Across the Universe
Julie Taymor
‹Across the Universe›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Across the Universe |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 4 stycznia 2008 |
Reżyseria | Julie Taymor |
Zdjęcia | Bruno Delbonnel |
Scenariusz | Dick Clement, Ian La Frenais |
Obsada | Evan Rachel Wood, Jim Sturgess, Joe Anderson, Dana Fuchs, Martin Luther, T.V. Carpio, Spencer Liff, Lisa Hogg, Amanda Cole, Danya Taymor, Joe Cocker, Harry J. Lennix, James Urbaniak, Bono, Jerzy Gwiazdowski, Eddie Izzard, Salma Hayek |
Muzyka | Elliot Goldenthal |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 131 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, musical |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Film opowiada historię miłosną rozgrywającą się w burzliwych latach 60-tych, czasach protestów antywojennych, eksploracji umysłu i rock′n′rolla. Jego akcja przenosi się z doków Liverpoolu do nowojorskiej Greenwich Village, z targanych zamieszkami ulic Detroit na pola Wietnamu. Młodzi ludzie, Jude i Lucy, razem z grupą przyjaciół zostają wciągnięci w ruchy antywojenne i kontrkulturowe.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Filmy

MC – Michał Chaciński [5]
Dziwne, ale tutaj zawiodło to, co wydawało mi się być poza wszelką wątpliwością, czyli rozbuchana fantazja Julie Taymor. „Ta pani” (copyright JarKacz & MiKamino) w obu swoich wcześniejszych filmach niemal wykoleiła opowieści, bo wpychała swoje fantazje na pierwszy plan tak mocno, że zaczynały przesłaniać postaci i fabułę. Tymczasem w musicalu z muzą bitelsów zabrakło właśnie rozbuchania wizualnego, zabrakło wariackich pomysłów realizacyjnych i czegoś porywającego, co miało choćby Moulin Rouge. Tutaj ledwie kilka razy wskazówka wychyla się w prawo (Salma na truskawkowych polach, Eddie Izzard), a poza tym kiepawo. Przy tak schematycznej opowieści Taymor nie sądziła chyba, ze akurat te postacie obronią sie same? Szkoda, zmarnowana szansa.
„Hair” spotyka „Moulin Rouge!”. Wolałbym co prawda, aby do tego spotkania nie doszło, żeby film obył się bez przyciężkawej momentami psychodelii i wyglądał po prostu jak „Hair” z coverami Beatlesów, ale cóż – zalet i tak ma zdecydowanie więcej niż wad. Ponadczasowe szlagiery czwórki z Liverpoolu w nowych aranżach brzmią świeżo, a jednocześnie nadal jak mało co potrafią oddać klimat lat 60. Świetny jest Jim Sturgess jako Jude. Niewiele mu ustępują aktorzy wcielający się w postacie wzorowane na Janis Joplin i Hendriksie. Tylko neurotyczną dziewczynę Mansona bym wymienił, bo nie bardzo pasuje do naiwnie zaangażowanego charakteru swej bohaterki. Summa summarum, „Lakier do włosów” to nie jest, ale bez wątpienia podtrzymuje dobrą passę dzisiejszego musicalu.
WO – Wojciech Orliński [8]
Dwie rzeczy zachwycają w tym filmie: scenografia pięknie odtwarzająca schyłek lat 60. i coverowe wersje piosenek Beatlesów, zrobione z wyczuciem i pomysłowością (zwłaszcza dwa covery zaśpiewane przez Bono i Joe Cockera, którego normalnie nie lubię, ale tu się wykazał). Jest nawet jakaś tam fabuła. Jeśli się nie zachwyciłem do samego końca, to ze względu na bohaterów – są tak bardzo cool, że przypominają bardziej postacie z kinowych reklam H&M niż kogoś, z kim mógłbym się identyfikować i jakoś tam przejmować jego losami.
KS – Kamila Sławińska [1]
Paw. No sorry, ale napuszoność i pretensjonalność tego utworu odrzuca mnie tak skutecznie, że nawet nie mogę się skupić na urodziwości psychodelicznych kolorków. W dodatku nie cierpię Beatlesów.
Nigdy nie przepadałem ze Beatlesami, ale wprost pokładałem się ze śmiechu, gdy słuchałem jak ci piękni młodzi modele zarzynają ich piosenki swoimi obrzydliwie poprawnymi głosikami. Wyobraźcie sobie, że przez dwie godziny w jedno ucho buczy wam Ala Janosz, w drugie James Bunt. No i te wizualne cuda wianki. Tylko błagam, niech nikt mi nie wmawia, że tu wszystko jest ironiczne, bo i tak nie uwierzę.
MW – Michał Walkiewicz [5]
Film-wydmuszka. Może jestem wyjątkiem, ale w musicalu na równi ze ścieżką dźwiękową liczą się dla mnie ciekawi bohaterowie oraz przesłanie wyłaniające się z materii czasów, które muzyka ilustruje. W „AtU” nie ma ani jednego, ani drugiego. Są szałowe wizualne odjzady i kalejdoskop scen z lat 60-tych, potraktowanych przez Taymor jak komiks z ruchomymi obrazkami.