
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
(2014, reż. David Fincher)
Najlepsze filmy IV kwartału 2014Jak zwykle przyszedł czas na wybór filmów kwartał – tym razem zamykającego rok 2014. Na czele starzy znajomi: Fincher, Nolan, Zwiagincew. A już wkrótce – podsumowanie roku!
EsensjaNajlepsze filmy IV kwartału 2014Jak zwykle przyszedł czas na wybór filmów kwartał – tym razem zamykającego rok 2014. Na czele starzy znajomi: Fincher, Nolan, Zwiagincew. A już wkrótce – podsumowanie roku! W „Zaginionej dziewczynie” tylko pozornie idzie o rozwikłanie zagadki kryminalnej – wartość filmu nie sprowadza się jedynie do precyzyjnej narracji i efektownych fabularnych przewrotek. To niby jeden z bardziej przystępnych obrazów Finchera, ale pod elegancką, przezroczystą powłoką kina gatunkowego, kryje fascynację reżysera przewrotnością ludzkiej natury. „Zaginiona dziewczyna” jest filmem o manipulowaniu i udawaniu kogoś kim się nie jest: adwokat od spraw beznadziejnych (wyborny Tyler Perry) przed wywiadem telewizyjnym obrzuca Nicka żelkami, ilekroć ten wychodzi z roli skruszonego i stęsknionego męża; Amy – której życie służyło rodzicom za inspirację dla popularnej serii książek dla dzieci – stara się prześcignąć ich bohaterkę, „Niezwykłą Amy”, w doskonałości; małżonkowie oszukują siebie nawzajem i wszystkich dokoła; kłamią też media, dla podniesienia oglądalności i klikalności kreując ofiary i czarne charaktery. W dodatku, jak to w świecie Finchera bywa, prawda ani nie wyzwala, ani nie daje nadziei: finał, gdy bohaterowie ostatecznie poddają się perwersji, przypomina wisielczą wariację na temat zakończenia „Dziecka Rosemary”. Niezależnie od pesymistycznej wymowy filmu, seans „Zaginionej dziewczyny” przynosi mnóstwo frajdy: podziwiać można montaż, zdjęcia i umiejętne dozowanie informacji, tak, by bez przerwy wodzić widza za nos – także wtedy, gdy typowy procedural okazuje się… czarną komedią. „Interstellar” Cristophera Nolana irytuje, fascynuje, wzrusza, jest dziełem nierównym, ale z pewnością wciąż jednym z najciekawszych SF ostatnich lat. Podróż, jaką zafundował widzowi w swym filmie Christopher Nolan, jest ogromną przyjemnością. Kiedy w SF mieliśmy tak odważne pomysły, jak wizualizację planety, na której oddziaływanie grawitacji z obiektu o ogromnej masie powoduje nieustające gigantyczne pływy? Kiedy mieliśmy koncepcję, by układ planetarny krążył wokół czarnej dziury, a energii dostarczało mu nie światło gwiezdne, lecz promieniowanie dysku akrecyjnego? Kiedy mieliśmy takie manipulacje czasem i przestrzenią? Kiedy kluczowe sekwencje odbywały się wewnątrz hipersześcianu? Oczywiście, film nie jest wykładem naukowym (patrz wyżej), ale w miły sposób łechcze moją potrzebę naukowych inspiracji. Inspiracji, nie faktów. Fizyki, tak jak i historii, nie należy uczyć się z filmów, ale filmy do takiej nauki mogą właśnie nieźle inspirować. Nolan wciąż potrafi opakować wysokobudżetowe widowisko w swoją osobistą formułę. I chwała mu za to. Andriej Zwiagincew zabłysnął w genialnym „Powrocie”, później nieco rozczarował „Wygnaniem”, poprawił swe notowania „Eleną”, by znów zachwycić nagrodzonym w Cannes „Lewiatanem”. I jest to nagroda ze wszech miar zasłużona. „Lewiatan” to naprawdę doskonałe kino. Opowieść o rozgrywce o pewną nadmorską posiadłość na dalekiej północy, w której po jednej stronie z początku staje jej właściciel wspierany przez swego kolegę z wojska, obecnie wziętego moskiewskiego prawnika, a z drugiej strony lokalny mer i działające na jego korzyść służby państwowe, sprawdza doskonale jako thriller, jako obraz współczesnej Rosji, jako zawoalowana krytyka Putinowskich rządów, jako swego rodzaju przypowieść. Zwiagicew jest mniej symboliczny niż w „Powrocie” (oprócz przewijającego się co jakiś czas szkieletu tytułowego potwora, będącego dość jasnym symbolem), stawia na