Drugi tom powieści Romana Orwid-Bulicza, „Jeśli jutro wojna…” jest bezpośrednią kontynuacją tego, co autor przedstawił w pierwszym. Z punktu widzenia współczesnego czytelnika, to dzieło historyczne, ale dla autora było pisaną niemal na gorąco – zaledwie kilka lat po zaistniałych wydarzeniach – kroniką czasów instalowania rządów komunistycznych w powojennej Polsce.
Ten okrutny XX wiek: Pięścią w Armię Czerwoną!
[Roman Orwid-Bulicz „Jeśli jutro wojna… Tom 2” - recenzja]
Drugi tom powieści Romana Orwid-Bulicza, „Jeśli jutro wojna…” jest bezpośrednią kontynuacją tego, co autor przedstawił w pierwszym. Z punktu widzenia współczesnego czytelnika, to dzieło historyczne, ale dla autora było pisaną niemal na gorąco – zaledwie kilka lat po zaistniałych wydarzeniach – kroniką czasów instalowania rządów komunistycznych w powojennej Polsce.
Roman Orwid-Bulicz
‹Jeśli jutro wojna… Tom 2›
W momencie publikacji dwutomowej powieści „Jeśli jutro wojna…” Roman Orwid-Bulicz był już doświadczonym pisarzem. Miał na koncie nie tylko dwa wystawiane przez polski teatr w Londynie dramaty („Świadek”, 1947; „Próba”, 1949), ale także wydaną jeszcze w Monachium w 1947 roku trylogię kryminalną („Moja pierwsza sprawa i jego…”, „Drugie wydanie powieści” i „
Dolary… Dlaczego czyste?”) oraz – napisaną już po przeprowadzce na Wyspy Brytyjskie – książkę „
Europa nie odpowiada”, będącą historią żydowskiej Warszawy podczas okupacji hitlerowskiej. Zachęcony pozytywnym jej przyjęciem w „polskim” Londynie, zdecydował się pójść za ciosem i w kolejnym dziele opowiedzieć o swoich przeżyciach w wyzwalanym przez Armię Czerwoną kraju. Jak sam zapewniał, wszystko, co znalazło się na kartach powieści, zdarzyło się naprawdę.
Czy tak było w rzeczywistości – trudno jednoznacznie ocenić bez dokładnych badań naukowych. Jeśli jednak uznamy, że główny bohater „Jeśli jutro wojna…”, czyli czterdziestodwuletni przedwojenny literat Stefan Sobecki, to alter ego autora – wówczas możemy przyjąć, że Orwid-Bulicz rzeczywiście przedstawił to, czego był naocznym świadkiem (zakładając przy tym, że mamy do niego zaufanie). Choć nie można oczywiście wykluczyć, iż niektóre ze zdarzeń zostały udramatyzowane dla większego efektu. W
tomie pierwszym wybija się jeszcze jedna istotna postać: to Barbara Smolarska, niespełna osiemnastoletnia szwagierka Sobeckiego, młodsza siostra jego zmarłej na początku okupacji żony. Stefan zaopiekował się nią, choć można odnieść wrażenie, że z biegiem czasu zamienili się rolami – to nieprzystosowany do życia pisarz znacznie trudniej radzi sobie w nowej rzeczywistości, niż pełna wigoru i ideowa dziewczyna, która w czasie powstania warszawskiego walczyła z Niemcami w szeregach Armii Krajowej.
Po kilkutygodniowym pobycie w Zakopanem, dzięki wsparciu działającego w konspiracyjnej organizacji doktora Broniewskiego, Stefan i Baśka przenoszą się do Krakowa. Tam rozdzielają się, ale cały czas starają się utrzymywać ze sobą kontakt. To właśnie za sprawą Smolarskiej Sobecki poznaje pewnego dnia Olgę Bielawską – postać tyleż tajemniczą i fascynującą, co budzącą lęk. Przybyła ze wschodu wraz z Armią Czerwoną kobieta wydaje się mieć olbrzymie wpływy nie tylko wśród polskich komunistów, ale również ich moskiewskich mocodawców. Zapewne jest agentką służb specjalnych, choć jej prawdziwa rola – odgrywana w Krakowie, a później w Warszawie – pozostaje niewyjaśniona. Zauroczona Stefanem, Olga zbliża się do niego, a on nie pozostaje obojętny na jej awanse. Rozpoczyna tym samym bardzo niebezpieczną grę. Zwłaszcza gdy okazuje się, że Baśce zaczyna grozić poważne niebezpieczeństwo, a sprawczynią zagrożenia prawdopodobnie jest, powodowana zazdrością, Bielawska.
