Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 października 2023
w Esensji w Esensjopedii

Robert Jordan, Brandon Sanderson
‹Pamięć Światłości›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPamięć Światłości
Tytuł oryginalnyA Memory of Light
Data wydania22 sierpnia 2016
Autorzy
PrzekładJan Karłowski, Joanna Szczepańska
Wydawca Zysk i S-ka
CyklKoło Czasu
ISBN978-83-7785-710-6
Format1182s. 140×205mm
Cena59,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Raz do Koła: Daleko jeszcze?
[Robert Jordan, Brandon Sanderson „Pamięć Światłości” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Czternasty i ostatni tom „Koła czasu”. Tarmon Gai’don trwa, obrońcy Światłości są znużeni. Czytelnik, niestety, także.

Beatrycze Nowicka

Raz do Koła: Daleko jeszcze?
[Robert Jordan, Brandon Sanderson „Pamięć Światłości” - recenzja]

Czternasty i ostatni tom „Koła czasu”. Tarmon Gai’don trwa, obrońcy Światłości są znużeni. Czytelnik, niestety, także.

Robert Jordan, Brandon Sanderson
‹Pamięć Światłości›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPamięć Światłości
Tytuł oryginalnyA Memory of Light
Data wydania22 sierpnia 2016
Autorzy
PrzekładJan Karłowski, Joanna Szczepańska
Wydawca Zysk i S-ka
CyklKoło Czasu
ISBN978-83-7785-710-6
Format1182s. 140×205mm
Cena59,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Po raz pierwszy ze światem Koła Czasu zetknęłam się czytając antologię „Legendy”. Zamieszczone tam opowiadanie znudziło mnie i zniechęciło do całego cyklu. Kiedy wiele lat później przypadkiem sięgnęłam po „Oko świata”, byłam nastawiona negatywnie. Do dziś nie umiem ująć w słowa, co takiego było w pierwszych kilkudziesięciu stronach opisu życia Randa w jego wiosce, że zachęciło mnie do dalszej lektury a potem – do zaopatrzenia się w kolejne tomy. Oto magia opowieści. Pierwsze trzy, a może cztery części były naprawdę dobre. Akcja wprawdzie rozwijała się powoli i raczej schematycznie, jednak barwny świat urzekał, a do bohaterów łatwo było się przywiązać. Potem Jordan stracił kontrolę – poboczne postaci i wątki wprowadzone w zbyt dużej ilości sprawiły, że cała historia przestała być spójna. Fabuła ugrzęzła, a akcja została niemiłosiernie wręcz rozwleczona tak, że sytuacje, które powinny znaleźć swoje rozwiązanie po kilkuset stronach, ciągnęły się przez kilka tomów, zaś ilość miejsca poświęcona na ich opisywanie była niewspółmierna do znaczenia. Po śmierci pisarza Brandon Sanderson wykonał ogromną pracę, by zebrać wszystko w całość i doprowadzić do rozstrzygnięcia.
Doceniam tę pracę, jednak samego finału nie mogę nazwać udanym i to z wielu względów. Być może mają w tym swój udział zawiedzione nadzieje – sądzę, że każdy fan cyklu wyobrażał sobie zakończenie „Koła czasu” na swój sposób i nikłe są szanse, by te wyobrażenia pokryły się w pełni z wizją Sandersona. Gorzej jednak, że gdzieś ulotniła się wyżej wspominana magia, za pomocą której Jordan potrafił sprawić, że przymykało się oko na nielogiczności, dłużyzny, czy wtórność. A bez tego „Pamięć Światłości” staje się nudnym opisem ostatnich przygotowań do bitwy i samej Tarmon Gai’don, gdzie wprawdzie padają miliony trolloków, ale nie robi to specjalnego wrażenia.
