W dzisiejszym świecie trzeba mieć naprawdę dobre powody, by napisać dzieło, które rozmiarami dorównuje epickim bataliom dziewiętnastowiecznych klasyków. Butlewski w „Prostowaniu węża” podjął to ryzyko, lecz byłoby doprawdy lepiej, gdyby pozostał wierny duchowi swego czasu i skomponował książkę bardziej skrojoną na miarę wytrzymałości czytelnika.
Grzegorz Krzymianowski
Akty heroizmu (recenzja dla dorosłych)
[Bartłomiej Butlewski „Prostowanie węża” - recenzja]
W dzisiejszym świecie trzeba mieć naprawdę dobre powody, by napisać dzieło, które rozmiarami dorównuje epickim bataliom dziewiętnastowiecznych klasyków. Butlewski w „Prostowaniu węża” podjął to ryzyko, lecz byłoby doprawdy lepiej, gdyby pozostał wierny duchowi swego czasu i skomponował książkę bardziej skrojoną na miarę wytrzymałości czytelnika.
Bartłomiej Butlewski
‹Prostowanie węża›
Mam osobistą teorię dotyczącą objętości powieści, zwłaszcza współczesnych: każdej, nieomal bez wyjątku, wyszłoby na dobre przykrojenie o ¼. Lepiej pozostawić czytelnika w niedosycie niż przekarmić go ponad miarę, mózg bowiem reaguje często podobnie do przepełnionego żołądka – w pewnym momencie odmawia przyjęcia nowych treści. W przypadku debiutu Bartłomieja Butlewskiego ta teoria się jednak nie sprawdza – gdyby temu dzielsku odjąć połowę zawartości, gdyby tę prozę zintensyfikować, zewrzeć, zdyscyplinować, zmusić do powściągliwości, wyszłoby to na dobre zarówno jej samej, jak i przede wszystkim odbiorcy. Nie ma się co bowiem oszukiwać: w dzisiejszym świecie trzeba mieć naprawdę dobre powody, by zarówno napisać, jak i przeczytać dzieło, które rozmiarami dorównuje epickim bataliom dziewiętnastowiecznych klasyków. Butlewski w „Prostowaniu węża” podjął to ryzyko, lecz byłoby doprawdy lepiej, gdyby pozostał wierny duchowi swego czasu i skomponował książkę bardziej skrojoną na miarę wytrzymałości czytelnika. Niestety, autor zachowuje się tak, jakby naśladując Balzaka, wierzył w odwzorowanie świata w skali 1:1.
„Prostowanie węża” rozpoczyna się zdaniem – bynajmniej nienajdłuższym w powieści – liczącym sobie 88 słów (!!) i już ta okoliczność coś na temat jego twórczej metody mówi: Butlewskiemu obca wydaje się cnota umiaru. Podczas lektury nie raz i nie dwa odnosiłem wręcz wrażenie, że autor zanadto rozkochał się w samym akcie pisania, swojego pisania, i tak był z siebie podczas zaczerniania kolejnych stron zadowolony, że nie zdołał pohamować opanowującego go słowotoku. Jego wielopoziomowe, spiętrzone ponad miarę frazy wymagają nie lada uwagi i odwagi, a wysiłek ten, niestety, tylko z rzadka wynagradzany jest czytelniczą satysfakcją. Proza ta zdecydowanie częściej wzbudza irytację swym oczywistym nadmiarem, gargantuiczną przesadą niż zadowolenie płynące ze świetnej konstrukcji poszczególnych scen, akapitów czy rozdziałów. Butlewski stara się być lekki i dowcipny i niekiedy ta sztuka mu się udaje. Ale zaraz potem ponownie wpada w nieopanowane gadulstwo, które sprawia, że taki na przykład opis stypy zajmuje mu pięć stron.