konkretną, spójną, współczesną opowieść. Liczba interpretacji jest jednak bardzo szeroka – mamy tu wszak nie tylko krytykę władzy, ale także rosyjskiego zatomizowanego społeczeństwa, działalności Cerkwi, poszukiwanie przyczyn takiego stanu rzeczy… Nie ma zaś w filmie Zwiagincewa krzty nadziei, jego pesymizm jest wręcz przytłaczający. Dodatkowego kontekstu dostarcza fakt, że film wybitnie antyrządowy, bezwzględnie krytyczny wobec Rosji, doczekał się współfinansowania z ministerstwa kultury. Lewiatan jest najwyżej tak potężny, że nie przejmuje się tymi, którzy w jakikolwiek sposób próbują się mu przeciwstawić. To nie jest arcydzieło! Film ma swoje – co prawda tylko drobne, ale jednak – wady, lecz w żaden sposób nie psują one radości z obcowania z nim. „Bogowie” są trzecim pełnometrażowym obrazem Łukasza Palkowskiego, potwierdzającym, że mamy do czynienia z reżyserem, który wyrasta na nad wyraz sprawnego rzemieślnika (z ambicjami artystycznymi). Ekranowa historia profesora Zbigniewa Religi (idealnie wcielający się w tę postać Tomasz Kot) obejmuje zaledwie trzy lata z jego życia zawodowego i osobistego. Bohatera poznajemy w 1983 roku jako docenta w – kierowanej przez profesora Wacława Sitkowskiego (w tej roli Jan Englert) – warszawskiej Klinice Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii; następnie dowiadujemy się, w jakich okolicznościach zostaje dyrektorem kliniki w Zabrzu, wreszcie towarzyszymy mu podczas pierwszych zabiegów przeszczepienia serca. Zdawałoby się, że to raczej znakomity materiał na (kolejny) film dokumentalny. I tak pewnie jest. Ale Palkowski całą rzecz opowiedział z takim wewnętrznym nerwem i napięciem, że ogląda się „Bogów” jak najwytrawniejszy thriller. Najzdolniejszy narcyz światowego kina znów udowadnia, że należy dziś do reżyserskiej czołówki – „Mama” to jego najlepszy obraz. Xavier Dolan kicz potrafi zamienić w wielką sztukę – dość powiedzieć, że najpiękniejsza scena filmu rozgrywa się w rytmie piosenki Céline Dion. Przemyślany soundtrack, intensywne kolory, długaśne – ale nie przydługie – ujęcia, którymi Kanadyjczyk podkreśla magię chwili – wszystko to dostarcza zmysłowej pieszczoty i zamienia skromny, psychologiczny temat poplątanych więzi matki z synem w materię rozbuchanego melodramatu. U Dolana emocje zawsze muszą być gwałtowne, a bohaterowie nietuzinkowi, niemieszczący się w przyciasnych ramach rzeczywistości. Tytułowa bohaterka (Anne Dorval), samotnie wychowująca nastoletniego syna, nie jest typem cierpiętnicy, ale kobietą pełną temperamentu i seksapilu podkreślanego przez makijaż i odważne ciuchy; chłopak (zjawiskowy Antoine-Oliver Pilon) – chory na ADHD – jest wulkanem, który rozsadza społeczne normy, ale i zaraża energią otoczenie. Ich relacja zdaje się zdaje się dojrzalszą, subtelniej rozkładającą racje wersją debiutanckiego „Zabiłem swoją matkę”, w którym nieustanna histeria i bunt na przemian fascynowały i irytowały. Zachwyca, jak w najnowszym filmie Dolan podporządkowuje efektowne reżyserskie zabiegi fabule – np. eksperymentowanie z proporcjami kadru nie jest tu tylko formalnym popisem, ale doskonale współgra z emocjami bohaterów i dramaturgią. Tym, czego „Mamie” do miana arcydzieła brakuje, jest odrobina dystansu Dolana i do postaci, i do własnego stylu – chwilami trudno uwierzyć w smutek, który jest opakowany tak pięknie (zwłaszcza mając w pamięci jak przeszywająco, a przecież w dużo bardziej oszczędny sposób, gorycz macierzyństwa pokazał Linklater w „Boyhood”). „Wolny strzelec” Dana Gilroya przynosi nam gorzką satyrę na media, na kapitalizm, na Amerykę, na mechanizmy świata, w którym wszyscy funkcjonujemy. (Anty)bohater Jake’a Gyllenhaala z pewnością trafi do kanonu ekranowych socjopatów (aktor ma 33 lata, czyli dokładnie tyle, ile miał De Niro, gdy odgrywał Travisa Bickle’a w „Taksówkarzu” – i też jest u szczytu formy). Imponuje