Byliśmy żołnierzami
(We Were Soldiers)
Randall Wallace
‹Byliśmy żołnierzami›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Byliśmy żołnierzami |
Tytuł oryginalny | We Were Soldiers |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 12 lipca 2002 |
Reżyseria | Randall Wallace |
Zdjęcia | Dean Semler |
Scenariusz | Randall Wallace |
Obsada | Chris Klein, Desmond Harrington, Mel Gibson, Madeleine Stowe, Greg Kinnear, Sam Elliott, Barry Pepper |
Muzyka | Nick Glennie-Smith |
Rok produkcji | 2001 |
Kraj produkcji | Niemcy, USA |
Czas trwania | 140 min |
WWW | Polska strona Strona |
Gatunek | dramat, wojenny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
W niedzielę 14 listopada 1965 roku o 10:48, podpułkownik Moore i jego żołnierze lądują w strefie X-Ray w dolinie Ia Drang, zwanej Doliną Śmierci. Moore jako pierwszy staje na polu bitwy, nie przypuszczając, że za moment jego 400 ludzi zostanie otoczonych przez 2000 wietnamskich żołnierzy. Trzy dni i trzy noce morderczych walk pochłoną setki ofiar po obu stronach, pozostawiając najbliższych pogrążonych w rozpaczy i żałobie.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Filmy

MC – Michał Chaciński [4]
W wymowie ten film to ciężkostrawna, niedopieczona buła. Patriotyczno-familijny przekaz podawany jest tak siermiężnie, że z samego tylko szacunku dla dobrego smaku chce się trzymać kciuki za przeciwników Amerykanów. Obawiałem się, że po 11 września Hollywood uraczy nas właśnie takimi żenującymi próbami wzbudzenia patriotycznych odruchów i 'Byliśmy smutasami' potwierdza wszystkie moje obawy. (Pomijam już, że jest coś obrzydliwego w sugerowaniu, że jakiś moment wojny w Wietnamie był szlachetnym, wzniosłym gestem cywilizowanego kraju.) Trzeba jednak przyznać, że sceny batalistyczne robią wrażenie i ratują całość przed niższą oceną. A batalistyki jest tu dużo - cała środkowa część filmu. Gdyby wyciąć po pół godziny ciężkiego wstępu i łzawego zakończenia, można by nawet podnieść ocenę o oczko, albo dwa.
Świetne kino wojenne. Patosu sporo, ale przez tyle lat zdążyłem się już przyzwyczaić – pokażcie mi hollywoodzką wysokobudżetówkę, gdzie go brak. Postaci rzeczywiście niezbyt rozbudowane – nikogo nie poznajemy bliżej, ale w tym przypadku to akurat żadna wada, gdyż głównym bohaterem jest tu wojna, a konkretnie jedna bitwa, zajmująca jakieś 80% całego czasu projekcji. Przy czym sceny batalistyczne naprawdę rzucają na kolana. Mocna rzecz.
KS – Kamila Sławińska [2]
Jedynym powodem, jaki mogę znaleźć, by komukolwiek polecać to pozbawione wdzięku, przyciężkie filmidło - to że doprawdy rzadko zdarza się napotkać obraz, który zawierałby najbardziej irytujące wady amerykańskiego mainstreamu w tak skondensowanej postaci. Jednowymiarowe, płaskie postacie, nachalne moralizatorstwo i kompletny brak dbałości o choćby śladowy związek prezentowanego świata z realiami - to tylko część rzeczy, które można zarzucić filmowi. W sumie kolejna realizacja, której autorzy porwali się na robienie filmu bez scenariusza, za to z dużym budżetem na opłacenie Mela Gibsona i efektów specjalnych. Całość podobać może się chyba tylko najbardziej patriotycznym republikanom z Teksasu, ale tylko tym, którzy w szkole nie uczyli się historii ani nie oglądali filmów Stone’a.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [9]
Szeregowiec Ryan do sześcianu zrobiony przez ekipę 'Braveheart' jako film o Wietnamie. Trudna definicja, ale oddaje sens tego filmu. Prawdziwe dzieła o wojnie (jak to) są tak okropne, że widzowi się odechciewa zbrojnych konfliktów. I mimo, że na końcu ta amerykańska flaga powiewa i powiewa (ale nie aż tak jak u Emmericha), to bardzo dobry film i świetnie wyważony. Nawet z pollitical correctness, które nakazuje robić teraz już z Wietnamczyków przeciwników, a nie kanibali - barbarzynców. Bardzo dobry, bardzo długi (140 minut) i bardzo prawdziwy (na faktach) film. Polecam.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Hmmm... Właściwie to nie jestem do końca pewien o czym był ten film. Przyjmuję założenie, że o losie żołnierza, bo pogubiłem się, próbując odgadnąć jaki ma przedstawiać stosunek do wojny w Wietnamie. Z jednej strony mówi się o 'wrogu, którego trzeba zabić', z drugiej strony ukazuje się go jako podobnych żołnierzy, ludzi, mających swoje racje, a nawet im film dedykuje (choć na polu walki Wietnamczycy zachowują się momentami równie głupio co w filmach z Chuckiem Norrisem). Zostawmy więc politykę, załóżmy więc, że jest nieistotna dla tego obrazu. Wtedy dostaniemy opowieść o okrucieństwie wojny, o tym, że na polu bitwy nikt nie jest nietykalny, że są też rodziny żołnierzy, które tak naprawdę nie wierzą, że śmierć najbliższych może się przytrafić właśnie im. Po stronie zalet jest efektowna batalistyka, po stronie wad absolutnie bezbarwne i papierowe postacie. Lojalnie ostrzegam - jeśli komuś batalistyka nie jest w stanie tego zrekompensować i jest uczulony na kinowy patos, powinien trzymać się od tego filmu z daleka.