Kanon ze smoczej jaskini: Moja własna lista. Część IIDziś druga część finałowej listy utworów, które uważam za warte lektury i wnoszące coś do fantasy.
Beatrycze NowickaKanon ze smoczej jaskini: Moja własna lista. Część IIDziś druga część finałowej listy utworów, które uważam za warte lektury i wnoszące coś do fantasy. Przez kilkadziesiąt lat rozwoju fantasy światło dzienne ujrzały tysiące tytułów. Owszem, jest sporo produkowanej masowo pulpy, pisanej pod spodziewaną grupę docelową, jest też ogromna rzesza książek, które choć nie są złe, nie wyróżniają się niczym szczególnym – czyta się je całkiem nieźle i nie żałując czasu poświęconego lekturze, jednak krótko po odłożeniu na półkę ich treść pogrąża się w mgle niepamięci. Na szczęście są też utwory, które wzbudzają emocje i poruszają, takie, które wspomina się po latach z sentymentem. Wreszcie są dzieła wybitne. Najważniejsze natomiast jest to, że fantasy jako konwencja żyje – wciąż są autorzy, którzy chcą i potrafią wymyślać coś nowego i tacy, którzy może nie starają się być bardzo oryginalni, za to umieją tchnąć nieco świeżości w wykorzystywane już wcześniej rozwiązania. Dzięki nim ta gałąź literatury może się rozwijać a my, czytelnicy możemy znajdować wciąż coś nowego. A teraz już zapraszam do lektury kolejnej części listy. Dopływy Ten podrozdział poświęcam książkom, które choć wciąż przynależą do fantasy, zwracają uwagę swoją odmiennością, oryginalnością wizji. Których autorzy porzucili bezpieczny rejon sprawdzonych rozwiązań i odważnie zagłębili się na rubieże. Manowce, jak wiemy, potrafią być cudne. I nie żyją tam smoki – bo te akurat mieszkają w sercu krainy fantasy – tylko istoty znacznie bardziej egzotyczne. Pierwsze cztery tomy początkowo uważane za kompletną całość ukazywały się w latach 1980-1983, część piąta „Urth Nowego Słońca” w 1987 Akcja dwóch innych cykli: „Księgi Długiego Słońca” i „Księgi Krótkiego Słońca” również osadzona została w tym samym wszechświecie, ostatni z tomów ukazał się w 2002 W moim odczuciu amerykański pisarz stworzył własny podgatunek: „prozę Gene’a Wolfe’a”. Niezależnie od tego, czy można im przypiąć łatkę fantasy, czy SF, czy może powieści głównonurtowych, utwory Wolfe’a wyróżniają się na tle innych, współdzielą także szereg cech. Zwraca uwagę zamiłowanie autora do zabawy formą: konstrukcje szkatułkowe, dygresje, retrospekcje, przeskoki czasowe, luki – wszystko to czyni tę prozę trudną w odbiorze, wymagającą, ale też intrygującą. To książki-zagadki. Sam pisarz miał powiedzieć, że dobra lektura to taka, że chce się do niej wracać, co więcej, za każdym razem można w niej znaleźć coś nowego: przeoczone wcześniej szczegóły, nawiązania, interpretacje. Zdecydowanie Wolfe sam tak pisze. Ma też swoje obsesje, motywy, do których wciąż powraca – pamięć, tożsamość, utrwalanie w słowie, iluzje, kłamstwa, niedoskonałości postrzegania, skłonność człowieka do zabijania, sprzeczności natury ludzkiej, religia, paradoksy. Wszystko to można znaleźć w historii kata Severiana. Ale nie tylko – autor wykreował niezwykle sugestywny świat chylącej się ku upadkowi cywilizacji. Zdecydowanie jego wizja ma swój klimat. W pamięci pozostaje obraz ogromnego, choć częściowo opustoszałego i zrujnowanego miasta pod starym, czerwonym słońcem. Zwracają też uwagę liczne drobniejsze pomysły w rodzaju szklarni, mieszczących w sobie znacznie więcej przestrzeni, niż