Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 maja 2023
w Esensji w Esensjopedii

Władimir Chotinienko
‹72 metry›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł72 metry
Tytuł oryginalny72 Метра
ReżyseriaWładimir Chotinienko
ZdjęciaIlja Djomin
Scenariusz
ObsadaSiergiej Makowiecki, Marat Baszarow, Andriej Krasko, Siergiej Garmasz, Władysław Gałkin
MuzykaEnnio Morricone
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania115 min
WWW
Gatunekthriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Statek szaleńców musi iść na dno
[Władimir Chotinienko „72 metry” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„72 metry” – zrealizowany przez Władimira Chotinienkę w 2004 roku film o zatonięciu okrętu podwodnego na Morzu Barentsa – uznano za reakcję Rosjan na traumatyczne przeżycia sprzed czterech lat, kiedy to w tym samym miejscu w nie do końca po dziś dzień wyjaśnionych okolicznościach poszedł na dno atomowy okręt K-141 „Kursk”. Obraz otrzymał najważniejszą rosyjską nagrodę filmową – Złotego Orła, choć trudno pozbyć się wrażenia, że uhonorowano w ten sposób nieżyjących marynarzy „Kurska”, a nie twórców „72 metrów”, który niczym nie jest w stanie zachwycić widza.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Statek szaleńców musi iść na dno
[Władimir Chotinienko „72 metry” - recenzja]

„72 metry” – zrealizowany przez Władimira Chotinienkę w 2004 roku film o zatonięciu okrętu podwodnego na Morzu Barentsa – uznano za reakcję Rosjan na traumatyczne przeżycia sprzed czterech lat, kiedy to w tym samym miejscu w nie do końca po dziś dzień wyjaśnionych okolicznościach poszedł na dno atomowy okręt K-141 „Kursk”. Obraz otrzymał najważniejszą rosyjską nagrodę filmową – Złotego Orła, choć trudno pozbyć się wrażenia, że uhonorowano w ten sposób nieżyjących marynarzy „Kurska”, a nie twórców „72 metrów”, który niczym nie jest w stanie zachwycić widza.

