Na jakie złe konie postawiono w filmowym DC? Czego DC zazdrości Marvelowi? Jak się ma drapieżny kapitalizm do superbohaterskiego uniwersum? I jak bardzo w tym wszystkim zagubił się Ben Affleck? W naszych dyskusjach nie możemy pominąć „Ligi sprawiedliwości”, ale rozmawiamy bardziej o kierunku w jakim zmierza DC Extended Universe.
Na jakie złe konie postawiono w filmowym DC? Czego DC zazdrości Marvelowi? Jak się ma drapieżny kapitalizm do superbohaterskiego uniwersum? I jak bardzo w tym wszystkim zagubił się Ben Affleck? W naszych dyskusjach nie możemy pominąć „Ligi sprawiedliwości”, ale rozmawiamy bardziej o kierunku w jakim zmierza DC Extended Universe.
Zack Snyder
‹Liga Sprawiedliwości›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Liga Sprawiedliwości |
Tytuł oryginalny | Justice League |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 17 listopada 2017 |
Reżyseria | Zack Snyder |
Zdjęcia | Fabian Wagner |
Scenariusz | Chris Terrio, Joss Whedon |
Obsada | Gal Gadot, Robin Wright, Jason Momoa, Connie Nielsen, Amy Adams, Ben Affleck, Ezra Miller, Amber Heard |
Muzyka | Danny Elfman |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 121 min |
Gatunek | akcja, fantasy, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Konrad Wągrowski: Przychodzi chyba czas, by zastanowić się, czy w ogóle jest jeszcze nadzieja dla filmowego uniwersum DC. „Człowiek ze stali” został przyjęty z mieszanymi uczuciami. „Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości” już jednoznacznie negatywnie, zbierając wiadro Złotych Malin. Nie lepiej, a właściwie jeszcze gorzej było z „Legionem samobójców”. „Wonder Woman” stanowiła promyczek nadziei, że idzie ku lepszemu, ale „Liga Sprawiedliwości”, film, który miał być opus magnum tego uniwersum, znów zbiera nie najlepsze recenzje. 41% na Rottentomatoes, dwie gwiazdki na pięć w wyrozumiałym dla kina superbohaterskiego „Empire"… No, nie brzmi to dobrze. Co więc wciąż robią źle?
Piotr Dobry: Myślę, że kluczowe dla niepowodzenia całej operacji jest to, że od początku postawili na złe konie w tym wyścigu i teraz nie bardzo jak mogą się wycofać. Te filmy mają fatalne scenariusze, nawet nie tyle w sensie ogólnej treści, ile konkretnych dialogów, rozmieszczenia wątków, proporcji napieprzanek do scen bardziej kameralnych. Jest to z reguły źle reżyserowane, a przynajmniej sprawia takie wrażenie, bo choć zdarzają się przebłyski wśród tego chaosu, to najwyraźniej sprawni skądinąd rzemieślnicy, jak Zack Snyder czy David Ayer, przegrywają z dużym studiem i sytuacją, gdy producent ma więcej do powiedzenia niż ty i ciacha ci film w montażowni jak chce…
KW: Jestem zdziwiony, że stwierdziłeś, że „Suicide Squad” miał w ogóle jakikolwiek scenariusz. W tym szaleństwie jest ogromny pośpiech – bo jak można w ogóle napisać na kolanie dobry scenariusz, który wprowadza jednocześnie kilkanaście nowych kluczowych postaci? A nawet nie na kolanie? Przecież Marvel prawie każdemu dał na początek jeden-dwa filmy, zanim zebrał ich w ekipę Avengerów. A DC czuje, że przegrywa w wyścigu, że trzeba wrzucić do kotła więcej bohaterów jak najszybciej, że nie da się budować uniwersum powoli i tworzą się takie wysilone skrypty-kurioza… Nieprzypadkowo najlepszym filmem była dedykowana jednej bohaterce „Wonder Woman”.
PD: No wiesz, ale inicjujący kinowe uniwersum „Człowiek ze stali” też był dedykowany jednemu bohaterowi, poza tym tam akurat na przygotowanie scenariusza mieli dużo czasu, a efekt i tak nazwałbym w najlepszym razie przeciętnym. „Wonder Woman” zakrawa więc na anomalię, której nie da się wytłumaczyć jakimś łatwym kluczem. Z drugiej strony wcale nie chce mi się jakoś szczególnie bronić zbiorczych filmów o Avengerach, bo choć są o klasę lepsze od tych o Lidze, to i tak zdecydowanie odstają od odcinków o pojedynczych herosach, nie przynoszą tych emocji i też bywa w nich za szybko i za głośno, aż do znużenia. Tyle że Marvel lepiej niż DC umie w proporcje, częściej wie, kiedy wcisnąć hamulec rozwałki i postawić na zgrabną przekomarzankę między Starkiem a Bannerem, to bez wątpienia.
