To była jedna z najgłośniejszych katastrof przełomu wieków. Przypadła na początek panowania w Władimira Putina, który – po okresie rządów Borisa Jelcyna – postanowił udowodnić całemu światu, że Rosja jest w stanie powstać z kolan i odzyskać status supermocarstwa. A wypadek, któremu uległ flagowy okręt podwodny Floty Północnej przeczył tym zapewnieniom. Dlatego „Kursk” nakręcił reżyser z Danii za pieniądze belgijskie i… luksemburskie.
Skazani na śmierć
[Thomas Vinterberg „Kursk” - recenzja]
To była jedna z najgłośniejszych katastrof przełomu wieków. Przypadła na początek panowania w Władimira Putina, który – po okresie rządów Borisa Jelcyna – postanowił udowodnić całemu światu, że Rosja jest w stanie powstać z kolan i odzyskać status supermocarstwa. A wypadek, któremu uległ flagowy okręt podwodny Floty Północnej przeczył tym zapewnieniom. Dlatego „Kursk” nakręcił reżyser z Danii za pieniądze belgijskie i… luksemburskie.
Thomas Vinterberg
‹Kursk›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Kursk |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 20 maja 2019 |
Reżyseria | Thomas Vinterberg |
Zdjęcia | Anthony Dod Mantle |
Scenariusz | Robert Rodat |
Obsada | Léa Seydoux, Taron Egerton, Matthias Schoenaerts, Max von Sydow, Michael Nyqvist, August Diehl, Steven Waddington, Matthias Schweighöfer |
Muzyka | Alexandre Desplat |
Rok produkcji | 2018 |
Kraj produkcji | Belgia, Luksemburg |
Czas trwania | 112 min |
Gatunek | akcja, dramat |
EAN | 9788380535718 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Sierpień 2000 roku był w Rosji – dosłownie i w przenośni – bardzo gorącym miesiącem. Władimir Putin, namaszczony przez Borisa Jelcyna na prezydenta zaledwie kilka miesięcy wcześniej, dopiero mościł się na stołku. Wiedział już jednak, że będzie rządził krajem zupełnie inaczej niż jego poprzednik. Że dołoży wszelkich starań, aby jego ojczyzna na powrót stała się światowym supermocarstwem. Problem polegał jednak na tym, że rosyjska armia – niedoinwestowana i źle opłacana – była w fatalnym stanie. Co oczywiście starano się ukryć pod płaszczykiem odpowiednio sterowanej propagandy. Gdy jednak świat obiegła wiadomość o katastrofie okrętu podwodnego z napędem jądrowym K-141 Kursk (pływającego od grudnia 1994 roku) – flagowej jednostki Floty Północnej – stało się oczywiste, w jakim stanie znajduje się rosyjska marynarka wojenna.
Echa katastrofy Kurska pobrzmiewają wprawdzie w nakręconym w 2004 roku dramacie Władimira Chotinienki „
72 metry”, jak również w późniejszym o dziewięć lat obrazie Jusupa Razykowa „
Wstydzie” – ale to naprawdę są tylko echa. I to na dodatek dalekie. Bo kto w Rosji odważyłby się nakręcić film, który spotkałby się z otwartą niechęcią Kremla. Dlatego musiał wziąć się za to reżyser z Danii, pozyskując do swego projektu producentów z Belgii i Luksemburga. Thomas Vinterberg („Submarino”, „
Polowanie”, „Komuna”) postanowił opowiedzieć tę historię, jak najściślej trzymając się faktów. Dlatego wykorzystał scenariusz Roberta Rodata („Szeregowiec Ryan”, „Patriota”), który oparł się na wydanej krótko po katastrofie dokumentalnej książce Roberta Moore’a „A Time to Die”.
