Można traktować Kulla jako protoplastę ciemnowłosego Cymmeryjczyka, ale – jak uważna lektura szeregu publikowanych i niepublikowanych tekstów pokazuje – zasługuje on na zdecydowanie więcej uwagi. Na początek: kilka słów o pochodzeniu Kulla, banity z Atlantydy.
Kull: Z dzikiego plemienia na Atlantydzie
Można traktować Kulla jako protoplastę ciemnowłosego Cymmeryjczyka, ale – jak uważna lektura szeregu publikowanych i niepublikowanych tekstów pokazuje – zasługuje on na zdecydowanie więcej uwagi. Na początek: kilka słów o pochodzeniu Kulla, banity z Atlantydy.
Zaledwie trzy (i to wcale nie najlepsze) historie o Kullu doczekały się publikacji za życia Roberta E. Howarda. On sam powątpiewał w jednym z listów, czy w ogóle możliwe będzie powstanie kolejnych, szczególnie że dość szybko na ruinach Atlantydy, Valusii i innych miejsc zbudował on Erę Hyperborejską, zastępując Kulla Conanem. I to właśnie ten drugi doczekał się całego szeregu naśladowców, podczas gdy banita z Atlantydy odszedł w niepamięć – zarówno autora, jak i czytelników. Lektura tekstów zawartych w zbiorze „Kull: Banita z Atlantydy” pokazuje jednak nieco inne oblicze tego bohatera.
Robert E. Howard
‹Kull: Banita z Atlantydy›
Równie doskonały wtedy, gdy trwał w bezruchu niczym statua ze spiżu, jak i wtedy, gdy przemieszczał się z kocią szybkością
Nieopublikowane opowiadanie „Exile of Atlantis” przynosi najwięcej informacji na temat dzikiego pochodzenia Kulla, człowieka z plemienia z nadmorskich gór, który wychował się w dziczy i został przygarnięty przez jedno z atlantydzkich plemion. Według Gor-na, Kull ma „wygląd człowieka z tamtego plemienia banitów, które mieszkało w Tygrysiej Dolinie, a które zginęło w Wielkiej Powodzi”. Choć dowiódł on swojej wartości w walce, nigdy nie czuł się częścią swojego nowego ludu, czemu zresztą daje wyraz krytykując opowieści i wierzenia, do których nawiązują jego towarzysze. Ostatecznie zrywa wszelkie więzi nawet z nimi, ofiarowując łatwą śmierć skazanej na stos kobiecie, i uciekając ponownie w dzikie ostępy.
Choć dość łatwo można wyobrazić sobie Kulla (szczególnie mając w pamięci postać Conana), warto nadmienić, że jego pełniejszy opis pojawia się dopiero w niedokończonym fragmencie pt. „Czarne miasto” i potwierdza jedynie to, co już wiemy (a przynajmniej możemy sobie wyobrazić):
Kull był wysoki, o szerokich ramionach i obszernej klatce piersiowej – potężny, a jednak gibki. Twarz miał ogorzałą od słońca i wiatru, prosto przycięte czarne włosy były niczym grzywa lwa, szare oczy jak miecze błyszczące przez głębiny lodu.
Bardzo podobna wersja pojawia się w „Tym toporem władam”:
Mężczyzna ten wyróżniałby się w milionowym tłumie. Nie tyle za sprawą niezwykłych rozmiarów, wzrostu oraz wielkich ramion, choć te cechy przydawały ogólnego efektu, ile za sprawą twarzy – ciemnej, nieruchomej, przyciągającej spojrzenie – oraz wąskich szarych oczu, kruszących wolę nań patrzących swym lodowatym magnetyzmem. Każdy ruch, jaki wykonywał, nieważne, jak lekki, zaświadczał o sprężystych mięśniach, a także o umyśle związanym z owymi mięśniami w doskonałej harmonii. W jego ruchu nie było żadnych wahań ani wyrachowania. Równie doskonały wtedy, gdy trwał w bezruchu niczym statua ze spiżu, jak i wtedy, gdy przemieszczał się z kocią szybkością, która rozmazywała jego obraz w oczach chcących podążać za jego ruchem.
Wróćmy jednak do jego losów. Co działo się między ucieczką z Atlantydy a wstąpieniem na tron Valusii? Kull sam wspomina o tym narzekając na swoje królewskie obowiązki: „Z dzikiego plemienia na Atlantydzie wyszedłem, przechodząc przez galery Lemurii – niewolnik przy wiosłach przez dwa lata, potem banita na wzgórzach Valusii, wreszcie pojmany w jej lochach, gladiator na jej arenach, żołnierz jej wojsk, dowódca i król!”
Nawet już jako król Valusii, niegdyś potężnego państwa, Kull pozostaje barbarzyńcą – szanowanym dzięki swojej sile, która doprowadziła go na tron, ale jednocześnie uzurpatorem i dzikusem: „Przeklęty uzurpator z pogańskich wysp… Tak jest, to hańba dla Valusii, że barbarzyńca zasiada na Tronie Królów…” Sam Kull w pełni zdaje sobie sprawę ze swoich niedostatków: „Kim był, on, prostolinijny człowiek morza i gór, by władać obcą rasą o straszliwej mądrości wywiedzionej z pradawnych mistycyzmów?”
Atlantydzi i Piktowie, jak zauważa Brule, są „ledwie barbarzyńcami… Niemowlętami w porównaniu do Siedmiu Imperiów. Nawet oni sami nie wiedzą, jak są starzy. Ani też pamięć ludzka czy annały historyków nie sięgają dość daleko wstecz, by powiedzieć nam, kiedy pierwsi ludzie nadeszli z morza i zbudowali miasta na brzegu.”
Niewiele jednak potrzeba, by pierwotna natura króla dała o sobie znać, szczególnie w walce: „Miecze i sztylety skakały ku niemu, a on miał niejasną świadomość, że go ranią. Jednak Kull powrócił do korzeni; nigdy wcześniej nie mierzył się z tak groźnym nieprzyjacielem, ale znaczyło to niewiele; oni żyli, w ich żyłach płynęła krew, którą można przelać, i umierali, kiedy jego wielki miecz rozszczepiał im czaszki i przeszywał ciała.”
Gdy uciekający ze szlachetnie urodzoną branką Felgar podważa męskość króla, obiecując, że „pewnego dnia powrócę i przywdzieję jego truchło w kobiecą suknię”, gniew Kulla nie ma granic i to, co jeszcze kilka chwil temu uznawał za nieistotny objaw valusyjskiej kultury staje się dla niego sprawą honoru, dla której porzuca królestwo i rusza na daleką wyprawę. Jedynie na osobie, która go obraziła mógł wyładować swój gniew – „Kull był zanadto dziki, by wiązać zniewagę z posłańcem. Cywilizowanym władcom pozostawiał dokonywanie pomsty na dworzanach”. Nie po raz pierwszy Howard portretuje swojego bohatera jako o wiele bardziej logicznego i rozsądnego od rzekomo bardziej cywilizowanych Valusyjczyków. Kull może i jest barbarzyńcą, ale barbarzyńcą rozumnym.
Co ciekawe – Howard nigdy tak naprawdę nie stworzył żadnego zasługującego na to miano „origin story” Kulla. Z wyjątkiem krótkiego „Exile of Atlantis” prawdziwe losy prowadzące tego barbarzyńcę z gór Atlantydy na tron Valusii poznajemy wyłącznie jako krótkie retrospekcje z czasów, kiedy on sam jest już znużonym królem wspominającym czasy swojej prawdziwej chwały.
