East Side Story: Katastrofa, która (chyba) nigdy nie zdarzy się w Polsce [Anton Miegierdiczow „Metro” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Największą popularność kino katastroficzne zdobyło w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy to na wyobraźnię widzów oddziaływały takie produkcje, jak kolejne „Porty lotnicze”, „Płonący wieżowiec”, „Chiński syndrom” czy „Meteor”. Chwilowy renesans nastąpił dwie dekady później za sprawą „Tunelu” i „Dnia zagłady”, ale tak naprawdę to po dziś dzień powstają filmy, które nie tyle mają nas straszyć, co uprzytomniać nam, jak marnym puchem jesteśmy. Przykładem rosyjskie „Metro” Antona Miegierdiczowa.
East Side Story: Katastrofa, która (chyba) nigdy nie zdarzy się w Polsce [Anton Miegierdiczow „Metro” - recenzja]Największą popularność kino katastroficzne zdobyło w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy to na wyobraźnię widzów oddziaływały takie produkcje, jak kolejne „Porty lotnicze”, „Płonący wieżowiec”, „Chiński syndrom” czy „Meteor”. Chwilowy renesans nastąpił dwie dekady później za sprawą „Tunelu” i „Dnia zagłady”, ale tak naprawdę to po dziś dzień powstają filmy, które nie tyle mają nas straszyć, co uprzytomniać nam, jak marnym puchem jesteśmy. Przykładem rosyjskie „Metro” Antona Miegierdiczowa.
Anton Miegierdiczow ‹Metro›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Metro | Tytuł oryginalny | Метро | Dystrybutor | Hagi | Data premiery | 6 grudnia 2013 | Reżyseria | Anton Miegierdiczow | Zdjęcia | Siergiej Astachow, Siergiej Szulc | Scenariusz | Denis Kuryszew, Wiktoria Jewsiejewa, Anton Miegierdiczow | Obsada | Siergiej Puskiepalis, Swietłana Chodczenkowa, Anatolij Biełyj, Anfisa Wistinghauzen, Jekatierina Szpica, Aleksiej Bardukow, Jelena Panowa, Stanisław Dużnikow, Siergiej Sosnowski | Muzyka | Jurij Potiejenko | Rok produkcji | 2012 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 132 min | Gatunek | melodramat, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pomysł filmu poddał pisarz Dmitrij Safonow w powieści opublikowanej w Rosji przed ośmioma laty. On sam urodził się w 1968 roku w Krasnojarsku, do Moskwy sprowadził się natomiast na początku lat 80., aby studiować. Zmieniał uczelnie i kierunki, aż wreszcie ukończył – po siedemnastoletnich zawirowaniach – Państwowy Uniwersytet Medyko-Stomatologiczny (specjalizacja: radiologia). Ciągnęło go jednak przez cały czas do pisania, a za inspirację służyli tacy pisarze, jak Stephen King i Michael Crichton, a więc dostarczyciele bestsellerów z pogranicza sensacji i horroru. Zadebiutował w 1999 roku powieścią „Człowiek bez cienia”, która szczególnego sukcesu nie odniosła. Wówczas Safonow zdecydował się zmienić taktykę, podejść do procesu twórczego w sposób metodyczny i zorganizowany; opuścił na kilka miesięcy Moskwę, zaszył się w leśnej głuszy i całymi dniami pisał, pisał i pisał… Gdy wrócił do cywilizacji, miał ze sobą kilkanaście maszynopisów, z którymi zaczął odwiedzać stołeczne wydawnictwa. A że w tamtym czasie w Rosji istniał popyt na tego typu literaturę, książki Safonowa zaczęły w krótkim czasie zalewać rynek. W ciągu trzech lat na półkach księgarskich pojawiły się podpisane przez niego horrory („Radio losu”, 2004; „Szeryf”, 2005), powieści katastroficzne („Wieża”, 2005; „Metro”, 2005; „Epidemia”, 2006) oraz kryminały („Romans z demonem”, 2006). Poza tym napisał jeszcze dwie części książkowej epopei opartej na serialu gangsterskim „Brygada”: „Uprowadzenie Europy” i „Cień zwycięstwa” (obie z 2005 roku i obie sygnowane pseudonimem Aleksandr Biełow) oraz „Zemstę” (2006) – thriller poświęcony