
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
(2015, reż. Kinga Lewińska)
Najgorsze filmy 2016 rokuW tym roku po raz pierwszy oprócz listy filmów najlepszych prezentujemy w oparciu o wyniki naszego głosowania również zestawienie najgorszych obrazów 2016 roku. Nie układamy ich w kolejności, prezentujemy alfabetycznie – są wśród nich filmy autentycznie złe, ale też filmy może nie koszmarne, ale będące wielkimi rozczarowaniami.
EsensjaNajgorsze filmy 2016 rokuW tym roku po raz pierwszy oprócz listy filmów najlepszych prezentujemy w oparciu o wyniki naszego głosowania również zestawienie najgorszych obrazów 2016 roku. Nie układamy ich w kolejności, prezentujemy alfabetycznie – są wśród nich filmy autentycznie złe, ale też filmy może nie koszmarne, ale będące wielkimi rozczarowaniami. ![]()
Wyszukaj / Kup 7 rzeczy, których nie wiecie o facetach (2015, reż. Kinga Lewińska) Połączenie scenariusza, w którym bohater zakładający kawiarnię nie myśli o tym, że potrzebuje na to zgody sanepidu z grą aktorską, opartą na dwóch minach (lub w niektórych przypadkach: zerze min) nigdy nie rokuje arcydzieła. W przypadku „7 rzeczy…” dochodzi do tego jeszcze tytuł wskazujący na usuwanie w montażu niektórych wątków – konia z rzędem temu, kto po seansie jest w stanie wymienić, jakich to tytułowych siedmiu rzeczy jesteśmy się w stanie dowiedzieć – i rozpaczliwy casting. Połowa obsady gra w innym filmie, druga nie zeszła jeszcze z planu swoich poprzednich produkcji. Kolejny dowód na to, że kopiowanie „Love Actually” nie jest najlepszym pomysłem – nawet jeśli udaje się do roli powracającego na rodzimą scenę muzyczną polonusa zatrudnić Zbigniewa Zamachowskiego. Ciężko uwierzyć, ale nowy „Ben-Hur” jest bardziej zachowawczy niż wersja z 1959 roku. Juda i Messala nie są już kumplami z dzieciństwa, lecz adoptowanymi braćmi i nie ma między nimi homoerotycznego napięcia, jakie przed laty Wyler i scenarzysta Gore Vidal przemycili do postaci w tajemnicy przed konserwatywnym Charltonem Hestonem. Co gorsza, Jack Huston zupełnie się nie sprawdza w roli tytułowej – z idealnie przystrzyżonym zarostem i w lnianych koszulach prezentuje się bardziej jak metroseksualny model niż zdeterminowany twardziel. Jest też wyścig rydwanów, a jakże, tyle że Biekmambietow inscenizuje go zupełnie bez polotu, bardziej efekciarsko niż efektownie, podobnie jak kręcił pościgi samochodowe w „Wanted. Ściganych” czy galopady w „Abrahamie Lincolnie: Łowcy wampirów”. Dużo cięć, masa zbliżeń, slow motion. Okropna chała – podobnie jak cały film. Fantastyczny budżet (140 milionów zielonych), dający praktycznie nieograniczone możliwości kreacji, zwłaszcza że w obsadzie zabrakło pierwszoligowych, chłonących kasę jak gąbka gwiazd, za sterami twórca świetnego „Kruka” i „Mrocznego miasta”, a co z tego wyszło? Kolorowa, niemal zupełnie bezkrwawa sieczka, pozbawiona godnych pamiętania kreacji, na dodatek osadzona w wyssanych z palca realiach. ![]()
Wyszukaj / Kup Dzień Niepodległości: Odrodzenie (2016, reż. Roland Emmerich) Emmerich kontynuacją „Dnia Niepodległości” prześcignął samego siebie. Stworzył film, który nawet dla najzagorzalszych fanów patetyczno-katastroficznej jatki, może być doświadczeniem bolesnym. Wyprane z sensu wątki postaci niweczą jakiekolwiek zaangażowanie widza w wydarzenia na ekranie. Logika fabuły pochodzi z jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Karykaturalnych postaci nie da się zagrać. Żarty smucą, zgony śmieszą, a patetyzm wywołuje chwile bezdechu. ![]()
