„All the Birds in the Sky” Charlie Jane Anders to bardzo ciekawa i wciągająca powieść, która, jak bardzo wiele współczesnej fantastyki, wykorzystuje i przerabia ograne motywy w dość nietypowy sposób.
Cudzego nie znacie: Wybrańców dwóch (a właściwie dwoje)
[Charlie Jane Anders „All the Birds in the Sky” - recenzja]
„All the Birds in the Sky” Charlie Jane Anders to bardzo ciekawa i wciągająca powieść, która, jak bardzo wiele współczesnej fantastyki, wykorzystuje i przerabia ograne motywy w dość nietypowy sposób.
Charlie Jane Anders
‹All the Birds in the Sky›
Książka przedstawia losy dwójki bohaterów – Patricii i Lawrence’a. Oboje, mimo dzielących ich różnic, znajdują wspólny język i jako szkolni autsajderzy trzymają się razem. Dla Patricii dziwne przygody zaczynają się od odnalezienia rannego wróbla w lesie za domem. Szybko okazuje się, że bohaterka nie tylko rozumie mowę zwierząt, ale też – jeśli chce uratować życie ptaka – musi dostarczyć go na „ptasi parlament” gdzieś w głębi lasu. Kiedy tam dociera, zgromadzone zwierzęta gotowe są zaakceptować naruszenie ich praw i przyznać dziewczynie tytuł wiedźmy tylko jeśli odpowie ona na „niekończące się pytanie”. I… w tym miejscu historia mająca w sobie trochę elementów fantasy i trochę realizmu magicznego się urywa. Pytanie pozostaje bez odpowiedzi, Patricia wraca do swojego codziennego życia i szkolnych obowiązków, tracąc też zdolność rozumienia zwierząt. Przez długi czas będzie się zastanawiać, czy cała ta sytuacja nie była tylko wytworem jej wyobraźni.
Drugi bohater, Lawrence, jest typowym przypadkiem nerda. Także w jego historii nie brakuje elementów fantastycznych – już w szkole konstruuje on Dwusekundowy Wehikuł Czasu w kształcie zegarka, wyrusza na nieudany start rakiety do MIT oraz zaczyna budować superkomputer w swojej szafie.
Napotykając się na siebie w szkole, bohaterowie zaczynają rozumieć, że razem będzie im o wiele łatwiej znieść bycie społecznymi wyrzutkami, a przy tym zadowolić swoich wymagających rodziców. Opisując ich szkolne perypetie, autorka bardzo świadomie skręca w kierunku gatunku young adult. Byłoby to męczącym doświadczeniem dla czytelnika oczekującego solidnej dawki fantastyki, gdyby nie obecność głównego (jak mogłoby się do pewnego momentu wydawać) antagonisty bohaterów, zabójcy imieniem Theodolphus podszywającego się pod szkolnego psychologa. W przewrotny sposób, przekonany o tym, że ta dwójka doprowadzi do zagłady ludzkości, stara się on ich ze sobą skłócić, na bardzo różne sposoby. Wszystko przez jedną z głównych zasad Nienazwanego Zakonu Zabójców, która zabrania zabijania niepełnoletnich… Theodolphus jest postacią tragikomiczną. Mimo przekonania o słuszności swoich działań i bezwzględnego dążenia do celu, z czasem uświadamia sobie, że jako psycholog odnosi sukcesy zawodowe o wiele większe, niż jako zabójca.
Elementy fantastyczne, przewijające się trochę na marginesie w pierwszej połowie książki i niepozwalające nam do końca wychwycić, o czym tak do końca jest to powieść, przybierają na sile w późniejszych rozdziałach, których akcja rozgrywa się kilka lat po szkolnych przygodach bohaterów. Patricia, jako obdarzona talentem magicznym, trafiła w międzyczasie do specjalnej szkoły dla magów, podczas gdy Lawrence dołączył do grupy naukowców ufundowanej przez pewnego milionera, skupiającej się na poszukiwaniu dróg do ocalenia ludzkości przed nieuchronną zagładą.
