Transmisja z Wrocławia: Wybrańcy, jak każdy z nasNiewiele brakowało, a przeoczyłbym „Próbę sił”, przekonany, że czekam na coś zupełnie innego. Prawdopodobnie skojarzył mi się ten tytuł z jakimś podobnym, pod którym chowa się film o bohaterskim Murzynie chcącym zostać nurkiem na złość Robertowi de Niro, czyli rzecz zupełnie do oglądania się nie kwalifikująca.
Paweł PlutaTransmisja z Wrocławia: Wybrańcy, jak każdy z nasNiewiele brakowało, a przeoczyłbym „Próbę sił”, przekonany, że czekam na coś zupełnie innego. Prawdopodobnie skojarzył mi się ten tytuł z jakimś podobnym, pod którym chowa się film o bohaterskim Murzynie chcącym zostać nurkiem na złość Robertowi de Niro, czyli rzecz zupełnie do oglądania się nie kwalifikująca. ![]()
Wyszukaj / Kup No, ale szczęśliwie zorientowałem się w porę i dzięki temu zobaczyłem, co porabia Kim Bassinger. Czuję się tu w obowiązku zdementować nieodpowiedzialnie szerzone pogłoski, jakoby była „pulchniutka”. Taka to może jest Christina Ricci, na czym zresztą jej urok polega. Kim nie jest i wygląda nadal tak, jak wyglądała. Przez ostatnie dwadzieścia lat z kawałkiem zresztą. No i co z tego? Zastanawiam się, czy „Próba sił” nie była aby inspirowana „Dogmą”, filmem o rozpaczliwie pomylonym tytule. Wygląda na to, że oryginalny tekst dostał się w ręce jakiegoś biegłego w nowoczesnych tendencjach artystycznych tłumacza, głęboko przekonanego, iż ma do czynienia z dziełem wykonanym według Dogmy von Trierowskiej. Chodzi o te zasady, zabraniające między innymi kręcenia filmów kamerzystom, którym nie latają ręce. Trzęsący się obraz jest bowiem, jeżeli dobrze rozumiem, sprzeciwem wobec komercji i drobnomieszczaństwa. Jakie by jednak nie były tego przyczyny, banalny do wiernego i dosłownego przetłumaczenia tytuł pozostał niezmieniony, paradoksalnie zmieniając w ten sposób znaczenie i tracąc jakikolwiek związek z filmem. Tymczasem z drugiej strony, właśnie całkowita wymiana „Bless the Child” na „Próbę sił” uratowała prawdopodobnie ten „Omen” a rebours przed wpadnięciem do otchłani, w której pokutują dzieła mające w tytułach błogosławione, przykładowo, Faustyny. A tak przecież łatwo można było przełożyć to dosłownie, znajdując co najwyżej polską wersję, jeżeli jest to jakiś cytat, co być może. Cóż, może akurat w ten sposób dano nam do zrozumienia, że nie zawsze do celu wiedzie droga prosta i równa, i czasem trzeba wybrać ścieżkę bardziej kamienistą. Oczywiście jednak nie o wspólnotę problemów z tłumaczeniami tytułów chodzi, podobieństwo tych filmów leży gdzie indziej. Identyczny jest przecież cel, do którego dążą, lub w dążeniu do którego próbuja przeszkodzić, bohaterowie jednej i drugiej historii. „Dogma” pokazuje go dosłownie – należy zapobiec jak najbardziej rzeczywistemu końcowi świata. „Próba sił”, ściśle rzecz biorąc, mówi o tym, jak Zło usiłuje zawładnąć dziewczynką obdarzoną niezwykłą mocą. Gdyby się to jednak powiodło, skutek, nomen omen, ostateczny byłby taki sam. Moc dziecka nie ogranicza się przecież do wprawiania w ruch śniegu w szklanej kuli, ale najwyraźniej potrafi nawet ożywiać. Także sposób, w jaki dziewczyna na wózku inwalidzkim patrzy po spotkaniu z Cody na swoje nogi, nie wydaje mi się przypadkowy. Ktoś o takich możliwościach byłby niewątpliwie dla Piekła cenną zdobyczą. O dziwo, niezwykłość dziewczynki wcale nie wypada karykaturalnie. Zapewne w dużej części jest neutralizowana przez skutki uboczne, takie