A w lesie ciągle zabijają [Joe Lynch „Droga bez powrotu 2”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 3”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 4: Krwawe początki”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 5”, Valeri Milev „Droga bez powrotu 6: Hotel na uboczu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To zabawne, że ze wszystkich – już pięciu! – kontynuacji „Drogi do powrotu” oglądać się daje dopiero ta, której bliżej do zwichrowanego dramatu niż horroru.
A w lesie ciągle zabijają [Joe Lynch „Droga bez powrotu 2”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 3”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 4: Krwawe początki”, Declan O'Brien „Droga bez powrotu 5”, Valeri Milev „Droga bez powrotu 6: Hotel na uboczu” - recenzja]To zabawne, że ze wszystkich – już pięciu! – kontynuacji „Drogi do powrotu” oglądać się daje dopiero ta, której bliżej do zwichrowanego dramatu niż horroru.
Joe Lynch ‹Droga bez powrotu 2›EKSTRAKT: | 20% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Droga bez powrotu 2 | Tytuł oryginalny | Wrong Turn 2: Dead End | Reżyseria | Joe Lynch | Zdjęcia | Robin Loewen | Scenariusz | Turi Meyer, Al Septien, Alan B. McElroy | Obsada | Erica Leerhsen, Henry Rollins, Texas Battle, Aleksa Palladino, Daniella Alonso, Steve Braun, Matthew Currie Holmes, Crystal Lowe | Muzyka | Bear McCreary | Rok produkcji | 2007 | Kraj produkcji | USA | Cykl | Droga bez powrotu | Czas trwania | 93 min | Gatunek | groza / horror | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pierwsza „ Droga bez powrotu”, wprowadzająca na ekrany kin grupę zmutowanych kanibali zamieszkujących lasy Wirginii Zachodniej, była nadzwyczaj solidnym slasherem, chyba jednym z najlepszych, jakie się trafiły w zaraniu XXI wieku. Dynamiczna, pomysłowa i całkiem oryginalna mimo oparcia na klasycznych ideach, potrafiła i wcisnąć w fotel, i zapaść głębiej w pamięć. Niestety, jej sukces oznaczał jedno – perspektywę kontynuacji. I rzeczywiście, cztery lata później powstała część druga historii, puszczona już bezpośrednio na DVD. A potem jeszcze jedna. I kolejna. W tej chwili – ledwie w grudniu zeszłego roku – na rynku pojawił się już film z numerkiem szóstym. I wcale nie zanosi się, żeby był to koniec sagi leśnych mutantów. A ponieważ sukces pierwszego filmu znowuż do aż tak oszałamiających nie należał, „Droga bez powrotu 2” została nakręcona niskim kosztem i już sam jej początek odrzuca sztampą. Młoda, seksowna dziewczyna, która właśnie zabłądziła w lesie i straciła zasięg w komórce, na tyle nieostrożnie prowadzi auto, że potrąca przechodzącego przez jezdnię dziwoląga. Co prawda próbuje mu pomóc (na co składa się zanurzenie dłoni w jego ustach), ale gdy tylko niewdzięcznik złapie w końcu oddech – rzuca się na nią i odgryza jej… wargi. Dziewczę, utraciwszy nagle zdolność mowy (?) i skoordynowanego ruchu (?!), próbuje zygzakiem odbiec, ale trafia pod siekierę innego dziwoląga i – grzecznie stojąc w oczekiwaniu na cios – zostaje rozchlastane na dwie gumowe półtusze. Ba! Żebyż tylko guma kłuła w oczy! Gdy każdy ze zdeformowanych dżentelmenów bierze swoją półtuszę za rękę i ciągnie ją za sobą, na jezdni nie pojawia się ani jedna, tycia tyciuńcia, kropelka krwi. A przecież po ziemi