Klasyka kina radzieckiego: Kilka gorzkich scen z życia nomenklatury [Eldar Riazanow „Zapomniana melodia na flet” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To ostatni wielki film kultowego radzieckiego reżysera, który jak nikt inny – może oprócz Gruzina Gierogija Danieliji – potrafił jednocześnie rozśmieszać i wzruszać. Choć akurat w „Zapomnianej melodii na flet” znacznie więcej jest powodów do wzruszeń. Nie bez powodu, wszak w czasie pracy nad tym melodramatem Eldar Riazanow przeżywał poważne kłopoty zdrowotne i musiał leczyć się po udarze.
Klasyka kina radzieckiego: Kilka gorzkich scen z życia nomenklatury [Eldar Riazanow „Zapomniana melodia na flet” - recenzja]To ostatni wielki film kultowego radzieckiego reżysera, który jak nikt inny – może oprócz Gruzina Gierogija Danieliji – potrafił jednocześnie rozśmieszać i wzruszać. Choć akurat w „Zapomnianej melodii na flet” znacznie więcej jest powodów do wzruszeń. Nie bez powodu, wszak w czasie pracy nad tym melodramatem Eldar Riazanow przeżywał poważne kłopoty zdrowotne i musiał leczyć się po udarze.
Eldar Riazanow ‹Zapomniana melodia na flet›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Zapomniana melodia na flet | Tytuł oryginalny | Забытая мелодия для флейты | Data premiery | 1988 | Reżyseria | Eldar Riazanow | Zdjęcia | Wadim Alisow | Scenariusz | Emil Bragiński, Eldar Riazanow | Obsada | Leonid Fiłatow, Tatiana Dogilewa, Irina Kupczenko, Wsiewołod Sanajew, Olga Wołkowa, Siergiej Acybaszew, Aleksander Szyrwindt, Valentin Gaft, Jelena Majorowa, Wacław Dworzecki, Jelena Fadiejewa, Aleksander Pankratow-Czornyj, Piotr Mierkurjew, Jewgienij Wozniesienski, Nina Agapowa, Tatiana Agafonowa, Tatiana Nowicka, Eldar Riazanow | Muzyka | Andriej Pietrow | Rok produkcji | 1987 | Kraj produkcji | ZSRR | Czas trwania | 134 minuty | Gatunek | komedia, melodramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
To z powodu choroby reżysera „Zapomiana melodia na flet” (1987) – pierwszy pieriestrojkowy obraz Eldara Aleksandrowicza Riazanowa – jest tak przejmująco smutna. I wieńczy ją, nie licząc nakręconego trzy lata wcześniej klasycznego melodramatu „Gorzki romans”, najbardziej wzruszająca scena w całej twórczości artysty. A przecież Riazanow przeszedł do historii radzieckiej kinematografii przede wszystkim jako autor, który potrafi rozśmieszyć do łez, jak chociażby w zwariowanej komedii przygodowo-sensacyjnej „ Niezwykłe przygody Włochów w Rosji” (1973). Znacznie częściej jednak dzieła Eldara Aleksandrowicza bawiąc, jednocześnie skłaniały do refleksji i pochylenia się nad smutnym losem obywateli Kraju Rad, który wcale nie okazywał się dla nich krainą mlekiem i miodem płynącą, gloryfikowanym w prasie komunistyczno-proletariackim rajem. Wystarczy obejrzeć nakręcone w epoce Leonida Breżniewa do bólu wzruszające „ Ironię losu, czyli Szczęśliwego Nowego Roku” (1975), „ Biurowy romans” (1977) czy „ Dworzec dla dwojga” (1982). „Zapomiana melodia na flet” wpisuje się w ten nurt twórczości Riazanowa, chociaż powstała już w zupełnie innej sytuacji społeczno-politycznej. Choć tak naprawdę niewiele brakowało, abyśmy dzisiaj zaliczali ją właśnie do grona „obrazów Breżniewowskich”. W 1976 roku Eldar Riazanow (1927-2015) i Emil Braginski (1921-1998) – dramaturg i scenarzysta, od połowy lat 60. XX wieku będący etatowym współpracownikiem reżysera – napisali sztukę teatralną „Historia niemoralna”. Następnie na jej podstawie, co zdarzało im się już wcześniej, stworzyli scenariusz filmu, który tradycyjnie musiał uzyskać akceptację urzędników Państwowego Komitetu Kinematografii. I, o dziwo, nie uzyskał. Ktoś w Goskinie doszedł bowiem do wniosku, że tekst jest za „ostry”. Jak to rozumieć? Zapewne za bardzo ironiczny pod adresem radzieckiej rzeczywistości. Względnie: zbyt prawdziwy. Ponoć już wtedy w scenariuszu znajdowała się piosenka, która otwiera zrealizowane dekadę później dzieło. Jeśli tak i jeśli jej tekst był zbliżony do tego, który płynie z ekranu w wykonaniu śpiewających poetów Siergieja i Tatiany Nikitinów – trudno dziwić się cenzorom, że powiedzieli „basta!”