„Mechaniczny anioł” i „Mechaniczny książę”, dwa pierwsze tomy trylogii „Diabelskie maszyny” Cassandry Clare są typowymi, ale całkiem przyjemnymi powieściami fantasy dla nastolatek. I niczym więcej. Zasiadając do lektury należy nastawić się na kilka godzin prostej rozrywki przy lekturze, która raczej nie zmusi do myślenia.
Clary i Jace w czasach królowej Wiktorii
[Cassandra Clare „Mechaniczny anioł”, Cassandra Clare „Mechaniczny książę” - recenzja]
„Mechaniczny anioł” i „Mechaniczny książę”, dwa pierwsze tomy trylogii „Diabelskie maszyny” Cassandry Clare są typowymi, ale całkiem przyjemnymi powieściami fantasy dla nastolatek. I niczym więcej. Zasiadając do lektury należy nastawić się na kilka godzin prostej rozrywki przy lekturze, która raczej nie zmusi do myślenia.
Cassandra Clare
‹Mechaniczny anioł›
Cassandra Clare pierwszych fanów (we wcale niemałej liczbie) zdobyła na długo przed publikacją swojej pierwszej książki. Stało się tak za sprawą jej tekstów osadzonych w świecie Harry’ego Pottera: „Draco Dormiens”, „Draco Sinister” i „Draco Veritas”. Gdy ich tłumaczenia zamieszczano na polskich stronach, w oczekiwaniu na kolejne tomy autorstwa J.K.Rowling namiętnie pochłaniałam kolejne fan fiction, w tym również rzeczone opowiadania. Lekki sentyment pozostał mi do nich po dziś dzień – i głównie ze względu na to sięgnęłam po powieści Cassandry.
Trylogia „Diabelskie maszyny” stanowi prequel do serii „Dary anioła”. Czytelnicy znów powracają do świata, w którym obok ludzi żyją także wilkołaki, wampiry i czarownicy, a na ziemię przybywają demony zwalczane przez Nocnych Łowców, doskonale wyszkolonych ludzi czerpiących siłę z magicznych znaków. Akcja została osadzona w Londynie w czasach wiktoriańskich i skupia się wokół losów Tessy Grey posiadającej niezwykłą moc przyjmowania cudzej postaci oraz wnikania we wspomnienia osoby, którą się staje. Zdolności dziewczyny pragnie wykorzystać tajemniczy Mistrz, dążący do unicestwienia Nocnych Łowców za pomocą dziwnych mechanizmów.
Podstawową wadą „Mechanicznego anioła” i „Mechanicznego księcia” jest ich schematyczność. Autorka nie tylko powiela scenariusze znane z dziesiątek powieści z gatunku paranormal romance, ale co gorsza można odnieść wrażenie, że wpadła w pułapkę pisania tej samej historii wciąż od nowa. Tak jak w „Darach anioła” mamy młodą dziewczynę o silnym charakterze, nagle odkrywającą w sobie niezwykłe umiejętności i wrzuconą do świata, którego prawideł nie zna i nie rozumie. Na szczęście odnajduje ona doskonałych przewodników, a ponadto zawsze może liczyć na wsparcie i ochronę dwóch chłopców tak wspaniałych, że w prawdziwym świecie po prostu nie mieliby prawa zaistnieć. Tessa zdaje się wiernym odbiciem Clary, bohaterki „Darów anioła”, tyle że wychowanej w innych warunkach. Jest utalentowana, inteligentna, odważna, lojalna wobec przyjaciół, jej pochodzenie owiewa tajemnica, odkrywa, że należy do świata, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziała, myśli w podobny sposób i ma podobne dylematy miłosne. W Williamie bardzo łatwo rozpoznać kalkę Jace’a (co po części być może usprawiedliwia fakt, że Will to zapewne przodek Jace’a) – ironiczny, złośliwy, udający znacznie gorszego niż jest w rzeczywistości, nie dbający o własne bezpieczeństwo, z tragiczną przeszłością. Trzeci wierzchołek trójkąta miłosnego, Jem, na szczęście nie wydaje się być już wyłącznie bohaterem „Darów anioła” przebranym w wiktoriańskie szatki, lecz i w nim można dostrzec pewne cechy charakteru zaczerpnięte od Aleca i Simona. Sam wątek miłosny jest zresztą również bardzo podobny do tego, jaki pojawia się w nieprzeliczonej ilości powieści, a także w pierwszych trzech książkach Cassandry Clare (i jej „Draco Trilogy”). Dwóch przystojnych, odważnych chłopców kochających jedną dziewczynę, która również kocha ich obu. Jednego wprawdzie trochę bardziej (czy też: inaczej, ponieważ uczucie do drugiego jest bardziej przyjacielskie), ale na przeszkodzie ich miłości stoją liczne przeszkody – na szczęście tym razem nie związane z koligacjami rodzinnymi (chociaż niemal równie głupio obmyślane). W „Diabelskich maszynach” oszczędzono na szczęście czytelnikom odkrywania prawdziwej tożsamości ojców, braci i matek oraz innych perturbacji godnych „Mody na sukces”. Ten fakt w połączeniu z osadzeniem akcji w czasach wiktoriańskich (pewien powiew oryginalności jeśli idzie o paranormal romance) sprawia, że uważam je za lepsze od „Darów anioła”. Niestety, podobieństwa pomiędzy obiema trylogiami wywołują wrażenie wtórności. Szkoda także, że autorce nie najlepiej wyszło oddanie klimatu epoki. Pomysł na wybór tych czasów jest bardzo ciekawy, wykonanie jednak mocno szwankuje. Bohaterowie często zachowują się po prostu zbyt współcześnie, ich słowa można by spokojnie włożyć w usta postaci występujących w „Darach anioła” (zwłaszcza, że Tessa i Will tak przypominają Clary i Jace’a), nie zawsze czuć, że mamy do czynienia z dziewiętnastowiecznym Londynem. Wart uwagi jest jednak koncept rewolucji przemysłowej w magicznym wydaniu – zdaje się, że Mistrz tworzy swoje mechanizmy w oparciu o zdobycze nowoczesnej technologii oraz magię.
