitara elektryczna
Daniel Juárez – saksofon tenorowy
Zack Lober – kontrabas, gitara basowa
Roberto Pistolesi – perkusja, muzyka
gościnnie:
Sanne Huijbergts – śpiew, wibrafon, słowa (1,3,4,9)
Pasza Szczerbakow – puzon (5)