zamachowi (i jego konsekwencjom) na izraelskich sportowców podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. A potem Safonow zamilkł. Od siedmiu lat nie wydał żadnej nowej powieści. Za to jego książkami zainteresowali się filmowcy. W Rosji przebąkiwano nawet o możliwości zakupu przez producentów z Hollywood praw do ekranizacji „Wieży” i „Metra”. Na razie jednak nic z tego nie wyszło, a po „Metro” sięgnęli rodzimi twórcy. Anton Miegierdiczow jest tok młodszy od pisarza. W 1993 roku zdobył dyplom Uniwersytetu Kolejarskiego (na wydziale automatyki i telemechaniki), po czym odłożył go do szuflady i najął się do pracy w telewizji – najpierw jako montażysta, później autor reklamówek, w końcu reżyser programów i filmów dokumentalnych. W pierwszej połowie minionej dekady brał udział w dwóch ważnych projektach: „Żywy Puszkin” (2000) i „Imperium Rosyjskie” (2000-2003) oraz nakręcił dwa dokumenty historyczne na własne konto: „Zabić Kennedy’ego” (2004) i „Śladami jeźdźca o imieniu Śmierć” (2004). W fabule zadebiutował w 2007 roku drugą częścią sensacyjnej trylogii (jak do tej pory) „Shadowboxing: Walka z cieniem”; trzy lata później zrealizował (w formacie 3D) mistyczny thriller „Ciemny świat”, który, choć pomyślany jako klasyczny blockbuster, serc widzów nie podbił. Mimo to na kolejną propozycję Miegierdiczow nie musiał czekać zbyt długo, powierzono mu wysokobudżetową ekranizację „Metra” Safonowa – powieści o tragicznym w skutkach rozszczelnieniu tunelu metra moskiewskiego. Choć historia przedstawiona w książce była fikcją literacką, to jednak podobne zdarzenie miało kiedyś miejsce – tyle że nie w stolicy, ale w Leningradzie, jeszcze w czasach sowieckich. Wiosną 1974 roku, w czasie budowy jednej z nitek kolejki podziemnej, do tunelu zaczęły przeciekać wody Newy, co mogło doprowadzić do potężnej katastrofy, włącznie z zapadnięciem się kilku kwartałów miasta. Tragedii szczęśliwie udało się zapobiec; w jaki sposób – pokazano dwanaście lat później w fabularnym dramacie Dmitrija Swietozarowa „Dramat w metrze”. Współczesne „Metro” Miegierdiczowa w dużej mierze wzoruje się na tamtym obrazie, choć niezaprzeczalną inspiracją dla twórcy z Rosji był też amerykański „Tunel” (1996) Roba Cohena.  W powieści Safonowa główna część akcji rozgrywa się oczywiście pod ziemią, pomiędzy stacjami metra „Tuszynską” a „Szczukinską” (gdzie znajduje się między innymi również wybudowana w połowie lat 70. XX wieku, ale nigdy nie oddana do użytku stacja-widmo „Spartak”) – i tam właśnie filmowcy chcieli umieścić swój plan. Nie wyraziły jednak na to zgody władze Moskwy, ponieważ mogłoby to doprowadzić do paraliżu komunikacyjnego stolicy. Wówczas postanowiono przenieść się na Białoruś, do Mińska, ale po zamachu na stacji „Oktriabrska” w kwietniu 2011 roku pomysł ten zarzucono. Ostatecznie uzyskano przyzwolenie od władz Samary. Miegierdiczow zdecydował się wówczas na zmianę nazw stacji, aby nie kojarzyły się one bezpośrednio z metrem moskiewskim – i tak „Szczukinska” stała się „Sadową”, a „Spartak” – „Borodińską”. Okres zdjęciowy rozpoczął się w maju 2011 roku, w Samarze ekipa przebywała przez niemal cały październik; dodatkowo wybudowano na potrzeby filmu atrapę tunelu o długości stu siedemnastu metrów, nad którą umieszczono basen. Samą katastrofę – wykolejenie się wagonów – kręcono przez dwa tygodnie. Nic więc dziwnego, że cała produkcja pochłonęła 9 milionów dolarów. Opłaciło się jednak – w dwa tygodnie po premierze w Rosji i na Ukrainie (co miało miejsce 21 lutego 2013 roku) „Metro” nie tylko zwróciło się, ale nawet przyniosło nieznaczny dochód. A to przecież dopiero początek drogi.  