EKSTRAKT: | 80% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Zjednoczone siły natury Mech |
Wykonawca / Kompozytor | Zjednoczone siły natury Mech |
Data wydania | 26 lutego 2016 |
Wydawca | GAD Records |
Nośnik | CD |
Czas trwania | 60:32 |
Gatunek | rock |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Maciej Januszko, Janusz Łakomiec, Robert Millord (vel Milewski), Andrzej Nowicki, Janusz Domański, Krzysztof Fijałkowski |
Utwory | |
CD1 | |
1) Marsz | 03:53 |
2) Atlantis Suite | 11:41 |
3) Dialog z niższych sfer | 07:43 |
4) Guliwer | 06:20 |
5) Antidotum | 07:38 |
6) Ogród snów | 04:50 |
7) Romantic blues | 03:47 |
8) Atlantis Suite [live] | 14:38 |
Non omnis moriar: Zespół, który wcale nie obrósł mchemMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj polska grupa przez jakiś czas posługująca się rozbudowaną nazwą Zjednoczone Siły Natury Mech.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Zespół, który wcale nie obrósł mchemMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj polska grupa przez jakiś czas posługująca się rozbudowaną nazwą Zjednoczone Siły Natury Mech. Zjednoczone siły natury Mech![]()
Wyszukaj / Kup Jeśli komuś wydaje się, że historia polskiej muzyki rockowej z lat 60., 70. i 80. ubiegłego wieku nie kryje żadnych tajemnic ani „białych plam” – jest w wielkim błędzie. Jak się bowiem okazuje, nawet te najbardziej znane i popularne formacje sprzed lat mają w swoich archiwach nagrania, które – przynajmniej oficjalnie – nigdy (dotąd) nie ujrzały światła dziennego. O tym, że były współlider grupy Mech, Robert Milewski (po emigracji do Stanów Zjednoczonych używający nazwiska Millord), dysponuje zarejestrowanymi na potrzeby radia utworami pochodzącymi z najwcześniejszego okresu działalności zespołu, oczywiście wiedziano; pamiętali je zresztą – z wykonań koncertowych – ci, którzy pod koniec „dekady Gierka” brali udział w festiwalach odbywających się pod hasłem Muzyka Młodej Generacji, której Mech był – obok Exodusu, Krzaka czy Kombi – motorem napędowym. Dzisiaj, dzięki wytwórni GAD Records, która ocaliła już wiele zapomnianych dokonań polskich wykonawców (vide płyty Klanu, Show Bandu, Savany, Ryszarda Sygitowicza czy Władysława Komendarka), otrzymujemy także komplet najwcześniejszych utworów z repertuaru tej warszawskiej formacji, z czasów gdy posługiwała się ona jeszcze rozbudowaną wersją nazwy – Zjednoczone Siły Natury Mech. Początki grupy sięgają pierwszej połowy lat 70., kiedy to trzej przyszli jej muzycy – Maciej Januszko, Janusz Łakomiec i nieco młodszy od nich Robert Milewski – uczęszczali do renomowanego stołecznego Liceum Ogólnokształcącego imienia Tadeusza Reytana. Dwaj pierwsi grali razem w szkolnym zespole, trzeci stał się ich spadkobiercą, kiedy zdali już maturę i rozpoczęli studia: Januszko w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dzisiejszej Szkole Głównej Handlowej), a Łakomiec – w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Drogi artystyczne Macieja i Janusza wcale się jednak nie rozeszły, nadal występowali razem w grupie, która działała teraz przy istniejącym pod skrzydłami Politechniki Warszawskiej klubie „Mechanik”. Pewnego dnia na ich próbę przyszedł Robert i tak bardzo spodobała mu się muzyka tworzona przez kolegów, że postanowił do nich dołączyć. Był tylko jeden problem; obaj studenci, podobnie jak Milewski, grali na gitarach, a trzeci „wioślarz” nie był im do niczego potrzebny. Na szczęście okazało się, że najmłodszy z grona gra również na instrumentach klawiszowych, dzięki czemu znaleziono dla niego miejsce. Z „Mechanikiem”, od którego formacja wzięła nazwę, artyści byli związani do 1977 roku, kiedy to przenieśli się