Władimir Chotinienko
‹72 metry›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł72 metry
Tytuł oryginalny72 Метра
ReżyseriaWładimir Chotinienko
ZdjęciaIlja Djomin
Scenariusz
ObsadaSiergiej Makowiecki, Marat Baszarow, Andriej Krasko, Siergiej Garmasz, Władysław Gałkin
MuzykaEnnio Morricone
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania115 min
WWW
Gatunekthriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Tragedia „Kurska” wydarzyła się 12 sierpnia 2000 roku podczas wielkich manewrów rosyjskiej Floty Północnej na Morzu Barentsa. Na okręcie podwodnym, którego zadanie miało polegać jedynie na odpaleniu dwóch ćwiczebnych torped, zanotowano w godzinach tuż przedpołudniowych dwie krótko po sobie następujące eksplozje. Ich skutkiem stało się przechylenie statku do przodu i opadnięcie na dno. „Kursk” osiadł na głębokości 108 metrów; z liczącej prawie 120 osób załogi nikt nie ocalał. Władze rosyjskie bardzo długo podawały sprzeczne informacje, co rodziło wiele wątpliwości na temat prawdziwych przyczyn katastrofy. Do dzisiaj zresztą nie ma w pełni wiarygodnej odpowiedzi, co naprawdę wydarzyło się na pokładzie okrętu o napędzie atomowym… Cztery lata po tym wydarzeniu na ekrany rosyjskich kin wszedł film zatytułowany „72 metry”, opowiadający o podobnym zdarzeniu, które – trudno orzec, czy to przypadek – rozegrało się również na Morzu Barentsa. Za kanwę scenariusza posłużyły jednak w pełni fikcyjne opowiadania Aleksandra Pokrowskiego. Zbieżność tematu oraz miejsce akcji mimo wszystko nasuwały skojarzenia z wydarzeniami z lata 2000 roku; dlatego też część Rosjan widziała w obrazie Władimira Chotinienki opowiedzianą w nieco zakamuflowany sposób historię tragedii marynarzy „Kurska”. Czy tak było w rzeczywistości? Choć twórcy filmu odżegnywali się od podobnych skojarzeń, trudno pozbyć się wrażenia, że jednak inspirowali się rzeczywistymi wydarzeniami.
Bohaterowie „72 metrów” to załoga okrętu podwodnego o niewinnej nazwie „Sławianka”, który – podobnie jak „Kursk” – bierze udział w wielkich manewrach rosyjskiej floty. Zadanie ma, zdawałoby się, rutynowe: zniszczyć statek przeciwnika i uciec, pozostając niewidocznym dla ścigających ją wrogów przez dwadzieścia cztery godziny. Pech jednak chce, że w trakcie wykonywania zadania okręt zahacza burtą o starą minę, jeszcze z czasów drugiej wojny światowej, i idzie na dno. Na pokładzie wybucha panika – niezwykle trudno jest ją opanować, ponieważ szybko okazuje się, że sprzętu ratowniczego albo nie ma, albo nie nadaje się do użytku z powodu braku części. Tym samym marynarze skazani zostają na niemal pewną śmierć… Skrót ten sugerowałby, że film Chotinienki to klasyczny dramat. Tak jednak nie jest, a przynajmniej nie do końca. Reżyser starał się za wszelką cenę nie popaść ani w nadmierny patetyzm, ani w sentymentalizm. Dlatego też pierwsze sceny filmu, jeszcze przed wypłynięciem „Sławianki” w morze, to czysta groteska. Okazuje się bowiem, że wśród załogi panuje pełne rozprzężenie. Miczman Krauz handluje złotymi kolczykami; szturman, zszedłszy na ląd, nie pokazał się na okręcie przez kolejne dwa tygodnie; dowódca zaś – kapitan pierwszej rangi1) Janyczar – zmuszony jest zrugać jednego z marynarzy za to, że ten popełnia kardynalne błędy w pisowni. Jakby tych nieszczęść było mało, wraz z rozkazem wypłynięcia z portu u dowódcy melduje się cywil, którego ten ma zabrać ze sobą w rejs. Czernienko okazuje się być lekarzem z Instytutu Medycyny Kosmicznej, przeniesionym po likwidacji programu badawczego, w którym brał udział, do floty podwodnej. Przedstawiony przez Chotinienkę obraz rosyjskiej marynarki wojennej to wypadkowa nędzy i rozpaczy. Jakby reżyser już od pierwszych kadrów filmu sugerował nam, że wyprawa „Sławianki” nie może nie zakończyć się tragedią. Ale, jak się okaże, najgorsze dopiero nadejdzie.
„72 metry” wyraźnie dzielą się na dwie części. Pierwsza, komediodramatyczna, służy lekkiemu zmyleniu widza, zasugerowaniu, że będziemy mieć do czynienia być może nawet z nie do końca poważną opowieścią. W drugiej, przedstawiającej dramat marynarzy uwięzionych kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią i praktycznie niemogących liczyć na żadną pomoc z zewnątrz, akcenty są już inaczej rozłożone. I chociaż w tej części reżyser łamie nieco nastrój grozy groteskowymi retrospekcjami, to tym razem służą one tylko i wyłącznie – poprzez swój kontrast – podkreśleniu tragedii poszczególnych bohaterów. Chotinience bardzo zależało na tym, aby przedstawić załogę „Sławianki” jako zwykłych, a niekiedy wręcz prostych ludzi. To nie są radzieccy gieroje, ale często nieudacznicy, którym nie powiodło się ani w życiu zawodowym, ani w osobistym. Są znerwicowani, nazbyt gadatliwi, na różne sposoby leczący swoje kompleksy. Tym bardziej jednak wstrząsająca wydaje się ich tragedia; widz ma bowiem pełną świadomość tego, że ci ludzie w żaden sposób nie będą w stanie poradzić sobie w zaistniałej sytuacji, że – choć tak bardzo chcą żyć – skazani są na śmierć. Ciekawostką może być wykorzystany przez reżysera symbol – mewa, która od początku opowieści towarzyszy marynarzom. Najpierw przygląda się przygotowaniom do wyprawy, a później – umazana czerwoną farbą, którą malowano pokład okrętu – jest obserwatorem manewrów i ataku rakietowego. Głupi ptak, towarzysząc „Sławiance”, stanie się tym samym jedynym świadkiem katastrofy. Katastrofy, o której nikt się nie dowie – dowództwo pomyśli bowiem co najwyżej, że statek, zgodnie z rozkazem, ukrył się gdzieś na dwadzieścia cztery godziny.
Dzieło Władimira Chotinienki – znanego m.in. z głośnych filmów „Muzułmanin” (1995, o spustoszeniu psychicznym i moralnym, jakiemu ulegali sowieccy żołnierze walczący w Afganistanie) oraz „1612” (2007, o wygnaniu Polaków z Kremla przez patriotycznie nastawionych Rosjan) – zostało uhonorowane Złotym Orłem, najbardziej prestiżową nagrodą filmową w Rosji jako „najlepszy obraz 2004 roku”. Czy słusznie? Chyba jednak nie. Tym bardziej że w tym samym roku kinematografia rosyjska wyprodukowała tak znaczące i – co tu dużo mówić – znacznie lepsze od „72 metrów” filmy, jak chociażby recenzowane już na łamach „Esensji” „Kierowca dla Wiery” Pawła Czuchraja oraz „Nasi” Dmitrija Mieschijewa. I chociaż one również otrzymały po kilka statuetek2) – w innych oczywiście kategoriach – to jednak znacznie bardziej zasłużyły na tę najważniejszą… Czego zatem zabrakło w obrazie Chotinienki? Przede wszystkim wybitnych ról. Choć na ekranie pojawia się plejada znakomitych rosyjskich aktorów – od Siergieja Makowieckiego (Czernienko), poprzez Siergieja Garmasza (ciamajdowaty i zdradzany przez żonę Krauz), po Andrieja Kraskę (Janyczar) – brakuje w filmie wybitnych kreacji. O ile jeszcze nieźle, czerpiąc pełnymi garściami z emploi Woody’ego Allena, radzi sobie grający przewrażliwionego lekarza Makowiecki, o tyle Krasko i przede wszystkim Garmasz wyraźnie się męczą, jakby grali wbrew sobie. Również zdjęcia Ilji Djomina oraz muzyka Ennia Morricone – nie wiedzieć czemu także nagrodzona Złotym Orłem – nie wychodzą poza sprawne rzemiosło. Głównym grzechem filmu jest jednak nuda – scenariusz Walerija Załotuchy w niczym bowiem nie usprawiedliwiał nakręcenia obrazu trwającego prawie dwie godziny. Efekt jest taki, że przez ostatnie trzydzieści minut widz może się nieźle wynudzić. Dlaczego więc „72 metry” zyskały taką sławę i liczne nagrody? Odpowiedź może być tylko jedna – zdecydował sentyment i chęć upamiętnienia tragedii „Kurska”.
koniec
15 czerwca 2008
1) Kapitan pierwszej rangi w marynarce wojennej jest odpowiednikiem pułkownika w rosyjskich wojskach lądowych, zaś komandora w polskiej flocie. Miczman z kolei to najwyższy stopień podoficerski.
2) „Kierowca dla Wiery” zgarnął dwa Złote Orły za najlepszą rolę żeńską (Jelena Babenko) oraz najlepszą drugoplanową rolę męską (Bohdan Stupka). Do twórców „Naszych” powędrowały natomiast trzy statuetki: za najlepszy scenariusz (Walentin Czernych), najlepszą rolę męską (Siergiej Garmasz, grający zresztą także w „72 metrach”) oraz najlepsze zdjęcia (Siergiej Maczylski).

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Kulawe konie: Sez. 1. odc. 3. Haki i wtyczki
Marcin Mroziuk

29 V 2023

Oczywiste jest, że służby specjalne często nie grają czysto, ale coraz więcej wskazuje, że tajna operacja, którą zaplanowała Diana Taverner, jest nie tylko nieetyczna, ale także łączy się z nadmiernym ryzykiem, a konsekwencje mogą ponieść wplątani w nią wbrew swej woli agenci z Slough House.

więcej »

East Side Story: Po nitce do (terrorystycznego) kłębka
Sebastian Chosiński

28 V 2023

Mogłoby się wydawać, że czasy, w których powstają bałwochwalcze filmy na temat funkcjonariuszy tajnych służb, już dawno minęły. Nawet w państwach postradzieckich. A jednak nie! Sześć lat temu w Kazachstanie Wiktor Klimow nakręcił obraz z okazji ćwierćwiecza istnienia Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego. Osią fabularną tego propagandowego dzieła jest walka z islamistami z organizacji „Żołnierze Kalifatu”.

więcej »

Kulawe konie: Sez. 1. odc. 2. Przysługa za przysługę
Marcin Mroziuk

26 V 2023

Wprawdzie porywacze Hassana Ahmeda nie wyglądają na profesjonalistów, ale wygląda na to, że mimo pełnej mobilizacji wszystkich sił MI5 może mieć problem z odnalezieniem kryjówki Synów Albionów przed terminem zapowiedzianej egzekucji uwięzionego studenta. Trudno w tym momencie nie zastanawiać się, czy Robert Hobden może okazać się kluczem do uwolnienia brytyjskiego muzułmanina o pakistańskich korzeniach.

więcej »

Polecamy

Życie miejskie dla ubogich

Z filmu wyjęte:

Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz

Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz

Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz

Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz

Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz

Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz

Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz

Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz

Pieczęć średniego zapieczętowania
— Jarosław Loretz

Dekoracje waść niszczysz!
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.