Pomiędzy „Drahenfelsem” a „Silver Nails” Jack Yeovil stworzył dwie inne książki osadzone w świecie Warhammera. Pierwsza z nich to powieść kryminalna „Beasts in Velvet” (przetłumaczona dość niefortunnie na „Bestię w aksamicie”), druga – zbiór trzech nowel „Genevieve Undead” (wydaną u nas pod bardziej wiernym tytułem „Wieczna Genevieve”).
Cudzego nie znacie: Raz lepiej, raz gorzej
[Kim Newman „Genevieve Undead”, Kim Newman „Beasts in Velvet” - recenzja]
Pomiędzy „Drahenfelsem” a „Silver Nails” Jack Yeovil stworzył dwie inne książki osadzone w świecie Warhammera. Pierwsza z nich to powieść kryminalna „Beasts in Velvet” (przetłumaczona dość niefortunnie na „Bestię w aksamicie”), druga – zbiór trzech nowel „Genevieve Undead” (wydaną u nas pod bardziej wiernym tytułem „Wieczna Genevieve”).
Przekłady obu książek, sądząc po opiniach, nie należały do wybitnych; uznaję zatem swoją decyzję, by sięgnąć raczej po wydania oryginalne (czy raczej za nowsze wznowienia), za całkiem słuszną. „Beasts in Velvet” ujrzały światło dzienne po raz pierwszy w 1991 roku (w 2003 po polsku), zaś „Genevieve Undead” w 1993 (w 1998 po polsku). Żeby skomplikować sprawy jeszcze bardziej, chronologia czterotomowej serii (wydanej w 2005 roku również w ramach jednego omnibusa zatytułowanego „The Vampire Genevieve”) przebiega od „
Drahenfelsa”, przez „Genevieve Undead” i „Beasts in Velvet”, po „
Silver Nails”. Zacznijmy więc od wydanego później, ale opisującego wydarzenia chronologicznie wcześniejsze, zbioru opowiadań.
Kim Newman
‹Genevieve Undead›
Trzy razy Genevieve
Trzy historie wchodzące w skład „Genevieve Undead” to trzy epizody z życia tytułowej wampirzycy. Jako całość prezentują się one o wiele lepiej niż opowiadania z „Silver Nails”, aczkolwiek i tutaj brakuje trochę do ideału, szczególnie pod względem kreacji postaci.
Historia przedstawiona w „Stage Blood” stanowi pewnego rodzaju epilog do opowieści o zmaganiach Genevieve i Detlefa Siercka z czarnoksiężnikiem Drahenfelsem. Choć on sam nie wraca (na szczęście) z martwych, zostawił po sobie pewien artefakt, który – przechodząc z rąk do rąk – dąży do unicestwienia dwójki bohaterów. Po wydarzeniach opisanych w „Drahenfelsie” Detlef i Genevieve wrócili do stolicy Imperium. Podczas gdy on zaczął aktywnie działać jako aktor, scenarzysta i reżyser, stając na czele najpopularniejszego w Altdorfie teatru, Genevieve kontynuuje swoją wampirzą egzystencję jako nieco bardziej wysublimowana dama do towarzystwa. Mimo nagromadzenia wątków (sztuka wystawiana przez trupę Detfla, teatralny demon oraz zemsta Drahenfelsa) Yeovilowi udało się stworzyć całkiem zgrabną i dobrze opowiedzianą historię.
Ze wszystkich trzech opowiadań to właśnie w „Stage Blood” bohaterowie zostali najlepiej zarysowani. Zarówno pojawiający się w mieście kapłan Solkana, jak i członkowie trupy aktorskiej Detlefa, czy wreszcie tajemniczy demon czający się w odmętach teatru, w którym rozgrywa się większość akcji, to dość wyraziście przedstawione postaci mające swoje odmienne motywacje i charaktery. Dodatkową zaletą jest połączenie wydarzeń rozgrywających się poza sceną ze sztuką teatralną wystawianą na scenie, co nadaje całości nietypowy, jak na prozę Yeovila, uniwersalny wymiar.