szoruje nic innego, jak wnętrze dopiero co rozchlastanych połówek. Straszna fuszerka. I to już w piątej minucie seansu. Zaraz potem widzowi zostaje zaprezentowana – w sposób beznadziejnie ograny – grupa sześciu osób, które mają wziąć udział w „Apokalipsie”, pięciodniowym siermiężnym reality show rozgrywającym się w głuszy udającej popromienne pustkowie. W obsadzie mamy więc marzącą o sławie, obcięta na chłopczycę cizię (a raczej przeciętą, bo to ta z czołówki; w samej rozgrywce zastąpi ją sierotka z obsługi reality show), idiotę sypiącego żenującymi dowcipasami, młodą, zadufaną w sobie intrygantkę, izolującą się blondynę, kolorowego rugbystę ze zdrowotnymi problemami oraz weterankę z Iraku, w żenująco nieporadny sposób próbującą wyglądać hardo i nieustraszenie. Wszyscy (fatalnie) grają luzaków, w powietrzu latają betonowe kloce dialogów, a dla podkręcenia dynamiki kamerzysta bez chwili ustanku wodzi obiektywem po twarzach aktorów. Bo nie może być żadnego statycznego ujęcia. Statyczne ujęcie to dla filmu śmierć, prusaki i barchanowe gacie. Declan O'Brien ‹Droga bez powrotu 3›EKSTRAKT: | 20% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Droga bez powrotu 3 | Tytuł oryginalny | Wrong Turn 3: Left for Dead | Dystrybutor | Imperial CinePix | Data premiery | 27 kwietnia 2010 | Reżyseria | Declan O'Brien | Zdjęcia | Lorenzo Senatore | Scenariusz | Connor James Delaney, Alan B. McElroy | Obsada | Tom Frederic, Janet Montgomery, Gil Kolirin, Christian Contreras, Jake Curran, Tom McKay, Charles Venn, Tamer Hassan | Muzyka | Claude Foisy | Rok produkcji | 2009 | Kraj produkcji | Niemcy, USA | Cykl | Droga bez powrotu | Czas trwania | 92 min | Dźwięk (format) | angielski, polski | Napisy | polskie, angielskie, rosyjskie, estońskie, łotewskie, litewskie, bułgarskie, chorwackie, czeskie, węgierskie, islandzkie, portugalskie, rumuńskie, słoweńskie, ukraińskie | Parametry | Dolby Digital 5.1 | Gatunek | groza / horror | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Reszta jest boleśnie przewidywalna i sprowadza się do stopniowej, przeprowadzanej przez świry redukcji obsady. Obsada zaś – przed, w trakcie i po częściowej redukcji – plącze się po lesie, toczy dramatycznie puste dyskusje, markuje spontaniczność, mizdrzy się do kamer i siebie nawzajem, a także – w odosobnionym wypadku – mami towarzyszy niedoli oraz widzów gołym, nie pompowanym silikonem biustem. Przyznam, iż ten ostatni aspekt był jedną z nielicznych jaśniejszych stron filmu, generalnie zdominowanego przez dziwaczną psychologię postaci (rugbysta nie chce nawet dotknąć nagiego, chętnego na karesy dziewczęcia, bo… co by matka na to powiedziała?) i niezbyt logiczne zachowania bohaterów (ładowanie się do lichej chatki w środku ogromnego lasu w poszukiwaniu telefonu), a także ukwieconego scenami niekoniecznie podnoszącymi jakość rozrywki (chlustanie wód płodowych i zbliżenie – o tyle dobrze, że bez detalu – na mutanta pogrążonego w masturbacji). Być może film byłby do uratowania, gdyby pójść w stronę pastiszu, ale wszystko tutaj – nawet sceny z odstawianiem leśnego komandosa – jest robione śmiertelnie serio. Mimo to slasher spodobał się sporej części widowni (na osławionym „Rotten Tomatoes” produkcja ma jakość wycenioną na… 78% (!), a w sieci można trafić na zażarte kłótnie zwolenników z przeciwnikami filmu), w związku z czym zrealizowano – jeszcze niższym kosztem, bo w Bułgarii zamiast w Kanadzie – trzecią historię o leśnych mutantach, „Drogę bez powrotu 3: Zostawieni na śmierć”. Tym razem – ponieważ poprzednia rodzina została mocno przetrzebiona i pewnie się regeneruje do któregoś z następnych odcinków – za zagrożenie robi dwóch niepozornych mutantów: chudzielec i idiota. Zmutowany tandem odławia najpierw dwie parki, które zrobiły sobie przerwę w trakcie górskiego spływu kajakowego, a następnie zabiera się za mordowanie pięciu więźniów i trzech konwojentów z dużego więziennego autobusu, zepchniętego z drogi przez… pikapa (no dobrze, z lekką pomocą drutu kolczastego). Główny więzień robi za twardego macho, główny konwojent – wręcz przeciwnie, pozostali natomiast wybornie wtapiają się w tło, przypominając o swoim istnieniu wyłącznie wtedy, gdy robią coś wyjątkowo głupiego bądź gdy mniej lub bardziej widowiskowo kończą swój udział w tym szemranym przedsięwzięciu. Rozgrywkę podgrzewa kilka worków świeżutko pachnących (!) pieniędzy, znalezionych gdzieś po drodze w rozbitej kilkanaście lat wcześniej (!) furgonetce, oraz obecność ocalałej dziewczyny od kajaków. Tyle teoria. W praktyce – wszystko leży i kwiczy. Może prócz znośnych zdjęć i dopchanych silikonem cycków młodej dziewoi, która zgodnie ze sloganem „więcej, szybciej, lepiej” pokazuje swoje walory już w trzeciej minucie seansu, i to frontem do kamery. Najgorzej jest z akcją, za którą robi smętny marsz przez las, urozmaicany banalnymi „spiskowymi” dysputami, kłótniami o pieniądze i pohukiwaniem na kumpli. Dopiero gdy akcja już nawet nie pełznie, a kona w dogasających drgawkach, zaś widz stuka głową o oparcie tego, na czym siedzi, w kadrze pojawia się mutant. Jeden. Bo ten drugi, głupszy, dość wcześnie wyzionął ducha. Wówczas – a dzieje się to może raz na kwadrans – mutant zabija albo tego, kto właśnie odbębnił swoje pięć minut i jest już zbędny w fabule, albo tego, kto zagraża istnieniu osobnika wyznaczonego przez scenarzystę na lokomotywę głównej linii fabularnej. Po czym wszystko się uspokaja i obsada znowu pełznie przez las. I tak w koło Macieju. Declan O'Brien ‹Droga bez powrotu 4: Krwawe początki›EKSTRAKT: | 30% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Droga bez powrotu 4: Krwawe początki | Tytuł oryginalny | Wrong Turn 4: Bloody Beginnings | Dystrybutor | Imperial CinePix | Data premiery | 10 października 2012 | Reżyseria | Declan O'Brien | Zdjęcia | Michael Marshall | Scenariusz | Declan O'Brien, Alan B. McElroy | Obsada | Jennifer Pudavick, Tenika Davis, Kaitlyn Leeb, Terra Vnesa, Ali Tataryn, Samantha Kendrick, Victor Zinck Jr., Dean Armstrong | Muzyka | Claude Foisy | Rok produkcji | 2011 | Kraj produkcji | Niemcy, USA | Cykl | Droga bez powrotu | Czas trwania | 93 min | Dźwięk (format) | angielski, polski, hiszpański, rosyjski | Napisy | angielskie, polskie, hiszpańskie, rosyjskie, greckie | Parametry | Dolby Digital 5.1 | Gatunek | groza / horror | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