Wyszukaj / Kup Epoka lodowcowa: Mocne uderzenie (2016, reż. Mike Thurmeier, Galen T. Chu) Tradycyjnie już w „Epoce lodowcowej” leży scenariusz. Poza pierwszą częścią (dla przypomnienia, tą z ludzkim dzieckiem) kolejne odcinki były zlepkiem scen, skeczy a nie zwartą opowieścią. Broniło się to jakoś dzięki w miarę sprawnym przepychankom słownym głównie tych z udziałem Sida. Niestety, w „Mocnym uderzeniu” twórcy postanowili wrzucić do historii wszystkich dotychczasowych bohaterów, co wprowadziło chaos i pozbawiło tych najzabawniejszych okazji do popisów. Nie wiadomo, czy propagandyści wciskający kit, jakoby „Historia Roja” była pierwszym polskim filmem o tzw. „żołnierzach wyklętych”, grzeszą ignorancją, czy świadomie kłamią – mamy wszak na ten temat kilka produkcji, i tak się składa, że jedna z nich jest arcydziełem światowego kina. No ale z pewnością „Historia Roja” jest bardziej prawilna niż „Popiół i diament” – szkoda że przy jednowymiarowości przesłania jest tak nieudolnie nakręcona i zagrana. Chociaż pomysł wyjściowy filmu był interesujący – pokazać, że życie w pojedynkę jest świadomym wyborem – to już od pierwszych scen twórcy starają się skompromitować i ideę, i jej główną wykonawczynię. Alice (w tej roli Dakota Johnson) oznajmia swojemu wieloletniemu chłopakowi, że zamierza pobyć sama, przeprowadza się zatem do przytulnego mieszkania, na które stać ją prawdopodobnie tylko dzięki imperatywowi narracyjnemu fabuły, i rozkoszując się tą wolnością wzdycha za miłością. Poznaje uroki życia w wielkim mieście u boku ekscentrycznej Robin (Rebel Wilson), sekunduje pragnącej macierzyństwa siostrze (Leslie Mann) i walczy o palmę pierwszeństwa najbardziej niezdecydowanej i bezbarwnej postaci pierwszoplanowej w kinematografii 2016 roku. Wyjątkowo żałosna komedia familijna o obrzydliwym pracoholiku-megalomanie zamienionym w sierściucha – i dopiero wówczas zaczynającym dostrzegać swoją rodzinę. Kretyński pomysł wyjściowy to jedno, ale film kładą przede wszystkim nędzne żarty skoncentrowane wokół demolki wszystkiego wokół, oddawania moczu i kastrowania. Po filmie Barry′ego Sonnenfelda (naprawdę?!) można szczerze znienawidzić koty i Kevina Spaceya – lepiej więc sobie odpuścić. „Królowa pustyni” to bez wątpienia jeden z najsłabszych filmów Herzoga i to nie dlatego, że po raz kolejny wzbudza kontrowersje – raczej dlatego, że nie wzbudza zupełnie żadnych. Herzog najwyraźniej z wiekiem złagodniał i w przeciwieństwie do terroryzowanych przez niego miesiącami aktorów, widzom raczej nie wyjdzie to na dobre. Jego najnowsze dzieło to po prostu mocno zakurzona ramotka, w której nie brak scen rodem z marnego harlequina. To film o subtelności historycznych superprodukcji z lat 60. i każdy, kto choć raz musiał wysiedzieć do końca na „Kleopatrze” zrozumie, że nie jest to komplement. Epicka porażka. Problem z tym filmem jest taki, że nie sprawdza się jako horror. Ma mało scen obliczonych na straszenie, a jak już sceny takie się trafiają, to przypominają wyświechtane jasełka, zebrane trochę od sasa do lasa z różnych mniej lub bardziej znanych produkcji. Bohaterowie nieustannie wyczyniają jakieś oczywiste głupstwa, a logika chwilami wychodzi sobie na bardzo długi spacer. Trudno też zgadnąć, do kogo tak naprawdę ten film miał być adresowany, bo raczej nie do miłośników kina grozy, a i z pewnością nie do zwyczajowych amatorów thrillera czy sympatyków