The Ring
Gore Verbinski
‹The Ring›

Opis dystrybutora
Film jest opowieścią o tajemniczej kasecie wideo, której obejrzenie grozi śmiercią w ciągu siedmiu dni. Reporterka Rachel Keller (Naomi Watts) nie wierzy jednak w tę historię do chwili, gdy dokładnie w tydzień po obejrzeniu kasety czwórka nastolatków ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Wiedziona ciekawością, Rachel odnajduje kastę i... ogląda ją.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [6]
Dla odmiany od filmu japońskiego, wersja amerykańska próbuje przede wszystkim straszyć i nie cofa się przed chwytami dosłowniejszymi i tańszymi (nagłe hałasy). Giną tutaj też kulturowe odniesienia z wersji japońskiej. Ale trzeba powiedzieć, że film jest przyzwoity. Pytanie tylko czy jest sens oglądać go znając wersję japońską, skoro fabuła jest identyczna. Film dodaje tylko jedną nową scenę (dobrą - z koniem na statku), jeden poboczny motyw (hodowla koni) i pożycza jedną scenę z japońskiego 'Ringu 2'. Fanów horroru może ciekawić inne rozłożenie akcektów niż w oryginale i mocniejsze efekty, ale to chyba za mało, żeby drugi raz obejrzeć dokładnie tę samą historię.
Jako film grozy absolutnie się nie sprawdza: nie straszy nic a nic. Ale momentami trzyma w napięciu i ci, co nie widzieli oryginału, mogą się nawet przyzwoicie bawić.
Naprawdę spore zaskoczenie. Amerykańska wersja opowiada przecież dokładnie tę samą historię co japońska, ale jakaż jest różnica w odbiorze! Film z zabójczej kasety naprawdę wywołuje ciarki na plecach. Cała reszta trzyma w napięciu, a raz czy dwa można się nawet przestraszyć. Środki, które się tu stosuje, nie odbiegają zbytnio od horrorowej sztampy, ale "The Ring" wciąga – bardzo podobał mi się pozorny happy-end z płaczliwą muzyką Zimmera, który okazuje się nie być jeszcze zakończeniem filmu.
WO – Wojciech Orliński [6]
Z tych dwóch zdecydowanie polecam wersję japońską - wszystko co dobre w wersji amerykańskiej pochodzi z wiernego skopiowania oryginału, własna inwencja Amerykanów objawia się zwykle kiczowatymi chwytami typu 'wijące się robactwo dla większego efektu'. Ale jeśli u kogoś nie wyświetlają japońskiej, może zaliczyć i tę. Z drugiej strony, jeśli ktoś już widział japońską - amerykańska to dla niego tylko strata czasu.
KS – Kamila Sławińska [4]
Nie wiem, czy warto w ogóle opisywać ten film oddzielnie: jest tak dokładną kalką japońskiej wersji, że zaznajomionemu z oryginałem nie ma zupełnie nic do zaoferowania (no, chyba ze ktoś jest fanatykiem Hansa Zimmera - albo szaleje po prostu za końmi, których w japońskiej wersji nie było). Wart jest uwagi natomiast w kontekście antropologicznym: jak to jest, że Amerykanie i Europejczycy mniej przejmują się strasznym fatum, kiedy czyha na jakąś skośnooką niewiastę o trudnym do zapamiętania nazwisku, niż gdy wisi ono nad jasną główką Naomi Watts? Żeby w tej kwestii była pełna jasność: Naomi W. nie gra w Ringu – Naomi w nim tylko _jest_. Najwyraźniej zmusić ją do grania może jedynie David Lynch. I prawdopodobnie nawet on musi stać nad nią z długim, rzemiennym biczem.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [7]
Amerykanski remake japońskiego horroru. Bardzo przyzwoite oglądadełko o morderczej kasecie wideo. Przynajmniej od niej się zaczyna. Nie żebym się wystraszył, ale ogląda się sympatycznie. Choć trochę za długo.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Nie widziałem wcześniej oryginału, ale przyznać muszę, że jest to przykład udanego sequela - amerykański 'Krąg' bowiem broni się nieźle. Film trzyma w napięciu, umiejętnie budowany nastrój sugestywnie oddziałuje na widza (szarość murów blokowiska, ponurość wyspy), całość jest spójna, końcówka nie rozczarowuje, jak to często bywa w horrorach. Ale oczywiście nie jest to też jakaś wybitna produkcja. Dobry, solidnie zrealizowany horror.