Rodzina, ach, rodzina. O filmach M. Night ShyamalanaO debiucie M. Night Shyamalana „Praying with Anger” recenzent New York Timesa napisał „zdumiewająco udany film”. Natomiast najnowszą produkcję reżysera, widowisko „Ostatni władca wiatru”, guru filmowej krytyki Roger Ebert podsumował: „Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nawet w kiepskim filmie jakiś element będzie udany. Nie tym razem”. Słabo jak na reżysera, który niedawno nazywany był „nowym Spielbergiem”.
Łukasz ŻurekRodzina, ach, rodzina. O filmach M. Night ShyamalanaO debiucie M. Night Shyamalana „Praying with Anger” recenzent New York Timesa napisał „zdumiewająco udany film”. Natomiast najnowszą produkcję reżysera, widowisko „Ostatni władca wiatru”, guru filmowej krytyki Roger Ebert podsumował: „Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nawet w kiepskim filmie jakiś element będzie udany. Nie tym razem”. Słabo jak na reżysera, który niedawno nazywany był „nowym Spielbergiem”. ![]()
Wyszukaj / Kup Porównanie ze Spielbergiem nie jest bezzasadne. Shyamalan, tak jak twórca „Szczęk”, kręcił amatorskie filmy już w dzieciństwie. I tak jak Spielberg, autor „Szóstego zmysłu” wyspecjalizował się w wirtuozerskim wodzeniu widza za nos. Najlepsze filmy Shyamalana potrafią nieźle nastraszyć, ale i ukoić melodramatycznym chwytem. I jak u Spielberga w centrum zainteresowań hinduskiego reżysera jest rodzina. Ale są też i istotne różnice. O ile Spielberg wychował się w typowo amerykańskim środowisku, na zawsze pozostając piewcą amerykańskiej klasy średniej, to urodzony w Indiach, a dorastający na przedmieściach Filadelfii Shyamalan od dzieciństwa zmagał się z poczuciem obcości (nie tylko ze względu na kolor skóry, ale i religię – reżyser jest wyznawcą hinduizmu), a co za tym idzie, przejawiał wielką potrzebę zakorzenienia, wtopienia się w kulturowy krajobraz USA. Trudne początki Ta problematyka jest silnie obecna w jego debiucie fabularnym „Praying with Anger”. To historia amerykańskiego studenta hinduskiego pochodzenia Deva Ramana, który w ramach międzyuczelnianej wymiany trafia na rok do Indii, kraju swojego pochodzenia. Tu zderza się, z na pozór nie do pokonania, kulturowymi barierami. Skromny obraz, który Shyamalan nie tylko wyreżyserował, ale i zagrał w nim główną rolę, zwrócił uwagę wielkich wytwórni na wówczas 22-letniego reżysera. I w nagrodę powierzono mu realizację familijnej opowiastki „Wide Awake” (polski tytuł „Dziadek i ja”). W scenariuszu Shyamalan zawarł swoje własne doświadczenia z nauki w katolickiej szkole. Film, choć skrojony pod gusta wychowanej na produkcjach Disneya widowni nie odniósł sukcesu. W „Dziadek i ja” małoletni Joshua chce się za wszelką cenę dowiedzieć, co się stało po śmierci z jego ukochanym dziadkiem. Czy jest jakaś „druga strona"? Czy Bóg istnieje? Jego wzmożona religijna aktywność stanie się zaczynem filmowych perypetii. Choć odpowiedzi Shyamalana to pełne fałszywego pocieszenia truizmy, to warto oglądać „Wide Awake” przez pryzmat późniejszego „Szóstego zmysłu”. Tematyczne continuum reżysera stanie się wtedy łatwiejsze do wychwycenia. Sukces ![]()
Wyszukaj / Kup „Szósty zmysł” okazał się gigantycznym sukcesem, zapewniając M. Night Shyamalanowi sławę, a także wysoką pozycję w Hollywood. Był to sukces w pełni zasłużony. Reżyser przywrócił horrorowi wysoką pozycję artystyczną. W morzu, tandetnych, epatujących makabrą B -klasowych slasherów „Szósty zmysł” wyróżnia się elegancją „starej daty”. Reżyser ewokuje przerażenie widowni za pomocą montażu wewnątrzkadrowego, drobnych detali czy silnie oddziałujących na wyobraźnię sugestii i aluzji. Stopniuje napięcie, by jednym „mocniejszym” efektem uderzyć z ogromną siłą. A finałowy zwrot akcji, odwracający sens oglądanej historii o 180 stopni stanie się firmowym stemplem Shyamalana, powielanym w późniejszych produkcjach. „Szósty zmysł” to wirtuozerski popis opanowania warsztatu filmowego, ale nie tylko. Film w spektakularny sposób otwiera obecny odtąd w każdym filmie, temat nurtujący Shyamalana. To temat rodziny, rodzinnych więzów jako wielkiej wartości w życiu jednostki. Oczywiście reżyser