Wilrid Lupano znany był u nas do tej pory głównie jako twórca świetnej serii „Azymut”. Teraz występuje w roli scenarzysty narysowanego przez Grégory’ego Panaccione komiksu zatytułowanego „Ocean miłości”. I trzeba przyznać, że ten zespół sprawdził się doskonale, tworząc opowieść o sile miłości, która potrafi pokonać wszelkie przeciwności losu. Ale bez obaw, nie jest to łzawy melodramat, lecz pełna emocji opowieść marynistyczna…
Kiedy przypłynie perłowa łódź…
[Wilfrid Lupano, Grégory Panaccione „Ocean miłości” - recenzja]
Wilrid Lupano znany był u nas do tej pory głównie jako twórca świetnej serii „Azymut”. Teraz występuje w roli scenarzysty narysowanego przez Grégory’ego Panaccione komiksu zatytułowanego „Ocean miłości”. I trzeba przyznać, że ten zespół sprawdził się doskonale, tworząc opowieść o sile miłości, która potrafi pokonać wszelkie przeciwności losu. Ale bez obaw, nie jest to łzawy melodramat, lecz pełna emocji opowieść marynistyczna…
Wilfrid Lupano, Grégory Panaccione
‹Ocean miłości›
Gdy jeden z dwójki głównych bohaterów tej opowieści wstaje z łóżka jest jeszcze ciemno. Starszy mężczyzna zakłada okulary, kapcie i schodzi do kuchni na śniadanie. Posiłek jest już gotowy, zatem ktoś tu musiał wstać jeszcze wcześniej, żeby go przygotować. Oczywiście to może być tylko kochająca żona, która nie wypuści męża do pracy bez ciepłego śniadania. Ze stron komiksu unosi się zapach smakowicie wyglądającego omletu i gorącej kawy. Śniadanie jest przepyszne i pozwala z optymizmem spojrzeć na nadchodzący dzień, nawet jeśli prognozy pogody nie są zbyt optymistyczne. Czar pryska dopiero, gdy żona szykuje posiłek do pracy, którego głównym daniem są sardynki w oleju. Na widok małej, prostokątnej puszki mąż krzywi się z niesmakiem. Można zatem podejrzewać, że nie jest to pierwszy raz, kiedy zona wyposaża go w to – według niej bardzo wartościowe – danie. No trudno, teraz już tylko szybki prysznic i w drogę.
Starszy mężczyzna wędruje uliczkami nadmorskiego miasteczka i dociera wreszcie do swojego kutra. Tu już czeka na niego nieco płochliwy towarzysz i razem wyruszają na pokładzie „Marii” w morze. Połów idzie raczej kiepsko. Czas mija a sieci są nadal puste. Tak, jak żołądki rozczarowanych rybaków. Czas na posiłek. Nasz bohater z rozpaczą wyciąga ze swojego pudełka puszkę sardynek i od razu ze złością ciska ją pod pokład. Jak się okazuje jest tam już spory zapas tego rybnego przysmaku. I tak sobie czas leniwie płynie, aż dochodzi do katastrofy. Oto malutki kuter z dwoma rybakami na pokładzie nagle znajduje się na kursie monstrualnie wielkiego statku rybackiego o wdzięcznej nazwie „Goldfish”. Niestety nie ma szans, by marynarze giganta dostrzegli łupinkę, którą za chwilę staranują. Dwaj dzielni rybacy podejmują jednak walkę i gdy wydaje się już, że zdołają się uratować, „Maria” zaplątuje się w ogromną sieć ciągniętą przez giganta.
Tak rozpoczynają się przygody małżonków, którzy próbują do siebie powrócić wbrew przeciwnościom losu. Rybak walczy z żywiołami oraz monstrualnie przerośniętymi wytworami technologii, natomiast żona, której szybko nudzi się wyczekiwanie we łzach na powrót męża, wyrusza w podróż, wytrwale przeciwstawiając swój tradycyjny styl życia, nowoczesnym modom. On zmaga się z naturą, ona zaś ze społeczeństwem. Oboje dążą do jednego celu – chcą ponownie wziąć w ramiona ukochaną osobę. I oboje muszą po drodze wykazać się wytrwałością, siłą, pomysłowością i… pogodą ducha pozwalającą im nieustannie wierzyć w szczęśliwe zakończenie tej historii.
Wilfrid Lupano snuje swoją historię nie używając ani jednego słowa, ale kadry tworzone przez Grégory’ego Panaccione przemawiają z wielką siłą. Jego cartoonowe, niesamowicie ekspresyjne postacie mówią do czytelnika całym swoim ciałem, dając możliwości twórczego interpretowania sytuacji ukazanych w kadrach. Co więcej, artysta w niezwykle sugestywny sposób zestawia obrazy odnoszące się do tradycyjnego, skromnego rybackiego życia z przedstawieniami nowoczesnego, rozbuchanego technologicznie świata. Rozkładówka przedstawiająca spotkanie malutkiego kutra z monstrualnym statkiem robi niezwykłe wrażenie swoim rozmachem, kadrowaniem i perspektywą. Podobnie oddziałuje dwuplanszowa scena, w której widzimy malutki stateczek wpływający w ogromną plamę śmieci. Zresztą artysta często zestawia te dwie skale, przedstawiając malutki kuter pośród bezkresnego morza, a każda z takich rozkładówek przykuje bez wątpienia oko czytelnika na dłuższą chwilę. Z kolei oglądając – również zbudowaną z dwóch plansz – scenę, w której „Maria” wpływa do portu, czytelnika, zapewne jak i sam marynarz, będzie miał łzy w oczach.
„Ocean miłości” to wspaniały komiks, który udowadnia, że sam obraz może być równie wymowny jak tekst literacki. Album można przejrzeć dość szybko, pędząc do finału po wzburzonym oceanie, ale równie dobrze można nad nim spędzić godziny, podziwiając przepiękne rysunki i wsłuchując się jednocześnie w nastrojową piosenkę Antoniny Krzysztoń, która bez wątpienia doskonale oddaje atmosferę tej opowieści. Podczas lektury będzie także wiele okazji do namysłu nad specyfiką współczesnego świata. Bo przecież nie tylko o romantyczną miłość tu chodzi. Owszem, to ona jest na pierwszym planie. To ona popycha dwójkę bohaterów do działania. Ale przecież równie ważne są tu refleksje na temat kondycji współczesnego świata. Nie sposób przecież nie dostrzec ubolewania nad niszczeniem środowiska, które dokonuje się każdego dnia. Trudno także nie zauważyć rozmyślań o stylach życia wykreowanych przez dynamiczny rozwój technologii. No i wreszcie dość oczywiste jest, że autorzy sympatyzują ze skromnym, uczciwym, pracowitym życiem, jakie coraz częściej dziś przyciąga ludzi zmęczonych wielkim światem.