do klubu Riviera-Remont. Tam szansa na to, że zostaną dostrzeżeni przez organizatorów dużych imprez, była dużo większa – i tak też się stało. Pierwsze wcielenie Mechu – obok Maćka, Janusza i Roberta – tworzyli jeszcze basista Krzysztof Fijałkowski oraz perkusista Adam Lewandowski (w przyszłości wspierający swoim talentem takich artystów i zespoły, jak Andrzej Zaucha, Krystyna Prońko, Anna German, Maryla Rodowicz, Edyta Geppert, Halina Frąckowiak, Air Condition, Vox, Country Family, Lonstar Band i wielu innych). Ten skład przetrwał do 1979 roku, kiedy to Krzysztofa zastąpił, zmarły w 2000 roku, Andrzej Nowicki (później Perfect, Morawski-Waglewski-Nowicki-Hołdys, Voo Voo), natomiast Adama – Janusz Domański. Kiedy dwaj ostatni doszli do grupy, Mech miał już za sobą wielki sceniczny debiut na sopockim Pop Session (latem 1979 roku), był więc znaną marką na polskiej scenie rockowej. Dość powiedzieć, że podczas koncertów wypełniał po brzegi największe sale. W końcu przyszła pora na wejście do studia. Pierwsza sesja, która miała miejsce 3 i 4 sierpnia 1980 roku – jeszcze nieoficjalna – zaowocowała dwoma utworami. „Ogród snów” oraz „Romantic Blues” nie brzmiały najlepiej (warunki nagrywania były bowiem dość prymitywne), nie były także zbyt reprezentatywne dla ówczesnego repertuaru Mechu. A jednak to one trafiły na pierwszą w historii zespołu, wydaną przez Tonpress, małą płytkę (w tym samym 1980 roku). Trudno jednak oczekiwać, aby młodzi artyści, gdy pojawiła się taka szansa, odrzucili propozycję, o której wielu innych mogło tylko pomarzyć. Na szczęście na grupę, w dużej mierze za sprawą jej bardzo rzutkiego menedżera Filipa Holszańskiego, zwrócili uwagę decydenci muzyczni Programu 3, którzy zaproponowali Mechowi kolejną sesję – tym razem już w pełni profesjonalną. W efekcie po dwóch tygodniach, 18 sierpnia, kwintet ponownie zameldował się w studiu radiowym i spędził w nim w sumie pięć dni. Pozostało po niej pięć kompozycji (szóstą, „Wychowanie”, ostatecznie skasowano z przyczyn pozamuzycznych), idealnie obrazujących rockowo-symfoniczne oblicze zespołu. Były one później prezentowane w radiu, ale nigdy – aż do dzisiaj – nie trafiły na płytę. Pięcioosobowy Mech odbył jeszcze jedną sesję (w styczniu 1981 roku), podczas której nagrano dwa kolejne numery: „Królewski poker” oraz „TV Super Star” – wypełniły one drugi singiel formacji. Krótko potem doszło do zmian personalnych; odeszli Nowicki i Domański, którego zastąpił Andrzej Dylewski (w przyszłości między innymi Lady Pank i Squonk); nie przyjęto natomiast nowego basisty, którego obowiązki przejął… Januszko. Jako kwartet grupa nagrała materiał na trzeciego singla „Kaskader / Tir” (1982) oraz dwa longplaye: „Bluffmania” (czerwiec-lipiec 1982) i „Tasmania” (grudzień 1982 – styczeń 1983). Co ciekawe, duże płyty z powodu opóźnień w produkcji ukazały się w tym samym czasie – pod koniec 1983 roku. Fani na pewno mogli być z tego powodu zadowoleni, otrzymując za jednym zamachem tak potężną dawkę muzyki ulubionej formacji. I chociaż w tym momencie mogło się wydawać, że zespół jest na fali wznoszącej, w rzeczywistości zbliżał się do końca swego istnienia. Odszedł Dylewski, którego zastąpił Wiesław Gola, oraz – co miało znaczenie symboliczne – Milewski, który od tamtej pory okazjonalnie pojawiał się na koncertach Aya RL czy Kata. Doszedł natomiast drugi gitarzysta, Marcin Otrębski. W nowym składzie Mech szykował się do nagrania kolejnego albumu pełnometrażowego, któremu chciano nadać tytuł – adekwatny do poprzedników – „Mechmania”. Niestety, nigdy do tego nie doszło. W 1986 roku grupa rozpadła się. Z martwych powstała, z inicjatywy Macieja Januszko, dopiero osiemnaście