Dom zły
Wojciech Smarzowski
‹Dom zły›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Dom zły |
Dystrybutor | Vue Movie Distribution |
Data premiery | 27 listopada 2009 |
Reżyseria | Wojciech Smarzowski |
Zdjęcia | Krzysztof Ptak |
Scenariusz | Wojciech Smarzowski, Łukasz Kośmicki |
Obsada | Marian Dziędziel, Bartłomiej Topa, Kinga Preis, Arkadiusz Jakubik, Eryk Lubos, Robert Wabich, Katarzyna Cynke, Robert Więckiewicz, Krzysztof Czeczot, Lech Dyblik, Marcin Juchniewicz, Bartosz Żukowski, Sławomir Orzechowski, Piotr Głowacki, Mariusz Jakus |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 106 min |
Gatunek | dramat, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Dwa przeplatające się wątki. Pierwszy - jesień 1978, bieszczadzka wieś, w miejscowym PGR pracę podejmuje Edward Środoń. Na noc zatrzymuje się w gospodarstwie Dziabasów, gdzie podczas suto "zakrapianej" nocy dochodzi do tragedii. Drugi - 1982, zima, Stan Wojenny. Porucznik Mróz przeprowadza wizję lokalną mająca pomóc w wyjaśnieniu dramatycznych wydarzeń sprzed 4 lat.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Nie kupuję w tym wypadku koncepcji „czarnej zupy”. Świat nie jest tu bezdennie podły, a bohaterowie wobec tej podłości, nie są programowo ulegli. To po prostu opowieść o dwóch bardzo nieprzyjemnych sytuacjach. W dodatku połączonych w jeden, trzymający w napięciu scenariusz. Rzadka atrakcja w polskim kinie. I mówi to ktoś, kto nie jest fanem „Wesela.
Kino alkoholickie w ekstremalnym wydaniu. Wszyscy bohaterowie (włączając kobietę w ciąży) chlają, chlają i jeszcze raz chlają, w międzyczasie poprowadzą nieudolnie jakieś śledztwo, zaciukają kogoś (też nieudolnie) siekierą, po czym znowu idą zachlać. Po początkowej scenie z barszczem, naprawdę znakomitej, godnej Coenów czy Tarantino, spodziewałem się rozwinięcia raczej w pełen suspensu thriller, ewentualnie czarną komedię, a nie kolejny polski dołowacz, strukturalnie może i odległy, ale merytorycznie wciąż zbliżony do kina moralnego niepokoju. Do Koterskiego nie ośmielałbym się porównywać – u niego mamy zawsze głęboko humanistyczny portret jednostki, w którym w mniejszym lub większym stopniu może się przejrzeć (prawie) każdy. Smarzowski stawia na zbiorowość i groteskowe uogólnianie – stąd we wnioskach też nie wychodzi ponad płytkie konstatacje. Oczywiście nie każdy dobry film musi być od razu osobisty, ale twórcy wypadałoby darzyć empatią choćby jednego ze swoich bohaterów.
UL – Urszula Lipińska [8]
Smarzowski jest chyba drugim, obok Koterskiego, reżyserem z którego obrazem Polski – wizją zamkniętą w treści i formie – nie da się polemizować. W tym widzę zresztą największą zaletę jego filmu i źródło piorunującego wrażenia, jakie robi. Choć pokazuje zaledwie wycinek rzeczywistości i to w sposób skrajny, wyolbrzymiony i nawet nieco przerysowany, nie można mu odmówić cząstki uniwersalnej prawdy o polskiej mentalności. „Dom zły” podaje ją w kompletnym kształcie artystycznym i znakomicie poprowadzonej historii (wzorcowy przykład narracyjnej zręczności: anegdota o tajemniczych pożarach we wsi). Rzeczywiście, poręcznym skojarzeniem przy tym filmie są bracia Coen, ale nie w prostym równaniu zima plus policjantka w ciąży równa się „Fargo”. Bliżej Smarzowskiemu do „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Tyle, że w „Domu złym” do wydobycia najokrutniejszych instynktów wystarczy ucisk chorej rzeczywistości z przeszłości, a Coenom potrzebny był Anton Chigurh, człowiek z innego świata niż reszta bohaterów, jedyny na wskroś okrutny. U polskiego reżysera takiej postaci nie ma. Jest tylko grupa ludzi desperacko walczących o szczęście, choć często pokracznie rozumiane.
MO – Michał Oleszczyk [5]
Ani jatka, ani bluzgi mi nie zawadzają – jest w nich nawet poezja. Podoba mi się też hiper-kondensacja politycznych sloganów w dialogach: chwilami zbliżają się one do niezrozumiałej, fascynującej abstrakcji; niczym jakiś martwy język, którym mówiliśmy w poprzednim życiu. Ale histeryczny, skokowy montaż (scena porodu!) i brak pomysłów inscenizacyjnych w wielu scenach obnażają płytkość spojrzenia Smarzowskiego. Pierwsze pięć minut jest arcydzielne (barszcz); potem horyzont zawęża się i zawęża – i nic nie pomaga popisowe ujęcie ostatnie.
WO – Wojciech Orliński [4]
No widocznie ja jestem jakoś uprzedzony do polskiego kina, ale nie przyłączę się do zachwytów. Co było zaletą „Wesela”, czyli nagromadzenie absurdalnych zbiegów okoliczności, to razi w filmie niekomediowym. Jak mam się przejmować bohaterami, kiedy to wszystko, co ich spotyka, jest tak nieprawdopodobne? Raziła mnie też absurdalność pobocznego wątku Śledztwa W Sprawie Zootechnika, który się rozwija na marginesie głównej historii. Nagle ten jeden jedyny w miarę przyzwoity milicjant rzuca się w prywatne śledztwo, w godzinę wyjaśnia zagadkę dwoma prostymi posunięciami, a potem robi z niej tak absurdalny użytek? Po cholerę w ogóle?
MW – Michał Walkiewicz [9]
Co jest w Smarzowskim najfajniejsze? Najfajniejsze jest to, że wygląda jak facet, który nie żartuje. I choć są w jego filmie rozbrajająco śmieszne momenty, to całość raczej przeszywa zimnym dreszczem. A taki dualizm można było dotąd znaleźć tylko – oczko do Uli – u Koterskiego, ergo – w najbardziej przenikliwych wiwisekcjach „polskości”.
KW – Konrad Wągrowski [9]
Po raz kolejny Smarzowski chwycił mnie mocno za… nie powiem co. Smarzowski naprawdę ma rzadką umiejętność przykucia uwagi do ekranu na cały seans i mocnego trzymania w napięciu. Nie widziałem w tym też słabszej, odpuszczonej roli – wszystkie były wyraziste i przekonujące. Świetnie wyszła scenografia, w obu planach czasowych. A co do umazania w błocie… Cóż, czułem się, jakbym oglądał obcy świat, z którym nie mam nic wspólnego, ale w istnienie którego mogę spokojnie uwierzyć. Co więcej – nie widziałem w nim opowieści na temat czasów Stanu Wojennego (co jednak zawęża znaczenie), ale wizerunek pewnego prowincjonalnego środowiska, które wcale tak wiele nie musiało się zmienić przez 30 lat. W sumie bardzo silne doświadczenie emocjonalne, które trzyma mnie do dziś. Chyba od czasu „Długu” żaden polski film mną tak nie zawładnął.
Kryminał, przewrotny moralitet, portret PRL, metafora stanu wojennego – to wszystko można odnaleźć w tym filmie. Jest niepokojący, niejednoznaczny, bywa odpychający. Mistrzowska, nowoczesna filmowa robota.