Wyspa tajemnic
(Shutter Island)
Martin Scorsese
‹Wyspa tajemnic›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Wyspa tajemnic |
Tytuł oryginalny | Shutter Island |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 26 marca 2010 |
Reżyseria | Martin Scorsese |
Zdjęcia | Robert Richardson |
Scenariusz | Laeta Kalogridis |
Obsada | Leonardo DiCaprio, Mark Ruffalo, Ben Kingsley, Emily Mortimer, Michelle Williams, Max von Sydow, Jackie Earle Haley, Elias Koteas, Patricia Clarkson, Ted Levine, John Carroll Lynch, Michael Kelly |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 138 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Rok 1954, wyspa Zatoki Bostońskiej. W tak pięknym miejscu znajduje się szpital dla obłąkanych przestępców. Na wyspie jest prowadzone śledztwo - w sprawie tajemniczego zniknięcia jednej z pacjentek - przez federalnych szeryfów Tedda i Chucka. Kobieta zniknęła z pokoju, który był zamknięty, a w oknach były kraty; w pokoju została tylko zaszyfrowana wiadomość. Nad wyspę nadciąga huragan i łączność z resztą świata zostaje zerwana.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Najbardziej podoba mi się muzyka w sekwencji otwierającej. TARAM, TARAM!!! (już nigdy nie opuścisz tej wyspy) TUDUM, TUDUM!!! (to twoja ostatnia droga) TARAM, TARAM!!! Załózmy przez moment, że widzieliśmy wcześniej już te wszystkie filmy, w których akcja była projekcją umysłu głównego wariata. Co wtedy? Dość mało tajemnicza ta wyspa, co? Od momentu, gdy Leo zaczyna zachowywać się jak regularny psychol (jakoś połowa seansu) jest w zasadzie przecież wszystko jedno, czy wyrafinowane sztuczki płata mu mózg, czy ex-naziści. Efekt jest taki sam, a wynik już ustalony. Już nigdy nie opuści tej wyspy. A przed nami jeszcze ciągle godzina filmu.
„Gabinet doktora Caligari” w wersji epickiej. Rozliczne inspiracje formalne – od Hitchcocka po współczesne japońskie kino grozy. Wszystkie składowe na tip top. Nawet obsadzenie babyface’a w roli twardziela po przejściach tym razem w pełni uzasadnione. Najlepszy Scorsese od czasu „Chłopców z ferajny”. Serio.
UL – Urszula Lipińska [7]
Niedługo najnowsze filmy Scorsesego odpowiedzą na wszystkie pytania postawione w jego starszych dziełach. Wystarczy się przyjrzeć desperacji z jaką prowadzi się analogię między wojenną przeszłością Teddy’ego a końcówką „Wyspy tajemnic”. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, ten wątek nie istniał w sposób tak rozbudowany w książce Lehane’a i w ogóle często ma się wrażenie, że gdzie reżyser zamieszał w powieści, to poczynił w filmie szkodę dopowiedzenia. Z drugiej strony brakuje za kamerą twórcy wyczuwającego różnicę między wizualnym kiczem (początkowe sceny z żoną) a usprawiedliwioną, bo potęgującą efekt, stylizacją (retrospekcje z obozu koncentracyjnego). Gdyby nie świetna dramaturgia, która nie gaśnie ani na moment – porażka reżysera miałaby niemały rozmiar. Po raz pierwszy u Scorsesego rola DiCaprio naprawdę robi wrażenie.
MO – Michał Oleszczyk [5]
Film o nieumiejętności zmierzenia się z traumą sam cierpi na schorzenie, które opisuje. Scorsese jest zbyt oddalony od opowiadanej anegdoty, by móc natchnąć jej oczywistą taniochę jakąś poezją (co udało mu się przecież w „Przylądku strachu”!). Stara się opowiadać rzetelnie i to go gubi, bo świetne kino klasy B musi mieć dystans do siebie. Nie da się oddawać hołdu Valowi Lewtonowi i Alfredowi Hitchcockowi jednocześnie: albo mrużymy oczy, albo je otwieramy. Inaczej, jak w tym filmie, wychodzi spazm i grymas, na które doprawdy przykro patrzeć.
WO – Wojciech Orliński [3]
Dawno się tak bardzo nie zgadzałem z recenzją Jacka Szczerby. Może i są tu jakieś hołdy dla filmów, których w życiu nie oglądałem, alecomnietowogle. Chrzanić hołdy. Sam z siebie ten film się nie broni, swoją ceniuteńką intrygą i przewidywalnym zaskakującym zwrotem akcji. Po którym jak już się wszystko niby wyjaśniło, to jeszcze mamy dobry kwadrans, w którym kompletnie nic się nie dzieje, mamy tylko jeszcze dokładniej wyjaśnione to, co się wyjaśniło. W tej scenie, w której Di Caprio – no wiecie, bez spojlerowania – wszystko nam łopatologicznie rekonstruuje, już tylko chciałem wołać nieśmiertelnymi słowami Rafała Aleksandra Ziemkiewicza, „dziadek, zejdź z ekranu”. Zapłaciłem w kasie za thriller a dostałem coś, co najpierw raziło debilizmem intrygi, a potem niby się wyjaśniało, dlaczego jest taka dziwaczna, ale to tylko pogłębiało uczucie żałości. Dyskomfortu dopełnia ścieżka dźwiękowa – muzyka jest koszmarnie zła!
Pamiętam, że na wieść o planowanej ekranizacji przeczytanej właśnie „Wyspy…” mocno się przed laty skrzywiłem. Założenie, iż jej bogactwo rozpłynie się pod naporem gatunkowych ograniczeń, wydawało mi się nad wyraz oczywiste. Tymczasem nie! Scorsese zagrał mi na nosie, ekranizując powieść zgodnie z jej założeniami. Nawet więcej – nie zmieniając w niej dosłownie nic, wzbogacił „Wyspę…” o czysto filmową płaszczyznę, bez której cała historia zdaje się teraz nie istnieć. Oto ręka mistrza!
KW – Konrad Wągrowski [9]
Najlepszym dowodem na to, że Scorsesemu się udało jest dla mnie fakt, że oglądałem film w nieustającym napięciu i z zainteresowaniem, pomimo tego, że znałem literacki pierwowzór. Ale nawet nie ta thrillerowa solidna konstrukcja jest tu ważna, nawet nie piękne zdjęcia i naprawdę świetny di Caprio, chyba najlepszy z czterech ról u Scorsese (współpraca z Martym mu wyraźnie służy). Najważniejsze jest to, że uwierzyłem w traumę, uwierzyłem w to że sytuacja głównego bohatera jest taka, że właściwie nie ma żadnego wyboru – musi pozostać agentem na tropie, bo inne ewentualności są po prostu nie do zniesienia.