lat później – tyle że już jako klasyczny zespół heavymetalowy. Od tamtej pory wydała trzy albumy: „Mech” (2005), „ZWO” (2012) oraz kompilacyjny „X” (2014); do tego doliczyć należy jeszcze koncertowe DVD „Mechmania” (2013). Tymczasem Robert Milewski alias Millord po niepowodzeniu z wydaniem w Polsce Ludowej płyty solowej wyjechał w 1988 roku do Niemiec (zachodnich), a po sześciu kolejnych latach podążył za Atlantyk. W Stanach Zjednoczonych mieszka do dzisiaj i po dziś dzień zajmuje się muzyką. To on odpowiedzialny jest za mastering dawnych nagrań radiowych, które GAD Records przypomniał właśnie na albumie zatytułowanym po prostu „Zjednoczone Siły Natury Mech”. Na płytę składa się osiem utworów: obie sesje radiowe oraz wersja koncertowa najambitniejszej kompozycji Mechu z okresu symfonicznego – „Atlantis Suite”. W sumie jest to ponad godzina muzyki – nawet jeśli znanej, to pewnie dla wielu fanów rocka z przełomu lat 70. i 80. XX wieku nieco już zapomnianej. Płytę otwiera „Marsz” z fanfarowymi werblami Janusza Domańskiego i pełnymi symfonicznego rozmachu, brzmiącymi zaskakująco optymistycznie syntezatorami Roberta Milewskiego. Co intrygujące, choć w tamtym czasie dostrzegano w muzyce warszawiaków liczne inspiracje Yes i Genesis, ten numer zdaje się sugerować, że klawiszowiec szukał raczej natchnienia (przynajmniej w tym konkretnym przypadku) w dokonaniach tria Emerson, Lake & Palmer. Uwagę przykuwa także charakterystyczny, patetyczny sposób śpiewania Macieja Januszko. Studyjna wersja suity o Atlantydzie urzeka melodyjnością i świetnymi partiami gitar. Właśnie – gitar! Zdarza się bowiem, że Łakomiec i Januszko grają w duecie, co może z kolei przywodzić na myśl najlepsze lata Wishbone Ash. Bywa też, że obaj „wioślarze” walczą o prymat pierwszeństwa z klawiszowcem. Tę „walkę” należy oczywiście rozumieć jak najbardziej symbolicznie, albowiem najczęściej kapitalnie się dogadują: kiedy Janusz gra solówkę, Robert wypełnia tło; kiedy zaś zamieniają się miejscami, na drugim planie pojawiają się z kolei smaczki w postaci dźwięków gitar (w tym akustycznej). „Atlantis Suite” to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką pozostawił po sobie tamten Mech. Zmiany tempa, progresywne solówki, w końcu natchniony tekst sprawiają, że dziś jeszcze kompozycja ta robi wielkie wrażenie. Podobnie zresztą jak pojawiający się tuż po niej „Dialog z niższych sfer” zaśpiewany do spółki przez Macieja i Roberta (z mającym społeczne zacięcie tekstem tego ostatniego). Tu również pojawiają się nałożone na siebie ścieżki gitar, które idealnie równoważą wszechobecność syntezatorów. W duchu twórczości Yes utrzymany jest za to podniosły – inaczej chyba, z uwagi na głównego „bohatera” utworu, być nie mogło – „Guliwer”. Ton kompozycji nadaje Milewski, ale przez dźwięki klawiszy od czasu do czasu docierają hardrockowe partie gitary; dopiero w finale wszystko uspokaja się, nabierając (umiarkowanie) sielankowego charakteru. „Antidotum” pod wieloma względami przypomina poprzednie utwory – nie ma w nim w zasadzie nic, czego nie słyszelibyśmy wcześniej. Co jednak wcale nie oznacza, że nie należy przyjrzeć mu się bliżej. Tym bardziej że pod nieco bajkową warstwą literacką ukrywa się diabelnie smutna konstatacja na temat otaczającej muzyków rzeczywistości (choć akurat w sierpniu 1980 roku można chyba było wykrzesać z siebie trochę więcej optymizmu): „Z wielkiej góry mały Jaś ujrzał wielki kraj / Czy w tym kraju ludzie są, czy to małpi gaj? / Lata całe patrzył Jaś i zrozumiał już / Lepiej zmienić góry stok i patrzeć w leśny busz”. Dwa kolejne wypełniające płytę z katalogu GAD Records utwory pochodzą z debiutanckiego singla Mechu. Oba