Kraju Kwitnącej Wiśni… Miało być tak pięknie. Miało być nowe otwarcie dla DC Comics, pozwalające na rywalizację na równych prawach z filmowym Marvelem. Miał być film, który zrewolucjonizuje gatunek kina superbohaterskiego, tworząc coś w rodzaju kina antysuperbohaterskiego (czy też superantybohaterskiego?). Miało być koncertowe wprowadzenie plejady barwnych postaci, z których każda w przyszłości będzie w stanie pociągnąć samodzielnie własną franszyzę. Miał być kolejny krok do przyszłego wielkiego sukcesu „Ligi Sprawiedliwości”. A co wyszło? Rozczarowanie roku. Hasło „francuska komedia” na ogół kojarzy się z czymś wesołym, lekkim i być może odrobinę świntuszącym. W „Lolo” tylko to ostatnie jest prawdą. Zapewne są widzowie, których rozbawi poniżanie Bogu ducha winnego faceta i podłe próby zniszczenia szczęścia dwóch osób, jednak fabuła pozostawia wyłącznie niesmak. W typowej opowieści o tym, jak ktoś komuś robi wyjątkowo wredne kawały oczekujemy, że mniej więcej w 2/3 filmu kolejne sztuczki zaczną coraz bardziej zwracać się przeciwko złośliwcowi, aż do finału, w którym sam zostanie spektakularnie ośmieszony. Tutaj nic takiego nie następuje, przez co film jest przykry w oglądaniu, pomimo szczęśliwego, w sumie, zakończenia. ![]()
Wyszukaj / Kup Łowca i Królowa Lodu (2016, reż. Cedric Nicolas-Troyan) Podobno przepis na udany sequel to spojrzenie krytycznie na film bazowy, usunięcie wszystkiego, co nie działało w „jedynce” i podwojenie pozytywów. Tak przynajmniej należy tłumaczyć wyeliminowanie bezbarwnej Kristen Stewart i pomnożenie razy kilka tempa akcji i efektów specjalnych. Kiedy reżyseria trafia w ręce kompletnego debiutanta, wcześniej specjalisty od kreowania CGI, efekt jest łatwy do przewidzenia. Fabularne wątki nie trzymają się ze sobą nawet na cienkich nitkach a rozbuchane tło przyćmiewa wszystkich bohaterów. Cokolwiek in plus? „Łowca i Królowa Lodu” jest od swojego poprzednika o kilkanaście minut krótszy. Po tragicznym „4:44. Ostatni dzień na Ziemi” duet Abel Ferrara i Willem Defoe kontynuuje swą krucjatę przeciwko zapamiętania ich jako artystów, którzy mieli kiedyś cokolwiek interesującego do powiedzenia. W biografii skandalisty Piera Paolo Pasoliniego reżyser „Złego porucznika” chce poruszyć wszystko i zarazem nic. Rzucić nowe światło na ostatnie chwile twórcy „Salo, czyli 120 dni Sodomy” i podsycić różnorakie teorie na temat jego niewyjaśnionego zabójstwa. Odmalować portret ówczesnych nastrojów społecznych, trudnego wnikania artysty w głąb własnej twórczości i pewnie jeszcze kilku innych tematów, które nikną pod ciężarem nudy tego wątpliwego dzieła. Dlatego „Pasolini” to kolejny Ferrara, którego nie powinno oglądać w kinie. Nie można wtedy wyłączyć go już po 15 minutach. ![]()
Wyszukaj / Kup Pięćdziesiąt twarzy Blacka (2016, reż. Michael Tiddes) Już sama idea, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, samo w sobie kuriozalne, wymaga parodii, jest cokolwiek poroniona. Marlon Wayans z ekipą tradycyjnie naśmiewa się tu także z innych głośnych filmów ostatnich lat, jak „Magic Mike” czy „Whiplash”, ale kloaczne przedrzeźnianie to jeszcze nie satyra. W efekcie dostajemy żenujący, wulgarny, rasistowski składak „gagów” na poziomie wczesnego gimnazjum – nic dziwnego, że pozostali Wayansowie, też przecież nie apologeci wysublimowanego humoru, nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. No i przykro widzieć Jane Seymour w takim filmie. Kolejny z zupełnie