Wciąż się zastanawiam, jak by do Ostatniej Bitwy podszedł Jordan. Czy gdyby miał więcej czasu, dałby w ogóle radę doprowadzić rzecz do końca? A jeśli tak, jak by ów koniec wyglądał. Czy to, że Jordan walczył w Wietnamie pozwoliłoby mu uczynić opis wiarygodniejszym? Wszak z bitwami w „Kole czasu” bywało różnie – pamiętam, że spodobał mi się pełen chaosu, zmontowany z oderwanych scen, opis bitwy o Cairhien, ale pamiętam także średnio porywające przedstawienia innych walk, gdzie Rand niemal samojeden pokonywał tysiące trolloków za pomocą splotów. „Wyczucie epickości” też czasami Jordanowi zaiste epicko szwankowało, jak choćby wtedy, gdy umyślił sobie, iż próby złamania młodej Amyrlin będą polegały na regularnym spuszczaniu jej lania kapciem na goły tyłek. Więc mogło być rozmaicie.
A jak jest? Ostatnia Bitwa w wykonaniu Sandersona budzi przedziwne wrażenie jednoczesnego rozwiązywania rozmaitych kwestii „na chybcika”, jak i nużącej rozwlekłości. Sanderson z jednej strony wiele rzeczy pominął, a z drugiej uraczył czytelnika niemal tysiącstronicowym opisem walk z siłami ciemności.
Najpierw wyjaśnię, o co chodzi z pierwszą kwestią, czyli wrażeniem okrojenia. Nierzadko czytając cykl, wydawało mi się, że oto dana osoba lub przedmiot mają do spełnienia jakąś rolę w ostatecznym starciu, że te wątki rozwinięte zostały po coś. Pamiętam też intrygującą scenę z planszą do gry, z której wynikało, że Czarny ma wobec Randa jakiś przewrotny plan, który poznamy dopiero na samym końcu. Tymczasem albo owe postaci i rzeczy zostały porzucone, a pomysły niewykorzystane, albo pewne sceny i rozstrzygnięcia odbywają się szybko tak, jakby Sanderson „odhaczał” kolejne punkty do załatwienia.
Rozczarowuje przedstawienie kwestii Seanchan. Wątek ich najazdu ciągnął się niemal od początku cyklu, podkreślane były trudne do pogodzenia różnice (zwłaszcza kwestia niewolnictwa kobiet władających mocą). Sama relacja Mata i Tuon, o ile dobrze pomnę, rozwijała się przez dwa tomy. A teraz, raz dwa, kilka stron, jedna rozmowa i załatwione, a czytelnik się dowiaduje, że tak właściwie to mieszkańcy czterech podbitych przez Seanchan państw są zadowoleni z okupacji, bo oznacza ona stabilne rządy. Najbardziej „po łebkach” została rozwiązana sprawa istoty z Shadar Logoth, wspomnę jeszcze o wyjątkowo powierzchownym i pospiesznym opisie rozpoczynającego tom ataku na Caemlyn (co oczywiście nie wyczerpuje listy). Niektóre postaci znikają ze sceny, albo pojawiają się tylko przelotnie ot tak, żeby zaznaczyć, że Sanderson całkiem o nich nie zapomniał – jak choćby Morgase (trudno uwierzyć, że Elayne w ogóle nie pożegnała się z matką przed wyruszeniem na wojnę). Są też tacy, co do których odnosiłam wrażenie, że przyjdzie im zrobić wiele więcej, a tak się nie stało. Ponadto część bohaterów w interpretacji Sandersona różni się na tyle od siebie z poprzednich tomów, że tworzy to dysonans1).