powinny, ba, nawet skrywających w swym wnętrzu inne czasy. Znakomicie udał się także portret głównego bohatera, który choć przecież przez cały czas opowiada o sobie, pozostaje niezrozumiały, niejednoznaczny. Ważny wydaje się także wątek autotematyczny, związany z pisaniem. Wszystko to zostało napisane świetnym stylem i równie dobrze przetłumaczone. Ponadto, „Księga nowego słońca” jest skarbnicą ciekawych spostrzeżeń i refleksji. Dla wszystkich, którzy cenią sobie wymagającą, pojemną treściowo i ambitną formalnie literaturę (nie tylko fantastykę), a jeszcze powieści o Severianie nie czytali, to lektura obowiązkowa. Teksty w Esensji:
Nowela, w której pomysł na las Mythago pojawił się po raz pierwszy, ukazała się w 1981 roku, powieść, o której tu piszę w 1984; zapoczątkowała ona cykl, którego ostatni tom ukazał się w 2009 Las w świetle słońca wydaje się przyjazny, otwarty. Ale wystarczy, że zepsuje się pogoda lub nadejdzie wieczór a pomiędzy drzewa wkrada się niepokój, sprawiający, że wędrowiec coraz częściej zaczyna myśleć o czekającym go domu. Istnieje też inna, szczególna właściwość – po szlakach wędruje się wygodnie i szybko, ale wystarczy z nich zejść i zacząć przedzierać się na przełaj a przestrzeń jakby się rozciąga. Mam wrażenie, że Robert Holdstck żywił podobne uczucia i miał zbliżone spostrzeżenia. Pomysł, by na pozór zwyczajny lasek graniczący z angielską posiadłością był wrotami do krainy, gdzie materializują się postaci z legend i mitów, figury kształtowane przez zbiorową świadomość od neolitycznych bóstw po żołnierza z czasów I wojny światowej, jest zarazem prosty i elegancki, ale też pojemny, barwny, otwierający niezwykłe możliwości. Początek powieści kojarzy się z literaturą grozy: jest stare domostwo, którego poprzedni właściciel miał obsesję na tle pobliskiego lasu, są wzmianki na temat niebezpieczeństw – pojawiających się na skraju dziwnych postaci czy ataków na osoby, próbujące zapuścić się w głąb – wreszcie zostaje przedstawiony wpływ, jaki las wywiera na obecnych mieszkańców domu, w których z każdym kolejnym miesiącem narasta wręcz rozpaczliwa determinacja, by wyjaśnić zagadkę. Później pojawia się wątek konfliktu o kobietę-mitotwór (istotę stworzoną przez las), wreszcie główny bohater wyrusza ku sercu puszczy i nagle okazuje się, że Mythago jest jeszcze rozleglejszy i mieści w sobie jeszcze bardziej niezwykłe miejsca i postaci, niż się to czytelnikowi wydawało na początku. Fabuła, bohaterowie i styl mogłyby być ciekawsze, ale sam pomysł jest naprawdę niesamowity i dla niego przede wszystkim warto sięgnąć po tę powieść. Teksty w Esensji:
1992, kolejne dwa tomy cyklu ukazały się w 1995 i 1997 By znaleźć magię, wcale nie trzeba wyprawiać się do nibylandii. Okazuje się, że Ameryka w latach osiemdziesiątych jest miejscem równie egzotycznym i obcym. A może nawet dziwniejszym… W świecie Powersa moc jest kapryśna i trudna do ujarzmienia. Objawia się najmocniej tam, gdzie panuje pozorny chaos a wtajemniczeni potrafią sprawić, by statystyka zadziałała na ich korzyść. Nic dziwnego, że często trudnią się hazardem. Najbardziej ambitni sięgają po więcej, pragną półboskiej mocy. Tę można osiągnąć łącząc się z którymś z archetypów, zostając jego awatarem tu, na ziemi. To oczywiście nie jest łatwe, wymaga przygotowań, wyrzeczeń, poza tym konkurencja bywa całkiem spora a poszczególni gracze nie cofną się przed