Michel Houellebecq przyzwyczaił do kontrowersji. Nieprzejednana krytyka współczesności i obrazoburcze przekonania na tematy obyczajowe, religijne, polityczne zapewniły mu zarówno uznanie, jak i potępienie krytyki. „Mapa i terytorium”, jego najnowsza powieść, na tle wcześniejszych sprawia wrażenie nad wyraz pruderyjnego utworu, a zarazem nie mniej przejmującego i wnikliwego portretu codzienności.
Michel Houellebecq, pisarz
[Michel Houellebecq „Mapa i terytorium” - recenzja]
Michel Houellebecq przyzwyczaił do kontrowersji. Nieprzejednana krytyka współczesności i obrazoburcze przekonania na tematy obyczajowe, religijne, polityczne zapewniły mu zarówno uznanie, jak i potępienie krytyki. „Mapa i terytorium”, jego najnowsza powieść, na tle wcześniejszych sprawia wrażenie nad wyraz pruderyjnego utworu, a zarazem nie mniej przejmującego i wnikliwego portretu codzienności.
Michel Houellebecq
‹Mapa i terytorium›
Na pierwszy rzut oka „Mapa i terytorium” mierzy się z tematem potężnym, tradycyjnie nobliwym i literacko stymulującym, mianowicie – zależnością pomiędzy światem sztuki i życiem, wielkością dzieła i (przewidywalną) miałkością jego twórcy. Zmagania bohatera powieści z własnym artystycznym dorobkiem, skontrowane z chłodnym opisem coraz dalszego wycofywania się (nie tyle może świadomego, co w pełni nieuniknionego) z codzienności życia społecznego, stanowią kanwę, na której Houellebecq rozpościera jednak cały wachlarz różnorodnych tematów. Jed Martin, fotografik-malarz o wrażliwości prawie że etnologicznego dokumentalisty, funkcjonuje w oderwaniu od społeczeństwa, ograniczając kontakty z innymi ludźmi do sporadycznych spotkań z ojcem, kilku ledwie zapoczątkowanych i nigdy nie rozwiniętych przyjaźni oraz romansów. Machinalnie na usta ciśnie się banał, że bohater żyje dla sztuki – choć znacznie trafniejsze wydaje się stwierdzenie, że nie żyje w ogóle, w tym sensie przynajmniej, w jakim zwyczajowo przywykło się postrzegać ludzi jako przedstawicieli modelu homo sociologicus, jednostek definiowanych w obrębie i odniesieniu do całości społeczeństwa. Martin spełnia raczej rolę outsidera, niepogodzonego jednak do końca ze swoim losem, ale też nie potrafiącego – nie mającego dość wytrwałości ani samozaparcia – zbudować jakiejkolwiek głębszej relacji z drugą osobą. Jego aspołeczność staje się z biegiem czasu wyrazem apatii, głębokiego rozczarowania własną osobą, oraz bezwolnej akceptacji samotności.
W świecie Houellebecqa sztuka nie posiada wcale wartości terapeutycznej. Bohater zyskuje sławę w dużej mierze za sprawą przypadku, zbiegu sprzyjających okoliczności, rozciągniętych na lata; pierwszy wernisaż zapewnia mu rozgłos, drugi, wiele lat później, ogromną fortunę i prestiż – tyleż bezsensowne, co krzywdzące, dające bowiem poczucie życiowej stabilizacji poprzez umożliwienie dalszej bezproduktywnej egzystencji. Artysta spełniony to artysta pusty, pozbawiony motywacji, nie otrzymujący znikąd impulsów, które napędzałyby go do twórczości. Przygotowując katalog wystawy swoich prac, Martin decyduje się poprosić o wstawiennictwo cenionego francuskiego pisarza, Michela Houellebecqa, który zgadza się napisać wstępny esej-analizę twórczości Martina. Niejasna relacja, jaka zawiązuje się pomiędzy dwoma artystami, literatem i malarzem, staje się wprowadzeniem do dalszych wydarzeń, których nie będę ujawniać (w odróżnieniu od polskiego wydawcy, który zdradza całą prawie fabułę na tylnej okładce książki), składających się w sumie na tragikomiczną farsę kryminalną, za jaką uznać można „Mapę i terytorium”.
Wiele można napisać o powieściowym Houellebecqu oraz samym zabiegu wprowadzenia do fabuły własnej osoby; częściowo uzupełnia to odmalowany na kartach powieści, prześmiewczy portret francuskiej (paryskiej) bohemy celebryckiej, najsmakowiciej ukazany we fragmentach opisujących dystyngowaną biesiadę sylwestrową, jaka odbywa się w posiadłości prominentnego prezentera telewizyjnego. Podobnie jak tam postaci fikcyjne mieszają się z realnymi (bądź złośliwymi wariacjami na ich temat), również postać Houellebecqa przedstawiona w „Mapie i terytorium” łączy cechy autobiograficzne z pastiszem obrazu, jaki o francuskim powieściopisarzu wytworzyła przez lata prasa. Z pewnością dużą frajdę zapewniło mu przedstawienie karykaturalnie spotworniałej (miejmy nadzieję) wersji siebie samego, egotycznego, maniakalno-depresyjnego, wyalienowanego „starego, chorego żółwia”. Martin i Houellebecq – obaj w równym stopniu mogący być lub nie być porte-parole autora – zawiązują swego rodzaju pozawerbalne porozumienie; konwersują o tym i owym, wymieniają poglądami na tematy wysokie (pisma Alexisa de Tocqueville’a) i niskie (kaloryfery), prawie nigdy jednak nie rozmawiają. Wymieniają zdania, ale nie prowadzą dialogu – istniejące między nimi podobieństwo jest na tyle silne, że uniemożliwia wzajemne zrozumienie. Martin postanawia nawet namalować jego portret, zatytułowany zresztą po prostu „Michel Houellebecq, pisarz”. W zbiegu ich doświadczeń dojrzeć można myśl przewodnią powieści francuskiego autora, jak to u niego – gorzką, wzmocnioną makabrą i depresją.
Co istotne, „Mapa i terytorium” to powieść tyleż przygnębiająca, co autentycznie zabawna. Houellebecq-ironista występuje w zgodzie z Houellebecqiem-moralistą, komentując w swoim rozpoznawalnym już stylu przeróżne odchylenia i wewnętrzne sprzeczności charakteryzujące współczesny świat, przegniły kapitalizm, kult cielesności, zachłyśnięcie postępującą technologizacją i ogólne zdeprawowanie wszelkich pozamaterialnych wartości. Przemyślenia to niezbyt optymistyczne (inna rzecz, czy prezentujące głęboką czy też płytką interpretację rzeczywistości), koniec końców nieco anegdotyczne w porównaniu z najważniejszym tematem powieści: samym Michelem Houellebecqiem. Obsesyjny autotematyzm „Mapy i terytorium” przysparza jej jednak niespodziewanej szczerości; nawet jeśli świat faktycznie jest tak nikczemny, a my – tak podli, odrobiną nadziei napawa przynajmniej to, że ubodnięty do głębi Houellebecq czuje nadal potrzebę, żeby swoje osobiste traumy przemieniać w drażniącą i błyskotliwą literaturę.
