Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część czwartaAndreas „Zoltar” Boegner Pod koniec lat 60. problemy zdrowotne jednego z ojców „Perry Rhodana” oraz zmasowany atak nieprzychylnie nastawionych mediów spowodowały, że seria znalazła się u progu katastrofy.
Andreas „Zoltar” BoegnerPerry Rhodan – dezerter w kosmosie, część czwartaPod koniec lat 60. problemy zdrowotne jednego z ojców „Perry Rhodana” oraz zmasowany atak nieprzychylnie nastawionych mediów spowodowały, że seria znalazła się u progu katastrofy. Jak każdy większy projekt, który odniósł sukces i przetrwał o wiele dłużej, niż to przewidywały najśmielsze prognozy, „Perry Rhodan” powstał jako wynik wieloletniej kooperacji bardzo zaangażowanych ludzi. Już przy planowaniu serii podjęto wiele kroków decydujących o niezwykle pozytywnym przyjęciu tego produktu przez fandom: poprawnie rozpoznano zapotrzebowanie czytelników, zaangażowano odpowiednich autorów, zlecono ich kontrolę i koordynację poprzez obsadzenie ról redaktora naczelnego i lektorów. Mimo rozmaitych problemów, jakie po prostu muszą pojawić się z biegiem czasu, wydawnictwo Pabel umiejętnie omijało wszelakie niebezpieczeństwa. Do czasu jednak. Szybciej, wyżej, dalej! W ciągu sześciu lat od wydania pierwszej noweli uniwersum „Perry Rhodana” (dalej: PR) znacznie się rozrosło: czytelnicy towarzyszyli protagonistom przy odkrywaniu bezpośredniego kosmicznego otoczenia Układu Słonecznego, poznawali liczne, mniej lub bardziej egzotyczne rasy zamieszkujące Drogę Mleczną, a także byli konfrontowani z wszelakimi wewnętrznymi i zewnętrznymi zagrożeniami dla młodego jeszcze Imperium Solarnego. Ostatecznie administrator Rhodan wyruszył nawet w przestrzeń międzygalaktyczną i dotarł do dalekiej Andromedy oraz odbył podróże w daleką przeszłość, z których powrócił z oszałamiającymi informacjami o „prawdziwej” historii ludzkości. Okazało się, że rozwijający się na Ziemi gatunek Homo sapiens to skromny kuzyn potężnej ongiś rasy Lemurów, która panowała przed 50 000 lat nad sporym obszarem Galaktyki. Lemurydzkie imperium upadło jednak pod naporem najeźdźców. Jego centrum, piąta planeta naszego Układu Słonecznego, rozpadła się w ogniu końcowych walk na dobrze znany dzisiaj pas asteroidów między orbitami Marsa i Jowisza. Wyglądało na to, że tylko niedobitki Lemurów ocalały na Ziemi i kilku innych, rozsianych po całej Drodze Mlecznej planetach, aby ewoluować już bez dalszych przeszkód. Rhodan i jego współpracownicy odkryli w Andromedzie drugie państwo lemurydzkich uciekinierów, rządzone od tysięcy lat przez bezwzględnych Władców Wyspy. Ich pokonanie, a tym samym wyswobodzenie nieprzeliczonych światów spod brutalnej dyktatury, było ukoronowaniem dotychczasowych dokonań głównego bohatera serii. Ten rozdział przygód Terran w kosmosie fani przyjęli z dużym zadowoleniem. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Przed Karlem-Herbertem Scheerem, redaktorem naczelnym serii, stanęło teraz bardzo poważne zadanie: poprowadzić narrację w kolejnych stu zeszytach (numery 300–399, ukazały się w latach 1967-1969) ku nowym, fascynującym przygodom. Jak jednak powtórzyć sukces poprzedniego cyklu? Co zaoferować fanom, aby ich ponownie zauroczyć? Scheer okazał się tradycjonalistą i postawił ponownie na sprawdzoną dotychczas strategię, którą określano potem jako „szybciej-wyżej-dalej”1). W konkretnym przypadku cyklu „M 87”, nazwanego tak od rzeczywiście istniejącej galaktyki, którą dzieli od nas otchłań ponad pięćdziesięciu milionów lat świetlnych, oznaczało to nie tylko rozpięcie akcji na olbrzymim obszarze przestrzeni kosmicznej – gigantomania Scheera objawiła się już w pierwszym numerze cyklu poprzez wprowadzenie robotycznego statku-bazy OLD MAN o średnicy 200 kilometrów! To monstrum dysponowało flotą (bagatela) ponad piętnastu tysięcy dwukilometrowych jednostek bojowych, z których każda byłaby w stanie bez większego wysiłku spustoszyć cały kontynent. George Lucas potwierdził później, że inspirował się częściowo PR przy tworzeniu „Gwiezdnych wojen”2). Geneza pomysłu na Gwiazdę Śmierci byłaby zatem wyjaśniona. OLD MAN był nie tylko gigantyczny, ale i, na co wskazuje jego nazwa, prastary. Jak szybko wyjaśnił Michael Rhodan (alias Roi Danton, syn samego administratora i lider kosmicznych wolnych kupców), był on przez wiele lat budowany przez pozostawionych przypadkowo bez szansy na powrót uczestników wyprawy w czasie z okresu walk z Władcami Wyspy. Podróżując przez 50 000 lat z prędkością podświetlną, OLD MAN miał wspomóc Rhodana i siły zbrojne Imperium Solarnego w XXV-tym wieku, podczas zaciętych walk w Andromedzie. Przybył jednak kilkadziesiąt lat za późno – los Władców Wyspy już się dopełnił, a Terranie żyli od tego czasu w pokojowym dobrobycie. Na domiar złego długa podróż spowodowała, że