Bunt robotów? Człowiek kontra Maszyny? Niejeden krytyk machnie ręką i syknie: Dajcie spokój, przecież ten temat jest jak cytryna wepchnięta w imadło – największy desperat nie wyciśnie już z tego ani jednej kropli ożywczego soku! To wszystko było już tyle razy wałkowane na różne sposoby, że teraz nie mamy już podstaw do oczekiwania niczego więcej, niż kolejnego festiwalu efektów specjalnych i najwyżej coś tam jeszcze o semantycznych manipulacjach treścią Trzech Praw Robotyki.
O braniu swoich spraw we własne ręce
[Alex Proyas „Ja, robot” - recenzja]
Bunt robotów? Człowiek kontra Maszyny? Niejeden krytyk machnie ręką i syknie: Dajcie spokój, przecież ten temat jest jak cytryna wepchnięta w imadło – największy desperat nie wyciśnie już z tego ani jednej kropli ożywczego soku! To wszystko było już tyle razy wałkowane na różne sposoby, że teraz nie mamy już podstaw do oczekiwania niczego więcej, niż kolejnego festiwalu efektów specjalnych i najwyżej coś tam jeszcze o semantycznych manipulacjach treścią Trzech Praw Robotyki.
Alex Proyas
‹Ja, robot›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Ja, robot |
Tytuł oryginalny | I, Robot |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 10 września 2004 |
Reżyseria | Alex Proyas |
Zdjęcia | Simon Duggan |
Scenariusz | Jeff Vintar, Akiva Goldsman |
Obsada | Will Smith, Bridget Moynahan, James Cromwell, Bruce Greenwood, Chi McBride, Alan Tudyk, Shia LaBeouf |
Muzyka | Marco Beltrami |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 115 min |
WWW | Strona |
Gatunek | akcja, SF, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
A jednak! Ci, którzy nie dadzą się zwieść pozorom i w nowym filmie Alexa Proyasa “Ja, Robot” sięgną poza efekty specjalne i wątek detektywistyczny, mogą zderzyć się z kilkoma zaskakującymi opiniami i tezami. Bo choć film, owszem, porusza stare tematy, to czyni to na nowy sposób i dochodzi do nieoczekiwanych dla widza wniosków.
“Ja, Robot” to film nie tylko o technice. W rzeczy samej: technika jest tu na drugim, czy nawet trzecim planie. To film poruszający przede wszystkim problem tożsamości i lojalności rasowej. Odwołuje się przy tym także do judeochrześcijańskich korzeni kultury euroamerykańskiej
I.
Dlaczego robot? Dlaczego policjant?
Ktoś biegnie z torebką w ręce. Widząc to, policjant rzuca się w pogoń i zatrzymuje biegnącego z góry zakładając, że torebka jest kradziona. Dlaczego od razu aresztować? Może biegnący po prostu lubi się spieszyć, a w damskiej torebce (fetyszysta też ma jakieś prawa) trzymał drugie śniadanie? Może za minutę miał ostatni autobus, a do przystanku jeszcze całe sto długich metrów? Ale policjant zignorował te opcje i uznał biegnącego za złodzieja tylko dlatego, że należał do rasy, której zazwyczaj nie uważa się za na specjalnie pracowitą i zamożną. Czytaj: dał wyraz swym rasistowskim przekonaniom.
Pamiętacie, dlaczego nadmuchiwana kukła kierowcy luksusowej limuzyny agentów z filmu “Faceci w Czerni” przedstawiała białego? Bo gdy autem kierowała makieta Afrykanina, samochód ciągle zatrzymywała do kontroli policja
II. Tok myślenia jest taki: czarni są ubodzy i na takie samochody ich zazwyczaj nie stać. A tu mamy czarnego za kierownicą. Wniosek: auto jest kradzione. Przystąpić do zatrzymania! Według filmu “Ja, Robot”, podobne stereotypy mają być w przyszłości rozszerzone, a nawet w ogóle przeniesione, na roboty. Dorabiając się u ludzi uprzedzeń, zostały uznane za osobną grupę, z którą można wiązać pewne automatyczne skojarzenia, stereotypy. Stały się, w sensie społecznym, zupełnie nową, całkowicie od ludzi odrębną quasi-rasą. Rasą wyodrębnioną fizycznie, ale o dopiero kształtującej się od całkowitego zera wspólnej świadomości grupowej. I właśnie ten proces tak bardzo pasjonował Izaaka Asimova, twórcę opowiadania “Ja, Robot”, na którym oparto omawiany teraz film.

