Pora na grudniowy zestaw krótkich recenzji książkowych, nieco uboższy niż zwykle – prawdopodobnie z powodu sezonu świątecznego.
Esensja czyta: Grudzień 2017
[ - recenzja]
Pora na grudniowy zestaw krótkich recenzji książkowych, nieco uboższy niż zwykle – prawdopodobnie z powodu sezonu świątecznego.
Pięknie wydana, prawdziwa gratka dla miłośników dawnej kartografii, podróżniczych legend i geograficznych odkryć. Lista lądów, cieśnin, jezior, pasm górskich, których… nie ma. Nie ma, ale ktoś kiedyś wierzył w ich istnienie i umieścił na mapie, a inni kartografowie przez stulecia powielali jego błąd. Terra Australis Incognita, czyli Południowa Ziemia Nieznana – gigantyczny kontynent na południowej półkuli, który miał równoważyć masę kontynentów półkuli północnej i rysowany był na mapach jako olbrzymie połączenie Australii i Antarktydy. Potężne Góry Księżycowe, które przecinają na pół kontynent afrykański. Ziemia Marii Teresy, wyspa na Pacyfiku, na której rozbił się kapitan Grant z powieści Juliusza Verne′a, ale która to wyspa nigdy nie istniała. Atlantyda i Mu, wiele nieistniejących wysp, cieśnin, jezior, pasm górskich a także spis niezwykłych stworów, które można było rzekomo spotkać w tych krainach. Każdy z obiektów przedstawiany jest w osobnym rozdziale, ilustrowanym wycinkiem mapy, na której pierwotnie pojawił się twór geograficzny, wraz ze zwartym, ale konkretnym opisem – jaka jest historia tego błędu na mapie, czym mógł być spowodowany (świadome konfabulacje, błędy, ponowne odkrywanie znanych już lądów, a może… zniknięcie obiektu z powierzchni Ziemi?) i jaka była jego dalsza historia (niektóre nieistniejące obiekty trwały na mapach do XX stulecia). W sumie duża frajda dla osób, którym te tematy są bliskie.
„Siedem dni razem” Francescy Hornak to coś więcej niż kolejna powieść utrzymana w świątecznym klimacie. Zamiast gwiazdkowej idylli odnajdziemy tu raczej słodko-gorzki obraz rodziny, która zmuszona do wyjścia poza bezpieczną strefę iluzji i pozorów, musi poznać się wzajemnie na nowo i zmierzyć z nieoczekiwanymi wyzwaniami stawianymi przez los. Zadanie jest tym trudniejsze, że Birchowie zostają praktycznie skazani na własne towarzystwo przez siedem długich grudniowych dni. A to wszystko za sprawą kwarantanny, jaką musi odbyć ich starsza córka Oliwia, która pomagała w Afryce chorym na haag. Muszę przyznać, że pierwsze strony powieści nie zachęciły mnie do dalszej lektury. Nieco kiczowaty obrazek „zakazanych kochanków” na pogrążonej w ciemności afrykańskiej plaży, a kilka stron dalej równie sztuczne zaręczyny dwójki innych bohaterów w drogim hotelu. Na domiar złego słowo „uroczy” zostaje tu odmienione chyba przez wszystkie możliwe przypadki i regularnie pada z ust bohaterów bez względu na ich płeć czy wiek. Dość szybko jednak okazuje się, że takie infantylizowanie rzeczywistości, choć z początku trudne do przełknięcia, jest raczej zabiegiem celowym. Bańka mydlana pęka, a nadmierna „cukierkowość” jedynie uwypukla pozorność i poziom skomplikowania relacji między członkami rodziny Birchów. Nic nie jest tu bowiem takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka, zwłaszcza bohaterowie.
„Pamięć”, wydana w 1986 roku, należy do ważniejszych powieści literatury węgierskiej. Została wyróżniona Nagrodą Europy. Dostrzegła ją Susan Sontag, wspomniał także o niej ostatnio w wywiadzie-rzece Jerzy Pilch. Urodzony w 1942 roku autor Péter Nádas wykorzystuje tutaj wątki autobiograficzne, próbując równocześnie zawrzeć w swojej prozie doświadczenia swojego pokolenia. Główny bohater i jednocześnie narrator zanurzony jest w wydarzenia rozgrywające się w trzech perspektywach czasowych i dwóch miejscach (realistycznie opisany Berlin i Węgry), a wątki nakładają się się na siebie i przenikają. Przypomina to funkcjonowanie naszej prywatnej pamięci, nieliniowej, skupionej wokół ludzi, których wspominamy, czy przywoływanych niechronologicznie wydarzeń. Proza jest jedyna w swoim rodzaju, eksperymentująca z formą, jeśli chodzi o długość zdań. Narracja jest prowadzona precyzyjnie i konsekwentnie, budując napięcie emocjonalne i poczucie, że autor chce dotrzeć do wszystkich zakamarków psychiki swojego protagonisty. „Pamięć” budzi skojarzenia z prozą Marcela Prousta i Tomasza Manna. Można tę powieść odczytać jako pełen erotycznego żaru Bildungsroman, budzenie się do życia młodego człowieka, rozdartego pomiędzy uczuciem do kobiety i mężczyzny (motyw homoseksualizmu był, jak na prozę węgierską lat 80. XX wieku, daleko idącym nowatorstwem). Przedmiotem zainteresowania pisarza są także relacje bohatera z ojcem i matką. W tle pobrzmiewają wydarzenia z historii Węgier, łącznie z powstaniem w 1956 roku. Powieść Nádasa spodoba się tym, którzy poszukują psychologicznej głębi i niewymagającej pośpiechu refleksji nad losem człowieka.
Wojtek Orliński nie eksperymentuje z chronologią, nie wymyśla nowatorskich sposobów przedstawienia biografii swego bohatera, nie ubarwia, nie próbuje dopisywać do swej historii czegoś, czego prawdziwości nie jest pewien, nie próbuje udawać, że jego książka jest czymś więcej niż opowieścią o Stanisławie Lemie. Po prostu przedstawia po kolei losy swego bohatera, zaczynając, jak przystało na klasyczną biografię, od czasów dzieciństwa, by potem rok po roku opowiedzieć o życiu Lema aż do jego śmierci. Więcej miejsca poświęca wojennym losom autora „Solaris”, z jednej strony do tej pory stosunkowo słabo udokumentowanym (Lem programowo o tym nie opowiadał), z drugiej według autora kluczowym dla zrozumienia wielu wątków późniejszej twórczości Stanisława Lema. I tu Orliński nie ukrywa własnych emocji – o wojennej traumie nie można mówić beznamiętnie. Nie ukrywa również swego stosunku do Lema, którego twórczość wielbi bezgranicznie. „Lem. Życie nie z tej ziemi” nie ma bowiem żadnych ambicji dekonstrukcji – to jest hołd dla geniusza i próba zrozumienia, jak człowiek takim geniuszem może się stać. Orliński tu daje odpowiedź – poza własnymi predyspozycjami Lema – że ważne jest by spotykać odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie (a w przypadku Lema tymi osobami byli Mieczysław Choynowski i Jerzy Turowicz). Książka nie ogranicza się do samego życiorysu, Orliński każdemu z ważniejszych dzieł Lema poświęca fragment tekstu, opisując jego znaczenie i inspiracje. „Lem” to opowieść napisana w sposób przejrzysty, konkretna, nie wchodząca za głęboko w detale, nie szukająca sensacji, ale też tworzona z pasją przez autora, który nie ukrywa swego emocjonalnego stosunku do swego bohatera. I zapewne dlatego „Życie nie z tej ziemi” to lektura bardzo wciągająca, która powinna zainteresować zarówno wielbicieli Stanisława Lema, jak i osoby mniej zainteresowane autorem „Dzienników gwiazdowych”, które w książce Orlińskiego mogą też znaleźć kawałek historii PRL-u i opowieść o realiach tamtych czasów.
