W wydanej przez Naszą Księgarnię „Choince” praktycznie do samego końca nie wiadomo, kto właściwie wygrał rozgrywkę. Głównie przez mocno rozbudowany system naliczania punktów.
To kto w końcu wygrał?
[Balázs Nagy, Marcin Minor „Choinka” - recenzja]
W wydanej przez Naszą Księgarnię „Choince” praktycznie do samego końca nie wiadomo, kto właściwie wygrał rozgrywkę. Głównie przez mocno rozbudowany system naliczania punktów.
Balázs Nagy, Marcin Minor
‹Choinka›
Tematycznie związana ze świętami Bożego Narodzenia „Choinka” przeznaczona jest dla dwóch do czterech graczy w wieku od lat ośmiu. Zajmuje sporo miejsca na stole oraz czasu potrzebnego na przyswojenie sobie zasad. A i nawet po ich opanowaniu, w końcowej fazie gry – przy podliczaniu końcowych punktów – może wyjść na jaw, że nie wszystko zostało należycie zrozumiane.
Każda z grających osób otrzymuje swoje zielone drzewko (różnią się wzorkami na odwrocie uraz ułożeniem półświatełek, o których za chwilę), jak puzzle złożone z trzech trójkątów – wielkości dłoni dorosłego człowieka. Na całym drzewku jest miejsce na ułożenie 21 rombów – ozdób choinkowych. Wszystkich tych kart jest w pudełku 106 (w tym: 24 „bombki kule”, 24 „bombki kryształki”, 24 „bombki gwiazdki”, 16 „cukierków” oraz 18 „piernikowych ludzików”), ale nie wszystkie zawsze biorą udział w grze – w zależności od liczby graczy, niektóre zostają zawczasu odłożone na bok.
Obok kart-rombów, opakowanie zawiera także 30 kart-prostokątów, opisanych jako „płytki celów”. I znów – nie wszystkimi będziemy zawsze grać. Do tego dochodzi jeszcze firmowy ołówek oraz mocno przypominający bloczek druków akcydensowych notes do zliczania punktacji.
Jak wspomniałem, „bombki” na kartach-rombach występują w kształcie kul, kryształów oraz gwiazdek. Dodajmy do tego trzy możliwe ich kolory: czerwony, niebieski i pomarańczowy. Na niektórych dodatkowo narysowano płatki śniegu, a na środkach brzegów kart sporadycznie występują połówki światełek – żółtych, błękitnych, różowych. Umiejętnie ułożone dwie karty-romby lub jedna brzegowa plus rysunek na skraju drzewka dają pełne światełko – punktowane są jednak tylko te jednokolorowe. Światełka występują również na ozdobach-cukierkach, które – choć jako szare nie prezentują się tak okazale – zawierają większą liczbę płatków śniegu, wyrażoną cyfrą i symbolem. Nie ma natomiast świateł na piernikowych ludzikach, które i bez tego są skomplikowane: symbole na ich rozpostartych kończynach wskazują bowiem, jakie kolory i/lub kształty powinny widnieć na rombach sąsiednich.
Jak widać, samo układanie ozdób, zgodnie ze wskazaniami na piernikach oraz układem świateł, mogłoby wystarczyć za świetną zabawę. Ale to dopiero początek. Jak pamiętamy, mamy przecież karty celów.
Karty te zostają potasowane i każda osoba otrzymuje po cztery. Ale – uwaga – choć należy je trzymać zakryte, użyjemy tylko 3 z nich! Brzmi intrygująco?
Rozgrywka składa się z trzech rund (jak widać, liczba trzy jest tu dość popularna…) - po każdej następuje podliczanie cząstkowe, a po ostatniej jeszcze podliczanie finałowe. Notes jest bardzo potrzebny, a podczas rozdzielania punktów łatwo o pomyłkę lub przeoczenie – w dodatku zajmuje to sporo czasu.
Na początku rundy gracze pobierają ze stosu po 8 rombów z ozdobami. Widząc, czym dysponują, wybierają i odkrywają – do wspólnej puli – jeden z posiadanych celów, resztę odkładając na kolejne rundy. Tych osiem ozdób trafi na choinki, ale… wszystkich graczy po trochu, realizując dowolny z odkrytych celów. Gracz wykłada bowiem na swoją choinkę tylko jedną z kart, a resztę… przekazuje dalej. Jednocześnie otrzymuje też 7 kart od kogo innego, z czego jedną kładzie na swoje drzewko – i tak dalej, do wyłożenia prawie wszystkich: gdy gracz otrzyma ostatnie dwie karty, jedną z nich „zawiesza” u siebie, a drugą odkłada zakrytą do pudełka – nie bierze ona udziału w dalszej grze.
