„7. w obronie Lwowa” to trzecia odsłona lotniczej trylogii autorstwa Karola Madaja. W poprzednich odsłonach mieliśmy szanse rozgrywać podniebne bitwy z okresu drugiej wojny światowej, walcząc o Anglię (w „303”) i o Warszawę (w „111”). Tym razem gra przenosi nas w czasy wojny polsko bolszewickiej. Po jednej stronie stoją oddziały Konarmii Siemona Budionnego nacierające na Lwów, po drugiej zaś nieliczni dzielni piloci dwupłatowców broniący miasta przed bolszewicką nawałą.
Na zachód!
[Karol Madaj „7. w obronie Lwowa” - recenzja]
„7. w obronie Lwowa” to trzecia odsłona lotniczej trylogii autorstwa Karola Madaja. W poprzednich odsłonach mieliśmy szanse rozgrywać podniebne bitwy z okresu drugiej wojny światowej, walcząc o Anglię (w „303”) i o Warszawę (w „111”). Tym razem gra przenosi nas w czasy wojny polsko bolszewickiej. Po jednej stronie stoją oddziały Konarmii Siemona Budionnego nacierające na Lwów, po drugiej zaś nieliczni dzielni piloci dwupłatowców broniący miasta przed bolszewicką nawałą.
Karol Madaj
‹7. w obronie Lwowa›
Mechanika rozgrywki nie uległa znaczącej zmianie. Plansza podzielona została na heksy, po których poruszamy naszymi jednostkami. Nie powinno dziwić, że możliwości samolotów (jedynie trzech) są o wiele większe od tego, co może zrobić kawaleria. Nie tylko gracz kontrolujący polskich (i nie tylko!) lotników ma więcej ruchów do wykonania, ale praktycznie przez całą rozgrywkę to on dyktuje warunki stronie bolszewickiej. Co w tej sytuacji pozostaje oddziałom Budionnego? Przeć naprzód jak najszybciej, przeprawić się przez Bug i dotrzeć do Lwowa przed upływem określonego czasu.
Początkowo może się wydawać, że rozgrywka nie jest wyrównana, szczególnie biorąc pod uwagę, że oddziały bolszewickie nie mogą atakować przelatujących nad ich głowami samolotów. A może raczej: mogą, ale jest to wyjątkowo kosztowna zabawa. Otóż w przeciwieństwie do polskich samolotów, które mogą do woli ostrzeliwać jednostki naziemne i ograniczone są jedynie liczbą swoich ruchów w rundzie, czerwonoarmiści muszą poświęcić jedną z dwóch swoich akcji w rundzie, by przygotować się do strzału. Zaś oddać ten strzał mogą tylko wtedy, kiedy jakiś samolot zdecyduje się uzbrojony oddział zaatakować, co wcale nie musi mieć miejsca (przy dziesięciu jednostkach bolszewików polscy lotnicy nie mogą narzekać na brak celów).
Szybko jednak okazuje się, że szanse na wygraną są całkiem wyrównane, nawet jeśli o wiele bardziej niż w poprzednich częściach serii bardzo dużo zależy od szczęścia w kostkach. Mechanizm rozstrzygania ataku jest dość prosty i sprowadza się do pojedynczego rzutu kostką. Kiedy Polacy atakują nieuzbrojony oddział bolszewików, mają trzy szanse na sześć na trafienie (powodujące rozproszenie jednostki przeciwnika, która aż do końca kolejnej rundy nie może podjąć żadnej akcji); w dwóch przypadkach będzie to pudło, a w jednym może skończyć się na awarii, która zmusi pechowy samolot do powrotu na jedno z trzech lotnisk w okolicach Lwowa. Kiedy uzbrojona kawaleria staje się celem ataku, gracz kontrolujący Konarmię ma szanse na kontratak, ale tylko w dwóch przypadkach na sześć może zakończyć się on sukcesem.
Naturalnie dominacja strony polskiej niejednokrotnie staje się zagrożona przez nawałę bolszewików, którzy, kiedy już przedostaną się przez Bug, stanowią bardzo realne zagrożenie dla Lwowa. Często jeden nieudany rzut strony polskiej w przedostatniej rundzie potrafi przypieczętować los miasta. Innym razem szczęście w kostkach potrafi bardzo solidnie zatamować pochód Budionnego, uniemożliwiając swobodne przekroczenie rzeki i determinując wynik rozgrywki na długo przed jej końcem.
„7. w obronie Lwowa” oferuje dwa warianty rozgrywki. W podstawowym chodzi głównie o dotarcie wojsk bolszewickich do Lwowa, poszczególne jednostki nie mogą przy tym zostać całkowicie zniszczone. Wariant rozszerzony daje o wiele więcej możliwości. Nie tylko umożliwia stronie polskiej wyeliminowanie rozproszonych oddziałów bolszewickich (po drugim udanym ataku), ale też daje samym czerwonoarmistom kilka dodatkowych możliwości. Jedną z nich jest wprowadzenie do gry komisarza, który raz w grze potrafi zmusić wybraną jednostkę do wykonania jednej dodatkowej akcji. Dodatkowo w rozgrywce rozszerzonej liczą się również punkty zdobyte za dotarcie w okolice samego Lwowa otrzymywane przez stronę kontrolującą czerwonych. Jak w poprzednich odsłonach serii, zaleca się później zamianę miejscami, dogrywkę i porównanie zdobytych wyników.
W kategoriach gier planszowych „7. w obronie Lwowa” prezentuje się jako solidna, rzemieślnicza robota, która niczym nie zaskoczy mających okazję spędzić trochę czasu nad „303” czy „111”. Należy jednak wziąć poprawkę na niemałe przecież walory edukacyjne, w przypadku tej gry chyba nawet o wiele większe niż w przypadku poprzednich tytułów, eksplorujące bowiem praktycznie nieznany epizod historii polskiej lotnictwa. Aż połowę trzydziestodwustronicowej instrukcji zajmuje opis historii, wraz z sylwetkami bohaterów walczących po stronie polskiej (wśród nich znaleźli się, obok Polaków, również Amerykanie). Warto nadmienić, że gra została wydana od razu w wersji trójjęzycznej, z instrukcjami po polsku, angielsku i ukraińsku. Mamy tu więc do czynienia nie tylko z grą, ale z przystępnym i profesjonalnym materiałem edukacyjnym, który zainteresuje graczy i miłośników historii w każdym wieku.
