Nareszcie ktoś zobaczył w twórczości H.P. Lovecrafta coś więcej aniżeli tylko horror i fantastykę. Michel Houellebecq w pracy „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu” pokazuje głęboką relację pomiędzy horrorem Samotnika z Providence a dzisiejszą rzeczywistością.
Nikt cię nie kocha
[Michel Houellebecq „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu” - recenzja]
Nareszcie ktoś zobaczył w twórczości H.P. Lovecrafta coś więcej aniżeli tylko horror i fantastykę. Michel Houellebecq w pracy „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu” pokazuje głęboką relację pomiędzy horrorem Samotnika z Providence a dzisiejszą rzeczywistością.
Michel Houellebecq
‹H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu›
Stephen King stwierdza całkiem trafnie we wstępie, że esej Houellebecqa to nic innego jak „[…] rodzaj miłosnego listu erudyty, pierwsze prawdziwe wyznanie cerebralnej [sic] pasji […]”. Tak można w jednym zdaniu streścić to, czego dokonał francuski pisarz. Niestety – trzeba dodać – list jest krótki: budzi apetyt, lecz go nie zaspokaja. Zapewne dlatego wydawca zdecydował się dodać wstęp Stephena Kinga, aby zwiększyć objętość książki. Innego powodu nie znajduję, bo załączony tekst niczego nie dopowiada do eseju Francuza, a wręcz sprawia wrażenie, jakby pisany był na odczepkę, od niechcenia.
Kinga właściwie nie interesują przemyślenia Houellebecqa; dla niego twórczość Lovecrafta to ciekawa proza i tyle. W podobny sposób zapewne do tematu podchodzi rzesza czytelników – horror jak horror, nic nowego pod słońcem. Wychodząc z takiego założenia, amerykański pisarz serwuje parę luźnych, często banalnych uwag (np. kto zarabia na Lovecrafcie), z których na dobrą sprawę niewiele wynika. Muszę przyznać, że więcej się spodziewałem po autorze powieści grozy, koledze po piórze Lovecrafta.
Co się tyczy właściwego tekstu Houellebecqa, to – jak już wspomniałem – esej jest przede wszystkim za krótki. Byłoby wspaniale, gdyby autor napisał porządną analizę twórczości Lovecrafta. Jednak nie należy narzekać – to, co otrzymuje czytelnik, jest i tak więcej niż godne uwagi.
Pracę Houellebecqa na dobrą sprawę można podzielić na trzy główne wątki: „Przeciw życiu”, „Przeciw światu” i „Czego uczy nas Lovecraft”.
„Przeciw życiu” to przede wszystkim elementy biografii pisarza, w których autor doszukuje się korzeni „wielkich tekstów”. Biografii, trzeba dodać, pisanej w sposób mocno subiektywny, więc przyjmującej specyficzną perspektywę w opisywaniu faktów z życia amerykańskiego pisarza. Houellebecq świadomie mitologizuje życiorys Lovecrafta, do czego skądinąd sam się przyznaje: „[…] postać »pustelnika z Providence« stała się dziś niemal równie mityczna jak jego kreacje. Rzecz nadzwyczajna, wszystkie próby demistyfikacji spełzły na niczym”. Lovecraft Houellebecqa to człowiek świadomie i całkowicie odrzucający jakiekolwiek formy życia społecznego, pogrążony we własnych marzeniach, dziwnych projekcjach i pomysłach (a także irracjonalnych lękach), które potem ujawniają się w jego twórczości. Odrzucenie życia przez Lovecrafta jest totalne, dotyczy praktycznie wszystkich jego sfer. „Świat to tylko chwilowy układ cząstek elementarnych. Stadium przejściowe na drodze do chaosu, który w końcu zwycięży. Rasa ludzka zniknie”. Życie nie ma sensu. Ale i śmierć – w gruncie rzeczy człowiek nie umiera, tylko zdycha jak zwierzę. Bez celu.