Książka jest rodzajem monstrualnej rodzinnej sagi, w której na pierwszy plan wysuwają się losy głównego bohatera książki, Pawła, jego żony, która zginęła niedawno w wypadku samochodowym, oraz jedenastoletniej córki. Poza nimi w powieści występuje cała plejada osób, których mnogość sprawia, że powieść przypomina coś w rodzaju „Mody na sukces” czy „Dynastii”. Relacje międzyludzkie, zwłaszcza rodzinne, opisywane są w „Prostowaniu węża” z pieczołowitą drobiazgowością i monotonią. Konstrukcja ta jest jednak wzniesiona tyleż drobiazgowo, co mało wiarygodnie. Opisując kilkunastoletnie pożycie Pawła i Ewy, pożycie idealne, nieomalże bez skaz, okraszone niekończącymi się ekscesami seksualnymi (oboje małżonkowie przyzwyczajeni są do „kilkukrotnego w ciągu doby ostrego, wyczerpującego seksu”) i miłością zaryglowaną przed ingerencją świata zewnętrznego, Butlewski popada wręcz w groteskę. Groteska to, nawiasem mówiąc, doskonały środek literacki, o ile jest stosowany świadomie. Tego jednak niestety o „Prostowaniu węża” powiedzieć się nie da – powieść jest groteskowa w sposób niezamierzony i częstokroć staje się po prostu komiczna: „Intuicyjnie odniósł wrażenie, że ostatnią jej uwagę szczególnie magnetycznie przykuł jego gruby, ciężki, purpurowy penis, gdyż zauważalnie stoczyła ze sobą wewnętrzną walkę, wywołana rozterką, czy aby szaleńczo nie porwać się na niego znowu.”
Nawiązując do cytowanego zdania; „Prostowanie węża” to, jak zdradza się nam na stronie tytułowej, „powieść dla dorosłych”. I faktycznie taką jest; tyle tylko że w takim samym stopniu i z tych samych powodów, dla których „tylko dla dorosłych” są pisemka w stylu „Catsa”. Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko seksowi, ani w życiu, ani w literaturze. Nie mam też absolutnie nic przeciwko pornografii. Z jednym wyjątkiem: pornografia to nie miejsce dla literatury. Bukowski, Miller czy Roth, nie raz i nie dwa oskarżani o propagowanie tejże, nie są mniej wstrzemięźliwi w serwowaniu nam scen erotycznych niż Butlewski, ich powieści nie są też mniej „dla dorosłych” niż „Prostowanie węża”, jednak ci pisarze, czyniąc z seksu element prowokacji, są przy tym wyrafinowani. Tymczasem Butlewski, obnażając jakby przy okazji smutny niedostatek polszczyzny pod tym względem, rąbie po prostu pornokawałki, gdzie dosłowność miesza się z naukowym żargonem. Przykład pierwszy z brzegu: „Paweł wyjął palec z pochwy i wilgotny, tym razem z należytą ostrożnością, śmiało wsadził do odbytu dziewczyny. Marta jęknęła z rozkoszy, unosząc odruchowo biodra w górę, tak aby Pawłowi umożliwić głębszą penetrację.” Takich fragmentów jest tu co niemiara, główny bohater to bowiem typ samca-super bohatera, mężczyzny, przed którym kobiety, bez żadnych wyjątków, osuwają się na kolana, wcześniej ściągnąwszy wszystko, co podobne ruchy mogłoby krępować. I właściwie nie ma się co bohaterkom Butlewskiego specjalnie dziwić, jako że Paweł to rodzaj mężczyzny, którego w tak zwanej rzeczywistości trudno byłoby uświadczyć. Wyczyny niestrudzonego buhaja mogłyby nawet wpędzić w kompleksy wielu męskich czytelników, gdyby wszystkie te kochanki nie miały tak ewidentnie konstytucji erotycznego marzenia: realności w nich doprawdy niewiele, za to libido nadmiar. Kobiety w „Prostowaniu węża” życia psychicznego nie posiadają, a jeśli nawet, to realizuje się ono w formie permanentnej rui, która sprawia, że gotowe są udostępniać swoje ciała na dowolne sposoby i w dowolnym czasie.
Ale czy można mieć im to za złe? „Paweł był boski. Kochały się w nim niemal wszystkie dziewczęta.” Nic zatem dziwnego, że na jego uroki nie pozostaje obojętna również własna (jedenastoletnia!) córka. Tereska, godne dziecię swego ojca, nadinteligentna, wszechstronnie utalentowana, śliczna niewypowiedzianie, po śmierci matki skutecznie uwodzi swego ojczulka, przedtem nabrawszy wszelako odpowiedniego doświadczenia z kilka lat starszym kuzynem oraz kochanką tatusia. Owa rezolutna panienka w czasie nocy ze wspomnianym kuzynem zachowuje się tak, jakby brała udział w kwalifikacjach na posadę w jakimś zamtuzie: „ujęła jego twardego jak stal penisa w usta i głową rozpoczęła wykonywać miarowe ruchy frakcyjno-pulsacyjne”. Różne można mieć fantazje – ale „ruchy frakcyjno-pulsacyjne”???