KW: Nie wiem, czy problemem DC nie staje się Zack Snyder, który przecież potrafił nam dać świetny „Świt żywych trupów” i znakomicie uchwycić klimat „Strażników”. A tu mam wrażenie, że zatracił zupełnie wyczucie. Nie wie, kiedy skończyć patetyczną scenę, by patos nie przeszedł w parodię, nie umie podać dowcipu, by nie mieć wrażenia, że został wciśnięty na siłę. Inna sprawa, że chyba sami nie wiemy, jaką część filmu robił Snyder, a jaką poprawiał Joss Whedon. Co chyba najlepiej dowodzi, w jakim chaosie jest cała wytwórnia. Zwłaszcza że w przypadku poprzednich filmów były fatalne opinie krytyków, ale zgadzał się box office. A tym razem i z kasą słabo…
PD: Whedon ewidentnie został zatrudniony, by „dośmieszyć” film, gagi sytuacyjne i potyczki słowne są bardzo w jego stylu. Ale też dlatego „Liga” cierpi na kryzys tożsamości, chce zjeść ciastko i mieć ciastko – udawać film Marvela i zachować przy tym klimat pierwszych odcinków franczyzy DC. Z „Wonder Woman” względnie im się udało, więc na rympał próbowali to powtórzyć. Ale „Wonder Woman” nie była Marvel-wannabe, miała po prostu lżejszą atmosferę, nieźle uchwyconego ducha przygody i reżyserkę potrafiącą wykrzesać napięcie z relacji nawet pobieżnie nakreślonych postaci. No i Gal Gadot, oczywiście, jedna z nielicznych genialnych decyzji castingowych Warnera. Skądinąd również najjaśniejszy punkt „Ligi”.
KW: Z tym udawaniem filmu Marvela i pozostaniem w klimacie DC to jest ewidentny atak paniki producentów. Wydaje się, że wszyscy mieli przekonanie, że trzymają w ręku stuprocentowy hit, a tu nie wyszło tak, jak miało wyjść. Terminy gonią, plan produkcyjny jest niesłychanie napięty, nie wiadomo co robić, szuka się najprostszych, sprawdzonych sposobów i wykonuje nieskoordynowane, rozpaczliwe ruchy. Tu potrzeba namysłu, czasu, spokoju, ale przecież maszynka jest rozpędzona, pieniądze powinny spływać strumieniami, nie można odpuścić kasy na rzecz jakości. I tak drapieżny kapitalizm zarzyna nawet kino popularne… :)
PD: No, w tym miejscu to ja mogę tylko wstawić śmiech w nawiasie. O taki: (śmiech).
KW: Ja osobiście postawię jednak film wyżej niż „Batman vs Superman” i „Suicide Squad”, parę rzeczy wypaliło. Niezłe są relacje między bohaterami, niezły Flash, znakomita znów Gal Gadot, scena wskrzeszania Supermana ma swoją moc. Może więc w tych udanych elementach należy szukać nadziei na przyszłość?
PD: Sorry, ale dla mnie scena wskrzeszania Supermana miała wyłącznie moc niezamierzonego rozbawiania publiczności. Dawno nie widziałem czegoś tak „puszczonego” – w tym sensie, że oni przez pół filmu się przygotowują do tego ożywienia, a gdy przychodzi co do czego, nie ma żadnego emocjonalnego impaktu, jest za to masa złego CGI w scenach walki Kryptończyka z kolegami i osłabiająca kulminacja z niesławnym już „Ładnie pachniesz” w roli głównej.
KW: Ale była w tej scenie jakaś niepewność, jakiś niepokój, coś, czego zupełnie nie miały sceny ze Steppenwolfem. Czy to zresztą nie znamienne, że w ogóle o nim nie wspominamy? Przecież nie ma o czym gadać (choć i tak gorszy od poprzedniego Doomsdaya nie był, to by było trudno przebić). Ale akurat kiepscy superłotrowie to nie jest domena DC, Marvel też ma z tym problem. Tylko nadrabia na innych polach.
PD: Racja. Zasadniczo się zgodzę, że to film lepszy od „BvS” i „Legionu”. Co prawda na wymęczonego Batflecka w przyciasnym kostiumie momentami aż żal patrzeć, za to Gadot, Momoa, Ray Fisher i Ezra Miller zdają się mieć autentyczną frajdę z odgrywania swoich postaci, a parę scen typu „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” ogląda się z przyjemnością.
