Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 września 2023
w Esensji w Esensjopedii

Aleksander Sokurow
‹Rosyjska arka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRosyjska arka
Tytuł oryginalnyRusskij kowczeg
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery6 lutego 2004
ReżyseriaAleksander Sokurow
ZdjęciaTilman Buttner
Scenariusz
ObsadaSiergiej Dreiden, Maria Kuzniecowa
MuzykaSiergiej Jewtuszenko
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania96 min
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Chyłkiem, boczkiem
[Aleksander Sokurow „Rosyjska arka” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Więc o tym właśnie jest owa „Rosyjska arka". O tym, kim jestem, kim wszyscy jesteśmy. Jak się tłoczę na pokoje, jak antyszambruję. I może istotnie lepiej tam nie być w ostrym świetle reflektorów, to może być groźne i nieodwołalne. Może lepiej zakradać się chyłkiem, boczkiem, nie wiedzieć wszystkiego, podejrzewać jedynie, jak jest, aniżeli się o tym przekonywać. Unikać scenicznej rampy i błądzić po peryferiach. Nie słyszeć zbyt ostentacyjnie podawanych dialogów, raczej domyślać się z offów, z tonących w ogólnym rozgwarze dworskich rozmówek, duserów, zachwytów i uszczypliwych komentarzy.

Jacek Łaszcz

Chyłkiem, boczkiem
[Aleksander Sokurow „Rosyjska arka” - recenzja]

Więc o tym właśnie jest owa „Rosyjska arka". O tym, kim jestem, kim wszyscy jesteśmy. Jak się tłoczę na pokoje, jak antyszambruję. I może istotnie lepiej tam nie być w ostrym świetle reflektorów, to może być groźne i nieodwołalne. Może lepiej zakradać się chyłkiem, boczkiem, nie wiedzieć wszystkiego, podejrzewać jedynie, jak jest, aniżeli się o tym przekonywać. Unikać scenicznej rampy i błądzić po peryferiach. Nie słyszeć zbyt ostentacyjnie podawanych dialogów, raczej domyślać się z offów, z tonących w ogólnym rozgwarze dworskich rozmówek, duserów, zachwytów i uszczypliwych komentarzy.

Aleksander Sokurow
‹Rosyjska arka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRosyjska arka
Tytuł oryginalnyRusskij kowczeg
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery6 lutego 2004
ReżyseriaAleksander Sokurow
ZdjęciaTilman Buttner
Scenariusz
ObsadaSiergiej Dreiden, Maria Kuzniecowa
MuzykaSiergiej Jewtuszenko
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania96 min
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Nie musiałem wcale zadawać sobie pytania o czym jest film Sokurowa, gdy się obudziłem z owego dziwnego seansu, który nie był ani snem, ani jawą. Co chwila zamykałem oczy i zasypiałem, budziłem się i znów zapadałem w jakiś półsenny rytm nie całkiem dobrowolnych zdarzeń, jakim podlegałem. Wszystko działo się poza moją kontrolą; chyba po raz pierwszy uległem hipnozie, choć mam się za dość odpornego na sugestię, zwłaszcza w kinie. Nie potrafiłem już dostatecznie oddzielać stanu czuwania od treści owego marzenia, w które co chwila się pogrążałem. Tkwiłem tam w środku, w jakiś nieuprawniony i wstydliwy sposób podglądałem tłumy, kłębiące się w 33 salach petersburskiego Ermitażu. Może nie w samym środku - zachodziłem je raczej od tyłu, przepychałem się z boku między wystrojoną ciżbą wraz z markizem de Custinem, operatorem steadicamu Büttnerem i reżyserem Sokurowem, niepewny czy mam upoważniający mnie bilet wstępu i czy za chwilę nie odkryją mojej natrętnej obecności i na pysk mnie nie wyrzucą. Ten stan był jakąś dziwną rzeczywistością przemieszaną, którą trzeba by nazwać transem. Próbowałem ukryć go przed innymi, ale miałem poczucie, iż wielu z nich bynajmniej prostacko nie śpi, podlegając podobnym przemianom.
A kiedy już znalazłem się na ulicy, był to dalszy ciąg tego owego stanu, w jaki wprawił mnie potok obrazów i dźwięków kinematograficznej wędrówki Sokurowa. Byłem śpiącym przechodniem, z całą pokorą przechodzącym boczkiem, flanką rozmaitych tworzących się nurtów i wirów rzeczywistości. Za chwilę je opuszczę i dam się zagarnąć kolejnym konfiguracjom. W domu też nie będę sam, będę w dalszym ciągu podlegał rozmaitym falowaniom nastrojów, lęków, oczekiwań i wspomnień.
To kuglarskie, tajemnicze przemykanie się po istnieniu i lepiej, jeśli dzieje się to od opłotków i peryferii niż na centralnej scenie, gdy wszyscy na nas patrzą i gdzie być może jeszcze bardziej jesteśmy zniewoleni tym rytuałem, niż wtedy, gdy tylko podglądamy – to przecież cała nasza kondycja, nad którą nigdy w pełni nie panujemy, choćbyśmy to sobie nie wiem jak wmawiali. Nie jesteśmy bowiem panami swego losu. Nie wszystko od nas zależy. Tak niewiele, w gruncie rzeczy...
Więc o tym właśnie jest owa „Rosyjska arka”, ach, nie tylko rosyjska, imperialna, nawet nie tylko słowiańska, jak sądzę. O tym, kim jestem, kim wszyscy jesteśmy. Jak się tłoczę na pokoje, jak antyszambruję. I może istotnie lepiej tam nie być w ostrym świetle reflektorów, to może być groźne i nieodwołalne. Może lepiej zakradać się chyłkiem, boczkiem, nie wiedzieć wszystkiego, podejrzewać jedynie, jak jest, aniżeli się o tym przekonywać. Unikać scenicznej rampy i błądzić po peryferiach. Nie słyszeć zbyt ostentacyjnie podawanych dialogów, raczej domyślać się z offów, z tonących w ogólnym rozgwarze dworskich rozmówek, duserów, zachwytów i uszczypliwych komentarzy.
To być może ta sama wędrówka przez życie, jaką uprawiał w swych eksperymentalnych filmach Zbigniew Rybczyński. On zresztą marzył o takiej ruchliwej kamerze cyfrowej o najwyższej rozdzielczości, z bezpośrednim zapisem na dysk komputerowy, dopiero stamtąd kopiowanym na taśmę, jaką ma do dyspozycji operator Sokurowa, Büttner. I obraz w jednym ujęciu widowiska, które może być całym życiem. Jednym tchem, na jednym oddechu, bez montażu, „nie bojąc się czasu”, jak deklarował Sokurow. Takie pulsowanie w głąb, w zmienne pejzaże duszy.
A przecież Sokurow, którego ostatnio często się stawia obok nieboszczyka Tarkowskiego, jest znacznie od niego skromniejszy. Nie wymaga bezwarunkowej wiary, jako warunku wstępnego, nie terroryzuje mnie obecnością Istoty Wyższej, usprawiedliwiającej metafizykę, miłość i grozę, gdy tego brakuje. Mimo to jego „Arka” oddziaływuje bodaj silniej, aniżeli „Ofiarowanie” Tarkowskiego. Nie zmusza mnie do niczego, wprawia jedynie w trans i każe pomyśleć, kim jestem i w jaki sposób funkcjonuję. Więc wprawiając mnie w trans, równocześnie mnie trzeźwi.
Gdy w finale wędrówki z dolnych okien otwiera się widok na zasnute mgłami i rozbryzgami morze, z tą starą rzymską maksymą o żeglowaniu i o życiu, długo jeszcze ma się w uszach głos Cubertina zagadującego Niewidzialnego, czyli narratora, więc poniekąd i mnie, i ciebie, widzu: „Szkoda, że Pana tam nie było, Pan by to najlepiej zrozumiał”. Przemykam ulicami, wciąż słysząc tę ironiczną prowokację.
koniec
27 lutego 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fundacja: Sez. 1. odc. 10. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg
Marcin Mroziuk

25 IX 2023

Możemy się przekonać, że w serialu znaczenie Hariego Seldona jest znacznie większe niż w cyklu Isaaca Asimova, gdyż tutaj nie tylko jest twórcą psychohistorii i obu Fundacji, lecz nawet po swej śmierci aktywnie uczestniczy w rozwoju wydarzeń.

więcej »

East Side Story: Kamp Amersfoort
Sebastian Chosiński

24 IX 2023

Uzbecki dramat wojenny „Sto jeden” Hamidułły Hasanowa to opowieść oparta na faktach. Reżyser przedstawia w niej historię wziętych do niewoli latem 1941 roku jeńców wojennych Armii Czerwonej – byli nimi sami Uzbecy – którzy trafili do znajdującego się na terenie Holandii Kamp Amersfoort. Komendant obozu Walter Heinrich otrzymał zadanie przygotowania ich do swoiście pojętej misji specjalnej.

więcej »

Fundacja: Sez. 1. odc. 9. Pionki na szachownicy przeznaczenia vel psychohistorii
Marcin Mroziuk

22 IX 2023

Chociaż z dużym zainteresowaniem obserwujemy, jak konflikt na Terminusie osiąga punkt kulminacyjny, to niestety w jego finałowej scenie otrzymujemy – niemal dosłownie – deus ex machina. Nic dziwnego, że na tym tle zdecydowanie lepiej wypada wątek rozgrywki między Świtem i Zmierzchem, która także wkracza w decydująca fazę.

więcej »

Polecamy

Międzygwiezdne fotele w natarciu

Z filmu wyjęte:

Międzygwiezdne fotele w natarciu
— Jarosław Loretz

Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz

Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz

E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz

Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz

Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz

Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz

Pracownik idealny
— Jarosław Loretz

Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz

Interpol muzealny
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Kwiecień 2014 (1)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Aleksander Sokurow: Lenin jako nawóz stalinizmu
— Sebastian Chosiński

Aleksander Sokurow: Najciemniej jest w duszy człowieka
— Sebastian Chosiński

Aleksander Sokurow: Każda cywilizacja upada w oparach absurdu
— Sebastian Chosiński

Aleksander Sokurow: Człowiek – istota nieznana
— Sebastian Chosiński

Odmalować diabła
— Izabela Ozga

Trwaj chwilo, jesteś piękna? Nie według Sokurowa
— Marta Chojnacka

Świat ułomny
— Magdalena Stefaniak

Homo fader
— Przemysław Ćwik

Tegoż autora

Gra komputerowa w stylu Bunuela
— Jacek Łaszcz

Polski sen – nie dla idiotów
— Jacek Łaszcz

Życie i nieżycie, czyli terapia u Tima Burtona
— Jacek Łaszcz

Jubileusz w rozkroku
— Jacek Łaszcz

Czyj Nikifor?
— Jacek Łaszcz

Mucha na słupku
— Jacek Łaszcz

Skąd ty masz te oczy?
— Jacek Łaszcz

W górę i w dół na diabelskim młynie
— Jacek Łaszcz

Ten straszny potwór Michael Moore
— Jacek Łaszcz

Poruszenia kuchenne
— Jacek Łaszcz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.