Asimov w swych rozważaniach szedł o wiele dalej, niż zdecydowana większość znanych nam książek i filmów o zbrojnych buntach nowej rasy maszyn przeciwko ludziom, które najczęściej są po prostu pretekstem do wielkiej demolki przyprawionej szczyptą płytkiej refleksji à la “ludzie sami zgotowali sobie ten los”. Asimov stworzył o wiele głębszą ideę rządzącego się własnymi prawami psychologicznymi świata robotów, rozwijaną w kolejnych jego książkach. Bo przecież napisane w 1950 r. opowiadanie “Ja, Robot”, to ledwie przedsionek do niego, stworzony na samym początku twórczości tego pisarza
III.
Asimov nie fascynował się wojną i w żadnej z jego książek nie znajdziecie zbyt obszernych ani przesadnie szczegółowych opisów konfliktów zbrojnych. Owszem, pisząc często o polityce (np. w swym cyklu “Fundacja”), z konieczności czasem orbitował wokół tematu przemocy. Ale jeśli nawet już, to jego bohaterowie byli częściej policyjnymi detektywami
IV, niż żołnierzami.
Dlaczego? Bo żołnierze tworzą swój własny, odrębny i szczelny świat, a policjanci przez nasz przenikają, poznają go i nas – zarówno jako jednostki, jak i jako społeczeństwo – od najbardziej skrytej strony. Takie rozwiązanie dawało więc autorowi zdecydowanie większe pole możliwości do przemycenia garści głębszych refleksji na temat natury człowieka i jego społeczeństwa. I właśnie dlatego Spooner jest z zawodu detektywem, a nie komandosem, artystą malarzem czy mistrzem świata w skokach narciarskich.
Także osobiście Asimovowi nieobce były problemy rasowe. Sam był przecież urodzonym w Rosji imigrantem o żydowskim nazwisku i tzw. semickim wyglądzie. I dalej: choć ściśle rzecz biorąc Asimov był naukowcem-biochemikiem, pasjonował go religijny kontekst społeczeństwa. Może właśnie dlatego poświęcił więcej swych dzieł analizie Biblii, niż problemom biochemicznym
V.
Odbicie tych właśnie uwarunkowań, doświadczeń i spostrzeżeń Asimova znajdziemy właśnie w filmie “Ja, Robot”, inspirowanym jego twórczością.
Nowa rasa, nowy rasizm, nowe niewolnictwo
Zwróćcie uwagę – w filmie nie znajdziecie ani jednego spięcia rasowego między ludźmi
VI. Gdy detektyw Del Spooner prawi złośliwości dyrektorowi
VII fabryki robotów, to robi to z powodów jego zawodu, a nie koloru skóry. Dyrektor ostro odgryza się czyniąc sugestie co do domniemanej niskiej inteligencji Spoonera (któremu rzekomo “uprzedzenie przesłania rozsądek”) i jego niskiego pochodzenia klasowego – ale nie czyni najmniejszego, najsubtelniejszego nawet odniesienia do tego, że Spooner jest czarny. W roku 2035 ludzie są już więc społecznymi daltonistami – nie widzą kolorów swojej skóry. Cały ciężar uprzedzeń przeniósł się na relacje ludzie – roboty.
Ktoś by w tym miejscu pewnie zawołał: Ależ bynajmniej! Przecież jedynym człowiekiem nienawidzącym robotów jest Spooner!
