Dobry i Niebrzydki: Oscary intymne i okruchy życiaPiotr Dobry, Konrad Wągrowski Piotr Dobry i Konrad Wągrowski po kilku latach (!) przerwy powracają ze swoim cyklem dyskusji filmowych „Dobry i Niebrzydki”, dziś oczywiście rozmawiając o zbliżających się Oscarach. I to też taki nasz Nowy Początek.
Piotr Dobry, Konrad WągrowskiDobry i Niebrzydki: Oscary intymne i okruchy życiaPiotr Dobry i Konrad Wągrowski po kilku latach (!) przerwy powracają ze swoim cyklem dyskusji filmowych „Dobry i Niebrzydki”, dziś oczywiście rozmawiając o zbliżających się Oscarach. I to też taki nasz Nowy Początek. Piotr Dobry: A więc Oscary. Jak znajdujesz tegoroczne nominacje w najważniejszej kategorii? Dla mnie to dobre, zróżnicowane rozdanie. Może wymieniłbym „Przełęcz ocalonych” na „Milczenie”, „Jackie” czy „Lovinga”, ale pozostała ósemka to filmy udane, niektóre nawet wybitne. Konrad Wągrowski: A nie na „Patersona"? Nasz film roku? Pominięty całkowicie w Oscarach? Ale to oczywiście nie nowość, Jarmusch to twórca wysoce nieoscarowy, jego filmy nigdy nie dostawały żadnych nominacji i to się nie zmieniło. Ciekawe właściwie, czemu? Przecież inne obyczajowe „snuje”, powiedzmy Alexandra Payne’a czy innego Toma McCarthy’ego uwagę Akademii zwracają. PD: Tak, to rzeczywiście zastanawiające, że „nieoscarowość” Jarmuscha utarła się już w powszechnym przekonaniu do tego stopnia, że nawet w przewidywaniach co do nominacji nikt nie brał „Patersona” pod uwagę. Też się na to zresztą złapałem, dlatego wymieniłem filmy, które od początku brano pod uwagę jako kandydatów do głównej nagrody, i które rzeczywiście zostały dostrzeżone, tyle że w pomniejszych kategoriach. KW: Ale wracając do Twojego pytania – mamy chyba równy, mocny poziom. W mojej prywatnej klasyfikacji widzę, że większość nominowanych filmów oscyluje wokół mocnej ósemki. Co jednak w szczególności zwróciło moją uwagę, to chyba pewien ciekawy zwrot tematyczny nominowanych filmów. Zwyczajowo Oscary kojarzyły się w uproszczeniu z dziełami biograficznymi (ze szczególnym uwzględnieniem bohaterów w jakiś sposób upośledzonych), filmami poświęconymi ważnym wydarzeniom historycznym, wreszcie wystawnym widowiskom w stylu „Titanica”, „Władcy pierścieni” czy „Gladiatora”. A tu ciekawostka – pakiet filmów, których cechą wspólną jest próba dotknięcia tematów ostatecznych, widzianych z jednostkowej perspektywy, opowieści o ludzkiej kondycji, relacji człowieka ze światem. Bo przecież taki jest „Moonlight”, taki jest „Manchester by the Sea”, w nieco innej formule takich tematów dotyka „Nowy początek”, poszukiwanie własnej tożsamości jest też tematem „Liona”, a nawet finał „La La Landu” pozostawił mnie w pewnej metafizycznej zadumie. Jak pomyślę, to pewnie i „Hacksaw Ridge” dam radę pod ten nurt podciągnąć. Nawet główny faworyt do Oscara zagranicznego „Toni Erdmann” do tego pasuje (i dobrze by wyglądał na liście głównych nominacji). ![]()
Wyszukaj / Kup PD: Wiesz, ta „biograficzność” jednak wciąż się przewija, bo „Przełęcz ocalonych”, „Liona”, „Ukryte działania” oparto na prawdziwych historiach, choć naturalnie nie tak znanych, jak biografie prominentnych muzyków czy polityków. KW: No właśnie. Bo to niby biografie, ale opowiadające o losach osób powszechnie nie znanych. Nie ma więc przy tych seansach typowych pytań przy dziełach biograficznych „ciekawe, jak opowiedzą mi tę znaną historię”, czy „ciekawe, czy X-owi uda się oddać cechy dobrze znanej autentycznej postaci”. Ogląda się więc je nie po to, by porównać z faktami, ale po to by poznać historię (choć oczywiście po seansach i tak sięgnąłem po informacje o tym, jak to było naprawdę). PD: Co do meritum, masz oczywiście rację – w tym roku postawiono na kino mniej spektakularne, bardziej intymne. Poza tematem tożsamości, o którym mówisz, wypadkową wszystkich tych filmów zdaje się motyw komunikacji – międzykulturowej, interpersonalnej, na poziomie otoczenia i rodziny. Rozdarcie między osobistymi pragnieniami a oczekiwaniami społecznymi – o tym jest i „Moonlight”, i „Manchester by the Sea”, i „La La Land”, „Lion”, „Fences”, „Toni Erdmann”, a nawet „Przełęcz ocalonych” – i w tym kontekście, znów zgoda, obecność przeciętnego filmu Gibsona w gronie nominowanych mnie nie razi. Inna sprawa, że te filmy wychodzą do nas z różnym poziomem wrażliwości, spełnienia artystycznego, i tu już „Przełęcz…” słabo się broni w opozycji do obrazów Jenkinsa czy Lonergana. Stąd też w tym roku będę gorąco kibicował „Moonlight”, nie obrażę się też w razie wygranej „Manchesteru”. A Twój faworyt? KW: Na dzień dzisiejszy chyba „Manchester by the Sea”, który może nie zadziałał jakoś oszałamiająco zaraz po seansie, ale z perspektywy dni widzę, że pozostawił największy ślad. Z jednej strony mamy tu do czynienia z odważnym jawnym pogwałceniem niepisanych prawd filmowych, według których bohater musi przełamać traumę, odnaleźć ponownie sens życia, co czyni „Manchester” dziełem bardzo nietypowym. Z drugiej strony sama realizacja, zbudowana z drobiazgów, bez wywoływania na siłę wielkich emocji jest też naprawdę wyjątkowa. Chyba właśnie ten pakiet powoduje, że film oddziałuje z opóźnieniem, ale pozostaje w pamięci na długo. ![]()
Wyszukaj / Kup PD: To ciekawe, bo na mnie „Manchester” oddziaływał bardzo mocno już w trakcie seansu. W zasadzie tak emocjonalnego wstrząsu, jak podczas sceny pożaru, nie przeżyłem chyba w kinie od czasu sceny z dziewczynką wybiegającą na linię ognia w „Mieście gniewu”. Ale zgodzę się, że ten brak oczywistego katharsis, domknięcia, fabularnego schematu z wewnętrzną przemianą bohatera pod wpływem przyjaźni z dzieckiem (tu dość już wyrośniętym, ale wciąż) – to wszystko stanowi duży atut filmu. I zapewne gdyby nie „Moonlight”, film dla mnie tej skali, co „Brokeback Mountain” – game-changer przełamujący tabu – kibicowałbym właśnie „Manchesterowi”. Obu reżyserów, Jenkinsa i Lonergana, łączy zresztą to, że rewelacyjnie prowadzą aktorów, a przede wszystkim – świetnie łapią „okruchy życia”, nie prowadzą kamery od punktu A do punktu B, ale pozwalają jej się zatrzymać, zadumać wraz z bohaterem, nawet jeśli te kontemplacyjne sceny pozornie „nic nie znaczą”. Jenkins ponadto genialnie operuje kolorem, mówi nim więcej o nastroju postaci niż za pomocą dialogu, dlatego w stawce reżyserskiej też będę po stronie „Moonlight”. KW: Jeśli scena pożaru nie szarpnęła mną mocniej podczas seansu, to może dlatego, że ją… przewidziałem. Serio. W trakcie seansu poskładałem fakty i doszedłem do tego, co musiało się stać, domyśliłem się nawet, że będzie chodziło o ogień. Choć oczywiście przyznam, że jest nakręcona w sposób absolutnie przejmujący (ze znakomitym suplementem na posterunku policji). Ale chyba przebija ją jeszcze scena przypadkowego spotkania Lee i Randi, scena będąca kwintesencją tego filmu… PD: Tak, to niesamowita scena, bodaj najlepsza w filmie i też mocno ściskająca za gardło. Zaś co do pożaru, nie zaskoczyłeś mnie specjalnie, bo też go przewidziałem i myślę, że nie dlatego, że akurat my dwaj jesteśmy obdarzeni jakimś szczególnym darem jasnowidztwa – to po prostu było do przewidzenia, reżyser i scenarzysta w jednej osobie dawał sygnały subtelne, niemniej dość czytelne. Ale to, jak ta scena została rozegrana, nakręcona, umuzyczniona, to, jak w jednej chwili przełożyłem ją sobie na własne życie – co bym zrobił, jak bym się zachował – rozdzierające. ![]()
Wyszukaj / Kup KW: A skoro jesteśmy przy reżyserach, to dodam, że jest to chyba kategoria, w której mam Akademii najwięcej do zarzucenia. Często jest traktowana jako „reżyser najlepszego filmu”, wiele było dziwnych decyzji w ostatnich latach (że wspomnę choćby statuetkę dla przeciętnego rzemieślnika Toma Hoopera). Sam jestem ciekaw, jak będzie to wyglądało w tym roku. „Manchester” i „Moonlight” zachwycają doskonałym aktorstwem, i to aktorów wcale nie z tej najwyższej półki (przynajmniej oficjalnie) – a to zawsze świadectwo kunsztu reżysera. Faworytem jest chyba Chazelle, ale ja też postawiłbym na Jenkinsa. „Moonlight”, poza świetnym aktorstwem, jest filmem formalnie niezwykle precyzyjnym i przemyślanym, widać tu pełną kontrolę. PD: Cieszę się zatem, że jesteśmy w tym względzie zgodni – i również dzielę Twoje zastrzeżenia co do kategorii reżyserskiej. Generalnie, bo w tym roku uważam, że jest wyjątkowo mocna, choć trochę ubolewam, że stuprocentowo samcza. Jenkins i Chazelle to młodość, pokolenie wybitnie uzdolnionych 30-latków; Villeneuve, Lonergan i Gibson (którego od zawsze uważam za znakomitego reżysera, tyle że z wątpliwym zmysłem estetycznym, co najwyraźniej unaoczniło się właśnie przy „Przełęczy…”) to już fachury, lata praktyki, większy bagaż życiowy – i to też, myślę, gdzieś w tych filmach widać. Nie w prostej dychotomii niedoświadczenie-rutyna, bo Jenkins być może nakręcił najdojrzalszy film ze wszystkich, ale w samym podejściu do narracji, dialogu, schematu fabularnego. Imponuje mi tu także Chazelle – przede wszystkim tym, jak bezbłędnie pożenił dwie odległe konwencje: spektakularnego musicalu i skromnego dramatu w duchu amerykańskiego kina niezależnego. KW: Bardzo ciekawa, nieoczywista lista reżyserów. Villeneuve to cały czas wschodząca gwiazda, budząca emocje, zwracająca uwagę na siebie praktycznie każdym filmem i mimo generalnie pozytywnego odzewu, wcale nie generująca jednoznacznie pozytywnych opinii. O praktycznie każdy jego film widzowie potrafili się kłócić – nie inaczej jest z „Arrival”, który i tak wydaje się jego najbardziej przemyślaną konstrukcją. Lonergan to w ogóle szok – całe trzy filmy, ostatni dobrze odebrany jest z 2000 roku, różnej jakości kariera scenarzysty, a tu nagle takie dojrzałe dzieło. Jenkins to praktycznie debiutant – znasz w ogóle ten jego film z 2008 roku? |
Powoli zbliżają się wakacje – co ciekawego warto spakować do waszych pleckaów i walizek?
więcej »Jako że niezmiennie obserwuję z zainteresowaniem wszystko, co dzieje się w świecie kultury, a zwłaszcza filmu, nie mogłam nie zauważyć postępującego trendu, który polega na oskarżaniu filmów i seriali o to, że są coraz bardziej woke (tzn. świadome nierówności społecznych i nakierowane na próby ich niwelowania poprzez odpowiedni przekaz kulturowy).
więcej »Joe Alex to legenda polskiego kryminału, choć akurat akcja wydawanych pod tym pseudonimem powieści Macieja Słomczyńskiego nie rozgrywa się nad Wisłą. Nie stało to jednak wcale na przeszkodzie w przenoszeniu ich na scenę Teatru Sensacji, w czym przodował głównie Józef Słotwiński. To on był autorem dwóch wersji „Samolotu do Londynu” – spektaklu, który w wersji książkowej nosił tytuł „Piekło jest we mnie”.
więcej »Indianie też nie mieli się czego wstydzić
— Jarosław Loretz
Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz
Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz
Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz
Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz
Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz
Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz
Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz
Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz
Pieczęć średniego zapieczętowania
— Jarosław Loretz
Oscary 2019: Esensja przyznaje Oscary
— Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
Oscary 2018: Esensja przyznaje Oscary
— Piotr Dobry, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Oscary 2018: Najlepsze filmy
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Esensja ogląda: Luty 2018 (2)
— Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Oscary 2018: Najlepsi aktorzy
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski
Oscary 2018: Kategorie techniczne
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski
50 najlepszych filmów 2017 roku
— Esensja
Prezenty świąteczne 2017: Film
— Esensja
Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Siła pustyni dla początkujących
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Na dwóch różnych nutach
— Konrad Wągrowski
Krótko o filmach: W rytmie pogrzebów
— Marcin Osuch
Esensja ogląda: Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski
W poszukiwaniu samego siebie
— Marcin Szałapski
Esensja ogląda: Październik 2017 (3)
— Jarosław Loretz
Muzyka stop!
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transatlantyk 2017: Osiem festiwalowych filmów
— Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Październik 2015 (2)
— Jarosław Loretz, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Dotyk zła
— Jarosław Robak
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski
Panowie, ciekawa rozmowa itd., ale tak spojlerujecie "Manchester by the Sea", że możecie poważnie popsuć ludziom seans. Bardzo nieładnie!