A jako że film był kręcony w bułgarskim Eldorado kina klasy Ź, zaś na reżyserskim stołku zasiadał Declan O’Brien, wirtuoz kinematograficznego nawozu (do jego dokonań należą „Cyklop”, „Kamienny potwór”, „Arka potworów” i „Sharktopus”, wszystkie na pniu zakupione przez TV Puls) – psychologia postaci leży i kwiczy (niby wiadomo, że szef bandy planuje wszystkich wyrżnąć, ale nikt się tym nie martwi; osób pokonanych się nie wiąże, bo po co), pomysły scenografa budzą od czasu do czasu najprawdziwsze zdumienie (drewniane sidła z kolcami PO OBU STRONACH), efekty specjalne zniechęcają (gumowe zwłoki, źle zgrana z obrazem komputerowa animacja), a do tego tu i ówdzie wyłażą różne niedoróbki, jak choćby magiczne, praktycznie natychmiastowe zdrowienie osób kontuzjowanych, czy swobodnie oddychające trupy. No i ten pies, pojawiający się literalnie znikąd i w ostatniej chwili ratujący życie jednego z bohaterów. I to przynajmniej dwa razy. Istny deus – a raczej canis – ex machina. Sztampa, durnota i zmarnowane półtorej godziny życia, mizernie osłodzone ociupinką golizny i ładnymi „okolicznościami” przyrody. Zdaje się, że nawet twórcy zauważyli, iż ciągnięcie serialu w leśnej głuszy to droga donikąd, i akcję części czwartej upchnęli w budynku szpitala psychiatrycznego, drapując całość na prequel sagi. Zrezygnowano także z prób dalszego podkręcenia tempa, bo skończyłoby się to chyba pokazywaniem cycków zaraz po logo 20th Century Fox, a może nawet i przed nim. Zamiast tego postawiono na pozory dystynkcji. Nim więc w jedenastej minucie nastąpi to, co nieodwołalne (tak, mam na myśli cycki), widz zostaje uraczony urokliwym Straussowskim „Nad pięknym modrym Dunajem”, w takt którego wypuszczeni z cel szaleńcy – w tym trójka mutantów – wyczyniają na oddziale dzikie brewerie. Nic to, że eleganckie frazy zakłóca co pewien czas czyjś desperacki krzyk czy chrupanie przeżuwanego nosa, odgryzionego chwilę wcześniej jakiemuś nieszczęśnikowi. Cała scena ma sporo wdzięku i dobrze nastraja do seansu. Niestety, elegancja – wliczając w to dziewczęce walory – dość szybko się kończy, ustępując miejsca temu, co króluje w całej serii, czyli sztampie. Dalsza część fabuły jest bowiem niemal bezpośrednią kalką norweskiego slashera „Hotel zła”, recenzowanego zresztą przeze mnie jakiś czas temu. Grupa młodzieży myli drogę do położonego gdzieś w górach domku kumpla i – błądząc w śnieżnej zadymce – dociera do wielkiego, na pierwszy rzut oka porzuconego budynku, który okazuje się być owym szpitalem z czołówki. Następuje rozpalanie kominka, raczenie się znaleźnym alkoholem i eksploracja pomieszczeń, aż w 26 minucie (całą minutę później niż u Norwegów) na chwilkę pojawiają się mordercy, ciągnący do budynku zwłoki. Potem młodzież rozgląda się za sypialnią, zaś jeden z bohaterów znajduje generator i voilà – jest prąd, jest zabawa (rajd na wózkach inwalidzkich…?) i jest oglądanie starej taśmy z pacjentem podrygującym w trakcie zażywania elektrowstrząsów. A potem znowu są cycki. W końcu, gdy seans przekracza 39. minutę, atmosfera się zagęszcza i bach! – mamy pierwszą zbrodnię. Całe pół minuty wcześniej niż w „Hotelu zła”.
|
Szacunek dla Pana Recenzenta za wytrzymanie całej serii. Ja swego czasu oglądałem jedną część (bodajże dwójkę) i naprawdę lubię kiepskie filmy ale tego nie zdzierżyłem.
Zastanawiający jest fakt, że w większości filmów za scenariusz odpowiadają więcej niż 2 osoby. Czyżby im więcej osób robi scenariusz tym film gorszy?