Sądząc z innych recenzji i opinii, niektórzy dziwią się pojawieniem się w siłach Cienia jeszcze jednej nacji, choć sądzę, że to akurat był pomysł Jordana. Na końcu tomów poprzednich znajdowały się informacje o świecie i słowniczek. Zawsze dziwiło mnie, dlaczego pewnemu krajowi, leżącemu poza granicami mapy, poświęcano tam tak dużo miejsca. W „Pamięci Światłości” jego mieszkańcy przybywają na Ostatnią Bitwę, ale bez odpowiedniej wcześniejszej podbudowy jest tak, jakby wyskoczyli znikąd – i czy potrzebnie? Pojawiają się wzmianki o relacji jednego z Przeklętych z tamtejszą przywódczynią, jednak są one jakby zawieszone w powietrzu.
Nie wiem, czy słusznym było wprowadzanie wątku rozbicia Czarnej Wieży2) – zajmuje on miejsce, które mogło być spożytkowane na należyte przedstawienie innych kwestii, jak choćby te, o których wspominałam wyżej. Rozumiem też, że Sanderson chciał umieścić „coś swojego”, ale czy wprowadzenie grupki nowych bohaterów i rozwijanie ich relacji to dobry pomysł w sytuacji, gdy postaci jest już nadmiar?
Jeśli wpisać do wyszukiwarki grafiki Tarmon Gai’don, znajdzie się trochę prac, na których Rand, Mat i Perrin wiodą armie pod swoimi sztandarami. Tymczasem Sanderson rozdzielił trójkę ta’veren. O ile pomysł na walkę Perrina z Zabójcą w Świecie Snów jest barwny, prowadzenie jej równolegle do Ostatniej Bitwy nie wydaje mi się dobrym pomysłem.
Tak samo „rozbicie” Tarmon Gai’don na szereg bitew. Może wypada to sensowniej3), może też autor uznał, że skoro cykl taki opasły, to i finał musi być odpowiednio obszerny – ale rozciągnięcie opisu na niemal tysiąc stron jest zabójcze dla dramatyzmu. Czytając o tym, jak po raz któryś z rzędu dany bohater z okrzykiem na ustach szarżuje na trolloki, czy Sprzymierzeńców Ciemności, czuje się jedynie znużenie.
Dość licho wypadła także konfrontacja Randa z Czarnym. To już próby bohaterek, wiele tomów temu chcących dostać się w szeregi Aes Sedai, wypadały bardziej emocjonująco. Sandersonowi w „Pomrukach burzy” nawet nieźle wyszła scena oświecenia (dosłownie i w przenośni) młodego al’Thora na Górze Smoka, ale w „Pamięci Światłości” zawiódł, każąc bohaterowi przerzucać się z Shai’tanem banałami – a już zapis dużymi literami ten banał podkreśla.
Tom ostatni pogrąża także forma, na co złożyły się zarówno kiepski styl, jak i kulawe tłumaczenie.
Opisy epickich zmagań nierzadko budzą zażenowanie zamiast wzruszenia: „A Egwene – rozpłomieniona Jedyną Mocą lampa sprawiedliwości i sądu – wypalała ranę, uzdrawiała świat”, „Amyrlin wykreowała gorącą nawałnicę, która parzyła oczy, ręce i serca trolloków” „atak ogirów był straszny i wspaniały zarazem. Ich uszy były odchylone ku tyłowi, oczy szeroko rozwarte”, „on jednak dalej tkał, rycząc i posyłając ognistą wstęgę, by unicestwiła lianę, która unieruchomiła jego ojca”, „dziesiątki czarnych jak smoła, zdeprawowanych złem wilków wdarły się pomiędzy szeregi broniących się ludzi”, „nicość emanowała wielką siłą, która wciągała wszystko wokół”.
Tak brzmi początek przemówienia Elayne, zagrzewającej swoich ludzi do walki: „To jest miejsce (…) w którym obiecuję wam zwycięstwo. To tutaj mówię wam, że nastaną nowe dni, a kraj zostanie uzdrowiony. To dziś obiecuję wam, że światło powróci, nadzieja przetrwa, a my będziemy dalej żyć. Zamilkła. (…) Moją rolą jest was pokrzepiać – mówiła dalej Elayne. – Ale ja nie mogę tego uczynić! Nie powiem wam, że kraj przetrwa, że Światłość zwycięży (…) To nie jest dzień na puste obietnice”. Tak zaś prezentuje się fragment rozmowy Randa z Czarnym „- TWOJE SŁUGI NIGDY NIE STANĄ DO WALKI, KIEDY ZGAŚNIE WSZELKA NADZIEJA. NIE BĘDĄ TRWAĆ NA POSTERUNKU DLATEGO, ŻE TO SŁUSZNE. TO NIE SIŁA ZAWSZE CIĘ ZWYCIĘŻA, ALE SZLACHETNOŚĆ – BĘDĘ NISZCZYŁ! BĘDĘ ROZDZIERAŁ I PALIŁ! ZEŚLĘ NA WSZYSTKICH CIEMNOŚĆ, A ŚMIERĆ BĘDZIE FANFARĄ, KTÓRA OBWIESZCZA MOJE PRZYBYCIE!”.
Sanderson okazał się też „mistrzem” porównań: „Aviendha przeskoczyła przez bramę, aż zaświstały poły jej odzienia, zaś Jedyna Moc była niczym ukryta gdzieś błyskawica”, „nieopodal błysnęło; piorun uderzył obok Lana, jak gdyby był czymś fizycznym”, „oba [sploty] unicestwiły się nawzajem, niczym wrzątek i zamarzająca woda”. Zaś poniższe zdanie wygląda jak przykład z poradnika, jak nie należy pisać: „Shieranan, noszących okryte z przodu hełmy i zbroje zrobione z płaskich części, na polu walki wydawało się cechować szczególne okrucieństwo”.
Przekład chwilami aż boli – zwroty tłumaczone niepoprawnie, albo kompletnie źle dobrane słowa. Jak tu się przejąć walką potężnych przenoszących, kiedy zamiast atakować ogniem stosu, rzucają w siebie „ogniska”? Trochę wyselekcjonowanego kwiecia cytuję poniżej: „masz wewnętrzne rozdarcie, Randzie al’Thor, ale będziesz musiał to zrobić”, „Osłono mego serca – rzekł cicho [Rand do Aviendhy]” (to już „tarczo mego serca” nie mogło być?), „w wizji Aviendhy pojawiła się smuga światła i wykreowała płonący snop ognia” (mniemam, że powinno być „w polu widzenia”, a jak dalej, to trudno się domyślić), „całe jej życie, które pamiętała, zwykle trwało krócej niż rok”(jakie „zwykle?”), „być może jest zbyt spięty wobec rozwoju wydarzeń”, „Aviendha mogła skończyć w znieruchomieniu”.
Czasami fragmenty zdań są tłumaczone niepoprawnie: „poruszanie się w ten sposób było jej drugą naturą. Niestety, sprawiało to, że jej umysł nie był wtedy niczym zaprzątnięty” (chyba chodziło o to, że aby się skutecznie skradać, należało się na tym skupić), „[Rand mówi do Czarnego] Jest jakieś przeciwieństwo do świata bez Światłości, a ty je chcesz utworzyć” (tu z kolei powinno być „który chcesz utworzyć”), „z trudem rzucił małe ognisko w górę, w otwór, którego tarcza jeszcze nie weszła na miejsce” (tu chyba chodziło o to, że kobieta próbowała odciąć mężczyznę od źródła tarczą, a ten zdołał jeszcze wyczarować ogień stosu). Skąd się wzięły tłumaczce „ale trzy ta’veren… one były najważniejsze”? Wydawało mi się, że to, iż „pathetic” nie należy tłumaczyć na „patetyczny” to szkolny błąd, o którym wie każdy, kto choć trochę liznął angielskiego. Jak widać nie (s. 954).
Niektóre zwroty są zupełnie nie na miejscu: „krzyżyk na drogę – pomyślała Aviendha (…) przeniosła, wprawiając w wir powietrze, tak by powstała nawałnica kurzu”. Inne brzmią cokolwiek niedorzecznie: „podążyłem za Lordem Smokiem. Pozwoliłem, by zginął. (???-przyp. BN) Nie marzyłem o udziale w tej imprezie”, „uciął jej głowę okropnym ciosem z bekhendu”, „krajobraz zaczynał jednocześnie świętować”.
Dość długo zastanawiałam się, dlaczego, gdy w pewnym momencie para bohaterów się kłóci, nagle padają słowa: „Roześmiał się (…) – Zrobiłem to z tobą – powiedział, kiwając do niej ręką. – Z tobą i twoimi przeklętymi (…) zasadami (…) – Zatem i ja zrobiłam to z tobą – odparła, podnosząc głowę.” Dopiero po chwili natchnęło mnie, że tutaj miało być „kończę z tobą”. Tego rodzaju niezrozumiałych fragmentów było więcej. Można by pomyśleć, że jeśli jakieś zdanie lub akapit nie mają sensu, to należałoby się zastanowić, czy może jakiś zwrot, słowo, czy relacja pomiędzy zdaniem podrzędnym a nadrzędnym zostały przełożone źle. Czy nikt „Pamięci Światłości” uważnie nie przeczytał przed posłaniem do druku? Czy też wersja pierwotna była sto razy gorsza? Przecież ten tom został po polsku wydany cztery lata po ukazaniu się go w oryginale. To wydaje się ilością czasu wystarczającą, by znaleźć solidnego tłumacza, dokonać porządnej redakcji i korekty.
Fani cyklu z pewnością sięgną po jego zwieńczenie. Nie wszystko w „Pamięci Światłości” jest złe – znalazłoby się kilka trafionych pomysłów i dobrze poprowadzonych postaci – jednak dla wyżej podpisanej lektura była męczącym obowiązkiem. Zabrakło w tym ducha. Szkoda, że tak się to potoczyło, bo cykl naprawdę miał potencjał.
koniec
12 grudnia 2016
1) Z drobiazgów, ale dziwnych, Rand raz zostaje opisany jako czarnowłosy, a przecież jest rudy – to świadczy o tym, że na żadnym etapie redakcji nikt tego nie wychwycił. Oczywiście gdy wspominam o rozbieżnościach, chodzi mi przede wszystkim o charaktery i sposób wysławiania się, a nie o ubiory i fryzury.
2) Chociaż tu też można było znaleźć wskazówki, świadczące o tym, że Jordan planował zdradę niektórych Asha’manów.
3) Nie napiszę „bardziej realistycznie”, bo realizmu to tu nie było i nie ma, że wspomnę choćby o kwestii tego, co te miliony trolloków – rzekomo bardzo żarłocznych – jadły na Ugorze i czemu ludzie sprawiają im tyle problemu, skoro wychowały się w iście zabójczej krainie, gdzie ludzie padają jak mrówki.

Komentarze

25 XII 2016   16:01:48

Słowa uznania dla autorki recenzji. Przebrnąć przez te wszystkie tomy i przy okazji się nie zabić z nudów to nie lada wyczyn. Ja odpadłem po trzecim tomie, resztę serii przeczytałem w formie streszczeń. Przeczytałem również tutejsze recenzje wszystkich tomów. Muszę przyznać, że podjąłem jedną z lepszych decyzji w życiu porzucając ten cykl. Zdecydowanie zgadzam się ze wszystkimi wymienianymi przez autorkę wadami. Szczególnie irytowała mnie niemoc i bezsensowność walki ciemnej strony. Kolejnym partactwem jest nieskończony plot armor wszystkich głównych bohaterów. W zasadzie te dwa wyżej wymienione elementy wypruwają ten cykl z jakichkolwiek emocji czy poczucia zagrożenia. W takim wypadku czytanie aż 14 opasłych tomiszcz jest kompletną stratą czasu. Żałuję tylko, że pan Brandon podjął się kończenia cyklu, bo w tym czasie napisał by pewnie coś ciekawego i dostalibyśmy prędzej kolejne tomy ABŚ.

26 XII 2016   00:33:13

Akurat sądzę, że kończenie "Koła czasu" pomogło Sandersonowi w karierze.

Jednak był w tym cyklu jakiś urok, który sprawiał, że czytałam dalej, mimo że za wiele się nie działo.

Co do słabości ciemnej strony - w sumie najbardziej prawdopodobne zakończenie to byłoby takie, w którym Rand udaje się do Shayou Ghul w towarzystwie kilkuset Aes Sedai kłócących się o to, jak najlepiej należy się zabrać za pokonywanie Czarnego. W końcu Czarny nie zniósłby tego jazgotu i sam by się zapieczętował od drugiej strony.

06 VIII 2018   09:25:52

W dużej mierze zgadzam się z autorką recenzji. Świat opisany przez Jordana był piękny, przeogromny i ani przez chwilę nie miałem poczucia, że coś jest robione bez celu. Zresztą Jordan wielokrotnie pokazywał, że każdy ma swoje zadanie do wykonania, że jest pewien "scenariusz" do odegrania przez świat, tylko aktorzy nie do końca wiedzą, co przyjdzie im odegrać - i to mnie osobiście przyciągało do Koła Czasu - świadomość, że każdy wątek znajdzie rozwiązanie oraz ciekawość, jak do tego dojdzie.
Sanderson zepsuł i spłycił całą historię do bólu. Chyba wolałbym szczerze, żeby nikt nie podjął tego działa, aby pozostało ono niedokończone, niż czytać dwie ostatnie książki Sandersona. Pomijam dziesiątki literówek, przejęzyczeń. Pominąć nie mogę chwilami w błędnej pisowni imion postaci, a czasami wręcz nazywanie postaci nie swoimi imionami!!! Fatalne tłumaczenie i beznadziejny skład, które rażą w obliczu poprzednich części, które wydawane były za życia Jordana, gdzie znalezienie jednej literówki na tom było wyzwaniem.
A co do fabuły, zakończenie FATALNE, PŁYTKIE. Bezsensowna śmierć paru bohaterów, jak synowie Morgase, Bryne, Siuan czy nowa Amrylin, której walce o pozycję tyle czasu poświęcił Jordan.
Zwieńczenie historii Randa to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Transferował swoją duszę w ciało przeciwnika i w czasie swojego pogrzebu opuszcza wszystkich, którzy go kochają i gotowi byli oddać dla niego życie? Zostawia swoje nienarodzone dzieci??? O CO TU CHODZI?
Czytając Koło Czasu miewałem obawy, że to zbyt obszerne i piękne dzieło, by znalazło satysfakcjonujący koniec. Śmierć R. Jordana zdawała się potwierdzać te obawy. Sanderson dał promień nadziei, który w ostatecznym rozliczeniu okazał się płomieniem palącym to, co stworzył za życia Jordan. Bardzo mi z tego powodu smutno.

06 VIII 2018   13:42:47

Hmm, ja niestety pamiętam, że w poprzednich tomach literówki były i to w drażniącej ilości. Natomiast tłumaczenie końcówki to istotnie porażka. Generalnie p. Szczepańska jest moim numerem 1 w kategorii "tłumacze fantasy", którzy nigdy tłumaczeniem zajmować się nie powinni" - ponieważ nie zna w stopniu wystarczającym ani języka angielskiego, ani ojczystego.

Tak, z tymi uśmierconymi bohaterami to tak wyglądało, jakby Sanderson uznał, że Skoro Ostatnia bitwa, to ktoś jednak musi zginąć, więc wybierze kilku takich których najmniej lubił (łaskawie zakatrupiał bohaterów parami - żeby nie musieli rozpaczać po stracie bliskich?).

Akurat samo zakończenie historii Randa rozumiem, choć nie wiem, czy takie zamierzał Jordan, tak mi się jakoś kojarzy obraz z trzema królowymi opłakującymi Artura, więc sądziłam, że to się skończy jego śmiercią, ewentualnie informacją że gdzieś tam narodziło się dziecko z jego zreinkarnowaną duszą).
W każdym razie - rozumiem to tak, że Rand zrobił swoje, ocalił świat tak, jak miał to uczynić i w związku z tym uznał, że należy mu się odpoczynek od wielkiej polityki i odpowiedzialności.
A jeśli chodzi o dzieci, to przecież jego kobiety wiedzą o tym, że on żyje. Sam Rand, sądząc z tego ostatniego rozdziału, akurat nie miałby nic przeciwko temu, żeby one mu towarzyszyły. Choć akurat wątpię, by Elayne, czy Aviendha w taki sposób odeszły. Najprędzej Min. Niemniej, dwie rudowłose umieją otwierać portale, więc co to dla nich za problem teleportować się do Randa, gdziekolwiek on się znajdzie.

Ale tak, mam wrażenie, że dużo pomysłów nie zostało wykorzystane, że Jordan chciał na koniec pokazać, że Czarny miał jakiś przewrotny plan. A tu nic - trochę gadania dużymi literami o frazesach. Wiele postaci ginie gdzieś w tle, niektóre kwestie załatwiane są po łebkach, jakby Sanderson miał listę wątków, w przypadku których obiecał sobie spróbować je domknąć choćby trzema zdaniami.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Krótko o książkach: Łotewska „Autobiografia”
Joanna Kapica-Curzytek

30 IX 2023

Powieść „Jełgawa ′94” to świetnie napisany manifest wolności, której źródłem jest młodość i muzyka Kurta Cobaina.

więcej »

PRL w kryminale: Cień zbrodniarza
Sebastian Chosiński

29 IX 2023

Akcja „Pensjonatu na Strandvägen” Jerzego Edigeya nie rozgrywa się w Polsce, ale dotyka spraw polskich. Polscy bohaterowie mają też luźny związek ze swoją komunistyczną ojczyzną – albo odwiedzają ją turystycznie, albo w celach biznesowych. To wszystko sprawia, że wydana w końcu lat 60. XX wieku książka łapie się do „PRL-u w kryminale”. Ostrzeżenie! Kto nie lubi spoilerów (nawet nieoczywistych), nie powinien czytać ostatniego akapitu.

więcej »

O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
Wojciech Gołąbowski

24 IX 2023

Dziesiąty (jubileuszowy?) tom przygód Jakuba Wędrowycza, „Faceci w gumofilcach” Andrzeja Pilipiuka, ma lepsze i słabsze strony. Dobrze, że te lepsze zajmują więcej miejsca.

więcej »

Polecamy

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”

Stare wspaniałe światy:

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Całkiem elegancki splot Ducha
— Beatrycze Nowicka

Koło toczy się dalej
— Beatrycze Nowicka

Historia niedokończona
— Beatrycze Nowicka

Jak pisać, żeby nie napisać
— Beatrycze Nowicka

Nad rozlewiskiem fabuły
— Beatrycze Nowicka

Bez fajerwerków
— Beatrycze Nowicka

Dwuznaczny mesjasz
— Beatrycze Nowicka

Opowieść czas zacząć
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Droga wojownika
— Miłosz Cybowski

Są światy inne niż ten
— Magdalena Kubasiewicz

W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz

Barwy magii
— Magdalena Kubasiewicz

Dokonać niemożliwego
— Katarzyna Piekarz

Miasto upadłych bogów
— Magdalena Kubasiewicz

Nadpisywanie rzeczywistości
— Beatrycze Nowicka

Duże ilości fantasy naraz
— Kamil Armacki

Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Źli panowie, dobrzy niewolnicy
— Anna Kańtoch

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.