Chciałoby się napisać coś pozytywnego, ale… [Roge Antonio, Tom King, Andy MacDonald, Riley Rossmo, Tim Seeley, James Tynion IV „DC Odrodzenie: Batman - Noc Ludzi Potworów” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Marka „Nowe DC Comics” umarła po niespełna pięciu latach funkcjonowania, a na jej miejsce – w maju 2016 roku – pojawiło się „DC Odrodzenie”. Większość dotychczasowych serii doczekała się tym samym kontynuacji w zmodyfikowanej wersji. W tym oczywiście sztandarowa postać wydawnictwa, czyli Batman. Jedną z pierwszych opowieści z Człowiekiem-Nietoperzem publikowanych pod nowym szyldem była sześcioodcinkowa „Noc ludzi potworów”.
Chciałoby się napisać coś pozytywnego, ale… [Roge Antonio, Tom King, Andy MacDonald, Riley Rossmo, Tim Seeley, James Tynion IV „DC Odrodzenie: Batman - Noc Ludzi Potworów” - recenzja]Marka „Nowe DC Comics” umarła po niespełna pięciu latach funkcjonowania, a na jej miejsce – w maju 2016 roku – pojawiło się „DC Odrodzenie”. Większość dotychczasowych serii doczekała się tym samym kontynuacji w zmodyfikowanej wersji. W tym oczywiście sztandarowa postać wydawnictwa, czyli Batman. Jedną z pierwszych opowieści z Człowiekiem-Nietoperzem publikowanych pod nowym szyldem była sześcioodcinkowa „Noc ludzi potworów”.
Roge Antonio, Tom King, Andy MacDonald, Riley Rossmo, Tim Seeley, James Tynion IV ‹DC Odrodzenie: Batman - Noc Ludzi Potworów›Czy to jest one-shot? I tak, i nie. Tak, ponieważ jest, opowiedzianą w sześciu rozdziałach, zamkniętą historią. Nie, ponieważ te sześć rozdziałów zostało rozłożonych na publikowane chronologicznie w listopadzie i grudniu 2016 roku trzy serie wydawnicze: „Batman (Vol. 3)”, „Nightwing (Vol. 4)” oraz „Detective Comics”. A wszystko to w ramach nowej, uruchomionej w maju przed dwoma laty, marki „DC Odrodzenie”, która zastąpiła dotychczasowe „Nowe DC Comics”. Widocznie firma uznała, że taki restart fundowany czytelnikom co kilka lat może przynieść wymierne efekty ekonomiczne. Czy tak jest w rzeczywistości, powinno okazać się na początku kolejnej dekady. Wśród kontynuowanych cyklów nie zabrakło tych z uniwersum Mrocznego Rycerza, w tym – oczywiście poza „Batmanem” – „Nightwinga”, „Detective Comics”, „Batgirl”, „Batwoman” i kilku innych. Jedno jest pewne: obojętnie jak długo pociągnie „DC Odrodzenie”, komiksów eksplorujących Gotham City na pewno nie zabraknie. Choć z góry możemy założyć, że nie wszystkie powinny się ukazać… Do takich należy właśnie „Noc ludzi potworów” – albumik, który zainteresować może jedynie najzagorzalszych wielbicieli Człowieka-Nietoperza. Co jednak wcale nie oznacza, że im się spodoba. W tej miniserii zamaskowany Bruce Wayne jest tylko jednym z kilku równorzędnych bohaterów. Nie mniej istotną rolę odgrywają Nightwing (Dick Grayson), Batgirl (tu jako alter ego Stephanie Brown) i Batwoman; drugi plan zaludniają natomiast między innymi panicz Duke (od niedawna członek „rodziny Batmana”), Clayface (tym razem, o dziwo, po stronie dobra) oraz Gotham Girl (Claire Clover), czyli zupełnie nowa postać w tej ekipie. Istotni dla kanonicznych historii z Mrocznym Rycerzem Alfred Pennyworth czy komisarz Jim Gordon grają jedynie „ogonki”. W przypadku tego ostatniego aż żal patrzeć, do jakiej roli został sprowadzony. Równie dobrze mogłoby go wcale nie być. Ze starych znajomych spotykamy jeszcze Spoiler i Orphan. A kogo w tym gronie pomocników Batmana brakuje? Niestety Red Robina, którego spotkało wielkie nieszczęście w „Powstaniu Batmanów”. Po krótkim wyjaśnieniu zawiłości formalnych przejdźmy do fabuły, która – choć zapewne zdaniem scenarzysty Steve’a Orlando – powinna zachwycać, to jednak nie zachwyca. Mimo że zawiązanie akcji jest obiecujące. W kierunku Gotham nadciąga huragan. Radio ostrzega przed kataklizmem, ale ludzie, wiadomo, w takich sytuacjach rzadko biorą sobie do serca przestrogi. Spodziewający się wyjątkowo ciężkiej nocy Batman postanawia postawić na nogi swoich najbliższych współpracowników; zakłada bowiem, że konieczna może być ewakuacja mieszkańców z obszarów miasta, które najprawdopodobniej zalane zostaną wodą z zatoki. I ma nosa. Nie dlatego, że przewidział powódź, bo ta okazuje się akurat drobną dolegliwością. Znacznie bardziej we znaki dają się Człowiekowi-Nietoperzowi i jego kompanom cztery gigantyczne potwory wypuszczone na wolność przez… doktora Hugona Strange’a. Historia ich powstania jest nieco bardziej skomplikowana, ale zdradzanie jej pozbawiłoby czytelników jednego z nielicznych intrygujących momentów lektury. W każdym razie są tyleż paskudne, co karykaturalne. A walka z karykaturalnymi potworami rzadko bywa ekscytująca. Podstawowym mankamentem fabuły jest jej schematyczność i nudziarstwo. Przez większość czasu naprawdę trudno wykrzesać z siebie jakiekolwiek zainteresowanie tym, co wymyślił Orlando, a w czym dodatkowo pomogli mu jeszcze Tom King, Tim Seeley i James Tynion IV. Wydawałoby się, że zwłaszcza ostatnie dwa nazwiska powinny być gwarancją poziomu i sukcesu (wszak to sztandarowi twórcy opowieści o Mrocznym Rycerzu z czasów „ Nowego DC Comics”), ale – jak się okazuje – niekiedy nawet na zdrowym drzewie może urosnąć niesmaczny owoc. Wprawdzie w finale, gdy akcja się zagęszcza, a Orlando zaczyna psychologizować, robi się odrobinę ciekawiej. Jest już jednak zdecydowanie zbyt późno, aby uratować całość. Tym bardziej że zwyczajnie zabrakło czasu na odpowiednie rozpisanie (i rozrysowanie) „pojedynku” Batmana z głównym szwarccharakterem miniserii, którym jest… Cóż, może mimo wszystko uda Wam się dociągnąć do tego momentu. Za „Noc ludzi potworów” odpowiada trzech rysowników (Kanadyjczyk Riley Rossmo, Amerykanin Andy MacDonald oraz Brazylijczyk Rogê Antônio) – każdy z nich wykonał swoją pracę poprawnie, lecz żaden nie zachwycił. Niekoniecznie dlatego, że ich na to nie stać – to raczej wina materiału wyjściowego, którego twórca zamiast na psychologicznych zawiłościach i kryminalnej intrydze skupił się na pulpowej nawalance. W efekcie ucierpiało na tym mroczniejsze oblicze Batmana. Kto zaś zyskał? Chyba jedynie Batgirl i Batwoman, które w nieco luźniejszej konwencji wypadają całkiem atrakcyjnie. 
|