Tu miejsce na labirynt…: …a kolor jego jest Czerwony! [Red Kite „Apophenian Bliss” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tak sobie myślę, że fajnie jest być Norwegiem. Nie tylko dlatego, że to bogaty kraj o ustabilizowanej demokracji (choć monarchia). Także z tego powodu, że każdego roku ukazuje się tam tyle doskonałych płyt jazzowych i rockowych, iż musi to wzbudzać zazdrość mieszkańców innych regionów Europy. Kolejnym dowodem na prawdziwość tego twierdzenia jest najnowszy album jazzrockowej supergrupy Red Kite – „Apophenian Bliss”.
Tu miejsce na labirynt…: …a kolor jego jest Czerwony! [Red Kite „Apophenian Bliss” - recenzja]Tak sobie myślę, że fajnie jest być Norwegiem. Nie tylko dlatego, że to bogaty kraj o ustabilizowanej demokracji (choć monarchia). Także z tego powodu, że każdego roku ukazuje się tam tyle doskonałych płyt jazzowych i rockowych, iż musi to wzbudzać zazdrość mieszkańców innych regionów Europy. Kolejnym dowodem na prawdziwość tego twierdzenia jest najnowszy album jazzrockowej supergrupy Red Kite – „Apophenian Bliss”.
Red Kite ‹Apophenian Bliss›Utwory | | Winyl1 | | 1) Astrology [The One True Science] | 03:38 | 2) This Immortal Coil | 08:24 | 3) Apophenia | 08:46 | 4) Red Kite Flight | 05:53 | 5) Morrasol | 11:08 | 6) Sleep Tight | 06:00 |
Muzyczna jesień tego roku ewidentnie należy do Norwegów. We wrześniu światło dzienne ujrzał – oceniony w „Esensji” na 100 procent – nowy album formacji Krokofant („ Fifth”), ostatniego dnia października trio Jointhugger opublikowało „ Surrounded by Vultures”, w listopadzie nową płytę solową oddała w ręce swoich wielbicieli Hedvig Mollestad („ Tempest Revisited”), natomiast w grudniu ukazała się długo oczekiwana produkcja supergrupy Spidergawd („ Spidergawd VI”). Mało? No problem! Do tej przedświątecznej paczki możemy dorzucić w pakiecie jeszcze jedną niezwykłą propozycję – drugi krążek kwartetu Red Kite, który to zespół również można określić, bez obaw o nadużycie, mianem supergrupy. Tworzący go muzycy dali się bowiem doskonale poznać z wcześniejszej działalności w wielu innych, ważnych dla skandynawskiego rocka i jazzu projektach. Gitarzysta (barytonowy) i główny dostarczyciel repertuaru Even Helte Hermansen występował chociażby w Shining, Bushman’s Revenge, Grand General, Scheen Jazzorkester, a ostatnie także w stonerowo-progresywnym Draken („Draken”, 2021). Klawiszowiec Bernt André Moen – tym razem „obsługujący” jedynie elektryczne piano Rhodesa – karierę zaczynał dwie dekady temu w progresywno-metalowym Green Carnation. Basista Trond Frønes grał razem z Hermansenem w Grand General, a ostatnio objawił się w reaktywowanym po latach Goat the Head („Strictly Physical”, 2021) i wspomógł pannę Mollestad Thomassen w pracy nad „ Tempest Revisited”. Z kolei perkusista i perkusjonista Torstein Lofthus zaliczył staż we wspomnianym powyżej Shining (do spółki z Evenem), a następnie w Elephant9 i jazzowym Chrome Hill. Mając taki bagaż doświadczeń, muzycy tworzący Red Kite byli skazani na artystyczny sukces, więc trudno dziwić się, że go odnieśli. Chociaż na pierwsze wyjście z mroku czekali dość długo. Początki grupy sięgają bowiem 2014 roku, a jej debiutancka płyta – zatytułowana po prostu „ Red Kite” – ukazała się dopiero w czerwcu 2019. Chociaż, gwoli ścisłości, zawierała materiał zarejestrowany… 17 grudnia 2016 roku. Długo zatem zwlekano z jego publikacją. Na szczęście w przypadku drugiego krążka, któremu muzycy nadali tytuł „Apophenian Bliss”, czas oczekiwania nie był już tak ekstremalny. Chcąc spokojnie popracować nad tym materiałem, czterej Norwegowie wyruszyli do miasteczka Halden (na południu kraju), gdzie w studiu Athletic Sound z otwartymi rękoma powitał ich bardzo ceniony w Skandynawii dźwiękowiec i producent Dag Erik Johansen. Efekt ich pracy poznaliśmy natomiast 19 listopada za sprawą niezależnej londyńskiej wytwórni RareNoise Records, która nadzwyczaj chętnie bierze pod swoje skrzydła artystów z Europy Północnej (między innymi Mats Gustafsson oraz The End). Stylistycznie „Apophenian Bliss” nie różni się wiele od doskonałego „ Red Kite”. To wciąż jest muzyka powstała na pograniczu rocka