Konstrukcją – przynajmniej jeśli chodzi o początek – „Kursk” przypomina „Łowcę jeleni”. Zaczyna się sielankowo, od ślubu jednego z bohaterów, marynarza Floty Północnej, na którym gośćmi są jego przyjaciele i towarzysze z wojska. Ci sami, z którymi krótko później wypływa w swój ostatni rejs – na Morze Barentsa – aby wziąć udział w wielkich, jak na tamte czasy, manewrach marynarki. Dla „Kurska” kończą się one po dwóch dniach, wraz z wybuchem, do jakiego doszło na pokładzie łodzi w wyniku wycieku z jednej z torped wysoko skondensowanego nadtlenku wodoru. Zniszczony w sporej części okręt opada na dno. Na powierzchni zaczynają się przygotowania do akcji ratunkowej, która jest prawdziwym wyścigiem ze śmiercią. Bo jeśli ktoś ocalał, to naprawdę jest niewiele czasu na to, aby przyjść mu z pomocą… Od momentu wybuchu Vinterberg prowadzi narrację dwutorowo: z jednej strony towarzyszy marynarzom w zatopionej łodzi, z drugiej ich dowódcom i kolegom, którzy dokładają wszelkich starań, by ocalić im życie.
Jedni i drudzy zdają się mieć przed sobą zadania niewykonalne: pierwsi – doczekać pomocy, drudzy – dotrzeć na czas. Akcję utrudnia bowiem fatalny stan techniczny podwodnej łodzi ratunkowej. Rozwiązaniem problemu byłoby przyjęcie oferty Brytyjczyków i Norwegów, ale to z kolei oznaczałoby przyznanie się do własnej słabości. Duński reżyser stanął przed trudnym zadaniem (i nie chodzi tu tylko o wyzwania natury technicznej), chcąc z jednej strony oddać prawdę historyczną, z drugiej natomiast – uniknąć oskarżeń o stworzenie dzieła uderzającego w rządzących na Kremlu (tak się składa, że wciąż tych samych). Jedyną jednoznacznie negatywną postacią okazuje się więc przysłany z Moskwy admirał Władimir Pietrenko (w tej roli
Max von Sydow), którego główne zadanie polega na uciszeniu rodzin marynarzy i stonowanie towarzyszących wszystkim emocji. Podejmując taki temat, łatwo jest popaść w banał i przesadzić z patetyzmem. Vinterberg szczęśliwie unika i jednego, i drugiego. Udaje mu się to, ponieważ przybiera pozycję obserwatora neutralnego, aczkolwiek współczującego ofiarom i ich najbliższym.
Ci najbliżsi też zresztą stają się ofiarami katastrofy. Psychicznie wyniszcza ich bezsilność i nieudolność władz, które nie potrafią przyznać się do popełnionych błędów ani nawet zdobyć się na bezinteresowny żal. Ich „reprezentantką” Duńczyk czyni będącą w zaawansowanej ciąży Tanię (gra ją Francuzka Léa Seydoux) – żonę jednego z marynarzy, Michaiła Awierina (belgijski aktor Matthias Schoenaerts) – która znajduje w sobie odwagę, by głośno domagać się prawdy. Chociażby w kwestii odrzucenia przez Kreml zachodniej pomocy. Ten wątek natomiast pozwala reżyserowi wprowadzić na plan komandora Davida Russella (to postać autentyczna), w którego wcielił się Colin Firth (Oscar za pierwszoplanową rolę w „Jak zostać królem”), stojącego po drugiej stronie barykady – naprzeciw admirała Pietrenki. Należy oczywiście docenić faktograficzną stronę filmu, ale przy okazji wskazać też jego mankamenty.
Najdotkliwszym jest brak napięcia. „Kursk” jest bowiem emocjonalnie chłodny, co w zestawieniu z tym, że już przed rozpoczęciem seansu nawet średnio zorientowany w temacie widz zna zakończenie tej historii, sprawia, iż trudno przez niemal dwie godziny śledzić losy bohaterów z uwagą i zaangażowaniem. Rosjanie zapewne opowiedzieliby to z większym nerwem i wyższą temperaturą narracji, ale – wiadomo – tak szybko (jeżeli w ogóle) tego nie zrobią. Wydanie DVD też na kolana nie powala. To, co znajduje się w zakładce „Dodatki”, to jedynie zajawki innych obrazów. A przecież nie brakuje filmów dokumentalnych na temat katastrofy „Kurska”, które mogłyby być idealnym dopełnieniem dzieła Vinterberga.
