Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 marca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Arcydzieła na celowniku: Zniszcz mnie!

Esensja.pl
Esensja.pl
Anna Brzezińska
Nie polemizuję z recenzjami. Nie wykłócam się na forach, zachowuję olimpijski spokój na konwentach oraz spotkaniach autorskich i nawet w knajpach nie poniewieram delikwentów, którzy zarzucają Runie albo mnie osobiście, że „besczeszczę” (korekto, nie poprawiaj!). Najwyżej prywatnie, wśród przyjaciół, obśmieję, ale łagodnie i w przekonaniu, że taki nasz psi, autorski los.

Anna Brzezińska

Arcydzieła na celowniku: Zniszcz mnie!

Nie polemizuję z recenzjami. Nie wykłócam się na forach, zachowuję olimpijski spokój na konwentach oraz spotkaniach autorskich i nawet w knajpach nie poniewieram delikwentów, którzy zarzucają Runie albo mnie osobiście, że „besczeszczę” (korekto, nie poprawiaj!). Najwyżej prywatnie, wśród przyjaciół, obśmieję, ale łagodnie i w przekonaniu, że taki nasz psi, autorski los.
Niemniej nadojadło mi. Bo ileż razy można czytać, że autor, zamiast pisać esej z refleksją historiozoficzną, spłodził powieść przygodową? Patrzajcie Państwo, nowy historyzm u bram, epigoni strukturalizmu armaty rychtują, a on, wot, kanalia, bawić się chce, żołnierzyki ustawia. A mógł się lepiej postarać. Jasne, że mógł. Mógł też na ryby pojechać, a tego nie zrobił. Po prostu nie do wybaczenia.
Inny znów nosem kręci: „„Anna Karenina” to nie jest…” Ano. Ani kuplecik, ani fraszka czy epos, w którym też się znajdzie parę arcydzieł, którymi można autora zdzielić w łeb jak pałką.
Mogę długo wyliczać, ale nie chodzi o stworzenia katalogu co bardziej smakowitych recenzenckich cytatów. Nie zamierzam też wszczynać świętej wojny „autorzy vs recenzenci”, bo książki nas łączą niezwykle silną pępowiną. Jednakże od pewnego czasu zdarza mi się czytać rozmaite internetowe dyskusje i zauważyłam, jak bezbronni bywają czytelnicy wobec dość prostych mechanizmów masakrowania książek.
Jest oczywiste, że nie istnieją recenzje obiektywne. Najbardziej uważny i życzliwy recenzent wnosi do lektury swoje upodobania literackie, wcześniejsze lektury, prywatną wrażliwość, formację i nawyki czytelnicze. Recenzent nigdy nie jest przezroczysty, ale jego osobowość, nawet bardzo wyrazista, nie stanowi moim zdaniem wady. Grunt, żeby kryteria oceny książek pozostawały czytelne, a wówczas uważny czytelnik osądzi, czy są one zbieżne z jego gustem czy wręcz przeciwnie. Zasłona fałszywego obiektywizmu zwykle szybko się przeciera i bywa, że wyglądają spod niej zwyczajne nieżyczliwość i dyletanctwo.
Z nieżyczliwością styka się prędzej czy później każdy z piszących. Jak bowiem tłumaczyć te apostrofy najbardziej miażdżących recenzji: „Zwykle nie czytam fantastyki militarnej, jest to bowiem gatunek płytki, pozbawiony psychologicznej głębi, pogłębionej refleksji nad światem, a jego miałkość intelektualną maskują odgłosy strzelaniny i dziarskie przekleństwa. Tym razem postanowiłem jednak dać książce szansę. Niestety, potwierdziła ona wszelkie moje obawy wobec gatunku.”? Po cóż, zapytuję uprzejmie, było zatem próbować? Jeśli recenzent miał ochotę na Melville’a (Hermana, że tak dla jasności dodam), należało sięgnąć na inną półkę.
Pogadaliśmy o tym z kolegami po piórze, pośmialiśmy się we własnym gronie, bo każde z nas ma takie recenzje i sformułowania, które przez lata wspominamy z rozrzewnieniem. A żeby się nasze rozrzewnienie nie marnowało ze szczętem, wpadłam na pomysł, ze zaczniemy sami pisać recenzje. Takie nieżyczliwe i nieuczciwe, jak tylko potrafimy. A bawić się przy tym będziemy świetnie, bo znamy te wszystkie podstępne recenzenckie chwyty aż za dobrze, czyż nie?
Żeby się jednak nie kopać po kostkach i krzywdy sobie nawzajem nie robić – a nuż ktoś weźmie te recenzje na serio – postanowiliśmy pisać recenzje z arcydzieł. Dzieła recenzowane zatem znacie z pewnością, ale może dzięki recenzjom naszym cudnym spojrzycie na nie zupełnie inaczej. Nie będziemy podawali przy recenzji autora i tytułu ocenianego tekstu, coby zabawy przedwcześnie nie psuć. Za tydzień ujawnimy jednak nieszczęsnego mistrza, który dla naszej igraszki został zrzucony w recenzencką otchłań.
Nie wiem, czy dzięki temu projektowi zaczniecie bardziej podejrzliwie spoglądać na recenzje i rozpoznawać rozmaite sztuczki ich autorów. Ale mam nadzieję, że będziecie się bardzo dobrze bawić. I do tego wszystkich serdecznie zapraszam.