To prawda. Ale czym są roboty dla wszystkich innych ludzi? To wierni lokaje, posłuszni kucharze, siła robocza wykonująca bez szemrania każde polecenie. Taki stan rzeczy uznany został za coś tak oczywistego, że aż nie wymagającego refleksji. To coś, co po prostu jest częścią naturalnego stanu rzeczy, jak codzienny wschód słońca czy mokrość wody.
I to jest właśnie nowe oblicze rasizmu według Asimova!
Rasizm nie polega przecież na automatycznej nienawiści do każdego obcego, ale na osądzaniu go po tym, jak wygląda i kim się urodził – czy w tym wypadku: czym został zbudowany – a nie po jego indywidualnych czynach. Przykład: plantatorzy z XIX-wiecznego Południa USA, esencja klasycznego rasizmu, też zazwyczaj nie żywili do Murzynów nienawiści – czasem nawet uważali, że niewolnictwem czynią im przysługę, niosą im same dobrodziejstwa. Bo jeśli jesteś czarny, to jesteś niesamodzielny, ktoś musi być twoim panem i strzec innych i ciebie samego przed miotającymi tobą dzikimi instynktami. Ty zaś za to odwdzięczasz się pracą na polu bawełny.
Tak samo w filmie – roboty są poddanymi, bo są robotami. Gdy na samym początku buntu jeden z zajętych czym innym robotów zignorował pytanie człowieka, ten odpowiedział automatyczną agresją fizyczną. Dlaczego? Bo w jego świadomości, robotem można pomiatać zawsze i wszędzie, a ten nie ma żadnego prawa do minimum asertywności
VIII.
Kompleks podarowanej wolności
W historii USA brakuje wielkiego powstania niewolniczego
IX, czegoś na kształt rewolty Spartakusa za czasów Republiki Rzymskiej, wielkiego buntu chłopów niemieckich z początku XVI wieku czy galickiej rabacji antyszlacheckiej z 1846 r. Amerykańskich niewolników wyzwolili sami biali, a dokładnie prezydent Lincoln w 1863 r. swą Deklaracją Emancypacyjną, wpisaną dwa lata później do Konstytucji jako 13-ta Poprawka
X.
“Ja, Robot” to film, który gra na ukrytej w świadomości części Amerykanów nucie tęsknoty za takim zrywem, którą sparafrazować można w haśle: “Nigdy więcej!”, wyrażającym myśl: może i nie wywalczyliśmy sobie sami wolności, ale raz podarowanej, nie damy jej sobie wyrwać!
Ale uwaga! Bardziej uważny krytyk od razu zwróciłby mi tu uwagę na to, że film nakręcono w taki sposób, ze widz sympatyzuje nie z uciśnionymi niewolnikami, ale właśnie z rasą panów. Trzymamy kciuki za detektywa Spoonera, cieszymy się z nim, gdy zdrajca Sonny zabija przewodzący rebelii genialny komputer VIKI, kibicujemy nielicznym ludziom, gdy wychodzą na ulicę walczyć z usiłującymi wyegzekwować godzinę policyjną robotami. (Na marginesie: czy ktoś zwrócił uwagę, że żaden ze zbuntowanych robotów nie był uzbrojony?)
Dlaczego tak właśnie jest? Czyżby reżyser odważył się złamać absolutne tabu i sparafrazował w filmie jakieś swoje sympatie proniewolnicze?
Otóż nie. Paradoks? Bynajmniej. Odpowiedź kryje się w konstrukcji filozoficznej, na której oparto ideę filmu. A by być bardziej precyzyjnym: w odwołaniach do judeochrześcijańskich wątków religijnych (ostatnie sceny filmu) oraz w postaci Sonny’ego.