niczym. Główni bohaterowie powieści początkowo nie mają zamiaru angażować się w walkę o moc. Zresztą, nie przypominają standardowych bohaterów książek fantasy – siwiejący mężczyzna po pięćdziesiątce, były hazardzista i alkoholik, rozpaczający po stracie żony, jego przybrany ojciec, też były hazardzista, obecnie cieszący się emeryturą, pracownica supermarketu opiekująca się dwójką synów z pierwszego małżeństwa i tkwiąca w nieudanym związku z egocentrycznym scenarzystą filmowym, chory na raka mężczyzna o aparycji hipisa, rozpaczliwie szukający cudownego uzdrowienia. Kiedy różni ludzie zaczynają dybać na życie ich oraz ich bliskich pierwszą reakcją jest ucieczka. Nadchodzi jednak moment zwrotny, w którym bohaterowie zdecydują się przejść do kontrataku. Fabuła „Ostatniej odzywki” wydaje się zaczerpnięta z thrillera – pościgi, strzelaniny, gangsterzy. A wszystko to w blasku neonów Las Vegas. Powieść Tima Powersa powinna zadowolić czytelników znużonych tradycyjnym fantasy. Teksty w Esensji:
1993 Największe zaskoczenie spośród wszystkich książek, po które sięgnęłam w ramach zapoznawania się z Kanonem Sapkowskiego. Powieść, o której wcześniej nie słyszałam absolutnie nic, a która okazała się jedną z najciekawszych pozycji fantasy, jakie czytałam. Do dziś nie wyszłam ze zdziwienia, jak Beagle’owi udało się z dość standardowych elementów, takich jak typowy świat fantasy na niewielkim poziomie rozwoju technologicznego, przydrożna karczma, mag i jego zbuntowany uczeń, rozdzieleni kochankowie, lisołak (w uproszczeniu) czy dwie wojowniczki (też w uproszczeniu) stworzyć coś kompletnie innego od standardowej fantasy. Rzecz niebanalną, odrębną. I nie chodzi tylko o dominację wątków obyczajowych – z tym się już spotykałam. Nadal trudno mi to ująć w słowa. Inne rozłożenie akcentów, na pewno. Oddanie głosu zwykłym ludziom – karczmarzowi, stajennemu, kelnerce – na równych prawach, co tajemniczym gościom oberży i to w taki sposób, by czytało się o nich z równym zainteresowaniem. Świetna postać lisa. Wskrzeszona dziewczyna, jakże różna od standardowych ożywieńców, ale też nie będąca po prostu bohaterem przywróconym do życia zaklęciem. Narracja prowadzona z perspektyw dziesięciu postaci, różniących się wiekiem, poglądami, doświadczeniem życiowym. Sposób, w jaki autor przeskakuje pomiędzy tymi punktami widzenia w zależności od potrzeb. Mądre przemyślenia. Ciekawy styl. „Pieśń karczmarza” to naprawdę niezwykła książka. Teksty w Esensji:
1993, powieść „Smoki Babel” osadzona w tym samym uniwersum ukazała się w 2008 Czytaniu „Córki żelaznego smoka” nie towarzyszy wrażenie odprężenia oraz przyjemności płynącej z lektury. Świat nakreślony na kartach powieści nie jest zwyczajnie ponury i pełen beznadziei. Nie wystarczy też nazwać go dekadenckim. Jest on przesycony zepsuciem. Nie chodzi mi tylko o postępowanie jego mieszkańców, to kwestia aury, którą emanuje. W którymś podręczniku do Earthdawna pojawia się wzmianka o sztuce Krwawych Elfów i zostało tam napisane, że choć na pierwszy rzut oka dzieła te wydają się piękne, wyrafinowane, stworzone przez mistrzów w swej dziedzinie, po bliższym przyjrzeniu się okazują się splugawione – na przykład przedstawione na obrazie obsypane kwieciem drzewa toczy robactwo. Takie właśnie jest uniwersum Swanwicka – fascynuje, intryguje licznymi pomysłami, ale też odrzuca. Sprawia, że chwilami wręcz chce się cisnąć tę powieść