Pierwszą recenzję z cyklu, autorstwa Michała Krzywickiego, znajdziecie TUTAJ. Teksty będą ukazywać się co dwa tygodnie.
koniec
20 września 2010

Komentarze

27 IX 2010   21:35:08

Dlatego tez, każda recenzje należy czytać z oczywistym brakiem zaufania do recenzenta.
Albowiem jasnym jest, ze jeżeli przeczytamy doskonalą recenzje w znanym ogólnopolskim dzienniku, należy te książkę omija szerokim lukiem, albowiem nudniejszej, przeintelektualizowanej bredni, czytać się z oczywistych powodów nie da.
Ja osobiście mam na to sposób - otóż recenzji nie czytam. Po prostu.
Czytam zajawki, później urywki, a jak mi podpasuje styl i klimat, a o autorze cokolwiek wiem - kupuje.
I jestem zadowolony.
Czego i wam życzę.


Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Rynsztokowo: Ohyda
Marcin Knyszyński

26 III 2023

W Polsce zwykło się określać policjantów „glinami” lub pogardliwie „psami”. W krajach anglojęzycznych to „pigs”, czyli po prostu „świnie”. Określenie to sugeruje oczywiście niechęć, odrazę i ma być z założenia obraźliwe. Nazwanie „świnią” Bruce’a Robertsona, głównego bohatera „Brudu”, jest też obraźliwe – tylko, że dla świń. Policjant z edynburskiego posterunku, zajmujący się sprawami kryminalnymi, jest jednym z najbardziej odrażających protagonistów w historii literatury (i filmu). Kim jest ta (...)

więcej »

Rynsztokowo: No to grzejemy…
Marcin Knyszyński

5 III 2023

Irvine Welsh, Szkot z Edynburga, zadebiutował dokładnie trzydzieści lat temu powieścią opartą bardzo mocno na swoim własnym życiu. Czyli na wspomnieniach z końca lat siedemdziesiątych, kiedy to heroina była „naturalnym elementem jego otoczenia” i sposobem na życie w Leith, jego rodzimej dzielnicy. Powieść ta, napisana po angielsku, szkocku i miejscami twardą miejscową gwarą z Leith, kojarzona jest u nas przede wszystkim z jej kinową ekranizacją. Mocną i nie pozostawiającą obojętnym.

więcej »

Odłóż telefon, sięgnij po książkę
Julia Krawiec

4 III 2023

Otaczają mnie ludzie twierdzący, że nikt już nie czyta tyle co kiedyś. Słysząc takie stwierdzenie raz po raz uświadamiam sobie, jak mało wiedzą oni o dzisiejszej społeczności czytelniczej, która oczywiście jest inna od tej, jaką pamiętają nasi rodzice czy dziadkowie, ale wciąż jest i działa… czasem nawet zbyt skutecznie.

więcej »

Polecamy

Cyborg, czyli mózg w maszynie

Stare wspaniałe światy:

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Babskie gadanie: Już nie niewinni czarodzieje
— Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Anna Brzezińska

To lubię: Kuchnia pełna książek
— Anna Brzezińska

Babskie gadanie: Fantasy a la Polonaise
— Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Anna Brzezińska

Babskie gadanie: Gdy człek zdrowy i mu stoi, bezrobocia się nie boi
— Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Anna Brzezińska

Harce Hordy
— Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Anna Brzezińska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.