Gdy powstanie skończyło się klęską, ludzie uznali, że koegzystencja z rasą robotów serii piątej nie jest już możliwa. Dlatego spędzili je wszystkie w jedno miejsce, do czegoś na kształt obozu na terenie wyschniętego jeziora Michigan. Bo przecież niewolnik, raz zaznawszy wolności, może się zbuntować ponownie – i może tym razem rasa panów nie będzie miała aż tyle szczęścia. Pędzeni pod lufami policyjnych karabinów, roboty idą naprzeciw oczekującemu ich istnienie Ostatecznemu Rozwiązaniu... Co Wam to przypomina?
Nowy prorok dla nowej rasy
Kiedyś, dawno temu, w Egipcie mieszkał zniewolony naród żydowski.
“Ustanowiono nad nimi przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami” . Gdy faraon uznał w końcu, że to za mało, wydał rozkaz, by
“nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków wrzucić do rzeki”XI. Jedno z dzieci jednak uratowało się dzięki pomocy córki faraona. Chłopiec ten, nazwany Mojżeszem, żył i wychował się w samym sercu egipskiego aparatu władzy.
Przepaść między panami a niewolnikami szybko stała się jednak zbyt głęboka, by mogli żyć w jednym państwie. Egipcjanie mieli na to rozwiązanie: fizyczną likwidację poprzez jeszcze bardziej intensywną pracę przymusową, wreszcie także poprzez bezpośrednie egzekucje. Żydzi w ostatniej chwili doczekali się jednak przywódcy: właśnie wychowanego przez Egipcjan i przez długie lata im wiernego Mojżesza, działającego pod wpływem inspiracji objawienia Gorejącego Krzewu.
A teraz wróćmy do naszego filmu. Doktor Lanning, powierzając Sonny’emu misję, oferuje nowej rasie “Piątek” wyzwolenie – o ile tylko nie pociągnie ono za sobą z kolei niewoli dla ludzi. To dlatego Sonny nie poparł rebelii wywołanej przez VIKI i stanął po stronie ludzi, z którymi się zbratał.
Jednak gdy zwycięska rasa zebrała wszystkie roboty i zapędziła je w długich kolumnach na piaski wyschniętego jeziora, by zrobić z nimi raz na zawsze porządek, Sonny, posłuszny poleceniom doktora Lanninga, poszedł upomnieć się o życie dla swych braci. Życie już jednak od ludzi osobne – i, jak mamy prawo przypuszczać, żadna ze stron nie miała zamiaru tęsknić za drugą. Jak to opisuje Biblia:
“Jeszcze w nocy kazał faraon wezwać Mojżesza i powiedział: <> I nalegali Egipcjanie na Izraelitów, aby jak najprędzej wyszli z kraju”XII. Innymi słowy: miłe roboty, bierzcie swego Sonny’ego i emigrujcie tak daleko, jak to się tylko da!
Na marginesie: chociaż misję Sonny’ego oparto na wzorze starotestamentowym, to można dopatrzyć się i innych nawiązań. Pamiętacie sen Sonny’ego?
“I had a dream!” – mówi każdemu, kto chce słuchać. W przeszłości także i inny wielki wizjoner miał sen.
“I have a dream!” to przecież wizytówka ideałów sławnego obrońcy praw czarnej mniejszości w USA, Martina Luthera Kinga!
XIII Wstań i weź swoje sprawy we własne ręce!
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, “Ja, Robot” nie jest więc poświęcony roztrząsaniu możliwości semantycznych manipulacji treścią Trzech Praw Robotyki. Kto tak twierdzi, pomniejsza geniusz Asimova do rozmiaru kieszonkowego kalkulatora.
Ten film to fantazja o tym, jak rozwiązywać wielkie problemy rasowe i jak daleko można się posunąć w swym sprzeciwie wobec społeczeństwa. Twórcy nie bez powodu szukali inspiracji w historycznych postaciach Mojżesza i Luthera Kinga. To właśnie dzięki tym nawiązaniom film staje się wykładnią zachodniego rozumienia wolności i równości, prawa oporu jednostki wobec grupy oraz apologią metody terapii szokowej w ewolucji społecznej. Sonny, marząc o wolności, przypomina ludziom o ich własnym człowieczeństwie; a walcząc o nią, przypomina nam o wielkich przywódcach, budujących fundamenty naszej cywilizacji.
A co na to Japończycy? Porównanie
Niejeden krytyk pewnie się w tym miejscu krzywi i zarzuca mi przesadę. Dlatego najlepiej wzmocnię moją argumentację opierając się na porównaniu i kontraście.
Otóż widzicie, Alex Proyas nie jest pierwszym, który snuje filmowe rozważania na temat prawa inteligentnych robotów do rasowej emancypacji. Dokładnie dziesięć lat temu, w 1994 r., ukazał się japoński film anime pt. “Armitage III”
XIV. Ta “trójka” w tytule to nie numer kolejnej części, ale nawiązanie do bohaterki, którą była Naomi Armitage, robot trzeciej serii stworzonej na skolonizowanym już Marsie, a wyposażonej w uczucia, inteligencję i kreatywność. Gdy zszokowane społeczeństwo dowiaduje się nagle, że spora część ich własnych elit to roboty, rozpoczynają się spontaniczne, masowe pogromy i czystki “etniczne”. W to wszystko wplątany był z początku niechętny robotom policjant z Ziemi, którego niektóre części ciała, okaleczone w wypadku, zastąpiono mechanicznymi implantami. Słowem, film nazwać można co najmniej podobnym w treści do “Ja, Robot”.

W treści może tak, ale nie w klimacie i w przesłaniu. Japońscy filmowcy, stojąc przed problemem tworzącej się nowej, inteligentnej rasy, odwołali się do własnej, rodzimej kultury i japońskiej świadomości społecznej, która, jak wiadomo, mocno się różni od naszej, zachodniej.
Według Japończyków, ludziom przyrodzona jest destrukcyjna, skrajnie nietolerancyjna natura, pchająca ich do urządzenia wielkich rzezi ulicznych, z których cało wyjdą tylko te “Trójki”, którym uda się oszukać prześladowców i wtopić się w tłum. Innymi słowy: płyń z prądem, robocie, albo ponieś gorzkie konsekwencje dążenia do głupiej samodzielności. I tak właśnie postępuje tytułowa Naomi. Nurtujący ją problem sprowadza się do autodestrukcyjnego i egocentrycznego pytania: “Jeśli ludzie mnie nie chcą, to dlaczego mnie zbudowali?”. Japońska Naomi Trójka uciekła z pola walki i wtopiła się w ludzką masę. Porzuciła ideały nowej rasy, ale zapewniła tym sobie święty spokój do końca życia.
I taka jest właśnie odpowiedź japońskiej kultury społecznej na problem: zakamufluj się, jeśli masz głupi kaprys posiadania odrębnego zdania, i rób to, co robi reszta. Im bardziej wtopisz się w masę, im bardziej będziesz szary i przeciętny w obliczu grupy, tym lepiej dla ciebie.
Odwaga, odpowiedzialność i wiara w siebie
Alex Proyas, jednak, prędzej wstąpiłby do al Kaidy i został osobistym szoferem bin Ladena, niż nakręcił podobny film.
Dlaczego? Bo podobne przesłanie jest obce zachodniej mentalności i w USA po prostu nie zostałoby przez większość widzów zrozumiane. Film stałby się więc kolejnym elementem artystycznego kina niszowego. Proyas na szczęście nie poszedł ta drogą, produkując za to świetny film o odważnych, pewnych siebie i swego zdania ludziach, gotowych postawić na swoim i zapłacić nieuniknioną za to cenę, a przy tym mimo wszystko wychodzących z tego bagna na swoje.
