Zbiorcze wydanie „Fastnachtspiela” Marka Turka to bez wątpienia album wyjątkowy. Mroczna, surrealistyczna atmosfera, ociekające czernią rysunki i upiorne postacie – to wszystko sprawia, że lektura tej osnutej na biblijnych i mitycznych motywach opowieści jest doświadczeniem na długo pozostającym w pamięci.
Świat na opak?
[Marek Turek „Fastnachtspiel: Fastnachtspiel (wyd. zbiorcze)” - recenzja]
Zbiorcze wydanie „Fastnachtspiela” Marka Turka to bez wątpienia album wyjątkowy. Mroczna, surrealistyczna atmosfera, ociekające czernią rysunki i upiorne postacie – to wszystko sprawia, że lektura tej osnutej na biblijnych i mitycznych motywach opowieści jest doświadczeniem na długo pozostającym w pamięci.
Marek Turek
‹Fastnachtspiel: Fastnachtspiel (wyd. zbiorcze)›
Ta opowieść wykorzystuje wprawdzie motywy znane z Pisma Świętego oraz greckiej mitologii, ale nie znaczy bynajmniej, że jest to jakaś komiksowa adaptacja tych przekazów. Jest tu co prawda akt stworzenia i jest koniec świata, są anioły i archanioły, jest Bóg i Lucyfer, jest wieża Babel, jest nawet Styks i Charon, ale wszystko to odwrócone o 180 stopni. Te elementy zyskują zupełnie nowe znaczenia. W końcu tytuł komiksu zobowiązuje. Fastnachtspiel to wywodząca się ze średniowiecznych Niemiec tzw. gra mięsopustna. Mięsopust to nazwa ostatków, czyli kilku ostatnich dni karnawału (od tłustego czwartku do środy popielcowej). W tym czasie odgrywano przedstawienia, które osadzone były w specyficznych realiach – w tzw. świecie na opak. W świecie, w którym reguły i normy obowiązujące na co dzień ulegały zawieszeniu lub odwróceniu. Błazen mógł tu być królem, a król błaznem. W tych przedstawieniach pojawiały się takie postacie, jak diabły, czarownice, śmierć, duchy czy anioły. I faktycznie, jak na prawdziwe przedstawienie karnawałowe przystało, „Fastnachtspiel” Marka Turka zawiera wszystkie te elementy. Rzecz dzieje się w pewnym mieście…
Miasto powstało na gruzach starego świata i jest obecnie jedynym Miastem we wszechświecie. Jego mieszkańcy nie pamiętają nic z poprzedniego życia i nie wiedzą jak się tu znaleźli. Żyją jakby w zawieszeniu. Mają poczucie trudnej do uchwycenia nierealności tego świata, tak, jakby faktycznie byli postaciami z jakiejś sztuki. Właśnie dlatego najbardziej pożądanym towarem są wspomnienia. Istnieje podziemie zajmujące się ich pozyskiwaniem. Niektórzy z mieszkańców w piwnicach ukrywają krwiożercze wampiry. Mieście nikt nie umiera, ale nikt też się nie rodzi. Zapewnia to swoistą równowagę, lecz powoduje mnóstwo dziwnych sytuacji. Nikt nie może z miasta uciec. Wprawdzie krąży legenda mówiąca o istnieniu portalu, przez który można opuścić to miejsce, ale nikt nie może jej potwierdzić. Ci, którzy rzekomo przez niego przeszli, nigdy nie wrócili. Miasto otacza Styks, nie jest to jednak rzeka lecz bezkresne morze. Gdzieś na nim jest wyspa, na której mieszka Charon i jego żona - Śmierć. Jest ona przykuta łańcuchami do ściany, co tłumaczy brak zgonów. Mimo tego Charon systematycznie podpływa do Miasta, licząc, że w końcu zabierze kogoś na swój kuter.