mózgi konstruktorów OLD MANA, użyte jako elementy sterownicze giganta, doznały nieodwracalnych szkód i popadły w szaleństwo. ![]() Na okładce zeszytu nr 300 rzeczywistość miesza się z fantastyką: Michael Rhodan alias Roi Danton (po lewej), ekscentryczny lider wolnych kupców, pozdrawiany jest przez salutującego sierżantanta. Autor okładki namalował tutaj nieco złośliwy portret cholerycznego lektora serii, Kurta Berhardta (w centrum), będącego postrachem całego zespołu. © Pabel-Moewig Verlag KG Rhodan zdołał w międzyczasie zmusić Konstruktorów za pomocą blefu do wycofania się z powrotem do M 87. Jednak Terranie ponieśli podczas ataków dolanów bardzo ciężkie straty. Główny świat Imperium Solarnego był już tylko cieniem swojej dawnej świetności. Jego mieszkańcy potrzebowali dziesięcioleci, aby odbudować nie tylko cywilizację, ale przede wszystkim całą poważnie zakłóconą biosferę planety. A w międzyczasie powstały wśród byłych ziemskich kolonii silne państwa sukcesyjne, bynajmniej nie zainteresowane powrotem na łono imperium. Pod koniec cyklu Rhodan widział się zatem w roli bezsilnego władcy kolebki ludzkości, osaczonego przez siły potężnych warlordów. Podsumujmy: akcja dziejąca się w różnych, odległych o miliony lat świetlnych galaktykach. Olbrzymie zrobotyzowane artefakty, transportujące tysiące statków kosmicznych i przemierzające pustkę kosmiczną przez dziesiątki tysięcy lat. Potężne rasy kosmiczne, dysponujące niezwykłymi technologiami. Prastare spiski i precyzyjnie planowane przedsięwzięcia, które wtrząsały posadami całych imperiów gwiezdnych. Pozornie cykl „M 87” oferował fanom dokładnie to, czego od dobrej space opery oczekiwano. I gdyby to tylko fani decydowali o przyszłości PR, wydawnictwo Pabel nie musiałoby niczego się obawiać. Jednak w rozgrzanej wydarzeniami roku 1968 sytuacji politycznej w RFN lewicowe środowiska opiniotwórcze szybko obrały sobie serię zeszytów groszowych, w której pisano o ekspansji w kosmosie oraz o relatywnie nieśmiertelnym administratorze galaktycznego imperium, za doskonały cel do ataku (pisałem o tym szerzej w poprzedniej części tej serii). Media podchwyciły temat i w krótkim czasie PR „dorobił” się opinii reakcyjnego i faszyzującego przeżytku rodem ze Złotego Wieku literatury SF w latach 40-tych i 50-tych. Zarzuty te nie tylko wyrobiły serii na dziesięciolecia złą opinię, ale spowodowały znaczne straty materialne w wydawnictwie Pabel. Nieprzypadkowy czysty przypadek Mimo wszystkich tych tak charakterystycznych dla PR megaparseków, milionów lat świetlnych, setek tysięcy jednostek flot kosmicznych oraz długofalowych projektów, które planowano czasami z wyprzedzeniem tysięcy lat, ratunek dla zagrożonego planu wydawniczego serii można byłoby sprowadzić do prozaicznej liczby 28 kilometrów. To odległość pomiędzy Friedrichsdorfem a Offenbach, dwoma heskimi miejscowościami w okolicach Frankfurtu nad Menem. W pierwszej z nich rezydował Karl-Herbert Scheer, zasłużony już pisarz SF. W drugiej – raczej mało jeszcze znany William Voltz (rocznik 1938). Czystym przypadkiem pierwszy i przyszły drugi redaktor naczelny PR mieszkali praktycznie po sąsiedzku. Natomiast absolutnie nieprzypadkowo obaj twórcy interesowali się fantastyką naukową i brali wspólnie czynny udział w rozwoju fandomu. |
Oto co zrecenzowaliśmy w drugiej połowie wakacji.
więcej »Czasami wyróżniane przez specjalistów książki nie mają żadnego większego oddźwięku w fandomie. Przyczyny są zapewne różne – tak, jak bardzo różne są tym razem przedstawione tytuły niemieckiej SF.
więcej »Ponad pół wieku upłynęło od książkowej premiery „Odysei kosmicznej 2001” i filmu Stanleya Kubricka o tym samym tytule. Oba są klasykami w swojej kategorii. I oba nie straciły dziś nic ze swojej jakości.
więcej »Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część piąta
— Andreas „Zoltar” Boegner
Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część trzecia
— Andreas „Zoltar” Boegner
Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część druga
— Andreas „Zoltar” Boegner
Perry Rhodan – dezerter w kosmosie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (17)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Stare wspaniałe światy: Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze (16) – przegląd prasy (wiosna – lato 2023)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (15)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze (14) – przegląd prasy (zima 2022 – wiosna 2023)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (13)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Stare wspaniałe światy: Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (12)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (11)
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (10)
— Andreas „Zoltar” Boegner