Filmy katastroficzne realizowane są od lat według tego samego schematu. Nagle komuś bądź czemuś (miastu, państwu, względnie całemu światu) zagraża niebezpieczeństwo, a potem pojawiają się ludzie (nie superbohaterowie, ale najczęściej zwykli obywatele – naukowcy, inteligenci, robotnicy), którzy dzięki swej odwadze, sile woli niosą w ostatniej chwili ratunek. Aby ten schemat urozmaicić, scenarzyści i reżyserzy nierzadko dorzucają wątek melodramatyczny; wtedy na tle wstrząsających wydarzeń związanych z katastrofą obserwujemy dodatkowo perturbacje miłosne pomiędzy głównymi postaciami. Zakończenie okazuje się najczęściej szczęśliwe w dwójnasób – wszyscy (albo prawie wszyscy) zostają uratowani, a jedność stojącej na skraju rozbicia rodziny ocalona. Nie inaczej jest w przypadku rosyjskiego „Metra”. Andriej Borisowicz Garin to chirurg w jednym z setek moskiewskich szpitali. Owszem, zarabia przyzwoicie – akurat tyle, aby dorzucić się do utrzymania rodziny i opłacić mieszkanie w bloku. Dobre serce i fachowość nie pomagają mu jednak wybić się ponad przeciętność, raczej stanowią przeszkodę. Trudno się więc dziwić, że dużo młodsza od Andrieja Irina, jego żona, szuka przygód poza domem. Ma romans z Władem Konstantinowem. A to facet z zupełnie innej półki – bogaty biznesmen, właściciel apartamentu w centrum stolicy i, jakby tego jeszcze było mało, znacznie młodszy i przystojniejszy od Garina. Andriej Borisowicz podejrzewa żonę o nieczystą grę, ale nie ma dowodów na jej zdradę. Gdy po zagranicznym wyjeździe służbowym Irina nie wraca do domu, ale zostaje na noc u Włada, chirurg próbuje się z nią skontaktować – nie wie bowiem, co ma powiedzieć ich młodziutkiej córeczce Kseni (zdrobniale nazywanej Ksiuszą), która co chwila dopytuje się o matkę.  Następnego dnia rano Andriej, nie czekając na Irinę, postanawia odwieźć córkę do szkoły. Jego samochód jest zablokowany na parkingu przez inny wóz, dlatego też Garin decyduje się, nie chcąc, aby Ksiusza spóźniła się na lekcje, skorzystać z metra. W tym samym czasie Konstantinow odwozi kochankę do domu; po drodze odbywają jedną z tych zasadniczych rozmów na temat przyszłości swego związku. Mężczyzna nalega na kobietę, aby ta odeszła wreszcie od męża, ona prosi go natomiast o jeszcze tydzień do namysłu. To przecież nie jest taka prosta sprawa. W łóżku z Władem jest świetnie, ale jak można skrzywdzić z tego powodu tak dobrego i prawego człowieka jak Andriej Borisowicz?! Odwiózłszy Irinę, Konstantinow spieszy do firmy; niestety, utyka w korku, postanawia więc zostawić samochód na parkingu i przesiąść się do kolejki podziemnej – los zrządza, że do tej samej, którą jadą Andriej i Ksiusza. Nietrudno się domyślić, że to właśnie ta kolejka ulegnie katastrofie, prawda? Katastrofie, do której zresztą nie musiało wcale dojść. Przed którą przestrzegał zarządców metra robotnik Siergieicz. Mężczyzna ten każdego dnia rano robi obchód tuneli, sprawdzając stan bezpieczeństwa. Tego dnia stwierdza, że w jednym z korytarzy pojawiła się woda; z uwagi na jej zapach jest przekonany, że to szlam z rzeki, która płynie nad metrem. Informuje o tym przełożonych, ale ci lekceważą jego doniesienie, pewni, że to wody gruntowe. Siergieicz lubi bowiem wypić, na co zresztą w pracy przymykają oko, możliwe więc, że coś mu się przywidziało. Tymczasem szczelina w suficie tunelu powiększa się, przelewają się przez nią hektolitry wody; widząc to, motorniczy kolejki, w środku której znajdują się między innymi Andriej, Ksiusza i Wład, włącza hamulec bezpieczeństwa. Niestabilne wagony wypadają z szyn i obijają się o ściany tunelu…
|