również koncertowy drugi plan, na czele z wyciągniętą z artystycznego niebytu Rene Russo, której postać nieprzypadkowo przypomina Dianę Christensen graną przez Faye Dunaway w „Sieci” Lumeta. Z kolei niezwykle sugestywny klimat nocnego L.A. w obiektywie Roberta Elswita przywodzi na myśl „Drive” N.W. Refna i „Zakładnika” Michaela Manna. Obrazu dopełnia świetnie budująca napięcie, pulsująca elektronika; James Newton Howard nie nagrał tak dobrej ścieżki dźwiękowej od czasu „Osady” Shyamalana. Na podstawowy dylemat granego przez Logana Lermana głównego żółtodzioba dowódca o twarzy Brada Pitta odpowiada: albo zabijesz, albo dasz zginąć swojej załodze. Zwierzęcy instynkt przetrwania Ayer udanie zasłania obowiązkiem przestrzegania wartości innych niż (jak się okazuje, w kinie już lekko zestarzały) patriotyzm. Tak jak w poprzednim filmie, policyjnych „Bogach ulicy”, reżyser świetnie portretuje swoich skrajnie różniących się od siebie bohaterów i przekonuje nas do budowanej na ekranie braterskiej więzi, silniejszej niż strach, niebezpieczeństwo i wyznawane ideały. To właśnie test męskości, rozumianej jako wzięcie odpowiedzialności za towarzyszy broni, stanowi w „Furii” najistotniejszą kwestię. Choć w jednym czołgu siedzą ludzie różnych narodowości, odmiennych wrażliwości, sił charakteru i inteligencji, wywodzący się zapewne z różnych klas i wyznający różne religie – razem tworzą mozaikowy obraz jedności amerykańskiego narodu. Ayerowi udaje się przekonać nas, że w ogniu walki, w tym spektaklu z piekła rodem, da się wypracować wartości, za które warto walczyć do upadłego. Nie sięga po bezwstydnie powiewającą amerykańską flagę i po abstrakcyjną ideę ojczyźnianej miłości. Jest bardziej praktyczny, a przez to – przekonujący. Gdy patrzymy na walczących ramię w ramię facetów, zaczynamy wierzyć w szlachetną męską przyjaźń. Turecki reżyser Nuri Bilge Ceylan dwa lata temu zachwycił wszystkich pięknym i wieloznacznym „Pewnego razu w Anatolii”, w tym roku zaprezentowałw Cannes „Zimowy sen” i zgarnął główną nagrodę. Całkowicie zasłużenie, bo znów stworzył film wyjątkowy, piękny i mądry. Nie ma w nim może tego pewnego uroku tajemnicy i mistyki, który przewijał się przez „Pewnego razu w Anatolii”, „Zimowy sen” to opowieść bardziej stojąca na ziemi, ale dotykająca całego zestawu tematów związanych z ludzką kondycją, wyborami, przemijaniem, pragnieniami i ich zderzeniami z rzeczywistością. Cała, blisko 200-minutowa opowieść rozpisana jest na szereg niezwykle naturalnych dialogów, między podstarzałym właścicielem malowniczego hoteliku (niegdyś aktorem, obecnie pragnącym spisać historię tureckiego teatru), jego młodą żoną, zgorzkniałą siostrą i rodziną podnajemców, borykającą się z problemami finansowymi. Rozmowy odsłaniają charaktery bohaterów, ale też zderzają ze sobą ich postawy, uzasadnienia podejmowanych decyzji, nie dając widzowi łatwych odpowiedzi i zachęcając do własnych przemyśleń. Bardzo mądre, pięknie sfilmowane, z cudną zimową scenerią i ciepłymi tureckimi wnętrzami. Chce się wracać do tego filmu. Brüggemann nie boi się pokazać absurdalnej strony religii, a zważywszy na to, że w filmie inspiruje się fundamentalnym odłamem wspólnoty katolickiej o dźwięcznej nazwie Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X ma stosunkowo łatwe zadanie. Tym większe wrażenie robi więc fakt, że film nie stanowi taniej satyry. „Osobiście nie mam nic przeciwko religii i nic przeciwko Kościołowi Katolickiemu” – zaznaczył reżyser. „Nie interesują mnie też skandale związane z molestowaniem; o tym już dość się mówi a zainteresowanie, jakie ten temat wzbudza, zawsze pozostawia gorzki posmak pogoni za sensacją. Chciałem natomiast postawić bardziej radykalne pytanie: Na jakich nadużyciach zbudowany jest ten system? Co dzieje się, gdy nikt nie wychodzi poza jego ściśle wyznaczone granice? Kiedy parafialny ksiądz przygotowuje dzieci do Sakramentu Komunii a rodzice wychowują dzieci w konformizmie tego, co dyktuje im sumienie? Czy już to samo w sobie nie stanowi nadużycia, nie tyle sporadycznego czy seksualnego, ale globalnego i duchowego?”. ![]()