jak ów podejrzewany przez lekarzy autyzm, a do tego nie manifestuje się zbyt ostentacyjnie. Nie potrzebuje efektownych pokazów, tak naprawdę Cody nie dokonuje niczego, co nie byłoby możliwe do racjonalnego wytłumaczenia. No, prawie. Nawet w scenie kuszenia na dachu, ryzykownej artystycznie, ale jednak udanej. Po pierwsze, rzeczywiście zachowuje się jak sześciolatka. Po drugie zaś, rzeczywiście zachowuje się tak, jak mogłaby znana wszystkim Osoba kuszona po czterdziestu dniach na pustyni. A że to dziewczynka… To nawet lepiej. Chłopiec może mieć „Szósty zmysł” do rozmów z duchami, ale tym razem wypadłby źle. ![]()
Wyszukaj / Kup Trudno jednak puścić małe dziecko, żeby samo ratowało świat, więc w „Próbie sił” pomaga mu przy tym matka, a w „Dogmie” Bethany w ogóle musi się sama zająć całością, bo dziecka jeszcze nie ma. Charakterystyczne, że obie główne bohaterki matkami zostają w sposób jeżeli nie cudowny, to przynajmniej niezwykły. Co jest o tyle istotne, że chociaż chciały, dotychczas było to niemożliwe. Formalnie zresztą rzecz biorąc, Cody to przecież tylko siostrzenica Maggie. Ale ta zbieżność raczej nie ma wpływu na fakt, że akurat one zostają wezwane. Obie, bo wezwaniem jest nie tylko biblijnie wspaniała w zamierzeniu manifestacja Metatrona, ale również spokojnie zapalające się w cichym kościele świece, między którymi stoi z matką dziewczynka. I wezwania te zostają odebrane tak, jak zapewne zrobiłaby to większość ludzi, czyli nieufnie. Anioł jest nawet przyjmowany, nie da się ukryć, wrogo. Minęły już, o ile kiedykolwiek naprawdę były, czasy, w których po dostąpieniu objawienia pędziło się do księdza. Teraz pewnie wybraniec poszedłby do domu, udając, że nic nie zauważył, albo ostatecznie do lekarza. Ale właśnie dlatego wezwany musi dostać kogoś do pomocy. Tym bardziej, że przeciwników jest wielu i do tego mają większą swobodę działania. Bożemu posłańcowi nie wypada przecież zabijać, diabelskiemu jak najbardziej. Toteż pomoc się pojawia. Jawnie i na stałe, jak w „Dogmie”, lub też dyskretnie i tylko wtedy, kiedy jest niezbędna, jak w „Próbie sił”. Zawsze jest ktoś, kto odpędzi trójosobowego Belzebuba, czy przytrzyma otwarte drzwi metra przed tymi, których ściga demon. Zastanawiające, swoją drogą, jest, że skoro Niebo zawsze może udzielić takiej pomocy, to dlaczego udziela jej tak w zasadzie niechętnie i w ostatniej chwili? Co powstrzymuje anioły przed samodzielnym rozwiązaniem problemów, z którymi często nieporadnie zmagają się ludzie? A może samego Boga coś powstrzymuje przed wydaniem im takiego polecenia? Prawdopodobnie trudno będzie się nam dowiedzieć, chociaż być może odpowiedź na to samo w zasadzie, chociaż nieco inaczej sformułowane, pytanie, padła już pod koniec „Dogmy”. Cóż, może nie jest szczególnie podnosząca na duchu świadomość, że dzieje sie tak dla zabawy, ale chyba gorzej by było, gdyby przyczyna nie istniała w ogóle. Kiedy popatrzeć uważniej, zaglądając pod sztafaż konwencji, i „Próba sił”, i „Dogma” okazują się opowieściami traktującymi religię niespodziewanie poważnie. Nie wiem, czy jest to w całości zamierzone, ale obie pokazują, moim zdaniem, bardzo realistycznie, o ile można w tym kontekście użyć takiego słowa, jak zachowywałby się człowiek, otrzymujący niespodziewane wezwanie od Boga, albo chociaż anioła. Co do drugiego z filmów, nie jest to trudne do zauważenia, z pierwszego trzeba odgrzebać nieco grubszą warstwę