Bond. James Bond! Dotąd nie miał szczęścia w Polsce. Przynajmniej jeśli chodzi o opowieści rysunkowe. Bo filmy, co oczywiste, wszystkie wydano w naszym kraju na DVD. Najnowsze z kolei na bieżąco trafiają do kin. Ukazała się nawet większość książek autorstwa Iana Fleminga i jego następców. Z komiksem wystartowano jednak dopiero niedawno, zaczynając od serii publikacji Dynamite Entertainment. Na pierwszy ogień poszedł „Warg” ze scenariuszem samego Warrena Ellisa.
Perfekcyjny zabójca nie zna litości
[Warren Ellis, Jason Masters „James Bond 007 #1: WARG” - recenzja]
Bond. James Bond! Dotąd nie miał szczęścia w Polsce. Przynajmniej jeśli chodzi o opowieści rysunkowe. Bo filmy, co oczywiste, wszystkie wydano w naszym kraju na DVD. Najnowsze z kolei na bieżąco trafiają do kin. Ukazała się nawet większość książek autorstwa Iana Fleminga i jego następców. Z komiksem wystartowano jednak dopiero niedawno, zaczynając od serii publikacji Dynamite Entertainment. Na pierwszy ogień poszedł „Warg” ze scenariuszem samego Warrena Ellisa.
Warren Ellis, Jason Masters
‹James Bond 007 #1: WARG›
Przekonywanie czytelników „Esensji” o ważności postaci Jamesa Bonda dla popkultury byłoby zwykłą stratą czasu. To w końcu jeden z najważniejszych bohaterów literackich i filmowych XX i XXI wieków. Choć do Polski zawitał stosunkowo późno, bo oficjalnie dopiero w latach 80. (wiadomo, żelazna kurtyna itp.), szybko nadrobiliśmy straty wynikające z tego, że po zakończeniu drugiej wojny światowej znaleźliśmy się nie w tym obozie politycznym, co należało. O ile filmy z agentem 007 szybko stały się hitami wypożyczalni wideo, a potem również kin, o tyle powieści Iana Fleminga (i tych pisarzy, którzy po jego śmierci podjęli trud tworzenia kontynuacji) cieszyły się – mówiąc eufemistycznie – nieco mniejszym zainteresowaniem. Być może to właśnie spowodowało, że rodzimi wydawcy przez wiele lat nie interesowali się wcale komiksami publikowanymi na podstawie książek Fleminga i scenariuszy filmów z Jamesem Bondem. Przynajmniej aż do jesieni ubiegłego roku, gdy temat postanowiło podjąć szefostwo Non Stop Comics.
W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii pierwsza Bondowska opowieść rysunkowa ukazała się w… 1962 roku. I chyba nikogo nie zdziwi fakt, że była to adaptacja „Doktora No” (dokonana przez niejakiego Normana J. Nodela), czyli debiutanckiego kinowego filmu serii. W przeciwieństwie do obrazu z Seanem Connerym w roli głównej, przebojem się nie stała. W efekcie na kolejny komiks trzeba było czekać prawie dwie dekady. Tym razem passa trwała trochę dłużej, bo do połowy lat 90. W tym czasie ukazało się jedenaście historii, chociaż gwoli ścisłości nie wszystkie doczekały się finału. Cykl przechodził też z rąk do rąk, od wydawnictwa (na początku był to Marvel) do wydawnictwa (na końcu Topps Comics), by – jak się wydawało – umrzeć śmiercią naturalną. Trzecie narodziny rysunkowego agenta 007 miały miejsce trzy lata temu. Sprawę wzięła wówczas w swoje ręce amerykańska oficyna Dynamite Entertainment, która tworzenie scenariusza powierzyła specjaliście najwyższej próby, czyli Brytyjczykowi Warrenowi Ellisowi („Transmetropolitan”, „Authority”, „
Avengers: Wojna bez końca”).
