Niewiele filmów w ostatnim czasie tak podzieliło widzów i krytykę, co „Labirynt Fauna”. Ale w ogniu dyskusji, która toczy się w mediach na jego temat, ciągle umyka to, co najistotniejsze. „Labirynt Fauna” to bodaj najlepszy film o roli bajek w naszym życiu, jaki kiedykolwiek nakręcono.
Czerwony kapturek z babcią w zębach
[Guillermo del Toro „Labirynt Fauna” - recenzja]
Niewiele filmów w ostatnim czasie tak podzieliło widzów i krytykę, co „Labirynt Fauna”. Ale w ogniu dyskusji, która toczy się w mediach na jego temat, ciągle umyka to, co najistotniejsze. „Labirynt Fauna” to bodaj najlepszy film o roli bajek w naszym życiu, jaki kiedykolwiek nakręcono.
Guillermo del Toro
‹Labirynt Fauna›
WASZ EKSTRAKT: 70,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Labirynt Fauna |
Tytuł oryginalny | Pan’s Labyrinth |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 30 marca 2007 |
Reżyseria | Guillermo del Toro |
Zdjęcia | Guillermo Navarro |
Scenariusz | Guillermo del Toro |
Obsada | Ivana Baquero, Sergi López, Maribel Verdú, Ariadna Gil, Doug Jones, Álex Angulo, Roger Casamajor, César Vea, Manolo Solo |
Muzyka | Javier Navarrete |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | Hiszpania, Meksyk, USA |
Czas trwania | 112 min |
WWW | Strona |
Gatunek | fantasy, groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Jak kończy się bajka o Kopciuszku? Odpowiedź pozornie jest prosta: Kopciuszek wychodzi za mąż za księcia i odtąd oboje żyją długo i szczęśliwie. Tyle że tak wygląda ocenzurowana wersja bajki. Historia, którą bracia Grimm pierwotnie umieścili na kartach słynnego zbioru baśni, zawierała także barwne opisy kar spotykających złe siostry tytułowej bohaterki. Do bardziej wyrazistych należała scena, w której ptaki wydziobywały im oczy. Podobnie rzecz się ma z Czerwonym Kapturkiem. Oryginalne, średniowieczne wersje opowieści o dziewczynce wędrującej przez las do babci śmiało mogą i dzisiaj zjeżyć włos na głowie. Sedno historii polegało bowiem na tym, że wilk (a właściwie wilkołak) zabijał babcię, jej ciało dzielił na części, a krew zlewał do butelki. Po czym, udając staruszkę, częstował Kapturka takim właśnie posiłkiem. A Kapturek (wtedy jeszcze nie nosząca tego imienia) nieświadoma niczego, zjadała babcię.
Rozwój cywilizacji zachodniej sprawił, że cywilizować zaczęły się i bajki. W kolejnych wiekach stopniowo poznikały z nich najbardziej makabryczne elementy. Las przestał być zagrożeniem numer jeden, co nie dziwi, biorąc pod uwagę gwałtowny rozwój aglomeracji miejskich. Ale jedno pozostało w zasadzie bez zmian. Bajka ciągle była nośnikiem mądrości życiowej, pomagała zrozumieć świat i dawała klarowny obraz tego, jak „być powinno”.
Recenzje „Labiryntu Fauna” Guillermo del Toro – a od czasu premiery zebrało się ich sporo – skupiają się głównie na warstwie wizualnej filmu albo podkreślają jego brutalność i aspekt polityczny. Całkowicie zaś pomijają fakt, że „Labirynt” to niezwykle wnikliwy, niemal filozoficzny wywód o roli mitów i baśni w kulturze europejskiej. Na przykładzie małej dziewczynki i trójki dorosłych z jej otoczenia, del Toro pokazuje jak wygląda realny wpływ bajek na nasze życie i jakie konsekwencje niesie ze sobą fakt, że przestajemy w nie wierzyć. I konkluzja to niewesoła, za to arcyciekawa.
Postawę wiary (a właściwie bezgranicznej wiary) w bajki prezentuje mała Ofelia. Dziewczynkę poznajemy w momencie, gdy trafia do starej, położonej głęboko w lesie posiadłości – siedziby nowego męża jej matki. Niestety, kapitan okazuje się być zimnym draniem o sadystycznych skłonnościach, a ciężarna matka głównie leży w łóżku i nie należy jej przeszkadzać. Nic dziwnego, że Ofelia większość czasu spędza w skonstruowanym z głazów i krzewów labiryncie, który znajduje się w pobliżu domu. Pewnego dnia spotyka tam tajemniczego fauna. Oczywiście nawet początkujący psycholog mógłby w tym momencie powiedzieć, że to klasyczny przykład wyimaginowanego przyjaciela, którego zaniedbana emocjonalnie dziewczynka po prostu sobie wymyśliła. Problem w tym, że im mocniej Ofelia wierzy w fauna i baśniową misję którą ma do wykonania, tym bardziej traci kontakt z rzeczywistością. A to z kolei niesie ze sobą ryzyko śmiertelnego niebezpieczeństwa. Pozbawione opieki dziecko łazi po chaszczach, zapuszcza się głęboko w las, ba! – samo wchodzi do groźnie wyglądających grot i jaskiń. Nie trzeba wielkiej fantazji, by uświadomić sobie, jak może skończyć się każda z tych eskapad, kroniki policyjne dostarczają licznych przykładów. Czy jednak żywot w świecie fantazji jest groźny tylko dla dzieci? Tu również nie trzeba bujnej wyobraźni, by odpowiedzieć sobie na to pytanie. Każdy z nas zapewne zna, i to niejedną, dorosłą już Ofelię, która marzy o przystojnym księciu z bajki i wierzy w miłość aż po grób. Wierzy nawet wtedy, gdy przystojny książę pije na umór i tłucze ją do nieprzytomności, bo przysłowiowa zupa była za słona.