Najsłabiej z całego tomu prezentuje się opowiadanie „The Cold Stark House”, sięgające do wątków z klasycznych powieści gotyckich, którego akcja rozgrywa się w ponurym tileańskim zamczysku. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to Genevieve jest tu główną bohaterką, bo historia została przedstawiona z punktu widzenia szlachcica-rewolucjonisty, księcia Kloszowskiego (który pojawił się także na kartach „Beasts in Velvet”). W zamyśle groteskowe i niepokojące, opowiadanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Przedstawienie kilku scen z życia dziwnej rodziny walczącej o spadek po władcy zamku to zdecydowanie zbyt mało, żeby stworzyć odpowiedni nastrój. Po dobrnięciu do końca tej historii okazuje się, że pomysł nie był wcale taki zły, niemniej jednak jego wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Opowiadanie „Unicorn Ivory” stawia Genevieve w centrum wydarzeń. Po powrocie do Imperium wampirzyca została zmuszona do odegrania roli zabójcy w politycznych intrygach między pewnymi dwiema frakcjami. Jako jeden z uczestników wielkiego polowania na jednorożce urządzanego przez jednego z magnatów, może ona obserwować rozgrywające się w dziczy ludzkie dramaty. Jest to o tyle dziwne, że mając wiele okazji, by „mimochodem” pozbawić życia osobę, którą miała zabić, Genevieve nie decyduje się na podjęcie żadnego kroku. Wydaje się to trochę naciągane, ale oczywiście opowieść rządzi się swoimi prawami i ostateczna walka nas nie ominie. Choć postaci jest tu zdecydowanie mniej niż w „The Cold Stark House”, wcale nie zostały one lepiej przedstawione. Na szczęście fabuła jest bardziej wartka, dzieje się więcej i można przymknąć oko na niektóre niedociągnięcia.
Jako całość prezentuje się „Genevieve Undead” interesująco, ale – jak pozostałe książki Yeovila – opowiadania te trafią głównie do fanów Warhammera. Wbrew tytułowi i wampirzemu pochodzeniu głównej bohaterki (która w kilku przypadkach schodzi na dalszy plan), nie znajdziemy tutaj zbyt wielu typowo wampirzych elementów. Również wizja świata prezentowana przez autora znacząco odbiega od bardziej kanonicznych jego wersji stworzonych na przestrzeni kilkunastu lat od publikacji.
Kim Newman
‹Beasts in Velvet›
Ani kryminał, ani ciekawa historia
Reklamowana jako kryminał rozgrywający się w stolicy Imperium, „Beasts in Velvet” wcale nie stara się ukryć swoich fascynacji postacią Kuby Rozpruwacza. Jest to tylko jeden z wielu popkulturowych smaczków dorzucanych do warhammerowego kotła przez Yeovila w czasach, kiedy świat Warhammera stanowił jeszcze pole do różnego rodzaju eksperymentów. Ale inspiracja to jedno, czymś zupełnie innym jest kwestia prezentacji.
Tutaj, niestety, Yeovil poległ. Nie udało mu się stworzyć dobrej zagadki kryminalnej, która rozmywa się na tle nadmiernie rozdmuchanej fabuły prezentującej kilka, jeśli nie kilkanaście, różnych wątków (wliczając w to rewolucję społeczną, intrygi dworskie, romanse oraz ciężki żywot strażnika miejskiego). Nie pomaga wcale fakt, że dostajemy również fragmenty opisane z punktu widzenia tytułowej Bestii (głównie nawiązania do jej dzieciństwa) oraz, co już całkiem miesza w fabularnym garze, uczynienie jednego z pozytywnych bohaterów postacią, która jest jednocześnie przedstawiana jako główny zły powieści (wskazują na to liczne poszlaki, ale brakuje bezpośredniego dowodu). Ale nawet tego nie było dość rozbuchanej wyobraźni Yeovila, który dał popis w samym finale, kiedy trójka bohaterów raz po raz trafia na coraz lepsze pomysły związane z tym, kto zabił. Znalazło się tam nawet miejsce na jakże przemyślaną zagadkę detektywistyczną i trop pozostawiony przez umierającego towarzysza. Bo oczywiście facet wykrwawiając się na śmierć zamknięty w beczce, pisząc własną krwią, nie mógł napisać jasno i wyraźnie, kto go zaatakował.
Abstrahując już od całej kryminalnej otoczki, „Beasts in Velvet” okazuje się po prostu kiepską powieścią, z całym szeregiem drewnianych bohaterów, niezorganizowaną i nieprzemyślaną fabularnie, a przy tym starającą się na siłę przekazać bardziej uniwersalne treści (sugerowana w tytule liczba mnoga). Z jednym ale: wątek rewolucji społecznej i sposób, w jaki kolejne zabójstwa wykorzystywane są przeciwko wyższym klasom został całkiem zgrabnie poprowadzony. Tylko chyba nie chodziło autorowi o to, żeby czytelnicy kibicowali tym złym (pamiętajmy, że jednym z głównych bohaterów jest wysoko postawiony szlachcic), ani tym pozornie złym.
Pewnym paradoksem jest to, że kiedy docieramy do końca powieści i dowiadujemy się wreszcie, o co w tym wszystkim chodziło, pomysł autora okazuje się całkiem ciekawy. Nie po raz pierwszy jednak dobry pomysł nie doczekał się równie dobrego wykonania.