W Mieście żyje galeria niezwykłych postaci. Władzę sprawuje upiorny Burmistrz. Różnymi sposobami stara się utrzymać mieszkańców w ryzach. A to zmusza ich do budowy absurdalnych konstrukcji, a to brutalnie torturuje w swoim więzieniu. Rezultat zawsze jest ten sam – pełne podporządkowanie. O ile Burmistrz rządzi miastem, to w pewnym sensie Burmistrzem rządzi – nie mniej upiorna sekretarka – pani Krysia. Znajdziemy tu również Człowieka o Dziwnym Spojrzeniu ściśle współpracującego z Człowiekiem, który Wiedział za Dużo. Są także golemy, pełniące funkcję strażników – Zygmunt Traviata oraz Jonasz Opera. Ten pierwszy pilnuje bramy, przez którą do Miasta mogą dostawać się niepożądani i niebezpieczni osobnicy, tacy jak Tobiasz Przeklęty. O spokojny sen mieszczan dba również archanioł Rivanol. Działa w nim również upiorne Stowarzyszenie Anonimowych Męczenników. Z uwagi na brak dzieci, miejscowe karły wynajmują się tu w tej roli na godziny.
Nie brakuje tu również charakterystycznych budowli. Jest w Mieście na przykład konstrukcja, która nazywa się Babel i pnie się do nieba w samym centrum. Każdego dnia jest o kilkadziesiąt metrów bliżej nieba. Pracuje na niej milion robotników, a każdego dnia przybywają nowi. Czyni ją największym przedsięwzięciem w dziejach ludzkości. Budowę nadzoruje sam Burmistrz, a cel przedsięwzięcia jest oczywisty. Coraz bliżej jest moment, w którym na budowie zatrudnieni zostaną wszyscy mieszkańcy miasta, dzięki czemu nikt nie będzie zagrażał obecnej władzy. Jeszcze chwila i wszyscy będą wykonywać polecenia Burmistrza.
Upiorna atmosfera rodem z opowiadań Franza Kafki i komiksów Franka Millera udziela się czytelnikowi, który wraz z każdą planszą pogrąża się w onirycznych opowieściach. Tym bardziej, że z mozaiki historii o poszczególnych indywiduach wyłania się spójna opowieść o losach Miasta. Miasta, które stwórca powołał do życia, tak, jakby przeprowadzał kolejny eksperyment. Eksperyment, w którym wszystko zostało dokładnie zaplanowae i przewidziane. Każdy ma w nim do odegrania swoją rolę. Wraz z rozwojem tej opowieści wszystko staje się oczywiste. Zdarzenia zmierzają nieuchronnie do wielkiego finału…
Choć ta opowieść powstawała na przestrzeni dwudziestu lat, to autor doskonale panuje nad wszystkimi jej elementami. Poszczególne wątki zostały doprowadzone do spektakularnego finału, a następnie ukazane z odmiennej perspektywy w historii zamykającej album. Ta ostatnia opowieść jest jedyną, która wcześniej nie ukazała się w osobnym albumie. Również pod względem wizualnym da się zaobserwować dużą spójność. Choć nieuniknione są drobne zmiany, będące elementem naturalnej ewolucji – trzeba pamiętać, że pierwsza odsłona tej monumentalnej historii została opublikowana w roku 2001 – to czarno-biała, bazująca na dużym kontraście stylistyka stanowi znak firmowy autora. Warto również zwrócić uwagę na doskonałe materiały dodatkowe zamieszczone na końcu tomu. Szczególnie mogą podobać się karty tarota z postaciami z komiksu.
Średniowieczne fastnachspiele niosły ze sobą dydaktyczne przesłanie. Ukazanie świata na opak miało wzbudzić strach przed rzeczywistością, w której nie obowiązują żadne normy. Ludzie oglądający te przedstawienia śmiali się z ukazanych tam zdarzeń, ale jednocześnie cieszyli się, że na co dzień świat jest bardziej uporządkowany i przewidywalny. Czy komiks Marka Turka ma podobną wymowę? No cóż, każdy będzie musiał odpowiedzieć na to pytanie samodzielnie. Bez wątpienia ta satyra na współczesny świat skłania do refleksji. Brutalna władza skrywająca się za machiną biurokracji, fanatycy pragnący być ofiarami prześladowań, bezwolni mieszkańcy bez przeszłości snujący się ulicami miasta niczym żywe trupy i skrywający w piwnicach swoje demony – nie da się ukryć, że te motywy aż proszą się o interpretowanie ich jako metafory naszego świata. Czy jednak jest to świat na opak, czy może jednak to nasza codzienność?

Sądząc z opisu to miasto to chyba Warszawa.