Z drugiej jednak strony bez bajek nie da się żyć. Ludzie którzy przestają wierzyć w bajki, stają się istotami dysfunkcyjnymi, zarówno w prywatnym, osobistym wymiarze, jak i w szerszym, społecznym kontekście. Del Toro świetnie pokazuje to na przykładzie matki i ojczyma Ofelii. Ona zapewne kiedyś boleśnie przekonała się o tym, że „życie to nie bajka”, dlatego teraz z zasady nie wierzy w jakiekolwiek „elementy baśniowe”. W efekcie jest bezwładną, pozbawioną nadziei kobietą, która na dobrą sprawę własnoręcznie dopisuje do swego losu nieszczęśliwe zakończenia. Co gorsza, nieszczęśliwy scenariusz pisze także dla swojej córki, bo dobrowolnie oddaje ją pod opiekę sadystycznego ojczyma. On z kolei puste miejsce po bajkach wypełnia, tworząc swoją własną mitologię. Stokroć straszniejszą od najokrutniejszych baśni. W przypadku „Labiryntu fauna” jest to faszyzm, ale ekranowa historia równie dobrze mogłaby się toczyć w stalinowskiej Rosji, a wymowa filmu pozostałaby ta sama. Wierzyć w bajki – źle, nie wierzyć – też niedobrze. Czy zatem z tej beznadziejnej sytuacji jest jakieś wyjście? Del Toro wydaje się mówić, że tak. Nie przypadkiem kluczową postacią filmu czyni Mercedes, gospodynię w domu rodziców Ofelii. Mercedes również jest osobą, która przestała wierzyć w bajki, ale nie zapomniała o tym, co w nich najistotniejsze: że jest różnica między złem i dobrem, w życiu należy stać po stronie tego drugiego, a w razie potrzeby trzeba o nie walczyć. Nie wiara w baśnie, ale wiara w ich sens daje tej drobnej kobiecie niemal nadludzką siłę. I ona jako jedyna z trójki dorosłych, którzy „dawno, dawno temu przestali wierzyć w bajki”, prezentuje kreatywną postawę wobec rzeczywistości. Wie, że w życiu może i powinno być dobrze, więc po prostu robi co trzeba, by ten cel osiągnąć.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na podkreślane i krytykowane w licznych recenzjach okrucieństwo filmu. „Labirynt fauna” to jednak dzieło zbyt przemyślane, by posądzać jego twórcę o efekciarskie epatowanie makabrą. Dlatego warto pokusić się o inne uzasadnienie faktu, że dziecięco-naiwny z początku film z czasem przekształca się w brutalne kino dla dorosłych. Jedną z możliwych interpretacji jest teza, że oto mamy do czynienia z zakamuflowanym opisem jeszcze jednej postawy, jaką można prezentować względem bajek. Tyle że nie dotyczy ona jednostek, a całych społeczeństw i to na przestrzeni stuleci. Mowa o wspomnianym wcześniej, powolnym procesie, w ramach którego frapujące i wieloznaczne baśnie upupiono w takim stopniu, że teraz przypominają lwa, któremu zrobiono trwałą ondulację na grzywie i manicure na pazurach. Oczywiście proces osłabiania ostrej, często zupełnie niechrześcijańskiej wymowy bajek był konsekwencją zmieniającej się obyczajowości i stylu życia Europejczyków. Jednak pamiętajmy o tym, że natura ludzka raczej pozostaje niezmienna. I kto wie, czy to właśnie tamte, zupełnie zapomniane dziś mity, nie chroniły ludzi lepiej przed otaczającą rzeczywistością, niż ich wylizane, grzeczniutkie odpowiedniki. W pierwotnej wersji bajki o Czerwonym Kapturku jego tytułowa bohaterka radziła sobie z wilkiem sama. Dzięki podstępowi udawało się jej wymknąć z chatki i wrócić szczęśliwie do domu. W bajce znanej obecnie Kapturek jest istotą nieświadomą i niesamodzielną. Z brzucha wilka wydostaje się tylko dzięki interwencji osoby trzeciej. Trudno się oprzeć wrażeniu, że szokujący chwilami film Guillermo del Toro w gruncie rzeczy szokujący nie jest. To tylko my w ciągu ostatnich paru stuleci zdziecinnieliśmy do tego stopnia, że nie tylko nie potrafimy radzić sobie z złem, ale nawet nie bardzo potrafimy je rozpoznać. A ze złem potrafi skutecznie walczyć tylko Czerwony Kapturek z krwią babci na ustach.