Gwoli wyjaśnienia: jeśli poświęcam życiu erotycznemu bohaterów Butlewskiego tyle czasu, robię to z przyczyn ilościowych – seks w różnorakich konstelacjach i układach zajmuje po prostu w „Prostowaniu węża” horrendalnie dużo miejsca. Ostatecznie jednak z dwojga złego – fragmentów porno lub kilkustronicowych opisów wnętrz różnorakich domostw – wybieram zdecydowanie to drugie.
Dumając, do jakiego gatunku owo dzieło zaliczyć, doszedłem do wniosku, że należy traktować je jako osobliwość, rodzaj dziwactwa. Dlatego też lekturę „Prostowania węża” poczytuję sobie za osobisty akt czytelniczego heroizmu, na pewno największy w 2010 roku i jeden z poważniejszych w życiu. Ale innych – przykro mi, Szanowny Autorze, bo doskonale zdaję sobie sprawę, ile mozołu wymaga napisanie choćby kilkunastu stron – do podobnej dzielności raczej nie namawiam. Ars longa, vita brevis, drodzy państwo.

RIPOSTA
Z dużą uwagą zapoznałam się z tekstem Grzegorza Krzymianowskiego pt. ”Akty heroizmu (recenzja dla dorosłych)„. Z niekłamanym szacunkiem pochylam głowę nad wolnością ocen i poglądów. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że powieść „Prostowanie węża” była po prostu za trudna dla akurat tego recenzenta. Pan Krzymianowski, jak sam otwarcie twierdzi, gustuje w książkach cienkich, o nieskomplikowanej osnowie i zapewne z wesołą, wartką akcją. W każdym razie nie takich, jak powieści dziewiętnastowiecznych klasyków. Cóż, „Prostowanie węża” dalekie jest od łatwej, lekkiej i przyjemnej prozy Joanny Chmielewskiej, skądinąd autorki przeze mnie bardzo cenionej. Rzeczywiście – skalę trudności tego dzieła można przyrównać do takich światowych utworów jak Ulisses lub Idiota, względnie polskich Nocy i dni, Rodziny Połanieckich czy Uwodziciela. Idę o zakład, że Grzegorz Krzymianowski nie zdzierżył ani jednej z tych powieści w całości.
Zasadniczo pan Krzymianowski głównie skupił się na warstwie erotycznej fabuły, której ubocznym, aczkolwiek ważnym zadaniem było przynęcenie do lektury powieści także mało wybrednego czytelnika, przeważnie poszukującego w książkach tych co pikantniejszych momentów. Natomiast te istotniejsze elementy dzieła, zawierające wnikliwe analizy ludzkich przypadków lub zachowań albo refleksji nad współczesną obyczajowością, na tyle musiały zmęczyć krytyka, że odniósł się do nich powierzchownie lub w ogóle pominął.
Interesujący jest warsztat recenzenta, który, niczym szkolny uczeń arytmetycznie odliczający pozostałe do przeczytania kartki zadanej a nudzącej go lektury, miast skupić się na ideach autora, charakteryzuje zdania powieści liczbą zastosowanych słów, a opisy zdarzeń ocenia na miarę zawierających je książkowych stronic. Jednak przy swej literackiej wnikliwości krytyk nie wskazał rekordowego zdania ze stron nr 737/738 (273 wyrazy), ograniczając swą wnikliwą statystykę zaledwie do zdania pierwszego.
Z pozornie negatywnej recenzji przebija budujący mnie - wydawcę wniosek, że powieść „Prostowanie węża” jest jednak nieprzeciętna, nietuzinkowa oraz lekko zaskakująca swą formą i treścią nawet tak doświadczonego zapewne krytyka. Zaś miłe słowa o zadowoleniu płynącym ”ze świetnej konstrukcji poszczególnych scen, akapitów czy rozdziałów„ zasługują na szczególne podziękowanie, które niniejszym z pokorą składam.
Elżbieta Hojnacka
Wydawca
PS. Polecam i inne recenzje „Prostowania węża” na www.bosip.pl/prostowanieweza/recenzje.html