Mr. Deeds: Milioner z przypadku
(Mr. Deeds)
Steven Brill
‹Mr. Deeds: Milioner z przypadku›

Opis dystrybutora
Longfellow Deeds (Adam Sandler) - właściciel jedynej pizzerii w mieście - jest uroczym, bardzo lubianym facetem, wiodącym proste, ale szczęśliwe życie. Gdy jednak okazuje się, że jego daleki kuzyn zostawił mu 40 miliardowy spadek, z dnia na dzień staje się najbardziej rozchwytywaną osobą w okolicy. Dziennikarze nie dają mu spokoju, a zwłaszcza prezenterka Babe Bennett (Winona Ryder), która bardzo chciałaby zrobić karierę w telewizji.
Utwory powiązane
Filmy

‹Movie 43›
–
Elizabeth Banks,
Steven Brill,
Steve Carr,
Rusty Cundieff,
James Duffy,
Griffin Dunne,
Peter Farrelly,
Patrik Forsberg,
James Gunn,
Bob Odenkirk,
Brett Ratner
To pierwszy film z Sandlerem, na którym szczerze zaśmiałem się na głos. Co prawda nie dzięki Sandlerowi, a dzięki rewelacyjnemu Torturro, ale to już zawsze coś. Winona też niczego sobie w wersji blond. A Steve Buscemi… musicie to zobaczyć!
WO – Wojciech Orliński [3]
Okej, ja po prostu nie znoszę mitu 'prostego człowieka, co to podobno nie jest skażony chciwością i korupcją wielkomiejskich elit'. Elity uwielbiają masować sobie plecki tą bajką, kiedy mają dosyć siebie nawzajem - ale przecież jesteśmy zbyt dużymi dziećmi, żeby w to wierzyć. Jest w tym filmie parę zabawnych dowcipasków, ale cała ta historia przecież nie ma sensu. A zwłaszcza finał - przecież to nieprawda, że nikt w dzieciństwie nie marzył o byciu bogatym. Osobiście gdybym był akcjonariuszem tej filmowej korporacji, pogoniłbym kopem głównego bohatera podczas wielkiego finału zamiast mu bić brawo. Nawet aktorzy w tym filmie grają jakby bez przekonania (może z jednym wyjątkiem Johna Turturro), pewnie krztusząc się ze śmiechu na myśl o opowiastkach o tym, jak to pieniądze nie mają znaczenia.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [7]
A mnie Sandler śmieszy. A w tym filmie dodatkowo wspomagany przez tak rzadko wykorzystywanego w komediach Turturro jest naprawdę niezły. Fabułka dość oczywista, acz jak na skrzyżowanie romantycznej komedii z filmem o głupim Jasiu nie było źle. A było śmiesznie. I jak zwykle (jak w każdym filmie Sandlera) rewelacyjny epizodzik Buscemiego.