To odrzucenie świata, życia, a nawet śmierci najbardziej widoczne jest zdaniem Houellebecqa w rezygnacji z realizmu w twórczości Lovecrafta: „[…] pisanie kolejnych realistycznych powieści jest zbędne. Wiemy już, czego ogólnie spodziewać się po rzeczywistości, i wcale nie mamy ochoty dowiadywać się więcej”. Samotnika z Providence zwyczajnie nie interesuje życie i to, co jest z nim związane (kariera, pieniądze, miłość). „Lovecraft wie, że nie ma nic wspólnego z tym światem. I że jest z góry skazany na porażkę”. Dlatego bohaterowie jego opowiadań są często postaciami jednowymiarowymi, pozbawionymi psychologicznego rysu – ich życie nie ma większego sensu, potrzebni są jedynie jako obserwatorzy kosmicznej grozy. Pisarz a priori skazuje ich na zniszczenie; nie są w stanie zmierzyć się z grozą prawdziwej rzeczywistości – Wielkim Cthulhu.
Cthulhu to także tylko chwilowy zbiór materii, tak samo jak człowiek. Ale – i to już jest straszne – dysponuje on (dzięki kaprysowi kosmicznego przypadku) mocą znacznie większą od naszej. W zetknięciu z Wielkimi Przedwiecznymi życie ludzkie porównywalne jest do robaka, który przypadkiem trafił do domu. Co się robi z paskudnym robalem? „Byłoby rzeczą śmieszną” – pisze Houellebecq – „wyobrażać sobie, że nieznane istoty czekają na nas na krańcach kosmosu, rozumne i życzliwe, by poprowadzić nas ku jakiejś harmonii”. Jedyne, co może nas czekać, to przypadkowa, bezsensowna śmierć.
Tu autor dochodzi do najważniejszej moim zdaniem kwestii – „Czego uczy nas Lovecraft”. Tak zwane „wielkie teksty” składają się w gruncie rzeczy na straszliwą wizję anty-Ewangelii, parodię i zaprzeczenie wszystkiego, co w życiu człowieka ma jakikolwiek sens. Dzień Cthulhu nadchodzi, wieszczy Lovecraft: „Wyzwolone Stare Bóstwa nauczą ludzi, jak krzyczeć, jak zabijać, jak radować się i bawić, a cała ziemia rozgorzeje ofiarą całopalną ekstazy i wolności” („Zew Cthulhu”, tłum. R. Grzybowska). Ludzkość nieuchronnie zmierza do totalnej zagłady, kompletnego zagubienia się w egoistycznych żądzach, konsumpcjonizmie, kulcie materii. Jest to prosta konsekwencja głębokiego poczucia braku akceptacji i nieszczęścia współczesnego człowieka. „Nikt cię nie kocha, nikomu nie jesteś potrzebny” – głosi świat.
„Howard Phillips Lovecraft jest wzorem dla każdego, kto chciałby się dowiedzieć, jak zmarnować życie i, ewentualnie, stworzyć jakieś dzieło” – taki mniej więcej obraz pisarza wyłania się z pracy Houellebecqa. Co ciekawe, jak twierdzi francuski pisarz, jest nam o wiele łatwiej zgodzić się na grozę Lovecrafta aniżeli na własne życie. Może dlatego, że gdzieś w głębi każdy człowiek czuje irracjonalny, pierwotny strach, że nikt, absolutnie nikt na tym świecie go nie kocha, nie pragnie jego istnienia. Opowiadania Lovecrafta są straszne nie jako fantastyka sama w sobie, ale jako możliwość rozumienia świata. Autor „Zewu Cthulhu” tak właśnie postrzegał świat i swoje w nim istnienie – sugeruje Houellebecq. Niezwykle trudno jest żyć w uniwersum władanym przez Wielkich Przedwiecznych traktujących ludzi jak naprzykrzające się muchy. Takie życie można tylko nienawidzić i pragnąć jego jak najrychlejszego końca.
Książkę Houellebecqa polecam wszystkim, którzy czytając „wielkie teksty” Lovecrafta, podskórnie czuli, że to nie jest tylko horror – rozrywka na parę wieczorów. „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu” pokazuje głębokie odrzucenie wszystkiego, co związane z życiem człowieka, odkrywa prawdziwy dramat twórcy Wielkiego Cthulhu. Dramat bycia niekochanym.
