"Liga Niezwykłych Dżentelmenów" to komiks niezwykły. Nie tylko z powodu świetnych rysunków, interesujących postaci czy wciągającej fabuły. Przede wszystkim z uwagi na fakt, że Moore podjął się trudnego dzieła. Nie tylko zebrał obarczone legendą grono bohaterów, ale także przedstawił ich w sytuacji bardziej pasującej do Supermana niż któregokolwiek z nich.
LXG: Superbohaterowie końca XIX wieku
[Alan Moore, Kevin O’Neill „Liga Niezwykłych Dżentelmenów #1”, Alan Moore „Alan Moore” - recenzja]
"Liga Niezwykłych Dżentelmenów" to komiks niezwykły. Nie tylko z powodu świetnych rysunków, interesujących postaci czy wciągającej fabuły. Przede wszystkim z uwagi na fakt, że Moore podjął się trudnego dzieła. Nie tylko zebrał obarczone legendą grono bohaterów, ale także przedstawił ich w sytuacji bardziej pasującej do Supermana niż któregokolwiek z nich.
Alan Moore, Kevin O’Neill
‹Liga Niezwykłych Dżentelmenów #1›
Komiksy o przygodach superbohaterów zaczęły pojawiać się w latach 30-tych XX wieku. W latach 60-tych nastąpił prawdziwy rozkwit podobnych publikacji, które błyskawicznie stały się głównym gatunkiem na rynku amerykańskim. Stały się również symbolem, ikoną komiksu jako elementu popkultury. Każdy potrafi łatwo opisać typowy komiks o superbohaterach. Jeden człowiek lub grupa bohaterów, obdarzonych jakąś niezwykłą mocą, poprzebieranych w śmieszne, kolorowe kostiumy, walczących z równie potężnym przeciwnikiem za kilkudziesięciu planszach komiksów. Czy rzeczywiście idea superbohaterów pojawiła się dopiero w XX wieku? Czy do istnienia takich komiksów niezbędne są kolorowe kostiumy?
Alan Moore najwyraźniej również zadał sobie podobne pytanie. W odpowiedzi na nie postanowił stworzyć "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów". Podstawowa idea była prosta - przenieść schemat komiksu "superbohaterskiego" w koniec XIX wieku. Ale Moore na tym nie poprzestał. Zdecydował się również udowodnić, że do stworzenia superbohaterów nie potrzeba radioaktywnych pająków, kosmitów czy eksperymentów genetycznych. Postanowił udowodnić, że istnieli oni dużo wcześniej niż powstał Superman.
Akcja komiksu rozpoczyna się latem 1898 roku, w Londynie. Tajemniczy pan Bond rozpoczyna, na zlecenie agencji wywiadu Korony i jej ukrytego za inicjałem "M" dowódcy, organizowanie niezwykłego zespołu do zadań specjalnych. Zespół ten składa się z Allana Quatermaina - poszukiwacza przygód i kolonizatora, dr Henry′ego Jekylla - ofiary eksperymentu przeprowadzonego na samym sobie, który pod wpływem stresu zmienia się w nieokiełznanego i brutalnego Mr. Hyde′a, niewidzialnego Hawleya Griffina - kolejnej ofiary eksperymentów naukowych oraz kapitana Nemo - wynalazcy i podróżnika, posiadacza niezwykłej łodzi podwodnej "Nautilus". Wszystkim dżentelmenom przewodzi... kobieta - tajemnicza Wilhelmina Murray.
Oczywiście na kartach "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" pojawiają się także inni bohaterowie klasyki literatury XIX wieku. Nie mogło oczywiście zabraknąć postaci związanych z największym detektywem wszechczasów - Sherlockiem Holmesem (on sam w czasie akcji komiksu uznawany jest za zmarłego, po pojedynku z jego najgroźniejszym wrogiem, genialnym profesorem Moriartym, opisanym przez Arthura Conan Doyle′a w opowiadaniach "Ostatnia Zagadka" i "Pusty dom"), czy też równie popularnego francuskiego detektywa Dupine′a.
Tak rozpoczyna się jeden z najciekawszych eksperymentów komiksu superbohaterskiego. Próba udowodnienia, że bohaterowie, których przygodami zaczytywali się nasi rodzice a nawet dziadkowie, równie dobrze spełniają się w roli superbohaterów takich jak Superman, Batman czy Spider-Man. Aby uzyskać ten dowód Alan Moore postawił "swoich" superbohaterów w możliwie najbardziej typowej sytuacji. Ich zadaniem jest powstrzymanie arcyłotra przed zdobyciem ostatecznej broni - niezwykłego wynalazku, zwanego kaworytem, który umożliwia korzystanie z antygrawitacji. Co za tym idzie, daje niezwykłą szansę na budowanie maszyn latających. Oczywiście cała sprawa jest bardziej pogmatwana, niż się wydaje, a prawdziwy, najgroźniejszy wróg, czai się bliżej niż bohaterowie przypuszczają .