nie jest tylko naiwnym apologetą. Potrafi wnikliwie portretować rodzinne kryzysy, choć zazwyczaj kończy swoje filmy pełnym triumfalizmu przesłaniem o potrzebie i możliwości porozumienia. Tak jest w „Szóstym zmyśle”, historii psychologa dziecięcego Malcolma Crowe’a (Bruce Willis) i jego pacjenta Cole’a (Haley Joel Osment), chłopca-medium. Cole w finale akceptuje swój „dar” i osiąga trudne, ale oparte na głębokim uczuciu porozumienie z matką (Toni Colette). A Malcolm uświadomi sobie, że w zawodowej krzątaninie zaniedbał związek z ukochaną żoną Anną (Olivia Williams). „Szósty zmysł” był pierwszą częścią filmowej tetralogii Shyamalana, na którą składają się jeszcze: „Niezniszczalny”, „Znaki” i „Osada”. Te filmy łączy podobny sposób realizacji i tematyka. W każdym z nich Shyamalan drąży podobne problemy, z których dwa wydają się podstawowe. Pierwszy to przełamywania rodzinnych kryzysów ( „Szósty zmysł”, „Niezniszczalny”, „Znaki” ) bądź integracja lokalnej wspólnoty („Osada”). Drugi to zagadnienia wiary: „życia po życiu”, bożej opatrzności czy człowieczej predestynacji . Interesujące, że reżyser – Hindus, przedstawia tę problematykę stricte z chrześcijańskiego punktu widzenia. „Szósty zmysł” wypełniony jest chrześcijańską symboliką. W „Znakach” głównym bohaterem jest przeżywający kryzys wiary pastor. „Osada” dotyczy zbiorowości żyjącej w mocnym, ufundowanym na chrześcijańskiej ortodoksji, moralnym rygorze. I tylko szkoda, że mimo tak interesującego punktu wyjścia Shyamalan nie potrafi wyjść poza teologiczny banał, zadowalając widownię łatwymi i pocieszającymi wnioskami. ![]()
Wyszukaj / Kup Te cztery filmy – podobne, nawzajem się oświetlające – są jak dotąd największym artystycznym osiągnięciem reżysera Stałe elementy gry Zresztą o to, żeby te filmy traktować jako całość, jak rozdziały jednej książki, dba sam reżyser. Shyamalan starannie inkrustuje swoje utwory firmowymi motywami, tak aby widz nie miał wątpliwości, że obcuje z autorskim uniwersum hinduskiego twórcy. Niczym Hitchcock lubi zagrać w swoich obrazach mniejszą bądź większą rolę. Bohaterowie jego filmów są zawsze emocjonalnie wycofani, obciążeni jakąś rodzinną bądź osobistą traumą (śmierć najbliższych w „Znakach” i Osadzie”, ofiary wypadków w „Szóstym zmyśle” i „Niezniszczalnym”).W toku fabuły dokonują rewitalizacji własnej, poturbowanej przez los psyche. Fabuły swoich filmów Shyamalan chętnie umiejscawia w Filadelfii, i to nie tylko ze względu na fakt, że w tym mieście spędził dzieciństwo. Filadelfia, dawna stolica Stanów Zjednoczonych, ze swoją w większości XIX-wieczną architekturą idealnie nadaje się na scenerię niesamowitych opowieści. Ale Filadelfia to też miasto niezwykle istotne dla amerykańskiej historii. To tu m.in. ogłoszono deklarację niepodległości. Notoryczne osadzanie fabuł w tym bardzo amerykańskim mieście łączy się z wykorzystywaniem przez Shyamalana tematów typowych dla amerykańskiej kultury – popularnej i wysokiej. Oszałamiająca popularność komiksów i cały przemysł z nimi związany w „Niezniszczalnym”, UFO i tajemnicze kręgi w zbożu w „Znakach”, ciągle obecny w amerykańskim społeczeństwie mit „dawnej Ameryki”, purytańskiej i pracowitej, dla której niedościgłym wzorem są pierwsi osadnicy ze statku „Mayflower” w „Osadzie”. W tym aspekcie Shyamalan, filmowiec hinduskiego pochodzenia, wydaje się do cna amerykański. Bez problemu czerpie z kulturowego skarbca Ameryki, ale i z jej popkulturowego śmietnika. ![]()
Wyszukaj / Kup Autor „Znaków” należy do tych współczesnych filmowców, których twórczość polega na ciągłych zmaganiach z gatunkowymi ograniczeniami. Jak Christopher Nolan, który z sukcesem nadaje autorski sznyt z pozoru typowym blockbusterom w dylogii o Batmanie, czy David Fincher, który gatunek thrillera wzniósł na artystyczne wyżyny. Dla Shyamalana takim punktem odniesienia jest horror. U twórcy „Znaków” nie ma narracyjnej ekwilibrystki Nolana, nie ma też hipnotycznego rytmu montażu i cyzelowania każdego kadru jak u autora „Siedem”. Shyamalan lubi długie ujęcia i „proste” kadrowanie, na operatorskie ekscesy pozwalając sobie tylko w scenach o wyjątkowym