Ellis, zachowując wszelkie elementy składowe dzieła (zwłaszcza filmowego, bo nie ukrywajmy, że dla większości fanów Bonda najistotniejsze jest to, co widzą na ekranie), miał dostarczyć scenariusz, który porwie czytelników. Czy dostarczył? Na to pytanie odpowiemy za chwilę. W każdym razie schemat „Warga” – tak zatytułowany został składający się z sześciu (dlaczego nie siedmiu?) części pierwszy epizod nowej odsłony – odpowiada dziełom kinowym cyklu. Najpierw mamy teaser, potem czołówkę, właściwą akcję, widowiskowy finał, a na koniec informację, na którą za każdym razem z niecierpliwością oczekują fani najsłynniejszego agenta Jego Królewskiej Mości, czyli „James Bond powróci w…”. Początek nie zawodzi. W zaśnieżonych Helsinkach Bond dopada profesjonalnego zabójcę, którego wygląd sprawia, że człowiek sam ma ochotę strzelić sobie w głowę, i wysyła go na tamten świat. Wcześniej, by zemsta była jeszcze słodsza, informuje go, dlaczego tak się właśnie dzieje – to odwet za zamordowanie agenta 008, przyjaciela Jamesa.
Po powrocie do Londynu Bond zgłasza się w siedzibie MI6 i zostaje przyjęty przez M, który powiadamia go, że helsińska operacja będzie miała ciąg dalszy. Skoro James zlikwidował zabójcę odpowiedzialnego za śmierć 008, teraz musi przejąć i dokończyć sprawę prowadzoną przez swego kolegę po fachu. Ma dopaść działającego na terenie Europy kontynentalnej handlarza narkotyków, który zaczął zalewać rynek brytyjski wyjątkowo paskudną odmianą kokainy. Trop – podesłany zresztą przez CIA – wiedzie do Berlina. I tam też udaje się agent 007. Po przybyciu Bonda do stolicy Niemiec akcja natychmiast nabiera tempa i pędzi na złamanie karku aż do samego końca. Jest to możliwe głównie dzięki temu, że Warren Ellis nie zrobił zbyt wiele, aby ją skomplikować. Czytelnik, który obejrzał choć kilka Bondowskich filmów – a przecież tylko tacy sięgną po „Warga” – natychmiast rozpozna, kto okaże się głównym adwersarzem tytułowego bohatera serii. Wynika to nie tylko z powielonego przez scenarzystę schematu, ale również ze sposobu, w jaki postać ta została narysowana (od pierwszego kadru, w jakim się pojawia, wzbudza ona głęboką nieufność).
W fabule „Warga” nie ma kompletnie nic zaskakującego. Bo też Ellis zadbał o to, aby Bond nie musiał rozwiązywać żadnych dylematów moralnych ani skomplikowanych łamigłówek psychologicznych. Bohater skupia się więc na tym, aby bić mocno, strzelać szybko i celnie i mieć zawsze na podorędziu pomysł, który pozwoli mu uniknąć zastawionej przez wrogów pułapki. W filmie ten schemat sprawdza się dużo lepiej. To kwestia odpowiedniego stopniowania napięcia, montażu i towarzyszącej całości muzyki. Pozbawiony tego komiks musi przykuwać uwagę przede wszystkim stroną wizualną. A z tą jest średnio. Rysunki Jasona Mastersa (rodem z RPA) są toporne w scenach statycznych, a w dynamicznych miejscami wydają się wręcz – oczywiście w sposób niezamierzony – karykaturalne. Najlepiej wychodzi grafikowi przedstawianie roztrzaskiwanych z bliskiej odległości pistoletowymi kulami głów, gdy na ścianę, podłogę czy meble rozbryzgują się mózgi i krew. Ale to trochę zbyt mało. Co zatem sprawia, że warto jednak dać „Wargowi” szansę? Dobre, oddające klimat Bondowskich filmów tłumaczenie, sentyment do postaci i – to już trochę na wyrost – pokaźna porcja materiałów dodatkowych (szkiców postaci i alternatywnych okładek).
Jak na razie, na stronie polskiego wydawcy nie pojawiła się jeszcze informacja, ani kiedy, ani czy w ogóle zostanie wydany drugi tom komiksowych przygód agenta 007 spod znaku Dynamite Entertainment. Choć przecież na ostatniej planszy „Warga” został zapowiedziany „Eidolon” (autorstwa tych samych twórców, to jest Ellisa i Mastersa).