prezentują się bardzo podobnie, jakby stanowiły fragmenty większej całości (choć nigdzie nie ma na ten temat mowy). Zarówno w „Ogrodzie snów”, jak i „Romantycznym bluesie” dominują senne, nastrojowe syntezatory – mniej tu klasycznego rocka, nawet w jego progresywnym wydaniu. Jako bonus dodano jeszcze koncertową wersję „Atlantis Suite” nagraną podczas występu w warszawskim klubie Riviera-Remont w 1979 lub 1980 roku. Jest ona dłuższa od studyjnej o prawie trzy minuty. Skąd ta różnica? Na żywo numer wzbogacano jeszcze o klasycyzujący duet gitar akustycznych, na których grali Łakomiec i Januszko. Warto dodać, że można tu usłyszeć również… drugiego basistę, Krzysztofa Fijałkowskiego, chociaż ten fakt nie odbija się jakoś szczególnie na fakturze kompozycji. „Zjednoczone Siły Natury Mech” to wydawnictwo, którego wartości archiwalnej przecenić się nie da. Dobrze byłoby jednak, gdyby stanowiło ono zaledwie pierwszy rozdział w Wielkiej Księdze Dokonań Mechu. Co jeszcze mogłoby się w niej znaleźć? Na przykład płyta koncertowa z materiałem zarejestrowanym w 1982 roku w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki (podczas wspólnego występu z Kombi i Exodusem), jak również muzyka z programów telewizyjnych („Atlantis Suite”) i spektakli teatralnych („Podróże Guliwera”), podczas których towarzyszył grupie legendarny trębacz jazzowy Tomasz Stańko. Na pewno nie zaszkodziłaby także reedycja – oczywiście po remasteringu – obu regularnych longplayów z początku lat 80. ubiegłego wieku (jeśli to możliwe, z bonusami). Ale czy to jednak nie za duże wymagania? ![]() 27 lutego 2016 Skład: Maciej Januszko – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna Janusz Łakomiec – gitara elektryczna, gitara akustyczna Robert Millord (vel Milewski) – śpiew, syntezatory, wibrafon Andrzej Nowicki – gitara basowa Janusz Domański – perkusja, kotły gościnnie: Krzysztof Fijałkowski – gitara basowa (8) |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj minialbum tria brytyjskiego pianisty Michaela Garricka.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj archiwalny koncert legendy czeskiego jazz-rocka Martina Kratochvíla i jego formacji Jazz Q (Praha).
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj ostatni opublikowany w epoce longplay kwintetu Dona Rendella i Iana Carra.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Po płytę marsz: Luty 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Artysta o wielu twarzach
— Sebastian Chosiński
W cieniu historycznego browaru
— Sebastian Chosiński
Ostatni krok
— Sebastian Chosiński
Tańce i głosy
— Sebastian Chosiński
Przejście do „fazy III”
— Sebastian Chosiński
Narodziny progresywnego jazzu
— Sebastian Chosiński
Początki wcale nie wyboiste
— Sebastian Chosiński
Narodziny legendy
— Sebastian Chosiński
Psychodeliczni wojownicy rozbijają się o ścianę
— Sebastian Chosiński
Podrasowany koncert, który warto znać
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Nasza „Jadzia” kochana
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Niełatwo być geologiem
— Sebastian Chosiński
Na długie jesienne wieczory…
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: „Przebierz się, Pawłowski!”
— Sebastian Chosiński
Balsam dla duszy i ciała
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Kamp Amersfoort
— Sebastian Chosiński
Utopijna opowieść weselna
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Polska Ludowa oczyma reportażysty
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Moment, którego nie da się zapomnieć
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy ofiarą pada gliniarz…
— Sebastian Chosiński
MECH! Od "Kaskadera" moja ulubiona grupa ....