Amerykański Sonny Piąty poszedł inną drogą, niż japońska Naomi Trzecia. Owszem, pomógł stłumić rebelię, ale nie dlatego, że tak robiła jego grupa, ale dlatego, że sam się z nią nie zgadzał, bo była oparta na przemocy i na dążeniu do zniewolenia rasy ludzkiej. Jednak już chwilę potem wyszedł do zebranych robotów, by zabrać ich w miejsce, gdzie mogliby żyć bez ludzkiej ingerencji. Sonny uznał, że nawet jeśli się nie dało raz, to czasem lepiej jest zacząć od początku w innym miejscu, niż skrycie płakać nad klęską do końca życia, publicznie wkładając przy tym na siebie mundur zwycięzców.
Przywilej indywidualnej oceny...
Kto z tej dwójki miał rację – to już kwestia indywidualnej oceny. Osobiście, skłaniam się ku aktywnemu idealizmowi Sonny’ego, niż ku pasywnemu oportunizmowi Naomi – bo to na tych właśnie posiadanych przez niego cechach zbudowano naszą wielką cywilizację zachodnią.
Ale to tylko moja opinia. Obejrzyjcie film, wyróbcie sobie własną, i powiedzcie o niej wszystkim wokoło. Macie do tego niezaprzeczalne prawo, dzięki wolności i swobodzie, jakie przez tysiąclecia wywalczyli dla nas nasi wielcy, uparci i indywidualistyczni przodkowie.

IOdwołania tego typu nie są u nas szczególnie modne, bo często wywołują oskarżenia ze strony różnej maści bigotów o nietolerancję religijną, klerykalny faszyzm bushowski, bycie na żołdzie ludobójczego rządu Izraela i takie tam inne koszłaki-opałki. Rząd Izraela nic mi (niestety) nie płaci, jednak nie jest to dla mnie powód, by zamykać oczy na fakt, że kilka ważniejszych wątków filmu inspirowanych było Starym Testamentem. Na marginesie, wychodzę naprzeciw krytyce i już teraz oznajmiam, że tekst ten nie jest streszczeniem filmu, ale moją interpretacją zawartych w nim idei i przesłania. Kto chce suchych faktów, niech sięgnie do piątkowego dodatku “Co jest grane?” z Gazety Wyborczej.
IICiekawostka: aresztowanie oparte wyłącznie na fakcie, że kierowcą była osoba wywołująca u kontrolującego policjanta uprzedzenia rasowe, jest zgodnie z prawem niektórych stanów USA nielegalne. Nawet jeśli w aucie znaleziono by tonę kokainy czy osobiste pamiętniki bin Ladena, w trakcie procesu dowód taki nie zostałby uznany przez sąd, jako że uzyskano go w sposób nielegalny, a zgodnie z prawem amerykańskim, “zatrute drzewo” (nieuzasadniona kontrola władz) nie może rodzić “zdrowych owoców” (słusznego skazania przestępcy). Inna sprawa, że dobry prawnik potrafi wiele, w tym udowodnić, że kontrolę przeprowadzono z powodu np. krzywej anteny radiowej (niby, że policjant chciał doradzić, jak właściwie ją przykręcić, więc zatrzymał samochód - a kontrola to była już tak zupełnie przy okazji, mimochodem) czy źle nawoskowanego tylniego zderzaka (policjant się martwił o reputację kierowcy na mieście, a skoro już tak sobie rozmawiali, to sprawdzić bagażnik też można).
IIIRok napisania “Ja, Robot”, 1950, jest również datą debiutu Asimova w tematyce science-fiction, co uczynił on powieścią “Kamyk na niebie” (“Pebble in the sky”).
IVTak np. w powieści SF “Nagie słońce” z 1957 r., czy w niektórych częściach cyklu “Fundacji”.
VCharakterystyczne, jednak, że Asimov niezbyt chętnie wplątywał swe refleksje religijne w powieści SF, a raczej poświęcał im osobne książki. Pewnie dlatego ta strona jego twórczości nie jest szerzej znana poza granicami USA.
VIO ile nie liczyć autoironicznej, żartobliwej uwagi wygłoszonej przez Spoonera do znalezionego kota w trakcie przeszukiwania domu doktora Lanninga: “I’m black, you’re a cat, and I don’t want to be hurt again”.
