„Metamorfozy” Witolda Jabłońskiego, drugi tom cyklu „Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer”, przenoszą nas ponownie w czasy rozbicia dzielnicowego, racząc zgrabną intrygą i pasjonującymi obrazami z przeszłości.
Witelon rozdarty
[Witold Jabłoński „Metamorfozy” - recenzja]
„Metamorfozy” Witolda Jabłońskiego, drugi tom cyklu „Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer”, przenoszą nas ponownie w czasy rozbicia dzielnicowego, racząc zgrabną intrygą i pasjonującymi obrazami z przeszłości.
Witold Jabłoński
‹Metamorfozy›
Witold Jabłoński posiadł rzadką sztukę interesującego pisania bez użycia dialogu. Tom pierwszy cyklu „Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer”, opiewającego dzieje dolnośląskiego maga Witelona, był pozbawiony choćby jednej rozmowy. W tomie drugim, „Metamorfozy”, autor dał się niechętnie przekonać do tej formy, jednak nadal potrafi opowiedzieć swoją historię bez tego, zdawałoby się niezbędnego elementu.
A jest o czym opowiadać, oj jest. Witelon, już przyjęty w poczet tajnych sług templariuszy, wraca na Dolny Śląsk, aby tam spełniać ich rozkazy, przy okazji dbając też jednak o swoją karierę. Najpierw służy Bolesławowi Rogatce, musi jednak uciekać do Włoch – oficjalnie po to, aby pobierać nauki. Kiedy i we Włoszech grunt pod jego nogami zapłonie, wróci do Wrocławia, aby stamtąd dopatrywać interesów zakonu.
Jak już widać z powyższego, z konieczności pobieżnego i niepełnego, opisu przygód naszego bohatera, będziemy mogli jego oczyma obejrzeć kawał tamtych czasów. Witelon, choć uczony, styka się nie tylko z towarzyszami w nauce, lecz z wieloma możnymi tego świata (i niejednym drobnym łajdakiem) i wiele postaci znanych z kart podręczników historii będziemy mogli poznać ze skrzywionej perspektywy czarodzieja.
Bo Witelon nie patrzy na świat jak trzynastowieczny chrześcijanin, lecz jak dwudziestowieczny agnostyk. Oddany swej wierze w rozum, wolność i szatana, zbliża się sposobem swego drwiącego myślenia do dzisiejszego postmodernizmu, podważającego wszystkie dogmaty. To zderzenie powoduje, że wiele postaci i wydarzeń widzimy niejako w krzywym zwierciadle – ci, których współcześni uznali za świętych, jawią się szaleńcami, uczeni – dogmatykami, a ciemne postacie z pogranicza nauki i hochsztaplerstwa – filozofami. Odległość dzieląca nasze umysły od średniowiecznej mentalności każe nam kpić i powątpiewać w pełnię zmysłów naszych przodków.
Dzięki wprowadzeniu tej czarnej owcy może Witold Jabłoński przemycić w swojej książce wiele obserwacji dotyczących dzisiejszego świata. Najwyraźniejszy jest chyba obraz Rosji pod batem Tatarów i wnioski wynikające z porównania dzisiejszych Rosjan z ich przodkami, ale to nie jedyna z wizji umieszczonych w „Metamorfozach”.
Skorośmy dotarli ponownie do tytułu, to czas wytłumaczyć, na czym owe zmiany polegają. Sam autor podaje, że chodzi tu o zmienne koleje losu Witelona – i ma rację. Nasz bohater bywa w książce szpiegiem, uczonym, doradcą możnych, a i akcja w stylu Jamesa Bonda mu się trafi. Doprawdy, z wielkim zainteresowaniem śledzi się tory, którymi toczy się witelonowy los, bo ciężko przewidzieć, gdzie też autor go pchnie.
Jednak najważniejszą dla Witelona zmianą jest przejście w dorosłość – i nie jest to dla niego zmiana korzystna. Do tej pory jego deklaracje i czyny miały posmak młodzieńczego szpanerstwa – patrzcie na mnie, jaki jestem zły i bystry. Teraz jednak Witelon dorasta, próbuje wdrażać swoje doktryny w życie i ponosi klęskę za klęską, nie do końca pojmując dlaczego. Tymczasem przyczyna jest prosta: wielki uczony, mag i lekarz, znajomy książąt oszukuje sam siebie. Przenikliwy, kiedy trzeba obserwować bliźnich, nie widzi ewidentnej sprzeczności miedzy swoimi czynami a zasadami.
Podstawą dla działań Witelona jest swoboda czynienia tego, co mu się podoba, nieskrępowana przykazaniami moralności. Jednocześnie z ust jego nieustannie padają pochwały rozumu i jest on głęboko przekonany, że w tych wiekach wariatów on jeden i kilku wybranych zachowują zdrowy rozsądek. Ale czyny przeczą słowom – bohater miotany jest swymi żądzami i pragnieniami. O mało nie zginie we Wrocławiu przez swój rozbuchany apetyt seksualny, a z Włoch wypędzi go, między innymi, pycha każąca mu walczyć do upadłego w dyskusji z Tomaszem z Akwinu.
To jest owa sprzeczność – ów mocarz rozumu w swej pysze nie widzi, że oślepiają go banalne żądze, że miotają nim popędy, do których boi się przyznać. To smutne, bardzo nawet. Żal ogarnia zwłaszcza, kiedy przez dłuższy czas mamy okazję zapoznawać się z życiem seksualnym Witelona. Jako praktykujący homoseksualista ma on kłopoty ze znalezieniem czegoś więcej niż wynajętego tyłka na noc i z wiekiem coraz bardziej doskwiera mu samotność. Zasypuje ją złotem, nie widząc przy tym, że świat coraz wyraźniej widzi jego słabość, a młodziankowie łupią go coraz bezczelniej.
„Metamorfozy” to bardzo dobra książka – sprawnie opowiedziane przygody pozwolą cieszyć się z niej wszystkim miłośnikom akcji, a podana z rozmachem panorama europejskiego średniowiecza mile pogłaszcze miłośników historii. Świetnie naszkicowane postacie, inteligentne, choć kose spojrzenie na czasy tamte i obecne, a przede wszystkim wyśmienicie wykreowany główny bohater-arlekin – smutny i wesoły, rozdarty między umysłem a żądzami. Warte przeczytania, czekajmy ciągu dalszego.