niepotrzebnych remake’ów, głośniejszy, szybszy i dużo głupszy. I choć przecież ani Patrick Swayze, ani Keanu Reaves do jakichś wybitnych indywidualności kina nie należeli, to zastępujący ich tu Edgar Ramírez i Luke Bracey nawet na ich tle porażają swą charyzmą ameby. Przemielony, przetrawiony i wypluty komediowy kotlet. Gdyby skupić się wyłącznie na aspekcie komediowym, to „W poszukiwaniu choćby jednego zabawnego żartu” bardziej pasowałoby tutaj na tytuł. Zac Efron nigdy nie był za bardzo wybredny w swoim filmowym dossier, ale Aubrey Plazie i przede wszystkim Annie Kendrick musiano zaoferować naprawdę spore gaże, bo tylko to mogło sprawić, że obie przed pierwszym klapsem nawet nie zajrzały do scenariusza. Polska odpowiedź na „JFK” i jednocześnie niezamierzona parodia „Człowieka z marmuru”. Szokujące realizatorską nieporadnością kino na polityczne zamówienie – ważny temat pęknięcia w społeczeństwie spłycony do spiskowych rojeń o zamachu. Socrealizm nie miał się w polskim kinie tak dobrze od czasów Bieruta. Film aż krzyczy, że chce być klasycznym melodramatem spod znaku Davida Leana, ale Derek Cianfrance nie rozumie, że realizacja wystawnego romansu z intrygą i tragedią w tle nie polega jedynie na przeskakiwaniu od pięknych krajobrazów zdejmowanych w dalekich planach do skrajnych zbliżeń na napięte twarze postaci – i z powrotem. Narracja jest rozwlekła, aktorstwo – mechaniczne, motywacje bohaterów – niewiarygodne. Pal licho uwznioślanie martyrologii i patriarchatu – jedyne wzruszenie, jakie oferuje film, to wzruszenie ramionami, a to już niewybaczalne. Chuja tam wszystko, powiedziałby pewnie Entombed z „Wilq’a”, na widok płasko sfotografowanej, mizernej choreografii i wyssanej z palca fabuły. Produkcja Agnieszki Glińskiej to filmowy potworek o uroku audycji z kiepskimi coverami „złotych przebojów” i kto wie, czy nie najbardziej drętwy film muzyczny świata – po prostu nie da się zrobić przyzwoitego musicalu o reprywatyzacji (sic!) w poetyce serialu telewizji TVN. Zresztą, czy da się zrobić cokolwiek oglądalnego? ![]() 14 stycznia 2017 |
Ja widziałem 6 filmów z listy i w dwóch punktach pozwolę się sobie nie zgodzić.
Suicide Squad - opis dlaczego film jest słaby raczej to raczej projekcja oczekiwań autora niż faktycznych zamiarów twórców. Na solowe filmy od początku mieli szanse tylko Will Smith i Margot Robbie. I pewnie oboje się jeszcze pojawią w DCU. Film raczej nie miał mieć nic wspólnego z Justice League. W dodatku mam wrażenie BvS było większym rozczarowaniem.
Ben-Hur - tu popełniacie błąd cały czas przykładając kalkę z poprzedniego filmu - od początku wiadomo było, że raczej film nie doskoczy do jednego z najlepszych obrazów w historii, więc takie pastwienie się jest bez sensu. Lepiej już oceniać film po zgodności z literackim pierwowzorem lub -uwaga- jako samodzielny film.
Z resztą się zgodzę - tylko na "Randce na weselu" bawiłem się nieźle i odniosłem wrażenie, że ekipa aktorska też.
Nie wydaje mi się, by przykładanie kalki do najbardziej ikonicznej adaptacji było błędem. Ekranizacji "Ben-Hura" było sześć, wersja z Hestonem sama już była remakiem, a jednak zapisała się w historii. Wersja Biekmambietowa nie wnosi literalnie nic, czasem nuży, czasem niezamierzenie śmieszy (opisy w powyższym rankingu z założenia są "krótkie i na temat", nie wspominają np. o seksownym Jezusie i jego pożal-się-Boże bon motach, czy Morganie Freemanie w roli Morgana Freemana - mędrca nad mędrcami.