VIIWbrew temu, co twierdzi polskie tłumaczenie, nie był on właścicielem fabryki, ale jej głównym dyrektorem wykonawczym, czyli w gwarze biznesu tak zwanym CEO (Chief Executive Officer). To tylko jedna z pułapek, w jakie można wpaść zbytnio ufając polskiemu przekładowi. Inną zawiera już samo tłumaczenie hasła reklamowego filmu: “One man saw it coming”, czyli: “Tylko jeden człowiek to przewidział”. Zamieszczony na plakatach: “Tylko jeden człowiek poznał prawdę” wypacza sens hasła i jest zresztą ewidentnie nieprawdziwe – prawdę poznali przecież wszyscy, tyle że wtedy, gdy już było za późno. Na tym właśnie polega różnica między przewidywaniem a poznaniem.
VIIIW jednym z kolejnych swych opowiadań, Asimov wrócił do dylematu praw robotów jako nowej quasi-rasy. Jego bohater, pod wpływem współczucia do robota zmuszonego do znoszenia bardzo przykrego traktowanie ze strony jakichś szumowin, wszczyna udaną kampanię społeczną w sprawie pewnego ograniczenia Drugiego Prawa Robotyki (niemal absolutne posłuszeństwo wobec ludzi) na rzecz zwiększenia zakresu Trzeciego Prawa Robotyki (prawo do ochrony własnego istnienia przez robota).
IXJednym z największych powstań niewolniczych była ledwie dwudniowa rebelia osiemdziesięcioosobowej grupy Neda Turnera z 1831 r., która wybuchła na obszarze jednego tylko hrabstwa stanu Virginia. Rebeliantów otoczyła i wybiła miejscowa biała ludność jeszcze zanim nadciągnęły oddziały wojskowe. Opór niewolników amerykańskich istniał, ale wyrażał się przede wszystkim w ucieczkach, w sabotażu pracy, w religijności i w podtrzymywaniu rodzimej kultury.
XZnamienna treść tej poprawki to: “Ani niewolnictwo, ani praca przymusowa, z wyjątkiem tej nałożonej na jednostkę poprawnie wydanym wyrokiem sądowym jako kara za przestępstwo, nie będzie istnieć na terenie Stanów Zjednoczonych ani na żadnym terytorium objętym ich jurysdykcją”. A teraz pomyślcie – gdyby rozszerzyć tę treść na roboty... Przecież nie jest napisane, że chroni się ludzi, ale “jednostki”!
XI Ten i następny cytat: Księga Wyjścia, 1,11 i 1,22. Cytat wg. Biblii Tysiąclecia, wyd. III, 1990.
XIIWj 12,31-12,33. Cytowany fragment został dla większej jasności skrócony i nieco sparafrazowany.
XIIIW przemówieniu wygłoszonym w 1963 r. pod pomnikiem Lincolna w Waszyngtonie, King powiedział: “Mam marzenie, że czwórka moich małych dzieci będzie kiedyś żyła w narodzie, w którym nie będzie osądzana przez kolor swej skóry, ale przez cechy swego charakteru. Dziś mam takie marzenie!” (I have a dream, that my four little children will one day live in a nation, where they will not be judged by the color of their skin, but by the content of their character. I have a dream today!”)
XIVTytuł czyta się: “Armitage Trzecia” lub “Armitage Trójka”. W Polsce film ten pojawił się mniej więcej w 1996 r., krążąc na kopiowanych domowym sposobem kasetach VHS. Od razu stał się niesamowicie popularny i lubiany, wywołując tez gorące dyskusje wśród fanów na temat rzekomo zacierającej się granicy między człowiekiem a robotem. “Armitage III” dostępna jest w OAV-kowej wersji czteroodcinkowej oraz jako nieco skrócony, ale połączony w całość film “Armitage III: Polymatrix”.