dekoracji. Cóż, rynek ma swoje prawa, zresztą wynika to również z przyjętych przez twórców reguł. Komediowo zrealizowana „Dogma” mogła się łatwiej obyć bez efektownych zdobień, pewne uproszczenia nawet wzmacniały efekt komizmu. Co nie znaczy bynajmniej, że autorzy nie dbali o szczegóły. Brzęczące w obecności trzech wrotkarzy muchy, poruszające się resztki odstrzelonych anielskich skrzydeł – to raczej nie powstało przypadkiem. Z drugiej strony, konwencja filmu grozy pozostawiła po sobie w „Próbie sił” stada szczurów i latające demony. Na szczęście zrobione fachowo i w znośnych ilościach, bo nie ma przecież nic żałośniejszego od śmieszącego widza horroru. Krwawych scen także nie było wiele, a nawet finałowy pojedynek nie przytłaczał nadzwyczajnymi wybuchami i ograniczył się do całkiem zwykłego pożaru. Dlatego zresztą dało się zobaczyć pod tymi ozdobnikami nieszczególnie wprawdzie wyrafinowaną, ale mimo to ciekawą fabułę, ubarwioną nawiązaniami do Ewangelii. A zwłaszcza wypada docenić, jak już wspomniałem, zadziwiająco rozważną wizję dziecka, które… No właśnie, kim jest Cody? ![]() 1 lipca 2001 |
W ostatnich latach nasila się przeświadczenie, że w kinie grozy było już wszystko. Niektórzy twórcy wyłażą więc ze skóry, żeby pokazać, iż jest to opinia pozbawiona podstaw. Efekty tego są niekiedy dyskusyjne.
więcej »Niekiedy już na pierwszy rzut oka widać, z jakim gatunkiem filmowym ma się do czynienia.
więcej »Dla tych, którzy nie wybrali się na majówkę mamy przegląd naszych kwietniowych recenzji.
więcej »Kevin Smith. Sprzedawcy 2
— Marcin Knyszyński
Kevin Smith. Jay i Cichy Bob kontratakują
— Marcin Knyszyński
Kevin Smith. Dogma
— Marcin Knyszyński
Kevin Smith. W pogoni za Amy
— Marcin Knyszyński
Kevin Smith. Szczury z supermarketu
— Marcin Knyszyński
Kevin Smith. Sprzedawcy
— Marcin Knyszyński
Richard Kelly. Pułapka
— Marcin Knyszyński
Richard Kelly. Koniec świata
— Marcin Knyszyński
Richard Kelly. Donnie Darko
— Marcin Knyszyński
Alejandro González Iñárritu. Zjawa
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Dogma
— Marcin Knyszyński
Próba nerwów
— Jarosław Loretz
Z religii też można się pośmiać
— Eryk Remiezowicz
Pan przestępca
— Paweł Pluta
De gustibus cośtam cośtam
— Paweł Pluta
Pudełko z dna szafy
— Paweł Pluta
Druga Japonia
— Paweł Pluta
Punkty styku
— Paweł Pluta
I po legendzie
— Paweł Pluta
Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta
Swój chłopak
— Paweł Pluta
Relacja na żywo
— Paweł Pluta
Dobór naturalny
— Paweł Pluta
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy 2
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Jay i Cichy Bob kontratakują
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. W pogoni za Amy
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Szczury z supermarketu
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy
— Marcin Knyszyński
2. American Film Festiwal: Dzień trzeci
— Kamil Witek
Let us fuck!
— Konrad Wągrowski
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (5)
— Jakub Gałka
Randal i Dante kontratakują
— Kamil Witek
Nowe oblicze Kevina Smitha
— Piotr Dobry
Pamiątka z historii
— Paweł Pluta
Hidalgos de putas
— Paweł Pluta
My też mamy Makoare
— Paweł Pluta
El Polcon mexicano
— Paweł Pluta
Elektryczne stosy
— Paweł Pluta
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta
Przejście przez cień
— Paweł Pluta
Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta