W czasach mojego dzieciństwa krążyła anegdota, jakoby amerykańscy mormoni posiadali w swoich archiwach dane wszystkich żyjących ludzi świata – przeświadczenie to zostało wykorzystane potem przez twórców serialu „Z archiwum X”. Jon Krakauer udowadnia, że mormonizm faktycznie jest niezwykłą, tajemniczą religią mającą wiele mrocznych i nieoczywistych aspektów, łącznie z ukrywanymi w sejfach archiwami.
Historia wiary znaczona krwią
[Jon Krakauer „Pod sztandarem nieba” - recenzja]
W czasach mojego dzieciństwa krążyła anegdota, jakoby amerykańscy mormoni posiadali w swoich archiwach dane wszystkich żyjących ludzi świata – przeświadczenie to zostało wykorzystane potem przez twórców serialu „Z archiwum X”. Jon Krakauer udowadnia, że mormonizm faktycznie jest niezwykłą, tajemniczą religią mającą wiele mrocznych i nieoczywistych aspektów, łącznie z ukrywanymi w sejfach archiwami.
Jon Krakauer
‹Pod sztandarem nieba›
W sposób chyba nieświadomy „Pod sztandarem nieba” kojarzy się z jedną z wybitniejszych książek faktograficznych XX wieku – „Z zimną krwią” Trumana Capote’a. Różnica polega na tym, że Capote napisał studium konkretnego przypadku, natomiast Krakauer nie ograniczył się do jednej zbrodni i szczegółowo opisał kilka makabrycznych scen z krótkiej, bo raptem dwustuletniej, historii mormonizmu. Stały się one tłem dla rozważań o dziejach tego wierzenia, a także o amerykańskiej religijności w ogóle, jak również o spojrzeniu samego autora na powyższe zagadnienia.
Historia mormonizmu jest krótka i niejednoznaczna, a zaczęła się w czasach, gdy po amerykańskiej ziemi krążyło wielu samozwańczych proroków, czyli w latach 20. XIX wieku. Początek dał mu Joseph Smith, wówczas bardzo młody człowiek, który doznał szeregu rzekomych objawień od anioła Moroniego, odnalazł starożytne artefakty oraz spisał świętą księgę nowej religii. Z całą pewnością posiadał on wyjątkową charyzmę, która pozwoliła mu zgromadzić wokół siebie oddanych wyznawców i stopniowo poszerzać ich krąg. Po śmierci stał się natomiast głównym punktem odniesienia, drogowskazem dla innych i osobą o statusie świętego. Pierwsze dekady mormonizmu naznaczone są ciągłą walką z uprzedzeniami, krwawymi starciami z „niewiernymi”, ucieczkami i przesiedleniami. Po kilkudziesięciu latach tułaczki z miejsca na miejsce następca proroka Smitha poprowadził mormonów na ziemie nazwane niedługo później Utah, gdzie osiedli na stałe i zaczęli rozbudowywać struktury Kościoła.
Krakauer sugeruje, że przemoc jest na trwałe wpisane w istotę mormonizmu, nie tylko z racji krwawych pierwszych lat istnienia. Wierni Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich uznawali bowiem do niedawna (a nieoficjalnie pewnie nadal) supremację rasy białej. Przez wiele lat przysięgali w jednym z obrzędów przejścia walkę do ostatniej kropli krwi w obronie wiary. Kobietę traktują do dziś wyłącznie jako potencjalną matkę, która powinna większość swego życia poświęcić rodzeniu dzieci i ich wychowywaniu (nie są więc niczym dziwnym kilkunastoosobowe rodziny). Jednym z najważniejszych powodów jest jednak zdaniem autora poligamia.
Pierwsi przywódcy mormonów, Joseph Smith i jego następcy ukrywali przed wiernymi fakt posiadania wielu żon – opór przed poligamią w społeczeństwie amerykańskim był zbyt duży. Z czasem zaczęli doznawać objawień uznających wielożeństwo za prawo i obowiązek i powoli umacniali grunt pod usankcjonowanie go w pełni. Kolejni prezydenci USA toczyli z nimi ciągłą walkę w tym aspekcie i wreszcie po wielu latach Święci w Dniach Ostatnich ulegli z powodów pragmatycznych (na szali znalazło się dalsze funkcjonowanie ich wspólnoty) i oficjalnie zakazali poligamii wśród swoich wiernych. Duża część wyznawców nigdy się do tych zaleceń nie zastosowała. Uznając zwierzchnictwo Boga, a co za tym idzie objawień Josepha Smitha, które poligamię wręcz nakazywały, odłączali się od głównego nurtu wiary i zakładali fundamentalistyczne odłamy Kościoła. Podobnych grup do dziś żyje w USA wiele, rozsianych zwłaszcza na zachód od Utah.
Mormoni są od najmłodszych lat poddawani wyjątkowo kompleksowej indoktrynacji, ale wśród poligamicznych fundamentalistów przybiera ona formy skrajne. Obok zakazu czytania literatury i prasy niemormońskiej, oglądania telewizji, posiadania jakichkolwiek amerykańskich dokumentów (czy szerzej – uznawania jakiegokolwiek zwierzchnictwa prawa amerykańskiego) pojawia się wiele innych. Praktycznie wszystkie dziewczynki są z góry przeznaczone na żony dla zwykle dużo starszych mężczyzn, a co za tym idzie na porządku dziennym jest pedofilia. Żonami tego samego mężczyzny może być babcia, matka i córka, a w wyniku zdarzeń losowych mogą się „wymieniać” mężami. Gwałt jest najzupełniej normalnym sposobem odbywania stosunków seksualnych (zdarzają się ekstremalne przypadki gwałcenia dziewczynek przez chłopców). Wszystkie kobiety muszą rodzić dzieci w ogromnych ilościach. Rekordziści mormońscy mieli lub mają po kilkadziesiąt żon i nawet ponad setkę dzieci, a płodne życie prowadzą do późnej starości. Obowiązuje chów wsobny, który powoduje rozmaite problemy zdrowotne, o czym autor jednak szerzej nie wspomina prawdopodobnie z braku danych. Kobiety fundamentalistów są odseparowane od świata zewnętrznego, żyją w całkowicie zamkniętych społecznościach, ubierają się w stroje w XIX-wiecznych stylu, a ich głosem są te nieliczne, które pomimo prania mózgu zdecydowały się uciec.
Dziś Utah to najbardziej republikański stan w USA, a także, czego można się domyślać, źródło ogromnego wsparcia finansowego dla partii republikańskiej i jej kandydatów na prezydenta. Majątek Kościoła jest bowiem gigantyczny i nieustannie powiększany różnymi sposobami, także wątpliwej natury etycznej. Jak duża jest siła polityczna mormońskiej społeczności pokazały starania o konstytucyjne zrównanie praw mężczyzn i kobiet, które przepadły, dzięki staraniom przywódców Kościoła. Niezmiennie od półtora stulecia każdy prezydent USA musi się z mormonami poważnie liczyć.
Książka Krakauera oparta jest na tezie równie śmiałej, co kontrowersyjnej – przyjął on, że fundamentalistyczny mormonizm jest wyznaniem naznaczonym zbrodnią, a w mormonizm jako taki wpisane są przemoc i rozlew krwi. Taki punkt widzenia wywołał odpowiednią reakcję władz Kościoła, które próbowały zablokować publikację, do czego zresztą autor odnosi się rzeczowo w ostatnim rozdziale. „Pod sztandarem nieba” opisuje dzieje religii od jej zarania do dziś, ale akcent kładzie na kilku najohydniejszych przypadkach – masakrze w Mountain Meadows, porwaniach, gwałtach, pedofilii czy wreszcie zbrodni braci Lafferty, którzy, opętani „objawieniami”, zabili swą szwagierkę i jej maleńką córeczkę oraz planowali kilka kolejnych morderstw. Obraz religii, który kształtuje się w toku lektury jest potworny. Ile jest w tym prawdy? Wydarzenia, o których pisze autor są doskonale udokumentowane, a on sam odwołuje się do wielu źródeł, dlatego nie można mieć zastrzeżeń do warstwy faktograficznej. Czy jednak wiara tak zbrodnicza mogła przetrwać wiele lat i doskonale dopasować się do amerykańskiego systemu społecznego? Czy autor nie próbował przedstawić mormonizmu zbyt jednostronnie? Takie pytanie mogą się pojawić, ale należy przyznać, że fakty stoją po stronie Krakauera i trudno mu zarzucać niecne intencje.
Jak by nie było, „Pod sztandarem nieba” to lektura pasjonująca, trzymająca w napięciu nie mniej niż wspomniane „Z zimną krwią” Capote’a. Wątki historyczne przeplatają się z fragmentami dotyczącymi ostatnich wydarzeń w Kościele oraz z zapisami różnych zbrodni, dzięki czemu zachowana została dynamika opowieści. Miejscami książka jest wstrząsająca i stanowi cenne źródło wiedzy na temat współczesnego społeczeństwa amerykańskiego, którego mormonizm jest dziś istotną częścią, nawet jeśli wciąż chowa w swoich archiwach mnóstwo tajemnic.