napięciu dramaturgicznym. Również montaż nie jest specjalnie dynamiczny, co jak na dzisiejsze standardy spod znaku Michaela Baya czy Paula Greengrassa sprawia, że narracja w filmach twórcy „Osady” jest dość statyczna. Ta anachroniczność wydaje się zamierzona. Zamierzona, gdyż ten sposób opowiadania nie przesłania pieczołowicie przez Shyamalana przygotowywanych momentów grozy, a także pozwala zadowalająco uwypuklić problematykę utworu. Filmy Kolejnym, po „Szóstym zmyśle” filmem reżysera był „Niezniszczalny”, który okazał się interesującym rozwinięciem poprzednika. Ochroniarz David Dunne (ponownie Bruce Willis) jest jedynym ocalałym z katastrofy kolejowej. Małżeństwo Davida się wali, syn go nie szanuje, a on sam sprawia wrażenie człowieka przegranego. Sytuacja zmieni się, kiedy David pozna ekscentrycznego miłośnika komiksów Elijaha Price’a (Samuel L. Jackson), który podsuwając z pozoru racjonalne argumenty, stara się przekonać Dunne’a, że ten jest obdarzony supermocą. Że jest owym tytułowym Niezniszczalnym, któremu nie są w stanie zrobić krzywdy żadne katastrofy i wypadki. Absurdalna z pozoru fabuła przynosi głębszą refleksję. Oto jak realny (i boleśnie odczuwany) upadek patriarchalnej figury ojca w amerykańskim społeczeństwie (spowodowany wieloma rzeczami: emancypacją kobiet, poluzowaniem kryteriów obyczajowych, kontrkulturową krytyką patriarchatu i dominującej roli mężczyzny w rodzinie itp.) kompensuje się w kulcie komiksowych bohaterów. To tam Amerykanie zaczynają szukać utraconych patriarchalnych autorytetów. To ten świat niepostrzeżenie zaczyna zastępować im rozbitą, ponowoczesną rzeczywistość. |
Może zbyt wyrozumiale dla Shyamalana, ale wydaje mi się, że od "Kobiety w błękitnej wodzie" specjalnie uprościł on fabułę filmów, żeby przedrzeć się z pozytywnym przesłaniem, a nie być odbieranym tylko jako reżyser filmów z zaskakującymi końcówkami. Niestety wyszło tak, że przesłanie dalej jest przeważnie niezrozumiane a filmy straciły jakby na rozmachu (Kobieta i Zdarzenie). O Avatarze w ogóle trudno mówić, bo film wyraźnie dla dzieci i na dodatek widać, że część większej całości, której może nie zobaczymy nigdy.
Oto pierwsza porcja recenzji na tegoroczne jesienne wieczory.
więcej »W drugiej części wyreżyserowanego przez Andrzeja Zakrzewskiego spektaklu „Stirlitz” słynny sowiecki agent, w Polsce znany głównie z powieści „Siedemnaście mgnień wiosny” Juliana Siemionowa, musi nie tylko wysłać łącznika z arcyważną wiadomością z Berlina do Berna w Szwajcarii, ale również uniknąć śmiertelnie groźnej pułapki, jaką zastawia na niego szef Gestapo Heinrich Müller.
więcej »Dzisiaj przedstawiam żarłoczne pluszowe stwory z kosmosu, połykające swoje ofiary w całości, co też zresztą widać na załączonym obrazku.
więcej »Międzygwiezdne fotele w natarciu
— Jarosław Loretz
Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
Interpol muzealny
— Jarosław Loretz
50 najlepszych filmów superbohaterskich
— Esensja
Nieudane wyprawy do krain fantasy
— Esensja
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (3)
— Jakub Gałka
Zostaliście ostrzeżeni!
— Ewa Drab
Dobry i Niebrzydki: Czas zakładać czerwone slipy na niebieskie pończochy!
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
M. Night Shyamalan: Tajemnica wyjątkowości
— Ewa Drab
Wielki Kanon Kina Grozy – wyniki
— Esensja
Koniec ze słodyczami!
— Ewa Drab
Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Retrotetrycy: 2001
— Esensja
Dobry, zły i łamliwy
— Konrad Wągrowski
Rozszczepieni
— Jarosław Robak
Esensja ogląda: Listopad 2016 (1)
— Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk
Esensja ogląda: Grudzień 2013 (5)
— Sebastian Chosiński, Karolina Ćwiek-Rogalska, Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Czerwiec 2013 (3)
— Jarosław Loretz, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Logika jest dla słabych
— Agnieszka Szady
Trafnie napisane, także uważam, że "Osada" to jeden z jego najlepszych filmów, niesamowicie są tam dobrane kolory. Mam wrażenie że nadmierna krytyka jego wczesnych filmów w Ameryce (chodzi mi o "Znaki" i "Osadę"), nadszarpnęła w nim prawdziwego twórce.