. Trudno byłoby bowiem znaleźć w filmach z lat 60. czy 70. XX wieku tak otwartą i bezpardonową krytykę biurokracji i totalnej władzy państwa nad obywatelem. W każdym razie projekt został odłożony na półkę. Riazanow i Braginski powrócili do niego dekadę później, gdy w Związku Radzieckim panował zupełnie inny duch. W grobie spoczywali już Breżniew i dwaj kolejni sekretarze generalni partii komunistycznej, Jurij Andropow i Konstantin Czernienko, a na Kremlu mościł się właśnie Michaił Gorbaczow, pomysłodawca pieriestrojki (przebudowy) i głasnosti (jawności). Powstała ona, uwspółcześniona wersja scenariusza, pisana zresztą pod konkretnego aktora, który miał wcielić się w główną postać – Leonida Fiłatowa (1946-2003). I tu powstał problem, ponieważ Fiłatow (wielka gwiazda dzięki „ Samolotowi w płomieniach” z 1979 roku) kręcił właśnie inny film, a Eldar Aleksandrowicz nie mógł zwlekać z rozpoczęciem zdjęć. Reżyser, by zyskać na czasie, pozwolił więc sobie na pewien wybieg. Rozwinął wątek chóru z Tambowa, który – czy to przez złośliwość, czy też nieuwagę urzędników – wysyłany jest na koncerty w różne zakątki Kraju Rad, co zmusiło ekipę do nieplanowanych wcześniej podróży najpierw na Krym, a następnie do Kazachstanu. W tym czasie Fiłatow zakończył pracę na planie „Cziczerina” Aleksandra Zarchiego (gdzie wcielił się w postać komisrza ludowego spraw zagranicznych w czasie wojny domowej w Rosji) i wreszcie oddał się pod rozkazy Riazanowa.  Tyle że właśnie wtedy Eldar Aleksandrowicz przeszedł udar i wylądował w szpitalu. Do końca pracy nad „Zapomianą melodią na flet” musiał jednocześnie leczyć się i przechodzić rekonwalescencję. Na szczęście zdjęcia odbywały się już tylko w Moskwie (w pawilonach „Mosfilmu”), co rozwiązywało większość problemów. Głównym bohaterem tego fantasmagorycznego komediowego melodramatu jest Leonid Siemionowicz Filimonow, naczelnik wydziału w Głównym Urzędzie Czasu Wolnego. To nad wyraz skostniała instytucja, na czele której stoi stary stalinista Jarosław Stiepanowicz, człowiek o niezwykle ograniczonych horyzontach. Zadaniem pracujących pod jego skrzydłami urzędników jest – przynajmniej w teorii – organizowanie rozrywki dla obywateli; w praktyce sprowadza się to do zabiegów czysto cenzorskich, oceniania i dopuszczania bądź odrzucania amatorskich przedstawień teatralnych, pieśni śpiewanych przez chóry, zespoły ludowe, młodzieżowe itp. itd. Przez długie lata była to bardzo bezpieczna i mało absorbująca praca, nie niosąca ze sobą żadnych konsekwencji. Ale czasy nagle się zmieniły. A szef Urzędu ani tego nie dostrzega, ani nie rozumie.  Filimonow zdaje sobie sprawę, że czas Jarosława Stiepanowicza dobiegł końca. Ma ogromną chęć na zajęcie jego miejsca, w czym zresztą może mu pomóc wysoko postawiony w aparacie władzy teść. Tylko co z tego, skoro coraz częściej przebąkuje się, że Urząd może zostać w ogóle rozwiązany, bo nie jest już nikomu do niczego potrzebny. Stres udziela się wszystkim pracownikom, w tym także Leonidowi Siemionowiczowi, który doznaje w pracy zapaści i ląduje w zakładowej przychodni. Tam poznaje pielęgniarkę Lidę – niespełna trzydziestoletnią kobietę, której życie dotąd nie rozpieszczało. Choć pracuje ciężko, nie ma praktycznie nic. Mieszka kątem u obcych ludzi i z trudem wiąże koniec z końcem. Filimonow to dla niej człowiek z zupełnie innego świata – ma przestronne, wielopokojowe mieszkanie w bloku z windą (możemy domyślać się, że to zasługa teścia). Gdy Lida odwiedza go w domu, by zrobić mu zastrzyk – trudno jej uwierzyć, że w Moskwie można tak żyć. Mimo że, jak się zdaje, dzieli ich wszystko, przypadają sobie do gustu. W samotnej, ale energicznej kobiecie, poświęcającej czas wolny na występy w amatorskim teatrze, zblazowany urzędnik dostrzega siebie samego sprzed lat, gdy był rokującym nadzieje flecistą po konserwatorium i niewiele brakowało, by znalazł etat w orkiestrze symfonicznej.  Wybrał jednak zupełnie inną drogę. Ożenił się z robiącą karierę naukową Jeleną i tym samym wszedł do świata komunistycznej nomenklatury. Cena, jaką za to zapłacił, z czego jednak zdaje sobie sprawę dopiero teraz, okazała się nadzwyczaj wysoka. Ze zdolnego artysty przeistoczył się w podlizującego się na każdym kroku swojemu ograniczonemu szefowi biurokratą, którego głównym zadaniem jest ograniczanie inwencji innych artystów. Czy można wyobrazić sobie gorszą zdradę ideałów? I zarazem: Czy można nie zrozumieć fascynacji Filimonowa Lidą, która wbrew przeciwnościom losu jest energiczna, radosna i bezpretensjonalna? Ale trwały związek z nią oznacza jednocześnie zerwanie z żoną i „wojnę” z teściem. Leonid Siemionowicz musi więc położyć na szali z jednej strony swoje dotychczasowe, bardzo wygodne życie i szanse na pięcie się po kolejnych szczeblach kariery, z drugiej – szczerą i czystą miłość, czyli uczucie, o istnieniu którego dawno już zapomniał. Na żadne ze stawianych w filmie pytań Riazanow i Braginski nie udzielają prostych i jednoznacznych odpowiedzi. Wręcz przeciwnie: robią, co tylko możliwe, aby utrudnić głównemu bohaterowi dokonanie wyboru. Ale właśnie dzięki tym zabiegom „Zapomiana melodia na flet” staje się obrazem tak bardzo przejmującym. Ileż jest w niej momentów, obok których nie sposób przejść obojętnie! Ileż takich, które wywołują ścisk w gardle i sprawiają, że w kącikach oczu pojawiają się łzy! A to przecież – przynajmniej taki był zamysł w pierwotnej wersji scenariusza – komedia. W rzeczywistości wyszła zaś miłosna tragikomedia z rozwiniętym wątkiem społeczno-politycznym. W takiej formie film na pewno nie mógłby powstać dekadę wcześniej. Obok Leonida Fiłatowa na ekranie pojawiły się niekwestionowane gwiazdy kina radzieckiego. Pielęgniarkę Lidę zagrała wprawdzie dopiero wspinająca się na firmament Tatiana Dogilewa („ Dworzec dla dwojga”, „ Na żywo!”, „ Zagubiona wyspa”), ale za to żonę Leonida doskonale już znana Irina Kupczenko („ Wujaszek Wania”, „ Romanca o zakochanych”, „ Cudze listy”, „ Dziwna kobieta”). W szefa Leonida wcielił się Wsiewołod Sanajew („ Wołga, Wołga”, „ Szyrli-myrli”), w jego kolegę z pracy Miasojedowa – Aleksandr Szyrwindt („ Ironia losu”, „ Kolorowy zmierzch”), z kolei w Saszę, podkochującego się w Lidzie kolegę z amatorskiego teatru – Aleksandr Pankratow-Czornyj („ Stworzył nas jazz”, „ Kurier”). A to wcale nie wszyscy zasługujący na uznanie. Do ekipy realizatorskiej Riazanow dobrał sobie sprawdzonych współpracowników. Za zdjęcia odpowiadał Wadim Alisow – operator, który dołączył do „rodziny” Eldara Aleksandrowicza na początku lat 80. i pozostał w niej aż do jego ostatniego filmu fabularnego (o Janie Christianie Andersenie). Jeszcze dłuższy staż miał w niej kompozytor Andriej Pietrow („ Diabeł morski”, „ Chodząc po Moskwie”, „ Jesienny maraton”), który artystycznie związał się z Riazanowem w połowie lat 60. ubiegłego wieku i tylko dlatego nie stworzył ścieżki dźwiękowej do „Andersena”, że był już wtedy ciężko chory i niebawem – w 2006 roku – zmarł. Po „Zapomianej melodii na flet” Eldar Aleksandrowicz nakręcił jeszcze osiem pełnometrażowych fabuł (do tego dochodzą dokumenty i projekty telewizyjne), ale już żadna z nich nie zbliżyła się poziomem do klasycznych obrazów z lat 70. czy 80. XX wieku. Opowieść o Filimonowie też zresztą nie doczekała się szczególnego uznania. Po premierze, jaka miała miejsce w październiku 1987 roku, nie stała się wcale frekwencyjnym przebojem; nie spadł też na nią deszcz nagród. Może jednak było to dzieło zbyt gorzkie i depresyjne. Nie takiego podnoszenia na duchu oczekiwali obywatele Związku Radzieckiego od Riazanowa. 
|