Cassandra Clare
‹Mechaniczny książę›
Zaletą obu powieści jest humor zawarty w dialogach – przynajmniej jeśli przymknie się oko na fakt, że oto rozmawiają młodzieńcy i panienka z epoki wiktoriańskiej, a nie współczesne nastolatki. W kilku miejscach wypowiedzi autentycznie mnie rozbawiły, choć niestety bywało też, że uznałam żarty za wymuszone bądź zupełnie nie pasujące do sytuacji. Dzięki dialogom i wartkiej akcji książki czyta się szybko i całkiem przyjemnie. Na plus można policzyć także postaci drugoplanowe, nieco mniej sztampowe od głównych bohaterów: Henry’ego nie dostrzegającego świata poza swoimi wynalazkami, mało sympatyczną Jessie pragnącą za wszelką cenę wyjść za mąż (co u panny z tamtych czasów nie jest chyba czymś niezwykłym), służącą Sophie czy znanego z „Darów anioła” czarownika Magnusa Bane.
Autorka miała parę dobrych pomysłów, całkiem ciekawy świat (choć jest on pozornie stereotypowy znajduje się w nim kilka interesujących elementów, a jego kreacja nie została potraktowana po macoszemu) i bohaterów, którzy łatwo mogą zjednać sobie sympatię wielu nastoletnich czytelników. Szkoda, że w drugiej części trylogii sporą część potencjału tkwiącego w „Diabelskich maszynach” zmarnowała. Przede wszystkim kładąc większy nacisk na romans i tworząc trójkąt miłosny, ale też na przykład jedną, słodką sceną psując obraz małżeństwa racjonalnej Charlotte i roztargnionego Henry’ego (czy te czułe wyznania były naprawdę konieczne? Fakt rzucenia się na gigantycznego robota w obronie żony nie stanowił dostatecznej deklaracji uczuć?). Równie źle wypada parę innych wątków – choćby dotyczący „klątwy” Willa czy nieoczekiwanego romansu między drugoplanowymi postaciami (które osobno były bardzo sympatyczne, ale nagłe narodzenie ich miłości wydało mi się mocno naciągane). „Mechaniczny anioł” wciągał, budząc ciekawość, co wydarzy się później, podobały mi się też niektóre pomysły i rozwiązania. Tymczasem w „Mechanicznym księciu”, choć pozornie działo się dużo, fabuła niewiele posunęła się naprzód. Tym razem autorka niczym nie zaskoczyła ani nie zainteresowała (chociaż bardzo się starała), co gorsza zaczęły pojawiać się wątki rodem z telenoweli. Druga część jest znacznie bardziej przewidywalna i nie pojawiają się żadne zwroty akcji.
Gdybym nie znała „Darów anioła” i nie miała świadomości podobieństw obu trylogii, a autorka trochę mniej skupiała się na romansach, zapewne „Diabelskie maszyny” podobałyby mi się bardziej (i ocena byłaby przynajmniej o dziesięć procent wyższa). W kategorii książek dla nastolatek „Mechaniczny anioł” i „Mechaniczny książę” wypadają jednak dobrze. Z pewnością znacznie lepiej niż wampirze historie w stylu „Zmierzchu”, „Pamiętników wampirów” czy „Sagi Domu Nocy”. Świat jest ciekawszy, bohaterowie mają charaktery (nawet jeśli zapożyczone od postaci z innej powieści autorki), nie wszystko kręci się wokół miłości. To dobre czytadła dla dziewcząt lubujących się w fantastyce młodzieżowej i jako takie – sprawdzają się świetnie. Młodym wielbicielkom paranormal romance mogę je polecić z czystym sumieniem. Reszta niech lepiej trzyma się z daleka.