Cele są bardzo zróżnicowane, od prostych i słabo punktowanych, po trudne, a więc wysoko punktowane. Mamy tu pary podanych ozdób sąsiadujących w określony sposób; mamy pełne światełka w określonym kolorze; mamy określone ozdoby lub kolory (ze specjalną premią dla gracza, który ma ich w danej rundzie najwięcej); mamy określone układy sąsiadujących ze sobą lub spinających rządek kształtów i barw – w tym także płatków śniegu; mamy wreszcie wypełnienie szeregów (w określonym kierunku).
Punktacja za poszczególne rundy podana jest na kartach celów – sprawdzana jest realizacja każdego z wyłożonych u każdej grającej osoby i wpisywana w odpowiednią rubrykę notesu. Druga i trzecia runda działa na tych samych zasadach, ale romby już wyłożone na choinkach pozostają na swoich miejscach – czasem pomagając, czasem utrudniając osiąganie kolejnych, wybranych z własnych pul celów. Dobieranych jest więc kolejnych 8 kart. Po trzeciej rundzie, gdy choinki zostają zapełnione, dodatkowo doliczane są jeszcze punkty za wyłożone na swej choince płatki śniegu, za realizację zadań pokazanych na piernikowych ludzikach, za pełne światełka (niezależnie od możliwych wcześniejszych celów z tym związanych) oraz za niewykorzystane „świąteczne laski” - którymi w trakcie rozgrywki można „płacić” za obrócenie ozdoby lub zamianę dwóch miejscami, bez obracania.
Autor – Balázs Nagy – przygotował także dodatkowe wersje gry: łatwiejszy (dla początkujących oraz w przypadku gry z dziećmi), trudniejszy i dwuosobowy. W tym miejscu warto też wspomnieć o grze z podobną mechaniką - "
7 cudów świata", której autorem jest Antoine Bauza. Porównując grę w "Choinkę" z opisem Justyny Lendy, wydaje się, że gra niniejsza jest nieco łatwiejsza. Potwierdzeniem tego jest także klasyfikacja wiekowa: 8 lat w przypadku gry świątecznej oraz 10 lat w przypadku budowy antycznego polis.
Potrafiąc sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać choinka po pierwszej oraz drugiej rundzie, gdy liczba wyłożonych ozdób odpowiednio wzrośnie, dobieramy kolejne cele umiejętnie (oczywiście, na ile pozwala na to ich zróżnicowanie na ręce). Wiadomo, że o bardziej skomplikowane konstrukcje łatwiej przy większej liczbie posiadanych ozdób – ale jednocześnie wtedy może także brakować na nie miejsca. Pamiętając, że na koniec liczy się także światełka oraz wskazania na piernikowych kończynach, wykładamy karty w odpowiednich miejscach – ale z kolei czasem kłóci się to z celami poszczególnych rund; w dodatku nie mamy pewności, że w toku przekazywania sobie malejącej puli ozdób otrzymamy tę, na której nam w danej chwili zależy.
Dobrze jest więc przez rozpoczęciem gry przejrzeć sobie zestaw kart celów, by unaocznić sobie lub przypomnieć, na co możemy się natknąć. Jakie kombinacje układać wtedy, gdy z otrzymanego zestawu nic bardziej konkretnego nam się w oczy nie rzuca – oczywiście nie mając żadnej pewności, że dana kombinacja stanie się jednym z celów kolejnej rundy.
Nie wiem, czy może już powstała, ale „Choinka” jest z pewnością świetnym materiałem na grę online – z przeciwnikiem cyfrowym lub w trybie multiplayer. Świetnym – bo gdyby kwestię podliczania punktów można było przerzucić na automat, grywalność znacząco by wzrosła. A tak jest to niestety duże obciążenie, odrywające od nastroju rozgrywki. Do tego dorzucić trzeba rozdzielenie kart, które biorą udział w grze w poszczególnych wariantach – od tych, które należy odłożyć z powrotem do pudełka. A karty te są dość sztywne, co sprawia, że z jednej strony nie niszczą się tak łatwo, ale z drugiej – trudno jest je potasować.
Mimo tych minusów, w „Choinkę” gra się dość przyjemnie. Trzeba tu sporo myśleć, dostosowując układ do wylosowanych i zmiennych celów. Trzeba uważać, co podaje się dalej (czasem warto wyłożyć coś u siebie, byle nie oddawać sąsiedniej osobie, której z pewnością lepiej się przysłuży). Trzeba zastanawiać się, które z odkrytych celów są możliwe do zrealizowania przy aktualnej sytuacji na drzewku naszym oraz sąsiednich – mając na względzie specjalne premie w przypadku niektórych zadań. Ostatecznie nagrodą są nie tylko zdobyte punkty, ale również przyjemnie spędzony czas w nastroju najmilszego ze świąt.