w kąt. Oto kraina, zamieszkana przez faerie, rusałki i wszelkie inne magiczne istoty, gdzie technologia rozwinęła się w znacznym stopniu – są tam fabryki, supermarkety, uniwersytet. W fabrykach pracują dziecięcy niewolnicy, jedna dziesiąta studentów uniwersytetu, rekrutująca się spośród tych z dołu rankingu regularnie zostaje składana w ofierze bogini, w lokalnej telewizji można natomiast przez cały rok oglądać reality show z udziałem dziewczyny, która finalnie zostanie spalona żywcem przed kamerami. Elfy są bandą doszczętnie zdegenerowanych bogaczy, traktujących resztę jak mięso. Główną bohaterkę trudno lubić – udaje się jej uciec z fabryki, jednak później nie bierze ona życia w swoje ręce, tylko daje się nieść wydarzeniom, wikła w z góry skazane na niepowodzenie związki oraz daje z siebie robić narzędzie. Wedle mojej prywatnej interpretacji wszystko to jest zresztą szalonym majakiem pacjentki szpitala psychiatrycznego. „Córka żelaznego smoka” ma też wady – osobiście nie spodobały mi się wszelkie wątki erotyczne oraz to, że protagonistka nie przekonuje jako młoda dziewczyna. Niemniej powieść Swanwicka jest niezwykle wyrazista, pomysłowa i budzi silne emocje. Teksty w Esensji:
2003 Jedna z moich ulubionych pozycji „Uczty wyobraźni„. Oto Ashamoil, miasto na skraju, miasto ze snu, gdzie dzielnice wystawnych willi sąsiadują ze slumsami biedoty, a gangi funkcjonują w zasadzie oficjalnie. Dwójka bohaterów przybywa do niego, by zacząć nowe życie. Lekarka Raule usiłuje pomagać biednym, gromadzi też dziwaczną kolekcję, w sam raz nadającą się do Muzeum Patologii Medycznej. Rewolwerowiec Gwynn zostaje facetem od brudnej roboty na usługach jednego z mafiosów. Jest w tym dobry, może nawet zbyt dobry, nadchodzi bowiem dzień, w którym zwierzchnik wydaje wyrok na jego najbliższego przyjaciela. Swój czas wolny Gwynn spędza rozmaicie – spotyka się ze starym kapłanem, przekonanym, że nawrócenie złoczyńcy pozwoli mu odzyskać bożą łaskę, utraconą z powodu pychy. Angażuje się także w romans z tajemniczą artystką Beth, która nie uważa się za człowieka i wierzy, że poprzez sztukę, która od niezwykłych surrealistycznych grafik ewoluuje do konstruktów tworzonych ze śmieci i fragmentów zwłok, dostąpi przemienienia. K. J. Bishop stworzyła powieść o niezwykłym klimacie, którego nie sposób znaleźć nigdzie indziej. Postaci i motywy komponują się w dziwną mozaikę – owszem, można wyróżnić główny wątek, ale lektura w większym stopniu polega na śledzeniu nowych pomysłów, oglądaniu kolejnych elementów obrazu. Obcy sobie ludzie, snujący długie opowieści o poszukiwaniu czerwonej nici, która pozwoliłaby im odmienić swoje życie, drobne kwiatki, zamiast krwi sypiące się z rany zadanej toporem, Tareda Forever w celowo podniszczonych sukniach, śpiewająca w spelunce dla zakochanych w niej przestępców.„Zło triumfuje, ponieważ dobrzy nie są wystarczająco dobrzy. A czasem nawet oni mają zły dzień” – stwierdza Raule, szykując się do wykonania lobotomii na grubej rybie przestępczego światka. „Akwaforta” to powieść, w której można się zanurzyć. Nie da się jej prześwietlić, zrozumieć, można zamiast tego poddać się nastrojowi i pozwolić, by pewne treści wsączały się w nas nieujęte w jasno sformułowane myśli. Teksty w Esensji:
|
Zacytuję samą siebie ze wstępu do odcinka z zeszłego tygodnia:
"Podobnie jak Sapkowski ograniczam się tylko do fantasy anglosaskiej..."