progresywnego i psychodelicznego, fusion oraz – tym razem w nieco mniejszym stopniu – heavy metalu. Sami muzycy wskazywali w wywiadach na jeszcze jeden trop – awangardowy spiritual jazz spod znaku Pharoah Sandersa oraz Alice Coltrane. Wybuchowa mieszanka, nieprawdaż? I słychać to już od pierwszych sekund otwierającego album „Astrology (The One True Science)”. To najkrótszy (niespełna czterominutowy) rozdział płyty, ale jednocześnie najpotężniejszy, będący jak seria z karabinu maszynowego. A wszystko za sprawą demolującej wrażliwość słuchacza partii perkusji, którą ostrymi jak skalpel riffami wspierają gitarzysta i pianista. Gdyby w muzyce mierzyć poziom wściekłości, to ta kompozycja mogłaby stanowić wzorzec najwyższego jej stopnia. Zawstydzeni mogliby się poczuć nawet najbardziej radykalni wykonawcy spod znaku black i death metalu, tym bardziej że panowie z Red Kite poza ekstremalnymi dźwiękami dołączają także konkretny przekaz. Z tego chaosu rodzi się bowiem nowy świat…  W „This Immortal Coil” (czyżby tytuł kompozycji był nawiązaniem do pamiętnej formacji ze „stajni” 4AD?) mamy już do czynienia ze znacznie złagodzoną narracją. Tempo jest wolniejsze, klimat mroczny i niepokojący, nie brakuje też natchnionego transu, który zbliża zespół do grona wykonawców psychodeliczno-progresywnych. Z biegiem czasu utwór nabiera jednak metalowej ostrości, choć w warstwie rytmicznej dużo bliżej jest mu do jazz-rocka. W drugiej części popis umiejętności daje Moen, który wdaje się w bardzo intensywny, a pod koniec wręcz szalony dialog z Hermansenem. Tego fortepianowo-gitarowego dwugłosu długo nie zapomnicie! Podobnie jak, chociaż z innego powodu, nawiązującej do tytułu płyty „Apophenii”. Kilkuminutowa senno-leniwa introdukcja wprowadza słuchacza w zupełnie inny świat niż do tej pory. Nawet kiedy muzycy podkręcają tempo, to mimo wszystko zachowują umiar. Even Helte i Bernt André nie muszą się tym razem z nikim ścigać, więc mają więcej czasu na budowę nastroju. Jaki jest tego skutek? Podobny do tego, jaki prezentują gitarzysta Grant Green i organista Larry Young na klasycznym albumie „Street of Dreams” (1964).  Stronę B winylowego krążka otwiera „Red Kite Flight”, który pełni podobną rolę, jak „Astrology (The One True Science)” – to, przynajmniej z początku, freejazzowy czad, tyle że zagrany na instrumentach rockowych. W dalszej części sporo się jednak zmienia; jest nawet taki moment, kiedy Hermansen pozwala sobie na melodyjną solówkę przechodzącą w równie miłą uszom improwizację. Najdłuższym numerem na „Apophenian Bliss” jest jedyny, który nie wyszedł spod ręki Evena Heltego. To „Morrasol” autorstwa freejazzowego saksofonisty Gislego Johansena. Ileż tutaj się dzieje! Po mocarnym wstępie sekcji rytmicznej pojawia się jazzowo-rockowa improwizacja gitary i piana Rhodesa, z której zwycięsko wychodzi Moen – i to on przez kilka kolejnych minut odpowiada za główny nurt opowieści. Z początku jest ona przejrzysta i przyjazna, ale potem ewoluuje ku dźwiękom coraz bardziej przenikliwym i kłującym w uszy. Docisnąwszy słuchaczy do ściany, Bernt André przekazuje pałeczkę Hermansenowi, który już niemal do samego końca raczy ich wirtuozerskim popisem w progresywno-metalowym stylu. Na finał Norwegowie wybrali wyciszający emocje utwór „Sleep Tight”. Zgodnie z tytułem jest on utrzymany w kołysankowym nastroju (nieprawdopodobne, prawda?), a do snu tulą nas przemawiający tym razem jednym głosem pianista i gitarzysta. Tyle zmieściło się na winylu. Osoby, które zechcą zaopatrzyć się w „Apophenian Bliss” w serwisach streamingowych, mogą liczyć na jeszcze jedną kompozycję – bonusowy „Feet Don’t Fail Me Now”, który… gdyby trafił na album, byłby jego najsłabszą odsłoną. Słychać wyraźnie, że to raczej przygotowana ad hoc improwizacja, która zapewne od samego początku przeznaczona była jako uzupełnienie podstawowego materiału (na przykład w wersji CD). W każdym razie do nowego oblicza zespołu nie wnosi nic nadzwyczaj atrakcyjnego…  Skład: Even Helte Hermansen – gitara barytonowa Bernt André Moen – fortepian elektryczny Trond Frønes – gitara basowa Torstein Lofthus – perkusja, instrumenty perkusyjne
|