KW: No i całkiem ciekawie była pokazana współpraca ekipy – tak jak Avengersi zwykle idą ławą, tak tu każdy miał inne zadanie do wykonania, siła całej ekipy była czymś więcej niż sumą sił poszczególnych członków Ligi. A więc czasem jakaś ciekawsza myśl w scenariuszu mogła się przemknąć… Jeśli zaś chodzi o sceny akcji – i te z Supkiem naparzającym dawnych i przyszłych kumpli, i w rozgrywkach ze Steppenwolfem – czy ich miałkość i nuda nie wynika z ogólnego kryzysu branży efektów specjalnych? Odkąd można zrobić prawie wszystko, kreatywność zanikła, wszystko zaczyna się sprowadzać do burzenia przy akompaniamencie hałaśliwych dźwięków. Kiedy ostatnio widzieliśmy jakiś film, w którym sfera efektów specjalnych pokazywała coś nowego, odświeżającego? „Władca pierścieni”, „Avatar"? A potem? I ja już chyba naprawdę wole takie pojedynki z przymrużeniem oka, jak na początku „Strażników Galaktyki 2”, niż te ciągłe obowiązkowe rąbanki.
PD: Że im się nie znudzi, nie? Może nie przełomowe, ale spektakularne efekty miały w tym roku „Blade Runner 2049” i „Wojna o planetę małp”. „Dunkierka” wprowadziła jak dla mnie zupełnie nową jakość dźwięku i obrazu w kinie wojennym. Marvel trochę już zdaje się rozumieć, że siła efektów niekoniecznie bierze się z jak największego rozpierdolu, że czasem wystarczy kreatywne podejście przy tworzeniu nowych światów – vide „Strażnicy Galaktyki”, ale i „Thor: Ragnarok” czy „Doktor Strange”. DC wciąż tego nie chwyta – choć oddam im, że scena w okopach z „Wonder Woman” była wspaniała – w przeciwieństwie do finałowego starcia. I w przeciwieństwie do całej „Ligi”, z której w tej chwili nie pamiętam już żadnych innowacji – nawet popisy Diany dającej wycisk terrorystom „reakcyjnym” były już tylko bladym cieniem scen z „Wonder Woman”.
KW: Wrócę jeszcze do tego Afflecka, bo to w ogóle dziwna sprawa. Wydaje się naprawdę nieźle pasować do wizerunku nieco już podstarzałego Batmana, który musi dochodzić do wniosku, że jego czas mija, że jego następcy mają dużo potężniejszą moc i możliwości, a on może najwyżej zostać mentorem i sponsorem (tekst „What exactly are your superpowers? I am rich” to jeden z lepszych onelinerów filmu). I to jest całkiem fajne wyzwanie aktorskie, a Affleck – który nawet nie miał jeszcze swojego obiecanego indywidualnego „Batmana” – już ma dość. Dobrze kojarzę, że są jakieś plany by zastąpić go Jakiem Gyllenhaalem?
PD: Są takie plany. Jest też kuriozalna sytuacja z „kradzieżą” bataranga, za który Warner wystawił Affleckowi rachunek. Oni tam chyba mocno się nie lubią, więc jak projekt ma wypalić, gdy twórcy wzajemnie podkładają sobie nogi, a gwiazdora przy projekcie trzyma tylko kontrakt? Szczerze współczuję Affleckowi, bo wydaje mi się, że mamy tu przypadek nieszczęśliwego nerda, który został zmiażdżony przez trybiki show-biznesu. Affleck z początku spełniał przecież swoje największe marzenie – był zakochany w komiksach, a w Batmanie w szczególności już za czasów pierwszych komedii z Kevinem Smithem, są kwity – tyle że to marzenie niespodziewanie szybko przerodziło się w największy koszmar. W dodatku mówimy tu o facecie, który parę lat wcześniej został bezlitośnie wykpiony za rolę Daredevila. W efekcie jest tak, że ja chętniej bym obejrzał dokument o „superbohaterskiej” karierze Afflecka zza kulis, niż kolejny film DC (sprawdzić, czy nie „Wonder Woman 2”).
KW: Ben Affleck? Superbohater zmiażdżony przez trybiki show-biznesu? Stary, wychodzi na to, że „Hollywoodland” był filmem proroczym.

"Wydaje się naprawdę nieźle pasować do wizerunku nieco już podstarzałego Batmana, który musi dochodzić do wniosku, że jego czas mija (...) może najwyżej zostać mentorem i sponsorem" --> Od razu przyszedł mi na myśl Batman: Beyond ;) Affleck co prawda nie jest jeszcze tak stary, jak tamtejszy Bruce Wayne, ale myślę, że taki kierunek mógłby być dobry. Tylko pytanie, kto miałby go zastąpić (i czy w ogóle) jako członka drużyny, kto miałby być filmowym "Terrym McGinnisem"? Czytałem komentarze, które sugerowały, że Batmana mógłby zastąpić Nightwing, ale boję się, że takie nagłe wprowadzenie kolejnej postaci wprowadziłoby jeszcze większy chaos.