Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Z filmu wyjęte: Dekoracje waść niszczysz!

Esensja.pl
Esensja.pl
Drogi potencjalny twórco, pamiętaj, żeby na filmowy plan nie zapraszać zbyt krzepkich aktorów. W końcu scenografia przyda się jeszcze w kontynuacjach, a budżet rzadko kiedy jest z gumy.

Jarosław Loretz

Z filmu wyjęte: Dekoracje waść niszczysz!

Drogi potencjalny twórco, pamiętaj, żeby na filmowy plan nie zapraszać zbyt krzepkich aktorów. W końcu scenografia przyda się jeszcze w kontynuacjach, a budżet rzadko kiedy jest z gumy.
Dzisiaj trzeci i ostatni obrazek z filmu „Our Man Flint”. Poprzednio pisałem o udawanej goliźnie i reanimacji prądem z żyrandola, dziś natomiast proponuję walkę o drzwi, czyli pacyfikację dwóch intruzów (tu widoczny ten bardziej waleczny) przez Flinta (James Coburn, tu akurat uchylającego się przed ciosem). W trakcie walki pięść przeciwnika trafia w połówkę drzwi wiodących do gabinetu i… filmowa dekoracja niemal natychmiast się poddaje, obnażając lichość i umowność całej konstrukcji. Nie dość bowiem, że „drzwi” to w rzeczywistości dwa prostokątny malowanej na szaro-błękitno okleiny meblowej, naklejonej na litą „ścianę”, to w dodatku sama ściana została wykonana z bardzo cienkiej sklejki, chętnie pękającej przy lada nacisku. I już wiadomo, czemu w starszych filmach okładający się czym popadnie aktorzy bardzo się pilnują, żeby nie wpaść na ścianę. Bo to, co robi za ścianę, poleciałoby wraz z nimi, z przyczepionym na górze oświetleniem, a może nawet i jednym czy dwoma technikami, zaplątanymi nieszczęśliwie w kable od oświetlenia i mikrofonów. A takich rzeczy widzowi pokazywać nie można. No, chyba że się kręci komedię o kręceniu filmów…
„Our Man Flint” – jak już pisałem – nie jest może złym filmem, ale ostatecznie rozczarowuje niewykorzystanym potencjałem. Trafiają się w nim jednak rozmaite przewrotne scenki i pomysły. O kilku ciekawszych pisałem już w poprzednich odcinkach cyklu. Dziś dorzucę jeszcze dwie perełki. Pierwsza, kiczowata, to urządzenie, które powoduje kataklizmy – jest to wielki, klasyczny świder, ciągle borujący coś w głębinach ziemskich. Wygląda dość kuriozalnie i przywodzi na myśl pracującego stacjonarnie wkrętacza z jednej z przygód Tytusa, Romka i A′Tomka. Druga to nazwiska naukowców. Pierwszy, Rosjanin Krupov, niczym się nie wyróżnia. Ale oprócz niego w zespole jest jeszcze Azjata, grany przez Bensona Fonga, dyżurnego Japończyka amerykańskiego kina lat 40., 50. i 60., oraz zasuszony, starszy Niemiec o stereotypowej aparycji nazistowskiego naukowca. Azjata zwie się Schneider, a Niemiec… Wu.
Zdaje się, że film cieszył się jako taką popularnością, bo rok później – w 1967 – puszczono do kin kontynuację przygód agenta: „In Like Flint”, czyli „Nie ma jak Flint”. Więcej już jednak Coburn nie wrócił do roli Flinta. I chyba dobrze…
koniec
20 marca 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie przegap: Maj 2023
Esensja

31 V 2023

Powoli zbliżają się wakacje – co ciekawego warto spakować do waszych pleckaów i walizek?

więcej »

Woke Jigsaw, czyli jak „Piła” zmieniła oblicze gatunku
Zuzanna Drzewińska-Wittner

31 V 2023

Jako że niezmiennie obserwuję z zainteresowaniem wszystko, co dzieje się w świecie kultury, a zwłaszcza filmu, nie mogłam nie zauważyć postępującego trendu, który polega na oskarżaniu filmów i seriali o to, że są coraz bardziej woke (tzn. świadome nierówności społecznych i nakierowane na próby ich niwelowania poprzez odpowiedni przekaz kulturowy).

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Zbrodnia i kara na afrykańskim niebie
Sebastian Chosiński

30 V 2023

Joe Alex to legenda polskiego kryminału, choć akurat akcja wydawanych pod tym pseudonimem powieści Macieja Słomczyńskiego nie rozgrywa się nad Wisłą. Nie stało to jednak wcale na przeszkodzie w przenoszeniu ich na scenę Teatru Sensacji, w czym przodował głównie Józef Słotwiński. To on był autorem dwóch wersji „Samolotu do Londynu” – spektaklu, który w wersji książkowej nosił tytuł „Piekło jest we mnie”.

więcej »

Polecamy

Indianie też nie mieli się czego wstydzić

Z filmu wyjęte:

Indianie też nie mieli się czego wstydzić
— Jarosław Loretz

Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz

Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz

Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz

Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz

Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz

Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz

Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz

Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz

Pieczęć średniego zapieczętowania
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Indianie też nie mieli się czego wstydzić
— Jarosław Loretz

Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz

Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz

Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz

Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz

Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz

Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz

Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz

Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz

Pieczęć średniego zapieczętowania
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

I robotom bywa smutno
— Jarosław Loretz

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
— Jarosław Loretz

Pożegnania 2022 (4/4)
— Jarosław Loretz

Pożegnania 2022 (3/4)
— Jarosław Loretz

Pożegnania 2022 (2/4)
— Jarosław Loretz

Pożegnania 2022 (1/4)
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.