Czego oczekuję od komiksów sensacyjnych? Ciekawych, umiejętnie sportretowanych bohaterów, logicznej, dynamicznej akcji, bogatego, barwnego tła. Czego oczekuję od komiksów fantastycznych? Ciekawych, umiejętnie sportretowanych bohaterów, logicznej, dynamicznej akcji, bogatego, barwnego tła. Czegóż więc oczekuję od komiksu sensacyjno-fantastycznego, takiego, jak „Bez honoru"? Można się domyśleć…
Lilak (Syringa vulgaris)
[Clayton Crain, Fiona Kai Avery „Bez honoru” - recenzja]
Czego oczekuję od komiksów sensacyjnych? Ciekawych, umiejętnie sportretowanych bohaterów, logicznej, dynamicznej akcji, bogatego, barwnego tła. Czego oczekuję od komiksów fantastycznych? Ciekawych, umiejętnie sportretowanych bohaterów, logicznej, dynamicznej akcji, bogatego, barwnego tła. Czegóż więc oczekuję od komiksu sensacyjno-fantastycznego, takiego, jak „Bez honoru"? Można się domyśleć…
Clayton Crain, Fiona Kai Avery
‹Bez honoru›
Oto Random. Random jest wysokiej klasy specjalistą w swoim fachu. Jak sam mówi, „zajmuje się sztuką”. Uwielbia prywatne kolekcje dzieł sztuki, nienawidzi muzeów, które „są dwa razy lepiej zabezpieczone i zawsze w nich śmierdzi smarem i cytryną”. Random jest czasem rysowany ostrymi kreskami, czasem jednak jego twarz jest poorana krągłymi bruzdami. Rude, proste włosy sterczą na wiele stron, miejscami zakręcając w swych końcówkach. Oczy… nieraz Random rysowany jest z zezem, często jedno oko ma „bardziej” niż drugie…
Oto Tannen. Yojimbo. Niegdyś wasal wielkiego Yoshio, przy którego martwym ciele poprzysiągł zemstę. Musiał na nią czekać ponad dwanaście wieków… aż odrodził się w ciele Randoma. Przejmując je ma krótką szczecinkę na krągłej głowie i dziki, nieprzejednany wzrok – choć często w miejscu oczu widać jedynie plamy światła. Gdy wspomina czasy swej młodości, jego twarz nagle wydłuża się, a spięte z tyłu włosy sięgają pasa…
Oto Brit. Brit także jest specjalistką, choć tym razem stoi po drugiej stronie barykady… Poluje na Randoma, stosując metody niekoniecznie akceptowane przez przełożonych, stróżów prawa. Długie, spięte brązowe włosy i wiecznie głupawy wzrok to właściwie wszystkie jej cechy charakterystyczne, bo reszta zmienia się z kadru na kadr. Nieumiejętność rysowania kobiet aż bije po oczach…
Pozostałe postacie są rysowane dwojako – albo kilkoma ostrymi kreskami, albo wieloma krągłymi „włoskami”. Twarze są dość nieciekawe – napuchnięte bądź zniszczone życiem… a może tylko ręką kreślarza? Poza tym – są do siebie niezwykle podobne. Angelica do Brit, Alfie do Randoma, Sakai do ojca Floyda i sprzedawcy w sklepie, wszyscy młodzi samurajowie do siebie nawzajem…
Random włamuje się do Muzeum Guggenheima na Manhattanie, kradnąc średniowieczny, samurajski miecz. Kalecząc się ostrym brzeszczotem, łączy swą krew z duszą Tannena, umożliwiając mu powrót do świata żywych. Samuraj, żądny zemsty, przejmuje w pełni ciało złodzieja, spychając w tło jego świadomość… z którą przez całą akcję będzie prowadzić dialog. Aby czytelnik nie pogubił się, zastosowano prostą, acz skuteczną sztuczkę: wszystkie kwestie Tannena, czy to słowne, czy wypowiadane tylko w myślach, są przedstawiane białą czcionką na czarnym tle. Skutek? Czytelnik wie, kto w danej chwili przemawia, reszta bohaterów pierwszo- czy drugoplanowych nie… Co w połączeniu z niezrozumieniem realiów współczesnego świata w prosty sposób prowadzi do kolejnych konfliktów napędzających akcję.
Brit poluje na Randoma, wykorzystując swe bogate doświadczenie. I już go prawie dopada, kiedy pewne wypadki powodują jej nagłe zniknięcie z kart komiksu. Wątek jest urwany, bohaterka mogła równie dobrze w ogóle nie istnieć.
Random, szukając sposobu na wyzwolenie / usunięcie Tannena ze swego ciała, wyrusza w podróż do Japonii… A tutaj już wszystko przebiega błyskawicznie. Zbyt błyskawicznie. Akcja wygląda na pośpiesznie zakańczaną, jakby autorce scenariusza brakło pomysłów na wykorzystanie bogatego duchowego świata Kraju Kwitnącej Wiśni. Oto Tannen idzie na cmentarz, walczy, jedzie pociągiem, znowu walczy… Na czterech stronach autorzy zamykają dość misternie rozwijaną fabułę. Ucinają, rzec można. Ostrzem samurajskiego miecza.
Manhattan nocą jest słabo rozświetlony, w dynamicznych kadrach przedstawiono jedynie jego skrawki. „Małe Tokio” poznajemy jako typową dzielnicę ciemnych zaułków. Wnętrza pomieszczeń i nabrzeża – wszędzie wyglądają podobnie. Podziemia wyróżniają się na plus, ale skąd się wzięły? Wreszcie Japonia – to połączenie Manhattanu, kilku drzew, zboczy Fuji i wnętrz sadyby Yoshio. Mało.
Rysunki bardzo dynamicznie zajmują dostępną przestrzeń. Wychodząc na barwny margines (którego kolor podkreśla bieżący nastrój czy akcję), często nie dają się zamknąć w tradycyjnych, prostokątnych ramkach – a nawet zajmują całą stronę oraz rozkładówkę. Duża, dynamiczna ilustracja – to jest to, co grafikom udało się najbardziej. Widok duchów ludzi zamordowanych w czasach prohibicji mógłby stać się niezłą okładką płyty niejednej kapeli metalowej. Ale umiejętność rysowania plakatów niekoniecznie idzie w parze z umiejętnością prowadzenia narracji komiksu…
W akcję wplątane są także całostronicowe plakaty okładek poszczególnych części, w których seria ukazała się pierwotnie – od marca 2001 do czerwca 2001, w postaci czterozeszytowej miniserii z wydawnictwa Top Cow.
Na dynamicznych rysunkach obowiązuje dynamiczna kreska. Czasem jednak nie udało mi się rozszyfrować, co właściwie dany rysunek przedstawia. Zamysł scenarzystki czy kreślarza nie do końca udało się przenieść na papier.
Do tego dochodzą, niestety, literówki i błędy tłumaczenia.
Oczekiwałem dobrze narysowanego komiksu. Otrzymałem dobrze wydaną historyjkę z wieloma błędami graficznymi i scenariuszowymi, którą mimo wszystko… dobrze się czyta. Szkoda, że – w świetle aktualnych informacji (a właściwie ich braku) – seria nie będzie kontynuowana, a więc wątki pozostaną urwane.
Do wydawnictw komiksowych Fiona Kai Avery trafiła przypadkiem. Długotrwała znajomość z Michaelem Straczynskim, jaka zawiązała się przy pracy nad serialami telewizyjnymi „Babilon 5” oraz „Kosmicznej krucjaty” (Crusade) spowodowała, że gdy ten zgłosił się do jednego z oddziałów wydawnictwa Image Comics z propozycją scenariusza do swojego autorskiego komiksu – i został entuzjastycznie przyjęty, Fiona nie pozostawała zbyt daleko. W kilka miesięcy po premierze pierwszego numeru „Rising Stars” w rodzimych wydawnictwach z Top Cow pojawiły się reklamy zapowiadające pierwszy komiks „protegowanej Straczynskiego”.
Clayton Crain, rysownik odpowiadający za kształt graficzny komiksu, nie był debiutantem. Po raz pierwszy jego rysunki pojawiły się w 1998 roku w szesnastym numerze komiksu „Shadow Man” (wyd. Acclaim Comics), a szlify komiksowe zdobywał Clayton później podrabiając rysowników rezydujących w takich tytułach jak „Kiss: Psycho Circus” i „Curse of the Spawn” (oba wydawane w pododdziale Image’a prowadzonym przez Todda McFarleana). Na szczęście woda sodowa nie uderzyła mu do głowy i w trzy lata po debiucie ciągle twierdził, że z jego punktu widzenia wciąż ma status amatora – nadal uczy się rysować, jest otwarty na wszystkie techniki. Z czasem wyrobił sobie swój własny, na początku jeszcze nieco toporny ale rozpoznawalny styl. A pomogła mu w tym właśnie seria Fiony Avery – „Bez Honoru” (No Honor).
Random, złodziej dzieł sztuki, włamuje się do nowojorskiego muzeum. W chwili gdy kradnie średniowieczny miecz samurajski, kaleczy się nim w dłoń. W jego ciało wnika duch, samuraja zabitego podczas ochrony swojego pana. I pragnie zemsty. W ten sposób zaczyna się pełna pościgów (zarówno pieszych jak i samochodowych), walk na miecze i spotkań z przedstawicielami zaświatów przygoda młodego złodzieja, którego ciało okupuje reinkarnowany samuraj. Rysunkowo komiks staje się momentami ciężki w odbiorze – twarze postaci pojawiających się często są zbyt do siebie podobne, a do tego dochodzi problem z głównym bohaterem. Jako, że jedno ciało zamieszkują dwie postaci, z zewnątrz często widzimy raz jedną, raz drugą. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie fakt, że samuraj „rodzi się” łysy, a z czasem jego czaszkę zaczynają porastać w niesamowitym tempie włosy (w końcowej sekwencji można z nich nawet spiąć imponujący kok).
Po zakończeniu lektury pozostaje niedosyt. Zbyt wiele wątków w tej opowieści pozostaje niedokończonych. „Bez Honoru” planowane było na wiele (była mowa o 24 zeszytach) osobnych miniserii, z których każda miałaby za zadanie rozwijać watki poprzedniej, a jednocześnie stanowić zamkniętą całość (vide: Hellboy). „No Honor: Makyo” – będąca w planach sześcioczęściowa kontynuacja „Bez Honoru”, miała odpowiadać na pytania, jakie stawiała pierwotna seria (co dzieje się z jedna z bohaterek komiksu – Brit Morrigan, czy wyjaśnienie dlaczego – mimo dokonanej zemsty – duch samuraja nie opuścił ciała złodzieja). Niestety. Zapowiadany na grudzień 2001 pierwszy zeszyt „No Honor: Makyo” jak do tej pory (maj 2002) się nie ukazał, a dalsze numery serii nie zostały już nawet zapowiedziane. Autorzy rozeszli się do innych komiksów. Fiona Avery do kolejnej autorskiej serii z Top Cow (tym razem dwunastoczęściowej „Tomb Raider: Journeys”), a Clayton Cray do „Universe” (ale o tym komiksie więcej już wkróce – szykuje się polska edycja). Pozostała tylko zakończona w pośpiechu opowieść o amerykańskim złodzieju z japońską duszą.