Zabawa konwencją i wykorzystywanie znanych motywów stanowi jedną z mocniejszych stron tej książki. Szkoła, do której trafiła Patricia, nie ma nic wspólnego z radosnym Hogwartem i ma na celu uczenie młodych adeptów sprytnego i praktycznego wykorzystywania ich umiejętności. Zadania, które otrzymują oni od swoich „nauczycieli”, są niebezpieczne i wymagające, co niekiedy prowadzi nawet do śmierci tych, którzy nie są w stanie przystosować się. To samo dotyczy eksperymentów prowadzonych przez Lawrence’a – chociaż stworzenie maszyny wytwarzającej dziury w czasoprzestrzeni jest prawdziwym wyczynem, to jednak ryzyko związane z jej używaniem to już osobna sprawa.
Oczywiście bohaterowie spotykają się po latach i raz odnowione kontakty stanowią podstawę drugiej części powieści. Lawrence wprowadza swoją przyjaciółkę w świat niebezpiecznych eksperymentów, a praktykująca wiedźma okazuje się osobą bardziej niż zdolną do uratowania jednego ze współpracowników chłopaka. Dynamika między dwójką bohaterów została bardzo dobrze oddana, podobnież jak ich odmienność oraz podobieństwo charakterów. Widać też wyraźnie, że ich dorosłe wersje zachowały bardzo wiele cech z dzieciństwa – niepewny siebie Lawrence (pomimo bycia jednym z najbardziej utalentowanych członków zespołu badawczego) i oderwana od rzeczywistości, starająca się za wszelką cenę nieść innym pomoc Patricia. Na nieco innym poziomie stanowią oni również uosobienie dwóch skrajności – magii i technologii, co z czasem prowadzi do nieuchronnego konfliktu.
Współistnienie tych dwóch światów nie zostało jednak przerysowane, ale przedstawione w całkiem subtelny sposób. Co z kolei prowadzi do świata przedstawionego, którym jest bliska przyszłość. Świat borykający się ze zmianami klimatycznymi, głodem i katastrofami naturalnymi staje się coraz mniej przyjazny ludziom. Zarówno dla ludzi parających się magią, jak i tych poświęcających się technice, kluczowe staje się uratowanie ludzkości przed zagładą. Rzecz jednak w tym, że sposoby, w jakie podejmują się tego zadania są skrajnie odmienne. Dla Lawrence’a i jego przyjaciół, skupionych pod egidą firmy założonej przez bogacza nazwiskiem Milton, głównym celem jest znaleźć dla ludzi nowy dom. Stąd prace nad stworzeniem maszyny, która otworzy portal do nowego świata. Owa krótkowzroczność, brak wiary w możliwość ocalenia Ziemi i, co ważniejsze, brak jakichkolwiek działań mogących do tego doprowadzić, stanowią bardzo duże uproszczenie. Dla Patricii i reszty magów wszystko opiera się na przywróceniu ładu i równowagi w naturze, gdzie człowiek nie jest wcale najważniejszy. I choć autorka w miarę neutralnie przedstawia oba punkty widzenia, nie sposób nie odnieść wrażenia, że skłania się bardziej ku wersji „równowagi”. Nawet jeśli to rozwiązanie nie jest pozbawione wad, o których Patricia dowiaduje się bardzo późno.
W całej tej uważnie i z zamysłem skonstruowanej powieści najbardziej razi nachalnie symboliczne zakończenie, które nie wywiera wcale spodziewanego efektu. Podczas gdy świat się wokół nich wali, bohaterowie znajdują rozwiązanie w uniwersalnym połączeniu magii i technologii, które ma rozwiązać (samo z siebie) wszystkie ludzkie problemy. Mimo licznych zabaw z konwencją, ostatecznie dostajemy do rąk dość sztampową opowieść o miłości oraz walce dwóch przeciwstawnych wizji świata. Na uwagę jednak zasługuje sposób, w jaki autorka zdecydowała się poruszyć coraz istotniejszą kwestię zmian klimatycznych. Nie jest to może główny element powieści (jak choćby u Bacigalupiego), ale jest czymś więcej niż tylko nieistotnym dodatkiem.