Wyszukaj / Kup 10. Geograf przepił globus (2013, reż. Aleksandr Wieledinski) Kapitalna opowieść, w której mamy i trochę takiej współczesnej rosyjskiej beznadziei i trochę ogólnoludzkiego egzystencjalnego bólu i poczucia utraconego życia i braku szans na jakąkolwiek zmianę. Rzecz w sumie mocno dołująca, ale nie w taki polski sposób (wiecie, brudne ściany katowickich domów, bohaterowie zbierają złom), tylko rosyjski – z wisielczym, ale naprawdę niezłym humorem, ironią, dużą ilością wódki. Bohater, inteligent o przegranym życiu odrzuca świadomie wszelkie szanse, bo jest zbyt inteligentny, by sądzić że w jego życiu cokolwiek mogłoby się zmienić na lepsze. I ten fatalizm połączony z nieuniknionym w takiej sytuacji dystansem do wszystkiego kreuje niepowtarzalny klimat filmu. A poza tym barwni bohaterowie drugoplanowi o wcale nieoczywistych rolach i świetny pomysł na przeniesienie drugiej części filmu w zamknięte grono uczestników wycieczki szkolnej i niesamowite pejzaże uralskiej przyrody. ![]() 3 stycznia 2015 |
Wyreżyserowana przez Ireneusza Kanickiego „Toccata” autorstwa Macieja Z.(enona) Bordowicza to jeden z najbardziej tajemniczych spektakli Teatru Sensacji „Kobra”. Dość powiedzieć, że po ponad półwieczu od jego powstania wciąż nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy do jej emisji we wrześniu 1971 roku rzeczywiście doszło. Cieniem na przedstawieniu kładą się również późniejsze tragiczne losy reżysera i jego nie do końca wyjaśniona śmierć.
więcej »Oglądanie niektórych filmów i czerpanie z nich wiedzy praktycznej może nieść za sobą poważne konsekwencje natury zdrowotnej. Ze śmiercią włącznie.
więcej »Marian Butrym zapisał się w pamięci fanów rocka i jazzu przede wszystkim jako dziennikarz muzyczny i redaktor naczelny „Magazynu Muzycznego Jazz”, aczkolwiek „od święta” bywał też prozaikiem, który realizował się w tworzeniu tekstów kryminalnych i fantastycznonaukowych. „Cień Archanioła” to historia sensacyjna, w której pozytywnymi bohaterami są nie tylko milicjanci, ale również oficer kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa.
więcej »Ten człowiek jeszcze oddycha!
— Jarosław Loretz
Dama przed podróżą
— Jarosław Loretz
Dama w podróży
— Jarosław Loretz
Wymarzony kochanek
— Jarosław Loretz
Spaleni słońcem
— Jarosław Loretz
Dymek w lesie
— Jarosław Loretz
Beczka bezpieczeństwa
— Jarosław Loretz
Pomsta na ufokach
— Jarosław Loretz
Zupa jednak wyszła za słona
— Jarosław Loretz
Ogień domowy
— Jarosław Loretz
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów science fiction XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
Prezenty świąteczne 2015: Film
— Esensja
Transatlantyk 2015: Dzień 8
— Sebastian Chosiński
Transatlantyk 2015: Dzień 7
— Sebastian Chosiński
Transatlantyk 2015: Dzień 4
— Sebastian Chosiński
Esensja ogląda: Kwiecień 2015 (1)
— Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Do kina marsz: Kwiecień 2015
— Esensja
East Side Story: Z Sachalinu do Kapsztadu
— Sebastian Chosiński
Forum Kina Europejskiego Cinergia 2018: Jesienna opowieść
— Konrad Wągrowski
Krótko o filmach: Bright
— Jarosław Loretz
Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Esensja ogląda: Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Grudzień 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Lipiec 2017 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz
East Side Story: (Nie) chcieć, (nie) żyć, (nie) kochać
— Sebastian Chosiński
Remanent filmowy 2016
— Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Esensja ogląda: Kwiecień 2015 (1)
— Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja