Tu miejsce na labirynt…: Przeklęci, szaleni, dzicy… [John Zorn, International Contemporary Ensemble „Les Maudits” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Że John Zorn jest artystą bardzo wszechstronnym, jest wiedzą powszechną. Jego zainteresowania artystyczne rozpięte są pomiędzy ekstremalnym metalem i muzyką organową, free jazzem i fusion, klasyczną awangardą i muzyką konkretną. W każdym z tych gatunków Amerykanin porusza się z charakterystyczną dla siebie maestrią. Czego dowodzi wydany latem ubiegłego roku album zatytułowany z francuska „Les Maudits”, co można przetłumaczyć na polski jako… „Przeklęci”.
Tu miejsce na labirynt…: Przeklęci, szaleni, dzicy… [John Zorn, International Contemporary Ensemble „Les Maudits” - recenzja]Że John Zorn jest artystą bardzo wszechstronnym, jest wiedzą powszechną. Jego zainteresowania artystyczne rozpięte są pomiędzy ekstremalnym metalem i muzyką organową, free jazzem i fusion, klasyczną awangardą i muzyką konkretną. W każdym z tych gatunków Amerykanin porusza się z charakterystyczną dla siebie maestrią. Czego dowodzi wydany latem ubiegłego roku album zatytułowany z francuska „Les Maudits”, co można przetłumaczyć na polski jako… „Przeklęci”.
John Zorn, International Contemporary Ensemble ‹Les Maudits›W składzie | Cory Smythe, Ikue Mori, David Fulmer, Claire Chase, Joshua Rubin, Rebekah Heller, Dan Lippel, Erik Carlson, Mirada Cuckson, Kivie Cohn-Lipman, Alive Teyssier, David Byrd-Marrow, Michael Lormand, Andrew Madej, Nathan Davis, Ross Karre, Simon Hanes, Ches Smith |
Utwory | | CD1 | | 1) Ubu | 20:08 | 2) Baudelaires | 12:03 | 3) Oviri | 09:38 |
Zarówno tytuł płyty, jak i jego francuskojęzyczne pochodzenie – są w tym przypadku jak najbardziej usprawiedliwione. Wydawnictwo to bowiem John Zorn – właściciel kultowej nowojorskiej wytwórni Tzadik Records oraz twórca niezliczonych projektów muzycznych (między innymi Masada i Electric Masada, Nova Express i Hemophiliac, The Book of Angels i „The Book Beri’ah”, Enigmata Trios i Moonchild Trio, Naked City i PainKiller, Locus Solus i The Hermetic Organ, Insurrection i Simulacrum oraz wielu, wielu innych) – postanowił poświęcić trzem wybitnym artystom francuskim, którzy zdobyli sławę nie tylko dzięki swej twórczości, ale również skandalom obyczajowym, jakie za ich sprawą wstrząsały dziewiętnastowieczną Europą (i nie tylko). Całą trójkę mamy uwiecznioną w formie główek na okładce albumu, która – nie ma co ukrywać – jest najsłabszym elementem przedsięwzięcia. Choć pewnie, znając Zorna, ma to jakiś mniej lub bardziej ukryty sens.  Oviri Skoro uhonorowanych zostało trzech artystów, to oznacza, że na płytę zatytułowaną „Les Maudits” trafiły trzy utwory. Nie powstały one za jednym zamachem, ale w czasie dwóch sesji nagraniowych, które dzieliło, bagatela!, pięć lat. „Baudelaires” i „Oviri” zarejestrowano 30 (pierwszy) i 31 (drugi) stycznia 2015 roku; w tym celu Zorn posłużył się okazjonalnie skrzykniętym oktetem International Contemporary Ensemble. A w zasadzie należałoby powiedzieć, że dwoma wariantami personalnymi zespołu, albowiem – poza dyrygentem Davidem Fulmerem – w pracy nad obydwiema kompozycjami brał udział tylko jeden muzyk, klarnecista Joshua Rubin. Trzecia kompozycja, „Ubu”, powstała pomiędzy 23 a 25 stycznia ubiegłego roku, a lider projektu nagrał ją osobiście z udziałem dwóch innych multiinstrumentalistów: (gitarzysty) Simona Hanesa (niegdyś w Guerilla Toss) oraz (perkusisty) Chesa Smitha („ The Painted Bird”, „ In a Convex Mirror”). Wszystkie trzy dzieła różnią się od siebie tak bardzo, jak różnili się artyści będący ich bohaterami.  Alfred Jarry Na otwarcie płyty Zorn wybrał utwór najświeższy, czyli dwudziestominutowy „Ubu”. Sam tytuł sugeruje, że mamy do czynienia z kompozycją poświęconą Alfredowi Jarry’emu (1873-1907) – dramaturgowi, prozaikowi i poecie, który największą sławę zyskał jako autor powiązanych tematycznie surrealistycznych dramatów „Ubu Król czyli Polacy” (1896) i „Ubu skowany” (1899) oraz twórca prześmiewczej pseudonauki określonej przez niego mianem… patafizyki. Muzyczny „Ubu” jest odzwierciedleniem szalonego dramatu, dźwiękowym kolażem, quasi-słuchowiskiem radiowym, w którym równie istotną rolę, jak muzyka, odgrywają absurdalne śpiewy i bełkotliwe krzyki (odpowiadają za nie Zorn, Hanes i Smith), ale także – jak można podejrzewać – porykiwania świń. Dużo tu freejazzowej awangardy (głównie za sprawą saksofonu Johna), która zderzona zostaje z bardziej klasycznym podejściem do jazzu (wibrafon i dzwonki Chesa); nie brakuje też fragmentów subtelniejszych, mogących kojarzyć się z muzyką poważną (organy Zorna i gitara akustyczna Hanesa), obok których z kolei rozbrzmiewają wstawki stricte heavymetalowe (gitara elektryczna Simona). Nastrój i tempo zmieniają się co rusz. Jeśli więc ktoś poszukiwałby idealnego muzycznego wzorca Owsiakowej „ostrej jazdy bez trzymanki” – „Ubu” nadawałby się do tego, jak mało który utwór. Muzycy przekraczają tu wszystkie granice artystyczne, włącznie z tą… dobrego smaku (wspomniane wcześniej świnie, dźwięki spłukiwanej wody w toalecie). Robią to zaś po to, aby wgryźć się w materię sztuki Jarry’ego. I udaje im się to znakomicie.  Charles Baudelaire Zupełnie inny charakter ma – składający się z trzech części – „Baudelaires”, którego bohaterem jest, co oczywiste, Charles Baudelaire (1821-1867). Należący do grupy parnasistów prekursor poetyckiego symbolizmu, nie bez powodu zaliczany do miana „poetów przeklętych”. Te trzy części utwory napisanego przez Zorna odnoszą się do trzech najgłośniejszych dzieł Francuza: zbioru liryków „Kwiaty zła” (1857), poematu „Paryski spleen” (1864) oraz prozatorskich „Sztucznych rajów” (1860), w których pisarz przedstawił swoją wizję świata widzianego przez pryzmat opium i haszyszu. Muzycznie „Ubu” i „Baudelaires” dzieli przepaść. Tu mamy bowiem do czynienia z najklasyczniejszą awangardą (widać to już po wykorzystanym instrumentarium: klawesyn, smyczki, fagot i inne), pełną niepokojących improwizacji, która w swych bardziej przyjaznych momentach przeistacza się w muzykę ilustracyjną (i w takiej formie mogłaby zostać wykorzystana na przykład w ścieżce dźwiękowej filmu fabularnego). Ale i w tym utworze Zorn – występujący tym razem jedynie jako kompozytor, aranżer i producent – stara się zaskakiwać słuchacza. I tu bowiem nie brakuje zmian nastroju, a po kolejnych momentach wyciszenia (tak oddzielone są od siebie poszczególne części) – mocniejszych akcentów (i to granych na klarnecie i fagocie!).  Paul Gauguin Wieńczy „Przeklętych” niespełna dziesięciominutowy „Oviri”, czyli – w języku tahitańskim – „Dziki”. Oviri to również polinezyjska bogini żałoby, charakteryzująca się długimi jasnymi włosami i dzikimi rozbieganymi oczyma, która stopami dusi wilka. Jej postać wyrzeźbił w kamionce Paul Gauguin (1848-1903), który przez lata mieszkał i tworzył na wyspach Polinezji Francuskiej (głównie Tahiti oraz Hiva Oa, gdzie zmarł). Gauguin zasłynął jednak głównie jako malarz-postimpresjonista. Zorn, chcąc uczynić go swoim bohaterem, wybrał jako punkt wyjścia swej opowieści, o dziwo!, nie żadne dzieło malarskie, lecz właśnie opisany powyżej posążek. „Oviri” blisko jest do „Baudelaires”, ale nie można powiedzieć, że oba utwory są stylistycznie tożsame. Nic z tych rzeczy! W historii gauginowskiej Amerykanin sięgnął po odmienne instrumentarium: wykorzystał nie tylko dęciaki (flet, puzon, tubę i róg), ale wyeksponował etnicznie brzmiące perkusjonalia, na dodatek posiłkując się elektroniką, za którą odpowiadała japońska artystka Ikue Mori (współpracowała już z Johnem chociażby przy „ In a Convex Mirror”). Dzikość tajemniczej cywilizacji przepuszczona jest w wyobraźni Zorna przez jego awangardowy sposób myślenia, a efektem tego jest kolejne fascynujące dzieło artysty z Nowego Jorku.  Skład: John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja, saksofon, organy, fortepian, instrumenty perkusyjne, głos Simon Hanes – gitara elektryczna, gitara akustyczna, gitara basowa, fortepian, akordeon, wiolonczela, instrumenty perkusyjne, drumla, gwizd, głos, spłukiwanie toalety Ches Smith – wibrafon, dzwonki, tanbou, instrumenty perkusyjne, głos
oraz INTERNATIONAL CONTEMPORARY ENSEMBLE (2,3): David Fulmer – dyrygent (2,3) Claire Chase – flet (2) Joshua Rubin – klarnet (2,3) Rebekah Heller – fagot (2) Cory Smythe – klawesyn (2) Dan Lippel – gitara (2) Erik Carlson – skrzypce (2) Mirada Cuckson – altówka (2) Kivie Cohn-Lipman – wiolonczela (2) Alive Teyssier – flet (3) David Byrd-Marrow – róg (3) Michael Lormand – puzon (3) Andrew Madej – tuba (3) Nathan Davis – instrumenty perkusyjne (3) Ross Karre – instrumenty perkusyjne (3) Ikue Mori – efekty elektroniczne (3)
|