Ale to przecież bez sensu. Ben-Hur nie miał wchodzić w polemikę z wersją z Hestonem ani tym bardziej jej przebijać bo to chyba niemożliwe. To miało być raczej przytoczenie tej historii młodszemu pokoleniu, które nie ma cierpliwości siedzieć ponad 3h na seansie lub nie ogląda starych filmów. Morgan Freeman był chyba jedynym prawdziwym wabikiem w obsadzie.
@Tomek
Miał, nie miał - przecież to naturalne, że będą porównania. A sens istnienia krytyków i recenzentów jest taki, żeby wyszukiwać takie "polemiki" (nawet jeśli ich nie ma:-)
Moim zdaniem najgorszym filmen 2016 był Misiek w Nowym Jorku (Norm of the North).
Harry Carmichael, który naprawdę nazywał się Leopold Horace Ognall, nie miał w Polsce Ludowej takiego szczęścia, jak inni klasyczni twórcy brytyjskiej powieści detektywistycznej. Nie tłumaczono jego powieści – a byłoby z czego wybierać! – choć jedna z nich stała się kanwą przedstawienia zaprezentowanego w ramach Teatru Sensacji „Kobra”. Spektakl nosił tytuł „Czy pan nie rozumie? To pomyłka!”.
więcej »O ileż prościej by było, gdyby zamiast wyciągać z ziemi jakieś skraweczki i okruszki – po prostu znajdować ładne, pełne pozostałości z dawnych epok…
więcej »Powoli zbliżają się wakacje – co ciekawego warto spakować do waszych pleckaów i walizek?
więcej »Marzenie archeologa
— Jarosław Loretz
Indianie też nie mieli się czego wstydzić
— Jarosław Loretz
Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz
Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz
Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz
Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz
Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz
Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz
Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz
Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Lipiec 2017 (2)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz
Remanent filmowy 2016
— Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Esensja ogląda: Grudzień 2016 (2)
— Jarosław Loretz
Prezenty świąteczne 2016: Płyty DVD i Blu-Ray
— Esensja
Esensja ogląda: Październik 2016 (2)
— Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Październik 2016 (1)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Wrzesień 2016 (1)
— Miłosz Cybowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch
Inwazja głupot
— Tomasz Kujawski
Esensja ogląda: Lipiec 2016 (2)
— Sebastian Chosiński, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Do kina marsz: Czerwiec 2016
— Esensja
10 największych rozczarowań muzycznych 2016 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najlepszych książek 2016 r.
— Esensja
10 najlepszych komiksów 2016 roku
— Esensja
Porażki i sukcesy 2016, czyli filmowe podsumowanie roku
— Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Jarosław Robak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
50 najlepszych płyt 2016 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2016 roku
— Esensja
Książki Roku 2016 – nominacje
— Esensja
Najlepsze komiksy 2016 roku
— Esensja
Krótko o filmach: Patriota bije Godzillę!
— Sebastian Chosiński
Przebudzony potwór kontratakuje!
— Konrad Wągrowski
Krótko o filmach: Bright
— Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Grudzień 2016 (2)
— Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Październik 2016 (1)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz
Szlachetne szaleństwo
— Gabriel Krawczyk
To nie jest „Drive 2”
— Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Listopad 2012 (DVD i Blu-Ray)
— Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jakub Gałka, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Konrad Wągrowski
3. American Film Festival: Dzień drugi
— Kamil Witek
Esensja ogląda: Sierpień 2012 (DVD)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Daniel Markiewicz, Konrad Wągrowski
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
Do kina marsz: Marzec 2020
— Esensja
Do kina marsz: Luty 2020
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
Do kina marsz: Styczeń 2020
— Esensja
Do kina marsz: Grudzień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Listopad 2019
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2019
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Sierpień 2019
— Esensja
Mnie się udało 2 filmy obejrzeć z powyższych. Kto da więcej?