A to zwracam honor;) jakkolwiek szkoda, że tylko do niej. "Opowieści sieroty" - misterne "z tym, że nie działa":) ( nie poruszają emocjonalnie, a czy estetycznie? nie mnie), "Akwaforta" znów pokrętna do granic możliwości (czytając ją zastanawiałam się czy leci z nami psychiatra?:D ). Szkoda, że tak niewiele o Pratchetcie, są zdecydowanie lepsze jego pozycje niż ww, choć wrażenie niekończącego się odcinania kuponów od pomysłu może sprawić, że czytelnik czuje się znużony światem Dysku. Sapkowski wiedział kiedy "wstać i wyjść", dlatego pozostawił fanów w stanie nienasycenia:)
Gust czytelników zazwyczaj odbiega znacząco od ocen krytyków literackich. Nie inaczej jest w przypadku niemieckojęzycznej fantastyki – tutejszy fandom wyróżnia za pomocą Niemieckiej Nagrody Science Fiction (DSFP) najbardziej poczytne powieści i opowiadania roku. Wśród nich znajdą się tytuły pominięte przez fachowców milczeniem. Czy to w takim razie słabe teksty?
więcej »Wprawdzie oficjalnie nastała już wiosna, ale pogoda wciąż może zaskoczyć. Może więc warto w te mniej wiosenne dni nadrobić coś z naszych marcowych recenzji?
więcej »Większość czytelników fantastyki zna takie powieści H. G. Wellsa jak „Wojna światów” czy „Wehikuł czasu”. Ojciec science fiction napisał jednak o wiele więcej znaczących książek, z których nie każda została dotychczas przetłumaczona na polski. Przyjrzyjmy się jednej z takich prac mistrza.
więcej »Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Do księgarni marsz: Sierpień 2022
— Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek
Cień i Pazur: Czeladnik małodobry i jego miecz
— Miłosz Cybowski
Najstarsza magia
— Eryk Remiezowicz
Wiele stron o zemście i zabijaniu
— Miłosz Cybowski
Do księgarni marsz: Kwiecień 2021
— Miłosz Cybowski, Sławomir Grabowski, Joanna Kapica-Curzytek
Po trzy: Bohaterowie
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: Ludzie w książkach żyją
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: Niedocenione
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: Blask jasnych łun
— Beatrycze Nowicka
Wspomnienia
— Beatrycze Nowicka
Moja własna lista. Część I
— Beatrycze Nowicka
Przeciwko nicości
— Beatrycze Nowicka
Nic specjalnego
— Beatrycze Nowicka
Magiczne USA
— Beatrycze Nowicka
Dobry i zły lord
— Beatrycze Nowicka
Rycerze i detektyw
— Beatrycze Nowicka
Dla nieco młodszych czytelników
— Beatrycze Nowicka
Zdecydowanie nie zachwyca
— Beatrycze Nowicka
Dwa oblicza Anubisa
— Beatrycze Nowicka
Postęp musi trwać
— Miłosz Cybowski
Czasy się zmieniają, lecz zasady nie
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Krótko i do rzeczy
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Jednorożec w winnicy
— Miłosz Cybowski
Cień i Pazur: Czeladnik małodobry i jego miecz
— Miłosz Cybowski
Dialogi i monologi
— Miłosz Cybowski
Nekromanci kontratakują
— Miłosz Cybowski
Dwóch panów w drodze (nie licząc lokaja)
— Miłosz Cybowski
Wiele stron o zemście i zabijaniu
— Miłosz Cybowski
Świat pozbawiony sprawiedliwości i znaczenia
— Miłosz Cybowski
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka
"Księga Nowego Słońca" doskonała, czytałem wielokrotnie i planuję kolejne czytania, właściwie z każdą lekturą dostrzega się nowe detale i ukryte znaczenia jakimi ta książka jest wypełniona... Niesamowity styl, jedyna w swoim rodzaju narracja, niezwykłe idee i to połączenie poetyckiego stylu z mrokiem i okrucieństwem świata Urth - obok "Innych Pieśni" Dukaja chyba najważniejsza książka w fantastyce dla mnie osobiście. Polecam też "Piątą Głowę Cerbera" Wolfe - bardzo dziwna i zagadkowa powieść sf, przy okazji niesamowita opowieść o obcości i tożsamości. Podobno MAG planuje wznowienie "Księgi Nowego Słońca" w przyszłym roku, mam nadzieję że Wolfe doczeka się porządnych, eleganckich wydań - takich jak wielu autorów z cyklu Uczta Wyobraźni. Dzięki za polecenie Holdstocka i Beagle'a - muszę poznać ich książki.