Chcąc odpokutować swoje winy, Sobecki wiąże się z tajną organizacją antysowiecką, tworzoną przez byłych akowców, takich jak pułkownik Molenda (należą do niej także Baśka i doktor Broniewski). To on podejmuje decyzję o wysłaniu Stefana na Dolny Śląsk – ma dostać się do Lignicy (taką nazwę, będącą spolszczeniem niemieckiego Liegnitz, nosiło miasto do maja 1946 roku), zgłosić się do urzędującego tam wojewody Piaskowskiego (to postać historyczna!), zainstalować się jako literat zbierający informacje na temat Ziem Odzyskanych i… czekać. Czekać na sygnał centrali. Stanisław Piaskowski był przedwojennym komunizującym socjalistą, korespondentem ukazującego się w latach 1936-1937 „Dziennika Popularnego” (później zamkniętego przez władze sanacyjne). Po wkroczeniu Sowietów został najpierw wojewodą kieleckim, a następnie – od końca marca 1945 roku – dolnośląskim. Jako że Wrocław pozostawał wtedy jeszcze w rękach niemieckich (obrona
Festung Breslau trwała do 6 maja), siedzibą nowego okręgu administracyjnego stała się w pierwszej kolejności Trzebnica, a potem – do października 1945 roku – Legnica.
Wyprawa Sobeckiego na Dolny Śląsk, która jest tyleż wypełnieniem rozkazu tajnej organizacji (i pułkownika Molendy), co ucieczką przed nadzwyczaj groźną kochanką, służy pisarzowi do pokazania, jak wyglądało „wyzwalanie” na terenach, które wcześniej należały do III Rzeszy (pisała o tym między innymi brytyjska historyczka Catherine Merridale w „
Wojnie Iwana”). O ile na ziemiach rdzennie polskich żołnierze Armii Czerwonej potrafili poczynać sobie okrutnie (Orwid-Bulicz podaje wiele przykładów represji stosowanych wobec polskich patriotów, zwłaszcza byłych akowców), o tyle na tych zamieszkanych w większości przez Niemców nie czuli już żadnych zahamowań moralnych. Wstrząsający jest zwłaszcza opis tego, co Sobecki i towarzyszące mu w podróży osoby zastają w jednym z niewielkich dolnośląskich miasteczek, w którym ofiarami spuszczonych z łańcucha krasnoarmiejców stali się nie żołnierze Wehrmachtu czy fanatycy z Waffen-SS, lecz niemieccy cywile – starcy, kobiety i dzieci.
Dolny Śląsk anno Domini 1945 to nie tylko „ziemia obiecana” (taki też tytuł nosi pierwsza część drugiego tomu), ale przede wszystkim Dzikie Pola – miejsce, gdzie nie obowiązują żadne zasady, gdzie pleni się bandytyzm i szabrownictwo, gdzie można zginąć, nie wiedząc nawet z jakiego powodu. Zajmowany stopniowo przez polską administrację obszar w rzeczywistości znajduje się pod wojskowym zarządem radzieckim, a pieczę trzyma nad nim pojawiający się na kartach powieści marszałek Konstanty Rokossowski. Sowietów boją się wszyscy, drży przed nimi także polski „bezpieczniak”, major Jemiołek (kolejna, jak zapewnia autor książki, autentyczna postać). Sobecki stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości, ale przychodzi mu to z ogromnym trudem. Marzy coraz intensywniej o wyjeździe – razem z Baśką – na Zachód. Między innymi dlatego, aby uwolnić się spod cienia Olgi, która choć w drugim tomie fizycznie nie pojawia się, to jednak odgrywa istotną rolę, kładąc się mrocznym cieniem na losach bohaterów.
Na marginesie dramatycznych losów Sobeckiego i Smolarskiej Orwid-Bulicz kreśli także panoramę społeczeństwa polskiego u progu kolejnej wielkiej próby, jakiej zostaje ono poddane. Oprócz całkiem licznego grona zaangażowanych w działalność przeciwko nowemu okupantowi patriotów (pułkownik Molenda, doktor Broniewski, poznany przez Stefana w czasie pobytu w Warszawie kapitan Czesław), mamy również wielu oportunistów, którzy dla własnych korzyści gotowi są iść ramię w ramię z komunistami (jak wojewoda Piaskowski), nawet jeśli mieliby okazać się jedynie tak zwanymi „poputczikami” czy też „pożytecznymi idiotami” (jak „inżynier” Szwedowski, szemrany biznesmen pojawiający się głównie w
tomie pierwszym, czy też porucznik przedwojennego Wojska Polskiego, który po kilkuletnim pobycie w oflagu powrócił do kraju pod wpływem komunistycznych agitatorów). Do kogo najbliżej jest autorowi? Bez najmniejszych wątpliwości piszący swą powieść na emigracji Orwid-Bulicz wyraził własne zdanie słowami wciśniętymi w usta kapitana Czesława: „Rosję obecną można porównać do wielkiej probówki, w której dokonują się procesy chemiczne. (…) Jedyna rada to rozbić to naczynie z trucizną. Bić z zewnątrz! Bić z całej siły! Strzelać do tego kotła z karabinów, strzelać z armat… Zrzucać bomby na to gniazdo zwyrodniałych morderców… Tylko pięść! Pięść cenią! I tylko pięści usłuchają”.