W "Lidze Niezwykłych Dżentelmenów" mamy akcję jak z typowego komiksu superbohaterskiego. Czy jednak rzeczywiście zebrani przez Moore′a bohaterowie zasługują na status dzisiejszych superbohaterów? Najbardziej oczywistym przypadkiem, pasującym do współczesnych standardów jest Hawley Griffin. Niewidzialność do dziś jest jedną z najpopularniejszych i najchętniej wykorzystywanych supermocy. Podobnie sprawa ma się z Kapitanem Nemo. On bowiem, podobnie jak Batman i wielu innych bohaterów opiera swoją "moc" na niezwykłych wynalazkach. W przypadku Batmana jest to choćby Batmobil, zaś Nemo dysponuje swoją łodzią podwodną Nautilusem. Kolejny z bohaterów, Henry Jekyll i jego nieznośne alterego Mr. Hyde, czyli człowiek zmieniający się w potwora pod wpływem stresu. Identyczny schemat funkcjonuje w przypadku dr Banner′a i Hulka. Quatermain to nie przymierzając dzisiejszy (choć nieco podstarzały) Indiana Jones. Również przedstawiony w pierwszym tomie "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów", zapożyczony bezpośrednio od Arthura Conan Doyle′a, arcyłotr posiada wszelkie cechy popularnego dziś geniusza zła.
Większość recenzentów jako główną zaletę tego komiksu podaje właśnie sam fakt "ożywienia" klasycznych postaci literatury XIX wiecznej. Jak jednak słusznie zauważył mój redakcyjny kolega Błazej, w swojej recenzji "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów", sam fakt wykorzystania tych postaci nie jest niczym wybitnym. Dopiero sposób, sens, cel i przeznaczenie tego zapożyczenia czyni z komiksu Alana Moore′a dzieło wybijające się ponad przeciętność. Moim zdaniem owego sensu i celu należy szukać w przyszłości. Nie tyle nawiązania do klasyki literatury są istotne, o ile nawiązania do dzisiejszego kanonu komiksów superbohaterskich.
Moore nie wprowadza prawie żadnych większych zmian w charakterystyce wykorzystywanych przez siebie postaci. Po prostu "pożycza" ich z kart książek i przenosi do komiksu, gdzie czeka na nich już ewidentnie superbohaterska misja. Dzięki temu zabiegowi udowadnia on niezbicie, że idea superbohaterów jest ponadczasowa. Że postacie wymyślone przez Verne′a, Conan Doyle′a nie wymagają żadnych większych zmian, aby wypełnić zadania jakie stawia się dzisiejszym superherosom. Że równie dobrze w takiej roli sprawdzają się klasyczne postaci literatury, których nikt nie podejrzewa o związek z ideą posiadania nadludzkich mocy. Nikt nie ośmielił by się podejrzewać, bo jakże można porównywać nieśmiertelną legendę Kapitana Nemo, Sherlocka Holmesa czy Jekylla i Hyde′a z Batmanem, Supermanem czy Hulkiem? Toż to byłaby obraza dla klasyków literatury. Nasi dziadkowie nie mogliby już spokojnie powiedzieć "za naszych czasów to literatura dla młodzieży była o wiele lepsza i ciekawsza niż te wasze głupie komiksy". Moore udowadnia jasno, że Nemo, Jeckyll i Hyde, Sherlock Holmes korzystali ze schematów zbliżonych do tych, które są wykorzystywane dzisiaj w komiksach o superbohaterach.
Co więcej, Moore szanuje klasyków i nie zamierza wcale umniejszać ich wartości. Wręcz przeciwnie. Dowodząc silnych związków z dzisiejszymi komiksami, podkreśla jak wielki wpływ miały powieści Verne′a czy Conan Doyle′a na współczesnych twórców. Jak wielka, ponadczasowa siła kryje się w tych powieściach i w tych bohaterach. Wreszcie, daje oczytanym czytelnikom "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" dodatkową satysfakcję z wyszukiwania odniesień (często tak drobnych jak tytuł artykułu w gazecie na drugim planie) do szeroko pojętej klasyki. Właśnie to wszystko stanowi o sile, niezwykłości i wyjątkowości "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów". Za to właśnie "Liga" może być uznana za komiks wybitny, zaś Moore za jednego z najlepszych twórców komiksowych. Za zwrócenie uwagi fakt, że być może dzisiejszy pasjonat przygód kolorowo ubranych bohaterów nie różni się tak bardzo od swojego dziadka, będącego niegdyś pasjonatem przygód kapitana Nemo. Z drugiej strony możliwe, że dzisiejsi czytelnicy komiksów często zbyt pochopnie odrzucają możliwość zapoznania się z przygodami klasycznych bohaterów XIX wieku, bezpodstawnie uznając ich za przestarzałych, a ich przygody za "niestrawne".
"Liga Niezwykłych Dżentelmenów" to komiks niezwykły. Nie tylko z powodu świetnych rysunków, interesujących postaci czy wciągającej fabuły. Przede wszystkim z uwagi na fakt, że Moore podjął się trudnego dzieła. Nie tylko zebrał obarczone legendą grono bohaterów, ale także przedstawił ich w sytuacji bardziej pasującej do Supermana niż któregokolwiek z nich. Uczynił z tych klasycznych postaci superbohaterów i dokonał tego nie naruszając ich - funkcjonującego od wielu lat - wizerunku, nie zmieniając ich charakterystyk, sposobu działania. To duże osiągnięcie. Efekt pracy Moore′a i O′Neilla bez wątpienia ma wszelkie atuty niezbędne do tego, by przypaść do gustu większości czytelników. Z jednym wyjątkiem. "Liga Niezwykłych Dżentelmenów" na pewno nie spodoba się osobom, które cierpią na nieuleczalną awersję do samej idei komiksu superbohaterskiego. Nie da się bowiem ukryć, że choć jest to komiks niezwykły, to jednak jest to wciąż komiks o superbohaterach.
