Moim zdaniem, miało to być czytadło, które jednak nie jest zbyt dobrze napisane, z wepchniętymi na siłę wątkami, które mącą tylko i absolutnie bezsensownym zakończeniem. Szkoda.
Marek Pawelec
Klapa „Ramzesa Wielkiego”
[Konrad T. Lewandowski „Misja „Ramzesa Wielkiego”” - recenzja]
Moim zdaniem, miało to być czytadło, które jednak nie jest zbyt dobrze napisane, z wepchniętymi na siłę wątkami, które mącą tylko i absolutnie bezsensownym zakończeniem. Szkoda.
Konrad T. Lewandowski
‹Misja „Ramzesa Wielkiego”›
Jak puste kłosy z podniesioną głową
Stoję rozkoszy próżen i dosytu…
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed Tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!
Kiedy wziąłem do ręki nową powieść Konrada Lewandowskiego „Misja »Ramzesa Wielkiego«” targnęły mną mieszane uczucia. Z jednej strony paskudna okładka, z drugiej – rozbudzająca zainteresowanie charakterystyka statku, dająca nadzieję, na co najmniej przyzwoite czytadło. Wiadomo, że Konrad potrafi pisać teksty militarystyczne, o czym chyba najdobitniej świadczy „Noteka”. Zacząłem czytać. Jak nietrudno się domyśleć na podstawie tytułu, akcja rozgrywa się w świecie, w którym to Egipcjanie rozwinęli technikę i opanowali świat, latając już do gwiazd. Ba, potrafią się przenosić na dystanse rzędu miliardów lat świetlnych, by w pustce międzygalaktycznej zbierać antymaterię. Początek nie nastraja zbyt dobrze, jako że opis przeniesienia trzystumetrowego „burzyciela” o kilka miliardów lat świetlnych od ziemi jest dla mnie przynajmniej niezbyt wiarygodny, ale trzeba przyznać, że autor stworzył w miarę oryginalną koncepcję. Potem dostajemy opis walki w przestrzeni. Olśnienie: to książka kierowana do nastolatków, którzy jak wiadomo lubią takie opisy. Tryskają strumienie energii, latają pociski (tylko po cholerę pociski do walki w próżni mają być stożkowate?), pękają pancerze… wszystko opisane ze szczegółami i zaangażowaniem. Tyle że mnie jakoś nie wciągnęło. Wydało mi się dosyć drętwe. Ale może to kwestia gustu i komuś innemu się spodoba. Przy okazji dowiadujemy się trochę szczegółów na temat konstrukcji statku, które sprawiają, że cały pomysł zaczyna wydawać się wątpliwy. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób system niezależnie poruszających się kul które przez swoją rotację wytwarzają sztuczne ciążenie może kompensować gwałtowne przyspieszenia podczas manewrów, zwłaszcza bojowych. Ale nic to. Dla poprawy morale, po zwycięstwie na pokładzie statku odbywa się inscenizacja sztuki teatralnej. Przyznaję się – opuściłem ten kawałek, zresztą na temat poziomu poezji i tak bym się nie wypowiadał.
Później robi się gorzej. Otóż kapitan wpada w depresję, z której wyciąga się studiując historię – dając przy okazji czytelnikom okazję do poznania świata pod panowaniem Egipcjan. Widać, że autor wziął sobie do serca tezę o tym, że wojna przyspiesza rozwój techniki – zafundował nam wojnę trwającą bez przerwy trzysta lat. Kiedy już poznamy historię ziemi, mamy okazję przeczytać opis walki dzielnych marines na pokładzie statku kosmicznego obcych. Żeby nie było zbyt monotonnie, Lewandowski funduje nam następnie kawałek erotyczny, w którym kapitan bodaj pięciokrotnie rozdziewicza swoją narzeczoną (jeśli chcecie wiedzieć jak to możliwe – przeczytajcie sami). A potem… no właśnie. Jakiś kawałek o moralności, bogach, niszczeniu planet… Boska interwencja i medale w domu. A w oszołomionym czytelniku pojawia się brzmiące niczym dzwon pytanie: ALE O CO CHODZI?
Wszystko niby odbywa się według prostego schematu: lecą, znajdują wrogą rasę, odpierają jej niecne zapędy, przywracają AmeryEgipskie wartości po czym prewencyjnie rozwalają jej planetę i w glorii odlatują do domu. Jestem prostym człowiekiem i lubię takie książki, a Konradowi z pewnością nie brak warsztatowych umiejętności by zrealizować taką koncepcję na przyzwoitym poziomie. Niestety, dorzuca do tego dawkę erotyki, a jego produkcje w tym zakresie są… beznadziejne i pozbawione smaku. A potem nie wiadomo po jaką cholerę wpycha w to jeszcze jakieś ponadnaturalne ingerencje. I to zakończenie, które, excuse-moi, kupy ani dupy się nie trzyma.
Moim zdaniem, miało to być czytadło, które jednak nie jest zbyt dobrze napisane, z wepchniętymi na siłę wątkami które mącą tylko i absolutnie bezsensownym zakończeniem. Szkoda.
