Gran Torino
Clint Eastwood
‹Gran Torino›

WASZ EKSTRAKT: 60,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Gran Torino |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 27 marca 2009 |
Reżyseria | Clint Eastwood |
Zdjęcia | Tom Stern |
Scenariusz | Nick Schenk |
Obsada | Clint Eastwood, Christopher Carley, Bee Vang, Ahney Her, Geraldine Hughes, Dreama Walker, John Carroll Lynch |
Muzyka | Kyle Eastwood, Michael Stevens |
Rok produkcji | 2008 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 116 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, sensacja |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Walt Kowalski, weteran o stalowej woli, żyjący w świecie, który nieustannie ulega zmianom, zostaje zmuszony przez sąsiadów-imigrantów do trudnej konfrontacji z własnymi zadawnionymi uprzedzeniami.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Eastwood spowiada się z Brudnego Harry’ego, serwując osobliwy miks „Karate Kid” z „Chłopakami z sąsiedztwa”. Wszystko po to, by uzmysłowić Ameryce, która po 11 września ruszyła na krucjatę przeciwko „obcym” (i do tej pory z niej nie wróciła), że sama jest niczym innym jak gigantycznym tyglem różnorakich „obcych”. I że niech najpierw uporządkuje własne podwórko, a dopiero potem – jeśli w ogóle – zabiera się za cudze. Nietrudno polubić mi film forsujący światopogląd, który podzielam, aczkolwiek zgodzę się, że mógłby go forsować nieco subtelniej.
WO – Wojciech Orliński [7]
Trochę zawyżam ocenę, bo gdyby głównego bohatera nie grał Eastwood – albo nawet gdyby to nie było pożegnanie Eastwooda z aktorstwem – to w ogóle uważałbym ten film za wielkie rozczarowanie. Trailer obiecywał coś na kształt geriatrycznego kina akcji. Tymczasem całą akcję wycięto do trailera, a sam film próbuje być raczej poważnym dramatem społecznym. I tu się zaczyna dramat, bo takie kino nigdy nie było mocną stroną Eastwooda, zwłaszcza jako reżysera. Psychologiczne przemiany w bohaterach są zupełnie nieprzekonujące, a gra aktorska młodego człowieka – katastrofalna, chwilami to już się robi w ogóle poziom kina polskiego. W zasadzie polecam, ale tylko ludziom, na których podziała urok hasła reklamowego „pożegnanie Clinta Eastwooda”. Reszta się wynudzi, oj wynudzi.
KS – Kamila Sławińska [7]
Oj, postarzał się staruszek Eastwood, postarzał – a na stare lata zrobił się sentymentalny. Co prawda jego bohaterowie zawsze byli ulepieni z podobnej gliny i wiadomo, że spodziewać się można po nich skłonności do wielkich ofiar i dramatycznych gestów godnych ostatniego prawdziwego kowboja – ale tu to już trochę przesada. Końcówka zdecydowanie zbyt melodramatyczna, a to przymiotnik, jakiego nie używało się nigdy w opisie dzieł Clinta. Mimo to z przyjemnością daję ekstra punkty za brawurową kreację aktorską (ach, te mamroty i parskania, godne starego niedźwiedzia!) i za pełen współczucia i sympatii sportretowanie rodziny chińskich imigrantów i pełnej szacunku relacji, jaka rozwija się między głównym bohaterem a jego sąsiadami.
MW – Michał Walkiewicz [7]
Eastwood robi sobie strusie jaja. To już nie jest William Munny z „Bez przebaczenia”, który po prostu był jakąś tam reinterpretacją westernowych bohaterów Clinta. To są chrząki, plucie, rzężenie, dowcipy o „żółtkach i czarnuchach” i wiekopomne sentencje w rodzaju „Każdy spotyka kiedyś kogoś, kogo nie powinien wkurwić. Dla Ciebie tym kimś jestem ja”. Trudno ten film traktować inaczej niż w kategorii pożegnania z mitami, organizującymi karierę aktorską Eastwooda. Ale co to za pożegnanie!
KW – Konrad Wągrowski [7]
WO ma 100% racji – bez Eastwooda rzecz byłaby niewarta uwagi. Ale z nim, gdy patrzymy na tę postać przez pryzmat jego ról, film jest zajmujący i – co tu dużo mówić – wzruszający. Szkoda tylko, że chińscy aktorzy-naturszczycy grają tak słabo.
Najlepsza jest finałowa piosenka, którą śpiewa Clint Eastwood. Poza tym historyjka jest banalna i przewidywalna (ale koniec zaskakujący). Eastwood gra twardziela, Walta Kowalskiego, rasistę i samotnika, który po śmierci żony przesiaduje na ganku popijając piwo. Powarkuje przy tym z nienawiścią prawie na zajmujących sąsiednie domy emigrantów. Pod wypływem przyjaźni okazuje się, że Kowalski ma jednak złote serduszko.